I po obżarstwie. Różnica wagi przed i po świętach niewielka ale jednak konkretna 1,5 kg :). Nic sobie z tego nie robię i śmieję się wadze w twarz. Taka różnica to praktycznie fluktuacja, którą można w 2 dni bez ruchu zbić a z ruchem w jeden dzień. Tak też się zrobi.
Jeszcze trochę i zaczynam ponowny trening. Początek będzie wymagał dużego samozaparcia - duże ilości łatwych dróg, ogólne rozruszanie się po wypoczynku od wspinaczki i łykanie tlenu. Idę w propozycję E.Horsta ale lekko zmodyfikowaną. Będzie to system 3-3-2-1 czyli trzy tygodnie (zamiast 4 jak u Horsta) na wytrzymałość, trzy tygodnie na siłę i moc, dwa tygodnie na wytrzymałość beztlenową i jeden tydzień przerwy od wspinania. Do właściwego sezonu wykręcę dwa razy ten cykl. A skąd skrócenie treningu tlenowego z 4 do 3 tygodni? Ano stąd, że jednak przy moim trybie wspinania wytrzymałość tlenowa nie jest priorytetem, a że z wagą nie mam problemów to aż cztery tygodnie czystej wytrzymałości nie są mi potrzebne. Poza tym chce się zmieścić z dwoma cyklami do końca maja co przy takiej rozpisce powinno się udać.
A co tam słychać w reście? Nie jest dobrze - mimo tylu dni kompletnego braku wspinania dalej mam pewien delikatny dyskomfort w prawym barku. Odkryłem także ze zgrozą, że w prawym nadgarstku przy odpowiednim skręceniu dłoni też siedzi lekki ból. Wiedziałem, że wiek robi swoje ale, że aż tak? To przecież dopiero początek, minął zaledwie rok średnio trudnych treningów a gnaty zaczynają być odczuwalne. Z drugiej strony jest dobrze - wypoczywa także łeb i coraz bardziej zbiera w sobie chęć do wspinania. Mam nadzieję, że nabranie świeżości psychicznej też w niemałym stopniu przyczyni się do większej chęci wyciskania potów z organizmu :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz