Pytanie w tytule posta pewnie zadawane jest często przez ludzi zarażonych wspinaczką :). Ja na przykład zadaję je sobie od czasu do czasu. Odpowiedź jest niezwykle prosta (prosta w przypadku gdy nie jesteśmy już na granicy swoich możliwości) - trzeba się do tych trudniejszych dróg przystawiać i próbować czy już puszczą czy nie :). Przystawianie takie ma jeszcze jedną bardzo miłą cechę - jest wskaźnikiem z czym mamy problemy. Jest to wskaźnik bardzo szczegółowy, pokazujący czy nie siada nam pociągnięcie z jednego palca, czy jesteśmy już na tyle wyczerpani pod koniec drogi, że seria przechwytów nie puszcza chociaż gdy startujemy tylko do tych przechwytów to przełazimy bez trudu, czy też w pewnym miejscu brakuje nam gibkości aby czujnie postawić wysoko nogę i powstać na niej itd. Tego typu pokazu nie doznamy nigdzie indziej niż zderzając się ze swoim aktualnym limesem. Trudne drogi uczą także (a może przede wszystkim) techniki - ile to razy na trudnej drodze rzęziliśmy bo brakowało odpowiedniego ustawienia, zagrania ciałem? Potem po 3, 4 próbie nagle (mimo, że siła przecież nie wzrosła a nawet zmalała po iluś tam próbach) przełazimy trudne momenty i droga puszcza a w głowie zostaje nauczka w postaci nowo poznanych ruchów, które pomogły przebyć drogę. Trudne drogi (trudne względem naszego aktualnego poziomu) to jak dobry nauczyciel - jeżeli tylko chcemy nauczą nas bardzo wiele. Oczywiście czasami niczego nas nie nauczą bo na tyle dopakujemy, że przeleziemy taką drogę o tak byle jak - ale to jest margines, na który można sobie pozwolić :). Z trudnymi dla nas drogami oczywiście należy uważać aby nie stały się dla nas sposobem na kontuzje (ale to jak z campusem, powoli i jak coś tylko lekko zaboli odstawiamy na potem :)).
Warto jak sądzę w swoim cyklu treningowym dorzucić kilka wypadów na robienie swoich limesów. W książce E.Horsta nic na ten temat nie znajdziemy. Przy proponowanym cyklu 4-3-2-1 w kolejności na wytrzymałość tlenową, siłę maksymalną, wytrzymałość beztlenową, - ja nie doszukałem się porady aby powiedzmy zrobić sobie z tydzień lub dwa na sprawdzanie się na swoich limesach (nie mówię tutaj o boulderingu na siłę maksymalną gdzie wymyślamy sobie bouldery na granicy swoich możliwości). Może niedokładnie czytałem. W każdym razie wydaje mi się to niezbędnym i sensownym pomysłem. Ja sobie dorzucę pod koniec cyklu 3-3-3-1 ze trzy wypady na ataki na maksy (na wędkę i z dołem). Poza tym jest to dobre urozmaicenie :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz