Z braku miejsca na innych boulderowych ściankach dorwaliśmy się z kumplem (w ramach siłki :)) do łażenia po dachu. Oj trzeba mieć powera żeby po tym mykać i całkiem inną technikę. Zrobiliśmy sobie taką jedna przystawkę z haczeniem pięty itd. Bardzo ładnie daje w kość po kilku powtórzeniach :).
Oczywiście po kolejnym dniu na siłę maksymalną znowu cudowne bóle łapek. Na samej ścianie są już pierwsze (a może nawet drugie) objawy przypływu mocy i siły. Objawiło się to tym, że robiąc pewne trasy wcześniejsze w kilku miejscach nie dbając o to czy dobrze się ustawiam czy nie nagle pociągnąłem sobie wesoło i dało radę przejść byle jak :). Jest to bardzo niebezpieczne ze względu na olewanie techniki ale cóż poradzić, widocznie technikę na już ciut trudniejszych trasach trzeba będzie ćwiczyć. To ciekawy problem ogólny - jak zwiększając powera nie tracić starań o technikę na prostszych dla nas drogach? Tylko skupienie i koncentracja mogą coś tutaj pomóc bo innej rady nie widzę. Myślę, że problem ten doskwiera wszystkim. To takie proste iść na łatwą drogę tak z marszu, byle jak bo czego się człowiek nie chwyci i gdziekolwiek i jakkolwiek nie stanie to wszystko działa i samo prze do góry. Tak czy inaczej technikę muszę przyznać traktuję jednak mimo wszystko po macoszemu. Wiele razy zbierałem się do tego aby bardziej świadomie się wspinać itd ale nic z tego nie wychodzi (jest różnie raz lepiej raz gorzej w tym temacie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz