poniedziałek, 2 czerwca 2014

Kości i inne takie

Na własnym przykładzie zaobserwowałem, że w trakcie wspinaczki na własnej bardziej ufam kościom niż friendom. Jak widzę siedzącego heksa to jakoś tak od razu mogę stwierdzić, że fajnie się zaklinował lub nie. Zwykłe kości też jakoś tak z wyglądu od razu trafiają do przekonania, że siedzą. Z friendami jest inaczej. Tutaj jakoś tak nie do końca czuję, że siedzi :). Friendy siadają nawet w równoległych szczelinach i może z tego powodu jakoś tak się wydaje , że to wyleci bo mózg nie akceptuje tak na szybko wizualizacji, że friend się rozszerza w trakcie ciągnięcia i im bardziej będzie ciągnięty tym bardziej się zaciśnie. Może to z tego powodu. Kto wie ale mam tendencję do rzadkiego wykorzystywania friendów. Ostatnio może ze cztery sztuki wsadziłem (i to pewnie kilka za poradą instruktora :) ). Pewnie jest to kwestią czasu aby przyzwyczaić się także do friendów.

Druga sprawa, która mnie niepokoi jeżeli chodzi o chodzenie na własnej to fakt, że jak zakończymy kurs może się zdarzyć, że zanim skompletujemy sprzęt zrobi się taka przerwa we wspinaniu na własnej, że oduczymy się tego czego nauczyliśmy się na kursie. Stąd wygląda na to, że trzeba będzie jak najszybciej zaopatrzyć się w komplet kości, heksów i może nawet :) friendów (chociaż te są okropnie drogie). Innego wyjścia nie widzę. Za duża przerwa we wspinaniu na własnej może wycofać nas z chodzenia na własnej na dłużej a muszę przyznać, że chodzenie w tym stylu takich dróg do V+ to niesamowita przyjemność (mimo tego, że mam lęki pewne jeszcze). Trzeba będzie to przemyśleć bardziej :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz