Byliśmy i wspinaliśmy się. Dzieci w rękach instruktorów - wyszalały się maksymalnie. Ja w bouldering - zmasakrowałem się tak, że na końcu już prostej V nie mogłem przejść. Całkiem inne pakowanie niż na Avatarze na tej Fortecy - tutaj grabie są mocno znieczulone. Fantazja. Dzięki urodzinom mamy jeszcze 2 wejściówki za darmo na Fortecę.
Dzieciom bardziej podoba się Forteca - ma więcej czarów-marów. Młody wlazł dzisiaj na samą górę - instruktorzy zawiesili na samej górze cukierki i nie miał wyjścia wspiął się :). Dobry sposób. Zjazdy na linie tak chyba z 50 metrów z takiego balkonu w dół pod kątem też przyprawiło ich o uśmiech. Huśtawka z lin w kaskach. Wspinanie po różnych ściankach od połogich po pionowe. Wspinanie z zawiązanymi oczami na ślepego itd. Dzieciaki uwielbiają wspinanie niemalże genetycznie. To po prostu wciąga i powód dlaczego wspinanie jest takie przyjemne może jest niejasny ale to nie istotne - to zaraża.
Z mojej strony następny dwa dni do wtorku na regenerację rąk - dwa dni z rzędu wspinania wystarczy. Oczekuję przybycia większej mocy. Oczywiście jest to przerwa tylko na ręce brzuszki i inne takie jak najbardziej jutro i pojutrze trzaskam dalej.
Ciekawe info wyczytałem na wikipedi o Lyn Hill (dla niewiedzących - legenda wspinaczki skalnej). Znalazłem tam mianowicie taki fragment:
cyt. za wikipedią:
"Hill has experienced only one major accident in her climbing career. On May 9, 1989, she fell during a climb in Buoux,
France; after forgetting to tie a safety rope, she fell 85 ft (25 m)
into a tree, and was knocked unconscious, dislocated her left elbow and
broke a bone in her foot. She had been training hard for the World Cup
and had to stop competing for a few months to recover; she was
devastated to miss the first World Cup in the sport.However, only six weeks after her fall, she was back climbing. "
Zapomniała zawiązać (nie wiem czy zawiązała nieprawidłowy węzeł czy całkiem zapomniała zawiązać). Takie zapominalstwo jak widać może zdarzyć się nawet najlepszym światowym wspinaczom.
Wspominam o tym dlatego, że w latach moich wspinaczkowych przygód mojemu dobremu kumplowi przydarzył się podobny incydent (nie widziałem tego ale opowiadali mi znajomi, którzy przy tym byli i on sam). Kumpel miał właśnie zamiar robić Abazego (VI.3 lub VI.3+ nie pamiętam dokładnie ile to ma/miało) i przygotowywał się pod ścianą do wspinaczki na wędkę - przeciągnął sobie linę przez uprząż ale jeszcze się nie wiązał. Zabrał się za to za ubieranie butów wspinaczkowych, ubrał sobie mając już linę przeciągniętą przez uprząż. Pogoda była ładna, sympatyczne rozmowy z kumplami itd - wszystko to wpłynęło na to, że o węźle całkiem zapomniał. I wystartował. Lina tkwiła sobie wesoło w uprzęży ale bez związania :). Wspiął się ponoć tak z 7 metrów do góry (nie wiem czy nad czy jeszcze pod słynnego ząbka na podchwyt na Abazym - ponoć dzisiaj już go niema bo odleciał). Kolega asekurujący w pewnym momencie wybrał linę bardziej mocno i lina wesoło (wesoło tylko dla liny) pojechała sobie trochę nad kumpla i tam się zatrzymała - była w takiej odległości, że nie mógł już do niej sięgnąć. Tego nie wiem ale chyba wszystkim obserwatorom zrobiło się słabo. Kumpel miał jednak zapas mocy w swoich rękach - stał twardo w danym miejscu. Opowiadał, że zastanawiał się czy skakać czy dalej czekać - w tym czasie inny kumpel pobiegł w te pędy na górę od dupy strony aby z góry podać mu linę w dół - przesunąć o te brakujące metry koniec liny w kierunku zawieszonego kolegi. Trwało to trochę - conajmniej kilka minut. Dobiegł na górę od tyłu skały i z sukcesem opuścił linę w dół - skazaniec nie musiał skakać tych 7 metrów w dół co mogłoby się różnie skończyć - chwycił mocno koniec liny i został opuszczony w dół. Uratowało go mocniejsze wybranie liny przez asekurującego jeszcze gdy nie był całkiem wysoko (kto wie może by przeżywcował nieświadomie Abazego :) )
Widać, że trzeba być skupionym nawet na najprostszych czynnościach w czasie wspinania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz