Dzisiaj odbył się większy wypad do Dolinki Bolechowickiej (od rana 9 do około 16). Byli z nami także nowi adepci wspinaczki szwagier i siostra - wczoraj na sztucznej pierwsze szkolenie asekuracji na wędkę dzisiaj wspinaczka w realnej skale (sister to już kiedyś przeżywała ze mną jakieś 12 lat temu na chwilę).
Na starcie wypadu czyli jeszcze w aucie nagle uświadomiłem sobie, że wszystko wziąłem ale zapomniałem butów wspinaczkowych :). W tamtym momencie wypowiedziałem słowa "kurwa mać" ale to nic nie pomogło :). Było już za daleko aby z całą ekipą się cofać po buty, więc dojechaliśmy do Bolechowickiej tam zarzuciliśmy wędkę na Rysie Wallischa aby sister i szwagier mieli po czym łoić, mój stały partner wspinaczkowy asekurował i czuwał nad bezpieczeństwem a ja pojechałem po buty. Oczywistym jest, że starość wymaga drugs & ...... lekkich i chyba lecytynę zapodam dla poprawienia pamięci bo to skandal zapomnieć butów :).
Z łojenia puściła z dołem Rysa Wallischa w RP (bo wcześniej jednak na niej się trochę rozgrzałem) oraz Łaziki V w Niby OS (robiłem to trochę latek temu jednak). Rzeźbienie w Niby OS na Łazikach na górze było, a owszem ale dolazłem i jest git (nie lubię jednak takich tras gdzie trzeba się nawet tyłkiem wspinać :)). Byli kursanci z instruktorami i przy prowadzeniu Łazików instruktor zwrócił mi uwagę, że eksperes w pierwszej wpince powinien być odwrotnie wpięty aby zamek w karabinku gdzie wpina się linę był w przeciwnym kierunku niż kierunek wspinania - faktycznie popełniłem w tym miejscu błąd (dziekują za tą uwagę - w tej branży należy ciągle i z pokorą się uczyć i to mam nadzieję staram się robić (i kto to mówi - a na kurs wspinaczkowy to nigdy się nie wybrałem)).
Pocenie bardzo dobre i uwaga - TRA-TA-TA-TA - nastąpił przełom - WAGA PONIŻEJ 73 - a dokładnie 72,8 kg. Nowy rekord, który bardzo mi się podoba.
Prawdziwy piknikowo-wspinaczkowy wypad. I w końcu całodniowy. Nawet ta temperatura 32 C w cieniu nie zmieniła pozytywnego odbioru tegoż wypadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz