Byłem, sprawdziłem, powspinałem się i .....
Jest nawet lepiej niż dobrze. Na trasach sprzed dwóch tygodni frunięcie bez najmniejszego czucia czegokolwiek w rączkach (no może na takiej jednej VI.1 na końcu minimalnie ale to prawie nic). Jest power i podstawa do skoku do przodu - teraz po regeneracji trzeba dopakować dalej.
Jest też lekkie wnerwienie. Wziąłem na tapetę takie jedno VI.1+ i dochodzę wesoło do połowy i tam znowu to samo co kiedyś - nagle bariera absolutnej niemożności przejścia. Albo to bardzo patenciarskie miejsce, albo wycena jest do dupy. Ten plus w stosunku do innego VI.1 bez plusa jest kolosalnie znaczący :). Możliwe, że goście tam coś kręcą z tymi drogami w ramach zawodów itp albo nie potrafią dobrze wycenić drogi. Zbyt duży skok trudności ewidentnie. To nie jest tak, że na VI.1 jakoś tam trochę stęknę i przełażę a na VI.1+ stękam bardziej albo dużo bardziej i odpadam. Tam nawet nie stękam bo się nie da postękać - wcześniej jest zapora nie do pokonania :). Coś może być na rzeczy z tym kręceniem chwytów bo inna trasa ponoć została zubożona o dwa chwyty i była to V+ a nagle zrobiła się z deka trudniejsza :).
No nic szkoda, chciałbym mieć wiarygodne źródło postępów w postaci zrobionej co pewien czas trudniejszej drogi (ale trudniejszej stopniowo). Na moje wyczucie różnice pomiędzy VI.1 a VI.1+ są jednak mniejsze niż te, na które natrafiam. Na razie jedynym super miarodajnym wyznacznikiem postępu są moje proste parametry typu zwisanie na drążku, waga, podciąganie itp (oczywiście to tylko elementy postępu siły, wytrzymałości itp).
A jutro jak się uda wypad na skały z prawdziwego wapienia :). Trochę się lękam co to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz