Ujemne temperatury bez przynajmniej 8 kg dodatkowego balastu na karku są ewidentnie bardziej dotkliwe. W zeszłym roku o tej porze ważyło się z 82 kg, dzisiaj jest tego niewiele ponad 74 kg. Tłuszczyk nie grzeje a to dopiero początek minusów. Zbijanie w następnym sezonie jeszcze dodatkowych 4 kg i zobaczenie na wadze 70 kg już teraz przyprawia mnie o trzęsawkę - co by to było gdyby takie chucherko wyszło na zewnątrz w zimie. Jedno jest pewne, wakacje nad polskim morzem raczej nie wchodzą w grę - no chyba, że po zaopatrzeniu się w dogrzewający strój z pianki. Jak widać, życie człowieka interesującego się wspinaczką i na tym polu nie jest łatwe :).
Co do zbijania wagi strategia jest taka aby teraz przez zimę utrzymać się w granicach 74 - 75 kg a tak od okolic marca zacząć iść w dół aby maksa (tzn minimum) wagi osiągnąć gdzieś w okolicach połowy czerwca. Nie obędzie się bez jakiegoś ruchu typu bieganie, rower (ograniczaniem jedzenia nie mam zamiaru się odchudzać - nie lubię biegać ale jeszcze bardziej nie lubię nie jeść). Będzie ciężko zejść te ostatnie 2 kg bo jak zobaczyłem w tym sezonie waga 73 kg to taki mój naturalny stan, poniżej którego zaczyna się prawdziwa walka o każdy kilogram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz