piątek, 11 stycznia 2013

Dziad na ścianie bardzo sztucznej

Stało się. Dziad wybrał się w końcu na sztuczną ścianę wspinaczkową. Ręce bolały go jeszcze po tygodniowym treningu (jak to u dziadów, mięśnie długo się regenerują i jeden dzień odpoczynku to za mało). Bał się dotknięcia pierwszych chwytów, zrobienia pierwszego ruchu a nawet bólu jaki dozna od ubranych butów gdy ich czubki spotkają się ze stopniami. Nawet woreczek na magnezję wydawał mu się czymś obciachowym - dziad z woreczkiem na magnezję brzmiało i wyglądało w jego wyobraźni bardzo głupio. Bał się też swojego własnego brzucha sterczącego niepotrzebnie ku przodowi. Brzuch miał to w dupie i sterczał sobie wesoło - nie było na to rady. Pomimo tych wszystkich lęków dziad zjawił się jednak przed drzwiami prowadzącymi na halę wspinaczkową. Nieśmiało wszedł do środka ......

I zaczęło się. Szybkie przebranie i rozgrzewka. I na ściany. Na początek lekkie trawersy. Minuta i przedramię nie wiedziało jak się nazywa. 10 minut przerwy. Znowu trawersy. To samo - szybkie zmęczenie mięśni przedramion i ręce same się otwierały na chwytach. Tak jeszcze kilka razy. Potem po małej przerwie na trasę z liną. Brakło siły - nie dał rady dziad wleźć na samą górę mimo, że trasa była ewidentnie prosta jak schody na klatce schodowej. Odpoczynek i jeszcze raz. Tym razem udało się - dziad doszedł do sufitu (niewiele jakieś 10 metrów może). Ręce się rozgrzały i zaczęły po kolejnym wysiłku szybciej wracać do normy. Jeszcze raz i następna ściana. Na tej do połowy i odpadnięcie. Jednak rączki się wycieńczyły. Jeszcze trochę i koniec - trzeba spadać bo już niczego nie da się chwycić. Dwie godziny na ściance. Jest ok i napalenie wzrosło.

Najgorsza w tym wszystkim jest pamięć tego co się kiedyś przechodziło. Pamięć ta ciągle zmusza do  porównań z tym co się przechodzi dzisiaj. Taki niesmak, że ponownie trzeba chodzić bo takich drabiniastych drogach. Ale inaczej się nie da.

Następny wypad w niedzielę z całą rodzinką. Będzie zabawa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz