Dzisiejszy wypad na halę wspinaczkową ostrzegł mnie przed za szybkim chceniem. Pociągnąłem z dwóch palców lewej ręki z pewnej dziurki i poczułem ścięgna (chwilowy ból). Głowa myśli, że mogę a ścięgna mówią, że nie mogę. Trzeba powoli - szczególnie, że ścięgna dostosowują się bardzo powoli do nowych obciążeń.
Zaczęliśmy robić sobie już takie buldery tematyczne. Wymyślamy serię przechwytów trudniejszych i staramy się to przejść (liczba mnoga tzn ja i brat mojej drugiej połowy). Ćwiczenia bardziej na siłę maksymalną oraz na technikę - kombinujemy jak to przejść optymalnie układając się do danych przechwytów.
Zmęczenie rąk takie samo jak wcześniej ale stanowczo po większej ilości wspinaczki. Niewielkie rekordy w trawersie oraz w jednej drodze, na której udało się wejść o jakieś 2 metry wyżej itp (pewnie droga by poszła całkiem ale robiłem ją na koniec dnia już na zmęczonych ostro rękach).
Jutro też siłowy trening i potem 2 dni przerwy przed piątkowym wypadem na ściankę.
Strasznie powoli idą postępy ale w końcu nie ma się już 20 lat. Mimo wszystko ten zryw w kierunku sportu jest już największy ze wszystkich zrywów jakie pamiętam z ostatnich kilkunastu lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz