Przez ostatni czas ćwiczę dość luźno - tak na rozkręcenie się przed czymś poważniejszym. Wygląda to mniej więcej tak (kolejno dni tygodnia):
- Rozgrzewka, skakanka, rozciąganie, brzuszki, pompki, rozciąganie - 45 minut
- Ściana wspinaczkowa - około 2,5 godziny
- Rozgrzewka, rozciąganie, podciąganie na rurce, zwisy na rurce, ćwiczenia przykurczy na rurce, Rozciąganie - 45 minut
- Ściana wspinaczkowa - około 2,5 godziny
- Rozgrzewka, skakanka, rozciąganie, brzuszki, pompki, rozciąganie - 45 minut
- Dzień przerwy
- Rozgrzewka, podciąganie, zwisy na rurce (na wytrzymałość czyli z podparciem nóg aby nie cały ciężar szedł na przedramiona i dłonie),rozciąganie, ściskanie ściskacza
Jak widać jest to dość prosty rozkład tygodnia. Tego typu ćwiczenia ciągnę już od ponad 3 tygodni. Po tym okresie już widzę, że bez włączenia konkretnych zadań typu bieganie, squash, basen - takich na wydolność ogólną - daleko nie zajadę. Człowiek szybko się męczy, ma słabo dotleniane mięśnie, strzela mu w kościach (to efekt dziada komputerowca) itd.
Ogólnie wszystko idzie do przodu mimo wszystko. Gdy porównam, że na początku z wielkim trudem robiłem 4 podciągnięcia a teraz zrobię 8 mimo pewnego zmęczenia treningiem, że na początku jak skoczyłem 300 razy na skakance to taki byłem zmęczony jakbym półmaraton przebiegł a teraz sobie na luzaku 600 skaczę, że gdy zrobiłem 10 pompek to myślałem, że mi oczy wyskoczą to wiem, że to nieuniknione - będzie lepiej z każdym tygodniem. Myślałem jednak (i tutaj się przeliczyłem), że postęp będzie trochę szybszy. Zakładałem na przykład, że po miesiącu zrobię około 15 podciągnięć (a już widać, że to raczej nierealne - miesiąc minie za kilka dni). Nowe bezpieczne założenie jest takie, że po 2 miesiącach trenowania zrobię 15 podciągnięć. To wszystko zweryfikowało moje przypuszczenia - przynajmniej o tyle jestem mądrzejszy. Nie rozwiało jednak mojego globalnego postanowienia o zrobieniu Chińskiego Maharadży (VI.5). Wiem tylko tyle, że może to być trudniejsze niż mi się początkowo wydawało. Wapno jednak z niczego się nie wycofuje :) i walczy dalej.
W tym tygodniu włączam coś na ogólną wydolność - squash. Tam można się ostro zmęczyć i rozruszać zastane kości, stawy, mięśnie i całą resztę gratów. Squasha robię zamiast jednego dnia na ściance wspinaczkowej ale to z premedytacją - daję więcej czasu dłoniom na wypoczęcie - po tak długim bezruchu ten nagły ruch skałkowy dał się im już we znaki.
Przygoda z podciąganiem i próbą zrobienia 9-ciu podciągnięć była wielce pouczająca. Po pierwsze myślałem, że tak sobie ćwicząc na luzaka zrobienie jednego podciągnięcia więcej tygodniowo to będzie pestka. Ale tak nie jest. Po pierwsze mam zmęczone ręce i wszystko to co za podciąganie odpowiada. Do bicia rekordu przydałoby się ze 3 dni przerwy w moim przypadku. Po drugie muszę jednak regularnie robić piramidkę z podciągnięciami - przynajmniej 2 razy w tygodniu a nie takie sobie luźne podciągnięcia jak mi się zachce. Po trzecie (o czym wspominałem wcześniej) wydolność ogólna musi zostać wzmocniona - co przełoży się na pewno na sprawność mięśniowo-stawowo-ścięgnową.
Oj daleko jeszcze do celu. Bardzo daleko. Ale mam czas. Wapno z każdym dniem staje się mniejszym wapnem a o to przecież chodzi między innymi.
Relacja z walki na rurce (zwis na 2 rękach):
Mama pobiła rekord taty - 90 sek.
Aktualne wyniki:
Córka | 118 sek |
Mama | 90 sek |
Tata | 83 sek |
Syn | 37 sek |
Daje im żeby się cieszyli :) hihi
:) / bardzo motywujący blog:) – trzymam kciuki
OdpowiedzUsuń(ja sama próbuję dojść do formy po wypadku i długiej rehabilitacji więc będę podpatrywać pana działania. Przede mną mniejsze wyzwanie VI.1+)
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńNa 100% Pani się uda a potem dalej ponad VI.1+ :). Życzę szybkiego powrotu do formy.
Pozdrawiam