niedziela, 23 czerwca 2013

Procedury i rutyna

O procedurach w ogólnie rozumianej wspinaczce każdy wie. Na przykład procedura dotycząca sprawdzania się nawzajem przez osoby rozpoczynające wspinanie. Jedna osoba sprawdza czy druga ma w porządku zawiązany węzeł i czy przechodzi przez odpowiednie miejsca w uprzęży a ta druga osoba z węzłem sprawdza czy asekurujący ma odpowiednio wpięty przyrząd, zakręcony karabinek. Potem pytanko "mogę iść" i odpowiedź "idź" lub co też prawdopodobne aczkolwiek rzadziej spotykane "nie idź".  Ja do tego dorzucam jeszcze procedurę przekładania liny przez uprząż w trakcie wiązania polegającą na tym, że najpierw przekładam koniec liny przez część dolną uprzęży (ta od pasów na nogi) a potem z dołu idąc do góry przez pas biodrowy. Dlaczego taka kolejność? Dlatego, że wkładając od dołu nie zasłaniam sobie liną dolnej części - idzie od elementu dalej od wzroku do elementu bliższego.

Procedury mamy ale gorzej z wpadaniem w rutynę i pewną powierzchownością wykonywanych działań. Gdy już mamy na swoim koncie kilkanaście tysięcy zawiązań i tyleż samo wpięć w przyrząd nie trudno sobie wyobrazić, że wkrada się pewna rutyna w nasze działania. Zakładając, że dalej wykonujemy naszą procedurę dotyczącą danego aspektu wspinania w samej procedurze może pojawić się pewna bylejakość - związana z przekonaniem o banalności danej czynności. Patrząc na węzeł partnera możemy nie zobaczyć, że nie przełożył liny przez oba elementy uprzęży bowiem tak sobie popatrzyliśmy trochę bezmyślnie, patrząc na karabinek u asekurującego możemy nie dostrzec, że jest on nie zakręcony bo nasze oczy tak sobie lekko przeleciały tylko po tym karabinku itd, itd.

Wiadome jest, że na rutynę doskonale wpływają sytuacje stresowe. Opisywałem przypadek mojego kumpla, który zamiast związać się przełożył tylko linę przez uprząż i poszedł do góry. Wszystko na szczęście skończyło się dobrze i nic się nie stało. Po takiej nauczce czujność przy wiązaniu liny wzrosła u niego na pewno tysiąckrotnie. Nie chcielibyśmy jednak pozbawiać się rutyny na takich niebezpiecznych przypadkach. Jak zatem zwalczyć ją w bezpieczny sposób? Zwalczyć się nie da - można co najwyżej permanentnie zwalczać. Skoro sytuacje stresowe tak dobrze działają to pytanie jest takie - jak bezpiecznie zestresować partnera aby stracił swoją rutynę na długie tygodnie a może i miesiące? Najlepiej na hali wspinaczkowej w cieplarnianych warunkach, zaraz przed tym jak stanie związany liną przed ścianką, niby to nagle i z lekkim przejęciem zakrzyknąć do niego "stój", on się na nas popatrzy o co chodzi a my mu wyjedziemy z tekstem "sorry, czekaj bo właśnie miałem źle wpięty przyrząd ale już poprawiam".  Może metoda wydaje się kontrowersyjna, może partner straci do nas trochę zaufania (nie powinien stracić bo przecież mu po chwili powiemy, że to taki mały odczulacz rutyny i tak naprawdę przyrząd cały czas jest ok wpięty), może się na nas obrazi (też nie daje tej opcji za dużej szansy :)). Ogólnie poruszony zostanie w takim przypadku temat rutyny w wykonywaniu pewnych czynności i na pewno w głowie pozostanie pewna zdrowa doza niepewności zmuszająca do czujniejszego sprawdzania nawet elementarnych rzeczy. Ta pewna doza niepewności jeżeli istnieje każe człowiekowi sprawdzić wszystko dokładniej i staranniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz