czwartek, 31 października 2013

Rozciąganie - nie chce mi się :)

Jakoś tak mi się nie chce rozciągać w domu ale dzisiaj się zmusiłem i 0,5 godziny poświęciłem. Zaczyna i w tym temacie następować lekkie rozluźnienie. Ogólnie z ćwiczeniami w domowym zaciszu ostatnio krucho. To już wysycenie 10 miesiącami różnorakich zabiegów treningowych - wiem to. Co jak co ale rozciągania w domu nie można pominąć bo dziad szybko drętwieje jak się w tym opuści - od razu zaczyna to tu to tam strzelać w stawach. Wracam do nadrabiania zaległości w tym temacie (a taki kiedyś miałem piękny tydzień z codziennym rozciąganiem i ewidentnym progresem w tym temacie).

Samoprzylepna Miura dzisiaj powędrowała na półkę - wystarczy jej tego łażenia po sztucznej przez ostatnie tygodnie. Już nawet zdążyła się trochę dotrzeć i zetrzeć. Teraz poczeka tylko na skalne wypady. Ale oto są, stare buty podklejone i wracają do gry - ich los już na zawsze zostanie związany ze sztuczną ścianą. Ciekawe jak długo wytrzyma to podklejenie i jak się w nich będzie łazić. Podkleiłem gumką taką jak w Miurach - nie wiem czy dobrze zrobiłem ale zobaczę jak to zadziała na stare smrodki.

PS
Z paleniem na razie dobrze, dzień w dzień coraz później zaczynam :).

środa, 30 października 2013

Trzecie starcie

Wczoraj kolejne (trzecie starcie) z pewną VI.2+. Dokładnie z jednym miejscem na tej trasie. Jest bardzo magiczne, nie wykryłem jeszcze prawidłowego ustawienia się chociaż po wczorajszym przystawianiu jestem już na tropie :). Musi cholera puścić - aczkolwiek stwierdzam, że ta akurat droga jest wyjątkowo ciężka w przeciwieństwie do innej drogi o bliskiej trudności VI.2, która znowu jest za banalna. Jakiś patent musi istnieć i jest widocznie czymś całkowicie innym niż jakakolwiek przystawka, którą robiłem wcześniej - dlatego mam trudności z wykryciem ustawienia. Mam niby jeden sposób na przejście ale gigantycznie wytężający - pomija jeden chwyt więc raczej na sto procent nie jest to rozwiązaniem zagadki. Następnym razem spróbuję ponownie się do tego przystawić ze dwa razy. Problem jest taki, że jeszcze nigdy nie widziałem nikogo kto przechodziłby tą drogę i nie mogłem podpatrzeć patentu - raz widziałem dziewczynę, która wspinała się na tej trasie ale dokładnie w tym samym miejscu poległa :).

PS
Z instruktorem pewnie od razu bym wiedział jak przejść a tak to łamigłówka jest naprawdę ciekawa. Dodatkowo mam nadzieję, że to nie po prostu brak siły :) hehehehe.

PS2
Jeszcze apropo podciągania na jednej ręce ciekawy link LINK. I znowu wychodzi na to co jest oczywiste - palce i jeszcze raz palce (z przedramionami) - oraz core (czyli bańdzioch itd).

wtorek, 29 października 2013

Słowa kluczowe

W przeglądzie statystyk bloga widnieje spis słów kluczowych, po których blog został wyszukany (słów lub całych wpisów). Zaciekawił mnie szczególnie jeden wpis brzmiący tak "rozciąganie dupy mega przedmiotami". Teraz będzie łatwiej szukać po tym jakże zacnym zdaniu, bloga o zdobywaniu Chińskiego Maharadży :).
 

Licznik godziny startu palenia (przeniesiony zostanie od następnego posta na osobną stronę LGSP z prawej strony bloga)

10:34


poniedziałek, 28 października 2013

Zadziwiające zjawisko

Eksplorując internet natrafiłem na coś niesamowitego. Na stronie empiku znajduję gigantyczną ciekawostkę, która każe mi przetrzeć oczy i sprawdzić jeszcze raz czy dobrze czytam. Widnieje tam mianowicie książka napisana przez Wojciecha Kurtykę o jakże znajomym mi tytule "Chiński Maharadża". Oto link LINK. Książki tej nie można jeszcze nabyć bowiem data premiery przypada wg empiku na 2013-11-05. Ciekawe jak w oczach Wojciecha Kurtyki opowiedziana zostanie historia żywcowania Chińskiego. Nie mogę się doczekać zakupu i zagłębienia się w lekturę.


Licznik godziny startu palenia
10:33

niedziela, 27 października 2013

3 dni z rzędu

 3 dni z rzędu wspinanie - piątek sztuczna i obwody, wczoraj wypad ze znajomymi do doliny Półrzeczki, dzisiaj sztuczna z dzieciakami ale też trochę wspinania dla dorosłych.

W dolinie Półrzeczki bardzo malowniczo - byłem tam pierwszy raz w życiu. Cała dolinka zasypana liśćmi, słońce pięknie padało na skały, idealne warunki do wspinaczki. Poszliśmy na grupę Mnik i Dębowe Skałki i tam znaleźliśmy kilka prostych dróg - "W try miga" IV, "SaSanka" V i "Cichym ścigaj ją lotem" VI+. Faktycznie rozmieszczenie wpinek na drogach w tej dolince dość "optymistyczne". Przy drugiej wpince ewentualnie nieudanej raczej lądowanie na ziemi - trzeba uważać co się robi. My przedłużyliśmy sobie pętlą jedną z wpinek w przypadku drogi VI+. Bardzo udany wypad i przy okazji rekordowe prowadzenie VI+ :).

Co do bólu to boli prawie wszystko :). Trzy dni wspinania dają starym mięśniom i ścięgnom popalić. Teraz odpoczynek do wtorku.



Licznik godziny startu palenia
10:32

piątek, 25 października 2013

Oznaki zmęczenia materiału

Właśnie wróciłem ze sztucznej. Płynnie przeszliśmy na obwody tak po około 15 przechwytów każdy. Masakra :). Zrobiliśmy 12 razy każdy do otwarcia się dłoni i odpadnięcia. Na początku listeweczki jednak po odpowiednim rozgrzaniu. Dzisiaj na początek 4 powtórzenia zwisów po 15 sekund dla dostosowania palców do wysiłku a potem 4 powtórzenia wdrapywania się do góry. Dzisiaj 7 listewek w górę - jest progres pomimo zmęczenia środową rzezią na siłę :). Ręce już mnie chyba nie lubią ale cóż taki ich los :). Na końcu jak zwykle kule i 3 powtórzenia z przykurczami w czterech różnych stopniach zgięcia ręki w łokciu.


A tutaj poniżej lekkie refleksje po 10 miesiącach wspinaczki, które spisałem jeszcze wczoraj ale aby nie mnożyć postów (bo wiadomo, każdy post to minuta mniej palenia dziennie :)) wstawiam dzisiaj:


Mija 10-ty miesiąc wspinaczkowej zabawy. Kumulacja różnorakich przeciążeń i drobnych oraz większych kontuzji delikatnie zaczyna dawać się we znaki. Były minimalne problemy z palcem - minęły. Były ponowne problemy z palcem, które też minęły. Był ból w okolicach łopatek - zniknął. Były bolące odciski na dłoniach - dalej są ale już takie dotarte, wspinaczkowe. Było pieczenie straszliwe dłoni - już tak bardzo nie piecze nawet po ostrym dawaniu w przewieszeniach gdzie ścieranie naskórka jest znaczne. Był problem z barkiem - zniknął ale jeszcze czasami daje o sobie znać. Jest lekki problem ze ścięgnem od pachwiny krokowej aż po kolano - mam nadzieję, że minie. Trochę tego było. Nie było na razie żadnej większej komplikacji z kontuzjami ale jednak organizm zaczyna już odczuwać ogólne zmęczenie trenowaniem Brak tygodnia w którym nie czułbym zakwasów czy też jakichś bóli to tu, to tam świadczy, że organizm mimo wszystko pracuje. Różne mikro-urazy gdzieś tam narastają i czają się w ukryciu :). Była oczywiście przerwa wakacyjna, po której faktycznie jakby wszystkie drobne bolączki zniknęły na dobre - ale tylko na krótko - już po kilku tygodniach pojawiły się ponownie. Materiał doświadczalny zaczyna ewidentnie odczuwać potrzebę znaczącego odpoczynku od wspinania. Grudniowy plan odstawienia wspinaczki na około miesiąc jest dalej aktualny - muszę przyznać, że już chyba nie mogę się tego doczekać. Nie to, żeby napalenie na wspinanie zmalało. O nie! Jest na takim samym poziomie jak prawie rok temu a może nawet większym. Zżera mnie ciekawość czy po takiej przerwie po powrocie będzie przypływ POWERA? Przypuszczam, że tak - efekt taki miałem właśnie po 2 tygodniowych wakacjach - po powrocie zdawało mi się, że wyrwę chwyty ze ściany.

Patrząc na te 10 miesięcy do tyłu jest radocha, że dziad-pradziad robiący ledwo co 4 podciągnięcia na drążku potrafi już (z trudem bo z trudem ale jednak) wleźć na 5 listewek na campusie, podciągnąć się kilkanaście razy, i wykonać przechwyty o których w tamtym czasie mógł tylko pomarzyć. Na skali dziadostwa wskaźnik przesunął się znacząco w prawo (z lewej wskaźnik ma oznaczenie "Maksymalne dziadostwo" a z prawej "Absolutny brak dziadostwa"). Dziad chciałby szybciej robić pewne rzeczy ale widocznie się nie da :). Dziad ma problemy z czasem i wypadami na skały - ale takie są realia i tutaj można tylko pomyśleć o optymalizacji czasu.

Te dziesięć miesięcy pokazało też pewne rzeczy.
  • Chaos treningowy (tzn trening bez rozpiski i tzw. skakanie z kwiatka na kwiatek) jest całkiem dobrym rozwiązaniem na początek - zyskuje się dzięki temu więcej funu ze wspinania, zapewnia się (chaotyczną) zmienność treningową itp. Polecam wszystkim startującym ze wspinaczką nie przejmowanie się jakimś ściśle określonym harmonogramem. Niech będzie określony tylko w ogólnym zarysie - na przykład, że dwa razy w tygodniu się wspinamy - to wystarczy.
  • Brak czasu na bardziej intensywne wspinanie w tygodniu paradoksalnie mógł przyczynić się do ustrzeżenia mnie przed kontuzjami - człowiek z napałem łatwo może nabawić się kontuzji przesadzając z szybkością narastania obciążeń treningowych. Działając z przekonaniem, że wspinaczka nie zając robiłem chyba dobrze i rozsądnie z delikatnym intensyfikowaniem treningu. Polecam na początek przyjęcie takiej zasady - szczególnie jak ma się troszeczkę więcej latek niż 20 na karku :).
  • W co za mało włożyłem wysiłku i co powinienem bardziej przez ten okres rozwijać? Siła przedramion i palców. To pierwszej klasy arsenał wspinacza i tego nie można pomijać albo trenować w innej kolejności. To jest najważniejszy element z przygotowania fizycznego i trochę nie do końca nad nim pracowałem. Oczywiście barki, plecy, brzuch, nogi i cała reszta tego badziewia, które waży dużo kilogramów też jest ważna ale dopiero po przedramionach i palcach :).
  • Technika - w moim przypadku uczenie techniki odbywa się poprzez samoobserwację, drobne, nawet nieświadome poprawki przy wałkowaniu setek przystawek i przechwytów na drogach itp. Oczywiście z nauczycielem (dobrym) pewnie (na pewno) progres w tej dziedzinie byłby szybszy i technika byłaby lepsza. Tutaj jednak też jest pewien element, który można stracić idąc na lekcje do trenejro - element ten to odkrywanie samemu coraz lepszych ustawień, coraz efektywniejszych ruchów itd itd. Osobiście sprawia mi to odkrywanie dużą przyjemność i jest ważnym elementem ciągłego napalenia na wspinanie i tzw ogólnie rozumianego FUNU. Coś czuję, że gdyby tak od razu wszystko zostało mi wyłożone, wtłoczone i nauczone czułbym taką pustkę w wymiarze samodzielnego dochodzenia do prawdy (takie poczucie jakbym na kurs prawa jazdy się zapisał :)). Dochodzenie do tej prawdy samodzielnie i z interakcją ze znajomymi jest super, co z tego, że wolniejsze ale jednak bardziej osobiste. Osobiście polecam tą drogę i nie widzę w niej nic złego (instruktorzy by się na mnie obrazili pewnie :)). Dodam aby nie być źle zrozumianym, że chodzi mi tylko o aspekty stricte związane ze wspinaniem czyli ruszaniem się, i całą tą akrobacją skalną - nie mówię tutaj o technice asekuracji, operowania sprzętem, bezpieczeństwa itd itd - to jak najbardziej od razu walić do instruktorów. 

Takie mnie naszły jakieś refleksje - to chyba od tego ograniczania palenia papierosów. To w takim razie idę zajarać bo nigdy nie skończę tego posta :).

czwartek, 24 października 2013

3 tygodnie na siłę zrobione

Wczoraj dobiegł końca trzy tygodniowy cykl na siłę. Ostatecznie zmasakrowaliśmy się na boulderach krótkich a treściwych. Teraz przejście na dwa tygodnie obwodów takich około 20 przechwytowych na obie ręce aż do odpadnięcia. Nie rezygnujemy jednak z campusa i ćwiczeń na listewkach raz w tygodniu - będziemy to na świeżego po rozgrzewce kontynuować (bardzo ładnie rozwija siłę palców). Ogólnie wszystko zmierzać będzie w kierunku wzmocnienia palców i przedramion czyli tego co z fizycznych aspektów wspinaczki jest na pierwszym miejscu (trzymając się zasady, że prawdziwa siła techniki się nie boi :)).

PS
Dzisiejsze palenie po 10:29 zakończone sukcesem - jutro 10:30 :).

środa, 23 października 2013

10:29

Dzisiaj wszystko zgodnie z planem pierwszy pecik po godzinie 10:28 :). Jutro 10:29 i dopiero będę mógł zacząć się truć. Na razie idzie gładko.

Noga a dokładnie ścięgno w nodze dalej boli. Dzisiaj jednak ruszam na sztuczną ale mam zamiar oszczędzać nogi - jeszcze nie wiem jak to zrobię ale postaram się. Gdyby coś zaczęło bardziej nawalać to przestanę się wspinać.

Tak ostatnio pomyślałem, że dawno nie sprawdzałem ile podciągnięć jestem w stanie zrobić na drążku w ciągu. Trzy tygodnie na siłę mija dzisiaj i mam zamiar to sprawdzić w najbliższym czasie (coś musiało drgnąć do góry - obym się mocno nie rozczarował :) ). Ostatni rekord to 14 podciągnięć - wypocznę kilka dni i przystawię się do rurki. Albo nie! Może dzisiaj na sztucznej się przystawię w ramach ostatniego dnia z tego cyklu na siłę. Może się uda.




wtorek, 22 października 2013

Blog i papierosy

Jest nowa idea. Powiązanie postów blogowych z rzucaniem (ograniczaniem) palenia. Skoro nagle nie da się robić VI.5 tak z dnia na dzień to możliwe, że nie da się także tak z dnia na dzień rzucić palenia :). Stąd idea korelowania ilości postów z godziną, do której nie wolno zapalić peta. Zasada będzie taka:
  1. Liczymy ilość postów (aktualnie 267)
  2. Każdy post to minuta - czyli mamy 267 minut
  3. Obliczenia rozpoczynam do 6 rano dodając odpowiednią ilość minut do tej godziny - czyli aktualnie wychodzi 6 rano + 267 minut daje = 10:27
  4. Znając tą godzinę mogę zapalić po niej w danym dniu
Od jutra zaczynam zabawę - wliczając tego posta wychodzi, że do 10:28 nie palę.

Zasada wprowadzona ma ten minus, że znając podstępne szepty palacza-nałogowca już widzę jak stworek ten będzie starał się ograniczyć ilość pisanych postów. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie :).

Patrząc średnio na ilość pisanych postów (około 25 miesięcznie) tak co około 2 miesiące okres niepalenia od poranka będzie przesuwał się o godzinę do przodu. Zobaczę, może to jakoś na mnie zadziała.

PS
Wiem, wiem podstępny stwór-palacz nie może tak od razu rzucić tylko wymyśla chytre metody tylko po to aby jednak odsunąć myśl o niepaleniu na czas późniejszy. Ale niestety ciężko z tym wygrać w moim przypadku inaczej a na tą chwilę na to mnie stać.

niedziela, 20 października 2013

Kontuzja z zaskoczenia

Tego się nie spodziewałem ale nabawiłem się kontuzji w zaskakującym miejscu. Boli mnie mianowicie ścięgno w nodze od pachwiny aż po kolano. Boli znacznie na tyle, że kuleję chodząc a wsiadanie do samochodu sprawia niemałe problemy. Ewidentny stan zapalny. Ból pojawił się już ponad tydzień temu ale wtedy jakoś to przeszło i zapomniałem o tym. Od wczoraj jednak nastąpił ostry atak. Dziad pradziad tkwiący we mnie nie omieszkał przypomnieć o sobie w ten ciekawy i malowniczy sposób. Czyżby robienie ostatnimi czasy tych mocno przewieszonych boulderów tak bardzo obciążyło nogę, że nie wytrzymała? Kto wie może to z tego powodu. Jako urodzony hipochondryk oczywiście już sobie wkręcam inne możliwości - po jednym wypadzie w skały miałem dokładnie na tej nodze wbitego kleszcza :) - zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że lokalizacja wbicia kleszcza raczej nie powinna mieć wpływu na lokalizację ewentualnych komplikacji bólowych spowodowanych rozwijającą się boreliozą :). Mam nadzieję, że to nie to bo byłoby bardzo niefajnie. Zastanawia mnie też to, że po środowym wypadzie na trening nic mnie nie bolało a po piątkowym od soboty atak bólowy - nic takiego innego w piątek w porównaniu ze środą nie robiłem na sztucznej. Może jednak coś już nie wytrzymuje i ogólne ciągłe obciążenie w końcu kiedyś musi dać o sobie znać. Pożyjemy zobaczymy.

piątek, 18 października 2013

Campus - 5 listewek

Dzisiaj zgodnie z radami internetowych campusowych wymiataczy najpierw rozgrzewka ogólna, tak dla podniesienia tętna (czyli podskoki, pompeczki, rozciąganie ale nie w stylu joginów, itp), potem rozgrzanie rąk na trawersach i łatwych boulderach. Gdy poczułem, że krew ładnie krąży już w organizmie a w szczególności w dłoniach od razu na campus (takie zalecenia znalazłem aby jednak do listewek przystawiać się na świeżego ale dokładnie rozgrzanego).

Najpierw 4 powtórzenia zwisów na 3 palcach po 15 sekund na listewce z minutowymi odpoczynkami. Potem odpoczynek 4 minuty i próba wdrapywania się do góry. Za pierwszym razem 3 listewki do góry, przerwa minutowa i ponowne starcie. Znowu 3 listewki do góry ale już wyczaiłem technikę przechwytywania i niejako lepienia się do kolejnej listewki - była to mała eureka. Palce muszą od razu trafić odpowiednio w chwyt i musi nastąpić natychmiastowe maksymalne sprężenie mięśni do chwytu (jest o niebo lepiej niż początkowe przechwyty gdzie ostre hamowanie niedokładnie chwyconej listewki dawało się we znaki). Kolejna minuta przerwy i ponowna próba - tym razem 4 listewki do góry (znowu złota myśl Horsta o technice zadziałała - kolejne ćwiczenie, większe zmęczenie a mimo to dalej dochodzę - odpowiedź jest prosta - technika i potrzeba mniej siły). Kolejna minuta przerwy i 5 listewek puszcza :). Nie powiem ale obdarzyłem po dzisiejszym dniu dużym uczuciem to narzędzie tortur :). Mam nadzieję, że już niedługo uda się dotrzeć do samej góry, i że palce powoli zamienią się w stalowe haki do zaczepiania się na chwytach :).

Po tej sympatycznej przygodzie na campusie odpoczęliśmy i jazda na bouldery - oczywiście na siłkę czyli ostro przewieszone przystawki. Tak dawaliśmy dzisiaj, że osobiście czuję rekordowy poziom zmęczenia - z czymś takim jeszcze nie miałem do czynienia - ostatnie przystawki już naprawdę na skrajnym limesie.

Po około godzinie takich zmagań udaliśmy się jeszcze na małe co nieco. Kule i przykurcze na nich (3 powtórzenia). Podciąganie i przykurcze w czterech kątach zgięcia w łokciu.

Na koniec lekkie rozciąganie bolących mięśni i koniec. Można powiedzieć, że to się nazywa trenowanie. Mimo wszytko jest to dopiero początek tego do czego się przymierzam od nowego roku - będzie dużo bólu, dużo potu, dużo grymasów na twarzy i jęków. Jak to się mówi - jest pot jest progres.

czwartek, 17 października 2013

Miura nie śmierdzi

Spieszę donieść - LaSportiva Miura ma tą własność, że nie śmierdzi - potwierdzam to co wcześniej przeczytałem w internecie. Po pięciu wyjściach na wspinanie żadnych objawów smrodku - w syntetycznych bucikach już było nieznośnie po takim okresie użytkowania.

PS
Dodatkowo są niesamowicie wygodne mimo, że nie są jeszcze idealnie dotarte do stóp. O tym, że stoją na stopniach jak marzenie już wspominałem ale wspomnę raz jeszcze. Podkleję sobie moje stare RP Perl tym samym rodzajem gumy co w Miurach - ciekawe czy nabiorą podobnych właściwości.

Dachowe zabawy

Z braku miejsca na innych boulderowych ściankach dorwaliśmy się z kumplem (w ramach siłki :)) do łażenia po dachu. Oj trzeba mieć powera żeby po tym mykać i całkiem inną technikę. Zrobiliśmy sobie taką jedna przystawkę z haczeniem pięty itd. Bardzo ładnie daje w kość po kilku powtórzeniach :).

Oczywiście po kolejnym dniu na siłę maksymalną znowu cudowne bóle łapek. Na samej ścianie są już pierwsze (a może nawet drugie) objawy przypływu mocy i siły. Objawiło się to tym, że robiąc pewne trasy wcześniejsze w kilku miejscach nie dbając o to czy dobrze się ustawiam czy nie nagle pociągnąłem sobie wesoło i dało radę przejść byle jak :). Jest to bardzo niebezpieczne ze względu na olewanie techniki ale cóż poradzić, widocznie technikę na już ciut trudniejszych trasach trzeba będzie ćwiczyć. To ciekawy problem ogólny - jak zwiększając powera nie tracić starań o technikę na prostszych dla nas drogach? Tylko skupienie i koncentracja mogą coś tutaj pomóc bo innej rady nie widzę. Myślę, że problem ten doskwiera wszystkim. To takie proste iść na łatwą drogę tak z marszu, byle jak bo czego się człowiek nie chwyci i gdziekolwiek i jakkolwiek nie stanie to wszystko działa i samo prze do góry. Tak czy inaczej technikę muszę przyznać traktuję jednak mimo wszystko po macoszemu. Wiele razy zbierałem się do tego aby bardziej świadomie się wspinać itd ale nic z tego nie wychodzi (jest różnie raz lepiej raz gorzej w tym temacie).


środa, 16 października 2013

Jeden przechwyt na campusie :)

Trening siłowy idzie dalej do przodu (ale bardzo drobnymi kroczkami). Ostatnio sprawdziłem na campusie na tych szerszych listewkach czy da się już do góry z wiszącymi nóżkami wspiąć. Odpowiedz jest: da się - wykonałem jeden przechwyt do góry o jedną listewkę :) (trochę się jeszcze boję więcej aby się kontuzji nie nabawić). Przy kolejnej wizycie na sztucznej w piątek sprawdzę dwa przechwyty. Krok po kroczku i może uda się coś na tym powalczyć więcej.

środa, 9 października 2013

Dalsze siłowe zabawy

Wczoraj znowu masakrowanie na siłkę. Na początku trochę rozgrzewki, trochę dróg z liną a potem przewieszenie i drogi krótkie ale treściwe (kilka przechwytów). Na początku nawet za bardzo siłowa przystawka tylko raz ją zrobiłem przy pierwszym podejściu a już przy następnym siły było brak. Na koniec dojechanie się na takiej walcowej jakby drabinie (3 serie góra-dół). Czuć ręce dzisiaj znacząco. Strasznie słabi jesteśmy na tych ostro przewieszonych drogach co daje jeszcze większą motywację aby siłę zrobić i okiełznać te przewieszone ścianki i już na większym luzie po nich tańcować. Na razie dwa treningi siłowe - zrobimy jeszcze 4 sztuki w tym stylu.

wtorek, 8 października 2013

Raczej nici z planowanych dróg

Mistrz w nie realizowaniu planów oczywiście nie wykona celu na ten sezon w skałach - (np. Rysa Babińskiego VI.2+). Raczej nie można się już dłużej oszukiwać, że się uda zgrać wszystkie czynniki - siłę z mocą i pogodę :). Cały ten proces nierealizowania planów jest przynajmniej mocno naukowy - pokazuje mi gdzie nie przyspieszę i jak to jest gdy ma się obowiązki życiowe w porównaniu z okresem gdzie było się wyluzowanym człowiekiem, który na wszystko miał czas. Mimo wszystko tempo rozwoju po powrocie do wspinania na razie jest zadowalające. 20 lat temu po pierwszym sezonie zakończyłem na jakiejś jednej VI+ na wędkę a o chodzeniu z dołem jeszcze nawet nie myślałem a teraz udało mi się jedną VI.2 na wędkę, trochę prowadzeń do VI włącznie, kilka OS prostych ale jednak itd. Krzywa postępu jest mocno lepsza niż dawniej. Oczywiście istnieje obawa, że zetknięcie się z czymś trudniejszym spowoduje zrównanie się tych krzywych progresu chociażby ze względu na większe możliwości kontuzji w starszym wieku ale po prostu "wspinanie nie zając, nie ucieknie".

poniedziałek, 7 października 2013

Sadło na zimę

Jakoś ostatnio chce mi się bardziej jeść - lodówka mnie przyciąga jak magnes. To chyba zbieranie sadła na okres zimowy odziedziczony po futrzastych praprzodkach się odzywa :). Na razie nie jest źle, dalej oscyluję pomiędzy 73 - 75 tyle, że troszeczkę częściej pukam do 75kg. Pocieszające, że na drugi dzień po treningu widzę jednak nadal 73kg na wadze.

sobota, 5 października 2013

Teraz siła

Wczoraj przeszliśmy do treningu siłowego - ostro przewieszone bouldery, trasy tak do 5 przechwytów na rękę. Bardzo ładnie wszystko działa i boli. Jedyna trudność to znalezienie idealnej drogi tak aby na końcu jeszcze zawalczyć o ostatni przechwyt - jest albo tak, że ostatni przechwyt już jest nie osiągalny albo za łatwy :). Ma to jednak mniejsze znaczenie, ważne że faktycznie max 10 przechwytów i odpadnięcie. Na koniec jeszcze dojechaliśmy się na kulach podciągnięciami i przykurczami.

Jeszcze jedną rzecz spróbowałem wczoraj - podlazłem do listewek (tych szerszych) i spróbowałem się podciągnąć na końcach palców. Poszło. Kolejny objaw progresu. Mogłem wczoraj więcej razy dać w górę z palców ale jednak jeszcze się boję tego ćwiczenia na listewkach i tak tylko delikatnie sprawdzam czy się da. Coś czuję, że jak już na tym się zacznie trenować wchodzenie góra - dół to będzie kolejny przełom we wspinaniu.

Apropo nowych butów LaSportiva Miura to drugie wyjście i zaczynam delikatnie przechodzić do zachwytu :). Jeszcze nie są lepsze od moich starych RP Pearl ze względu na nie dotarcie się do stopy i ogólne czucie ale jeżeli chodzi o siadanie na stopniach to rewelacja - stawiasz i możesz zapomnieć o nodze samo stoi :).

czwartek, 3 października 2013

Alkohol - odwodnienie - atp

Tak poszperałem trochę na temat możliwych przyczyn osłabienia organizmu odczuwanego w trakcie treningu po imprezie :). Jednym z wielu negatywnych czynników związanych z alkoholem jest szybkie odwadnianie organizmu. To fakt znany, że po ostro zakropionej imprezie dobrze jest przed snem wypić duże ilości płynów (kac na drugi dzień będzie mniejszy). Skoro odwodnienie jest jedną z przypadłości poalkoholowej a odwodnienie bezpośrednio wpływa na produkcję ATP, które z kolei jest niezbędne do prawidłowej pracy mięśni tym samym powód mojego wtorkowego znaczącego osłabienia staje się oczywisty :). Odwodniłem się na tyle w ciągu dni poprzedzających trening, że mój poziom ATP był znacząco niski - wystarczył zaledwie na sam początek treningu (jak pisałem trawers na początku i potem dwie VI pod rząd i jedna VI.1 nie wskazywały, że już za moment nastąpi znaczny spadek formy). Atak osłabienia przyszedł nagle, wręcz skokowo po kolejnych dwóch trasach i tak już pozostało.

Ciekawe doświadczenie nieprawdaż?

wtorek, 1 października 2013

Osłabienie

Oj straszne osłabienie w dzisiejszym dniu. Na początku jakby dobrze trawersik, dwie takie VI-tki przewieszone na rozgrzewkę pod rząd, potem VI.1 w standardzie i od razu do takiego VI z marszu ale już natychmiast spadek siły i mocy. I tak już do samego końca. Jaka przyczyna? Trudno powiedzieć. Byłem przez weekend na czymś w rodzaju wesela :) - dwa dni nie wylewania za kołnierz. Może to to bo innych przyczyn nie widać. Może to po prostu normalne, że raz za jakiś czas takie osłabienie dopada człowieka.

Drugą możliwą przyczyną (aczkolwiek nie podejrzewam) są nowe buty - zakupiłem Miura LaSportiva. Na razie bez rewelacji w porównaniu z moimi dotartymi RP Pearl. Coś więcej będzie można powiedzieć jak się dotrą. Na razie dziwnie się stoi w tych bucikach. Zakupiłem wersję na rzepy i nawet spoko. Numer 40 przy moim normalnym rozmiarze butów 42. Mam nadzieje, że nie za bardzo się rozjadą :).