wtorek, 30 grudnia 2014

Waga zrobiona

Po świętach waga niezbędna do treningu hipergrawitacyjnego jest już na swoim miejscu. Żebra jeszcze trochę bolą ale wszystko jest już na ostatniej prostej i myślę, że nie przeszkodzą we wspinaniu. Jeszcze tylko sylwester, noworoczne rzucenie fajek i powrót na wojenną ścieżkę :). Nie mogę się już doczekać.

piątek, 19 grudnia 2014

Jak to jest gdy lina wejdzie pod nogę

Skoro już przydarzyło mi się odpadnięcie z liną pod nogą podzielę się krótkim info jak to jest gdy nas odkręca po odpadnięciu (dla tych co tej wątpliwej przyjemności nie doznali :)). 

W momencie gdy lina zostanie obciążona naszym ciężarem zaczyna nas kręcić tak błyskawicznie, że nie ma szansy na jakąkolwiek reakcję, tracimy orientację gdzie jest góra gdzie jest dół i po prostu jest całkiem przypadkowe nasze ustawienie. Nie wiemy nawet gdzie mamy ręce a gdzie nogi, próba ratowania się rękami i nogami aby nie przypieprzyć w ścianę jest raczej z góry skazana na niepowodzenie.

Jednym słowem wpadamy w całkowity brak orientacji. Nieprzyjemne to jest i niebezpieczne. Oby nigdy więcej. 

czwartek, 18 grudnia 2014

Jest rest

Jakoś tak smutno restować, szczególnie z obolałymi żebrami. Nic się poradzić nie da. Szczęście, że akurat na okres restowy przypadło rypnięcie. Do około 5 stycznia absolutna przerwa od wspinania. Niech się regeneruje co tam ma się zregenerować, głód wspinania też pewnie odpowiednio wzrośnie itd. Teraz powrót do lektury teorii treningowych :).

środa, 17 grudnia 2014

Żeberka jednak w coś rypnęły

Okazało się, że jednak żebra rypnęły zdrowo w jakiś chwyt przy ostatnim jastrzębim pikowaniu. Wczoraj było w miarę spoko ale dzisiaj ból był gorszy - najgorzej przy kasłaniu lub wstawaniu z łóżka. Przez cały dzień kontrolowałem się, żeby czasami nie kaszlnąć bo wtedy ostra szpila atakowała. Kurna wytrzymać tak bez kaszlnięcia cały dzień to nie lada wyzwanie jak się okazało. Nie wyobrażam sobie gdy ktoś stłucze sobie żebra akurat w momencie gdy jest chory i mocno kaszle - to byłoby nie do wytrzymania :). 

Chyba rest, który miał nastąpić za tydzień rozpoczął się już od wczoraj, raczej z tymi obolałymi żebrami nie odwiedzę już ściany w tym roku. Zaczynam w takim razie regenerację oraz mocne myślenie na temat planów na przyszły rok - cel co do cyfry jest raczej określony - VI.4.

Podsumowanie braku stu procentowej realizacji planów tego roku zamieszczę już w styczniu. Nie udało się poprowadzić VI.3 (tylko wędkowe przejście - zawsze coś :)). Cel był w takim razie ambitny ale prawie realistyczny co świadczy, że był dobry - nie za łatwy nie za trudny a w sam raz. 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Fikołki

No w końcu musiało do tego dojść. Połowa lotu pikowanko głową w bliżej nieokreślonym kierunku (pewnie w dół ale nie wiem bo szybko się to działo). Na mojej zielonej masakrze, której nie mogę przewalczyć bo mnie na górze wybiera (aczkolwiek powoli jak żółw ociężale coraz dalej się wdrapuję :)) dolazłem do miejsca gdzie można albo wpinać się z gorszego miejsca albo olać jeszcze na jakiś metr wpinkę i podążyć do góry do klameczki wyśmienitej. Ale żeby się do tej wyśmienitej klameczki dostać to trzeba jeszcze mieć troszkę zapasu aby dokładnie dwa ruchy wykonać. I tak właśnie było, idąc sobie wesoło jak zawsze dotarłem do tego momentu ale tym razem ruszyłem ochoczo do góry, pim pam i miałem oblaka na prawej ręce i teraz tylko do klameczki ale tak dynamicznie bo na statycznie za mało paliwa już było chociaż kurna jadłem dzisiaj syty obiad. I zrobiłem drugi raz pim niestety na pam już się nie udało - jakoś tak do dupy chwyciłem klameczkę, że mi wyjechała ręka. I lecę, a lecę do dupy, tzn najpierw ok dupą poniżej głowy ale od momentu gdy już hamowanie się zaczęło dupa wyraźnie chciała być wyżej niż głowa. Poobracało mną, odkręciło z liny między nogami i wahadełko pod okapem. Gdy już było po wszystkim patrzę w dół a tam takie oczy skierowane do góry - dużo oczu :). Uspokoiłem kumpla, że wszystko ok.

Dociekam jak to się stało, że mi lina pod nogę wlazła bo nie wiem tak byłem zajęty walką o klameczkę, że umknęło mi to całkowicie. Możliwości są dwie albo gdy miałem oblaczka i odstawiałem nogę w lewo na taki stopień wsadziłem nieostrożnie nogę pod linę albo gdy dynamicznie sięgałem do klameczki na lewo machnąłem nogą w lewo i wtedy przeszła pod linę.

Na poważnie to nic tutaj do śmiechu, rypnąłem jednak pod okapem w jakiś chwyt bokiem pleców i teraz żeberka zaczynają lekko boleć. Rano będzie pewnie jeszcze gorzej - jak to ze stłuczonymi żebrami bywa. Całe szczęście, że łbem nie przygrzmociłem.

PS
Zielonej masakrze nie odpuszczę - chyba, że ją odkręcą - ale fajna jest bo przez to, że kręci dość długa może nawet ze 13, 14 metrów ma i to wystarcza aby człowieka załatwić. Po niefortunnym locie wspiąłem się raz jeszcze aby sprawdzić wpinanie z niższej pozycji - no wybiera ta wpinka dodatkowo. Któż by pomyślał, że kawałek plastiku może przynieść tyle doświadczeń. Jak widać można się walnąć i nogę wcisnąć pod linę a wtedy lepiej mieć ze sobą kask :).

sobota, 13 grudnia 2014

Adam Ondra lubi zimno :)

Ondra przybył ostatnio do naszego wesołego kraju. W całkiem zimnych dniach strzelił sobie Made In Poland VI.8. W trzeciej próbie. Jest z niego prze oracz. Poczytałem przy tej okazji kilka wywiadów i natrafiłem na taki, w którym opisuje, że trudne drogi to już ciężko powyżej 15 stopni robić :). Mistrz ma niesamowite predyspozycje skoro wspina się z tego co wyczytałem w temperaturach bliskich zamarzaniu wody :). Jak on się potrafi rozgrzać i jak to się dzieje, że zimna skała nie mrozi mu paluchów - no człowiek z innej planety :).

Ogólnie na ogólną

Dzisiaj wypad z córką. Baldowanie na ogólną wytrzymałość itp. Mało ludzi na sztuczniaku, bardzo sympatycznie.

W ramach intensyfikacji treningu jak już pisałem w następnym roku zamiast dwóch wypadów będę robił trzy. Dwa wypady tygodniowo są dobre do pewnego poziomu - żeby potem myśleć o VI.3 to wystarczy ale dalej już chyba nie wystarczy. Oczywiście zależy też jakie to wypady, jak długotrwałe, jak intensywne itp. Moc przybywa jednak w trakcie restu pomiędzy treningami. Oczywiście nie dostateczna ilość czasu aby się trzy razy w tygodniu wspinać wymusi aby tym dodatkowym dniem była sobota albo niedziela. Planuję dzieciaki bardziej zarazić wspinem - one do trenejro a ja w tym czasie trenindżek :). Może się uda.

czwartek, 11 grudnia 2014

Pewna droga nie daje za wygraną

Już chyba z pięć razy próbowałem pewną okapową 6b+ i jakoś na samej górze nie chce puścić :). Brakuje 4 ruchów do końca ale zawsze w tym samym miejscu lewa ręka nie ma już siły żeby pociągnąć - tak się składa, że właśnie na lewą przypada ostatni mocniejszy ruch. Dobre są te drogi okapowe, każda sekwencja gdyby ją robić przy ziemi jako bald byłaby banalnie łatwa, nie warta nawet baldowania ale w ciągu na górze już ruchy wydają się trudne. Muszę jakoś tak się tam wspiąć aby oszczędzić lewą rękę na górze może wtedy puści. Inne wyjście to oczywiście wytrzymałość siłową zrobić ale na to już od nowego roku będzie czas.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Baldy powróciły do łask

Po nierealnie długiej przerwie dzisiaj cały trening baldowanie. Nie robiliśmy baldów chyba ze cztery miesiące :). Jakże rączki odzwyczaiły się od maksymalnych pociągnięć. Było o tyle super, że mieliśmy kawałek ścianki tylko dla siebie. Po przejściu kilku ustawionych baldzików o narastającej trudności natrafiliśmy na jednego na tyle trudnego, że już na nim pozostaliśmy. Przystawki raz za razem na zmianę. Nie puścił ale byliśmy już złotani strasznie. Bardzo fajnie na tej nowej fortecy :).

środa, 3 grudnia 2014

Wiszonko

Po prostu trochę wiszonka do odpadnięcia - zgodnie z powziętym postanowieniem :). To ćwiczenie doskonale trenuje mózg - zwisy w końcówce gdy ręce chcą eksplodować ciągnie tylko głowa. Kurwa ale to boli.

wtorek, 2 grudnia 2014

Relacja z walki na drągu

Rozgrzewka - ramiona, nadgarstki, łokcie i wszystko to co może mieć związek ze zwisem na drążku. Start. Pierwsza minuta spokojnie jeszcze nic nie czułem. Minuta piętnaście początek palenia w przedramionach. Minuta trzydzieści - znaczne palenie. Dwie minuty - wykrzywiony ryj i duże palenie w przedramionach. Było jeszcze sześć sekund do starego rekordu. Wydobycie z siebie przeciągłego aaaaaaaaa....... pomogło i dotrwałem do tej szóstej sekundy. Potem jeszcze 4 dodatkowe sekundy i miałem dość :). Puściłem.

Rekord pobity - 130 sekund.

PS
Ciekawa sprawa, moja córka, która z tydzień temu zrobiła 240 sekund dzisiaj nagle super słabiutko 100 sekund i już nie mogła. Dziwne to i wymaga zbadania jak to możliwe. Z całą pewnością ostatnio inaczej trzymała drążek - w tym musi być jakiś kruczek, musi istnieć jakieś optymalne ustawienie palców obejmujących drążek, w którym dużo lepiej się wisi. Gdyby tak było to podobnie będzie na chwytach w czasie wspinania. Jak coś odkryjemy z córką to napiszę o tym :).

Okapowy cienias cześć druga

Jak zwykle gdy trzeba wspinać się po przewieszonym brak techniki w tego typu zabawach natychmiast rozwala przedramiona :). Na nic czytanie o wszelkich podstawowych zasadach, na nic tłuczenie sobie do głowy, że kręcenie, że flagowanie, że wpinki z absolutnie prostej ręki, że nogi jeżeli tylko mogą muszą przejąć jak największy ciężar cielska itd itd. Przewieszenie obnaża wszystko natychmiast. Wkurzyłem się. Nic nie myśląc w trakcie wspinania ciężko będzie poprawić technikę w tym elemencie. Ktoś kiedyś powiedział, że najważniejszym mięśniem we wspinaczce jest mózg i to całkowita prawda. Ktoś inny powiedział, że wspinanie to wspaniała rzecz na odstresowanie się, na zapomnieniu o wszystkim co nas otacza i skupieniu się tylko na tej czynności, na wyłączeniu się - i tutaj zgoda tylko, że to wyłączenie w moim przypadku jest aż za duże :). Taką świadomość wspinania, świadomość wykonywanych ruchów można sobie w dupę wsadzić.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Zmienność w codziennym rączek zabijaniu

Ten tydzień zmiana - zamiast codziennego podciągania, codzienne wiszenie :). Nienawidzę wiszenia i tego bólu w końcowej fazie gdy pali jak diabli w przedramionach. Ale tak to jest jak jest coś co ładnie rozwija to musi boleć (to podobnie jak z jedzeniem jak jest super smaczne to przeważnie jest nie zdrowe i odwrotnie).

Co do wiszenia ostatnio moja córka ustanowiła nowy, niesamowity rekord domowy - 240 sekund (ona nic nie trenuje związanego ze wspinaczką). To jest nie do osiągnięcia przeze mnie w najbliższym czasie - mój stary rekord 126 sekund w dalszym ciągu mnie straszy.