poniedziałek, 31 marca 2014

Z wagą słabiutko

Nie udaje się zbić wagi do zadowalającego poziomu 73 kg. W dalszym ciągu oscyluję w okolicach 76 kg. Nie mogę zebrać się w sobie i coś z tym w końcu zrobić. Zaczynam ścisłe starania od jutra. Odliczanie w dół rozpoczęte.

sobota, 29 marca 2014

Strach przed dziurami

Ostatnio gdy byłem na skałach i w trakcie wspinaczki natrafiłem na dziurę na jeden palec, bardzo niechętnie z tego pociągnąłem. Na sztuczniaku takich chwytów na paluszek jak na lekarstwo i człowiek nie ma gdzie się przyzwyczajać. Z drugiej strony to chyba dobry odruch aby w takim razie bardzo nieśmiało i delikatnie podchodzić do takich dziurek - można się przy pośpiechu bardzo łatwo kontuzji nabawić. Jeszcze nie ufam swoim palcom. Pełne zwisy na chwytotablicy na razie także bez wersji jednopalcowej. Wzmocnienie pojedynczych palców trzeba przeprowadzać nadzwyczaj delikatnie i stopniowo (szczególnie w starszym wieku). Myśląc jednak o Chińskim Maharadży rozwijanie tego skila będzie jednak nieodzowne :).

czwartek, 27 marca 2014

Takie niby VI.2

Dzisiaj na sztucznej dalsze roboty na siłę. Tym razem robimy tak, że połowę czasu wspinamy się po drogach dla nas trudnych, potem idziemy na baldy i na koniec maszynki. Puściła dzisiaj od strzału taka zielona niby VI.2 (chociaż dałbym temu VI.1+ :), szczególnie, że puściła od pierwszej przystawki). Następny cel zostanie ustalony przy następnym wyjściu. Z baldów jest taki jeden, który nie puścił dzisiaj - dość wygibasowy i mocny - stał się moim celem baldowym na te kolejne kilka wyjść na siłkę. Czuję, że kolejna warstwa siły odkłada się w paluszkach przy tych ćwiczeniach. Jeszcze 5 tygodni do zakończenia drugiego kółka i potem już tylko czysta, żywa wspinaczka będzie naszym udziałem :).

środa, 26 marca 2014

Drugie okrążenie na siłę

Wczoraj na siłę maksymalną ale wersja trochę oszukiwana :). Drogi maxowe - nie dało się dopchać - tyle ludzi (jedno nowe VI.1 przewieszone trzy razy ale z dziwnym problemem na końcu przy przedostatnim przechwycie). Potem kilka baldów (tak wyszło, że dawały na lewą rękę ale to i dobrze - lewa słabsza jest to się miała okazję podciągnąć). Na koniec zwisy na paluszkach 5 sek - 5 sek rest x 10 razy i takie trzy serie. Potem przybloki na rurce, i jeszcze walcowe bloki o dwa do góry i w dół i tak do odpadnięcia. Z obserwacji jedno jest pewne na starcie tych 3 tygodni na siłę - jest dużo lepiej. Przykładowo w zwisaniu na palcach ewidentnie odczuwam większą siłę - aż się zastanawiam czy trochę na campusa nie wskoczyć i po listewkach pośmigać.

poniedziałek, 24 marca 2014

Ubezpieczone aby sobie ...

Hm. Nie znam się, ale wydaje mi się, że niektóre drogi w polskich skałach są źle ubezpieczone. Mam takie głębokie, podskórne poczucie, że gdy pierwszy ring jest osadzony na wysokości X od ziemi a drugi 2 razy X od ziemi, to coś jest nie tak :) (tak to miało zabrzmieć ironicznie). Nawet wpinając się z pasa w drugi przelot dolecimy do ziemi, jeżeli oczywiście asekurujący nas osobnik nie wykona przysiadu (to może nas zatrzymać ciut nad ziemią). Dobrze jeżeli wspinający się mają podobne masy ale co gdy na skały przybywa dwójka różniąca się się wagą znacznie (ale jeszcze w granicach teoretycznie dopuszczalnych). Wtedy nawet przysiad może nie pomóc bo i tak cięższy wspinający pociągnie odpowiednio asekurującego plus lina się swoje naciągnie i gleba murowana. Po co się tak obija nie wiem. Można rozważyć takie możliwości:

  • oszczędność - mniej ringów na trasie taniej wyjdzie - raczej dyskwalifikujący powód
  • fuszerka - z definicji dyskwalifikujący powód
  • chęć zwiększenia trudności drogi poprzez zwiększenie ryzyka przejścia (droga stanie się bardziej psychiczna) - to po co w ogóle obijać, lepiej nastawić się na tradowe drogi, albo może nawet żywcowanko
  • rozmieszczenie chwytów dogodnych do dokonania wpinki - realny powód dziwnego obicia gdy bierze się pod uwagę tylko odległości kolejnych ringów
Wydaje mi się, że powód ostatni jest jedynym możliwym uzasadniającym dziwne rozmieszczenie przelotów. Gdyby przyjąć, że tak jest faktycznie to wystarczy pojechać w kilka miejsc pod Krakowem i przekonać się na własne oczy jak debilnie powbijane są ringi na wielu drogach - tak debilnie ze powód ostatni nie uzasadnia tego obicia. Jak ktoś lubi idiotycznie niepotrzebne ryzyko to może sobie na przykład głowę do wirującej pralki wsadzić - też będzie psychicznie. Ale czy o to chodzi w skałach żeby np odpadając z drugiego ringa dolecieć do gleby a czasami nawet z trzeciego ? Wydaje mi się, że nie o to chodzi. Ale się nie znam więc tak se pitole.




niedziela, 23 marca 2014

Buty - znowu dziura

W podklejonych RP Pearl LU ponownie pojawiła się dziura - na rancie. Wytrzymały cztery miesiące bez dziesięciu dni. Wydaje się, że krótko - nowe wytrzymały około 8,5 miesiąca. Trzeba jednak zaznaczyć, że te 4 miesiące w podklejonych butach to dużo więcej wspinania. Szacowałbym, że około dwa razy więcej niż gdy niszczyłem nowe buty w zeszłym roku. Wychodzi zatem na to, że podklejone wytrzymały około 7 miesięcy. Niezły wynik biorąc pod uwagę koszt podklejenia. Podklejam jeszcze raz, tym razem ze wzmocnionymi rantami.

Odwiedziny w Będkowskiej

Dzisiaj pierwsza od powrotu do wspinania wizyta w dolinie Będkowskiej. Bardzo piknikowa dolinka. Nie wiem czy to sprawa niepewnej pogody ale prawie zero wspinaczy. Nie znam tej doliny ze względu na odległość - za dawnych czasów wysiadaliśmy na stacji kolejowej w Zabierzowie i potem najlepiej było do Bolechowic albo Kobylan - Będkowice były już stanowczo za daleko :). Byłem tam pewnie zaledwie kilka razy i nie pamiętam po czym się wspinałem. Trzeba będzie powolutku i tą dolinkę zacząć odwiedzać.

PS
Po sobotniej wspinaczce w realu niesamowicie bolą mnie ręce, nogi, dłonie - jak to jest, że na sztucznej gdy przelazłem 500 metrów na drugi dzień prawie nic mnie nie bolało a tutaj po 6 wejściach na około 15 metrowe drogi taki efekt? Jedyne wyjaśnienie to bardziej izometryczne obciążenia - więcej stania w danym miejscu przy prowadzeniach w OS, na sztucznej jednak robi się przechwyt za przechwytem bardziej wbiegając. Chociaż jest to chyba naciągana teoria. Jedno jest pewne - jakoś tak bardziej boli po realu.

sobota, 22 marca 2014

Plemnik po 20 latach :)

Z bandą znajomych kobylańskie wspinanie na Mnichu. Chcieliśmy słońca i je dostaliśmy - aż w nadmiarze. Gorąc jak w lecie :). Przyznam, że na drodze "Plemnik" nawojowałem się dzisiaj ostro (robiłem w NOS-ie czyli niby OS-ie). Nad jaskinią tak jakoś babrałem się, że nie chciało ruszyć do góry - wydawało mi się, że jak odpadnę to sobie rozwalę nogi o dół jaskini albo, że łbem walnę w górę jaskini. Wlazłem nad jaskinię po czym powolutku się wycofałem. Po odpoczynku i usłyszanych krzykach na dole "że trzeba kolegę zacząć dopingować" zebrałem się w sobie i poszło. Powiem tak - najtrudniejszy OS (NOS) po powrocie. Koleżanka zaproponowała tytuł na następnego bloga "Plemnik po 20 latach" - muszę to przemyśleć :).

Wspinka udana - wszyscy jak sądzę zadowoleni. Każdy zebrał po kilka nowych dróg do klaserów :).

PS
Jak zwykle odkrycie, że prawdziwa skała to 100% coś innego niż sztuczniaki.

PS2
W tym słońcu tak puchną nogi, że niedopasowane buciory sprawiały straszliwy ból. Szkoda, że nie dotarłem jednak Miurów na panelu.

piątek, 21 marca 2014

Tylko 350 metrów :)

Nie udało się dzisiaj 500 metrów trzasnąć  - w trzy osoby wolniej trochę idzie a chcieliśmy jeszcze trochę piątku zaznać w domu. Ale ogólnie fajne promieniowanie rączek - takie delikatne ale jednostajne :).

środa, 19 marca 2014

Wytrzymałość tlenowa

Jako, że wytrzymałość tlenowa bardzo szybko odchodzi w niepamięć gdy jej nie trenujemy, warto od czasu do czasu skupić się na niej i ją trochę podreperować. Jest z nią wedle zasady "szybko przyszło, szybko poszło" - czyli szybko można ją zrobić ale równie szybko się ją traci. Oczywiście gdy wspinamy się w skałach typowo po drogach sportowych, jednowyciągowych z tlenową nie warto przesadzać - stąd ja na przykład doszedłem do wniosku, że w drugim cyklu zrobię tylko tydzień na wytrzymałość tlenową.

Po treningach w tym sezonie (jeden pełny cykl) robionych według książki E.Horsta "Trening wspinaczkowy" wychodzi na to, że na poziomie oscylującym gdzieś wokół VI.2 gdy skupiamy się na drogach jednowyciągowych, najlepiej robić trening na siłę maksymalną oraz na wytrzymałość siłową - ze wskazaniem na tą drugą. Od czasu do czasu w ramach odpoczynku można zrobić tlenowe zabawy - delikatne obciążenie paluszków w trakcie tlenowego treningu może być przyczynkiem do unikania kontuzji. Tak mi wychodzi - największy przypływ mocy poczułem po treningu na wytrzymałość siłową. W przypadku tak niskiego poziomu jak VI.2 na tyle jesteśmy słabi, że robienie treningu na WS przy okazji wzmacnia nam i siłę maksymalną (nie zawsze jesteśmy tak dokładni aby ułożyć przystawki idealnie do WS, czasami wkradnie się coś cięższego).

W gruncie rzeczy treningi WT, WS, SM są pewnymi punktami na kontinuum od skrajnego WT do skrajnego SM. Takim skrajnym WT jest chodzenie w nieskończoność po drodze o stopniu powiedzmy III (dla niektórych może to być IV albo V itd w zależności od wytrenowania). Skrajnym treningiem siłowym będzie na przykład podciągnie się na drążku z takim obciążeniem, że jesteśmy w stanie podciągnąć się jeden raz :). Prawda jest taka, że istnieje nieskończona liczba różnych treningów do wyboru do koloru. Określanie czegoś jako WT, WS czy SM jest tylko bardzo zgrubnym przybliżeniem. Z tego kontinuum ja osobiście wybieram coś pomiędzy WS a SM. Raz trochę bliżej WS a raz trochę bliżej SM. Trenowanie w tym przedziale najefektywniej wpłynie na wzrost naszych możliwości jeżeli chodzi o wspinanie jednowyciągowe na trudność. Oczywiście gdy dojdziemy do poziomu powiedzmy VI.4 będziemy musieli podreperować trochę siłę maksymalną (trening bliżej WS) bo możemy natrafić na takie przechwyty, że nie starczy nam siły na przejście. I tak dalej - oscylacja pomiędzy WS a SM połączona z dodatkową zmiennością w postaci różnicowania robionych ćwiczeń wydaje się najlepsze - i jednocześnie najmniej nużące.

Takiego podejścia na razie będę się trzymał.


wtorek, 18 marca 2014

Drugie kółko ropoczęte

Po tygodniowym reście powrót do treningów :). 500 metrów na tlen. Dało radę ale jest ostro wykańczające zrobienie nawet po prostych trasach takiej odległości w 3 godziny. Jeszcze raz coś takiego i wracamy do tego co istotne - siła maksymalna.

Robię sobie też w dni bez ścianki 30 minutowe przekładanie palców na drągu - nudne ale fajne.

niedziela, 16 marca 2014

Piramida i nie tylko

Zrobiłem sobie dla przypomnienia piramidkę do 8 i w dół - poszło na luzie. To ćwiczenie LINK. Mam zamiar już za kilka tygodni przystawić się do liczby 9 - powinno puścić. Dzisiaj jeszcze jedno ćwiczenie na wytrzymałość tlenową - coś takiego LINK. Tego typu przekładanki palcowe na rurce przez 30 minut. Tak dociążałem palce aby czuć w przedramionach zbliżające się napompowanie ale aby nie napompować się strasznie. Tą kontrolę nad pompowaniem się przedramion uzyskujemy albo zwiększając kąt podparcia nóg o ziemię albo robiąc zwisy jednej ręki w dół połączone ze strzepywaniem buły. Bardzo dobre ćwiczenie ale niezwykle nudne - dobrze mieć rurkę tak usytuowaną aby dało się telewizor oglądać :), albo ustawić sobie laptopa i puścić jakiś film czy coś bo te 30 minut dłuży się cholernie :).

PS
Jeszcze nie otrząsnąłem się z wczorajszego osiągnięcia 15 podciągnięć - ciągle o tym myślę :). Fajne uczucie, że dziad jednak może pójść dalej.

sobota, 15 marca 2014

Przełom nad przełomy :)

Relacja z wyścigu na rurze:
Cóż za radość!!! Jakbym złoty medal zdobył - 15 podciągnięć statycznych na drągu w ciągu zrobione. Bałem się tego podejścia bo już tyle razy bicie rekordu w tej kategorii kończyło się fiaskiem. Udało się. 13 było bardzo na luzie, 14 nagły spadek siły a przy 15 była walka ale udało się. Teraz trzeba umocnić się na tym poziomie podciągnięć. Wracam do piramidek w podciąganiach szczególnie, że chcę w piramidzie podciągnięć dojść do 9 i w dół.

PS
Ale radość :) :) :). Po tylu miesiącach w końcu coś drgnęło :).

Tygodniowy reścik

Tydzień odpoczynku od wspinania dobiega końca - już dzisiaj albo jutro zaczynam ćwiczonka na rączki. Następny tydzień wspinaczka na wytrzymałość tlenową - znowu kilkaset metrów ściany będziemy trzaskać :). Tym razem dołączam do tego trening wytrzymałości w domu tak aby wyszło sumarycznie 5 razy w tym tygodniu. Będą to przechwyty w różnych kombinacjach palców na rurze z podparciem nóg o ziemie tak aby być zaraz przed progiem beztlenowym przez bardzo długi czas (około 30 do 40 minut). Taki jest skromny plan.

środa, 12 marca 2014

Oczywiście

Oczywiście gdy siedzi się w pracy to za oknami upały i słońce na maksa. Założę się, że w weekend będzie lało.

wtorek, 11 marca 2014

Daily routine - pumeks

W tym roku bardzo regularnie (prawie codziennie) ścieram z dłoni zrogowaciały naskórek powstały podczas wspinaczki na sztucznej. Wykorzystuję pumeks. Codziennie minuta - przechodzę po każdym większym odcisku i potem krem do regeneracji dłoni ukradziony drugiej połowie :). Efekty są wyśmienite - zero problemów z odciskami - są tak minimalne, że jakby ich nie było. W tamtym sezonie nie robiłem tego regularnie i wykorzystywałem pilniczek do paznokci - lepszy jest pumeks. Polecam pumeks i kremik oraz co najważniejsze regularność.

poniedziałek, 10 marca 2014

W marcu poniżej 74 kg

Tak dla lepszego samopoczucia :), w marcu staram się zejść poniżej 74 kg na wadze. 62 dni bez jarania robi swoje i ciągle substytutem pozostaje jedzenie. Jest to dość męczące. Można byłoby nie przejmować się wagą gdyby ona ustabilizowała się na jakimś stałym poziomie - tak jednak przy niepaleniu stanowczo nie jest. Dlatego niestety trzeba o to dbać.

Tydzień restu po zakończonym cyklu rozpocząłem od sporej dawki na antagonistyczne mięśnie oraz na ćwiczenia rehabilitacyjne na barki (tak profilaktycznie). Powrót do wspinania około soboty lub niedzieli.

niedziela, 9 marca 2014

Wapnem po wapieniu - VI.1+

I udało się dobrze rozpocząć sezon. Dzisiaj poprowadzenie VI.1+ w Wąwozie Półrzeczki - droga "KukSaniec" na Skale Na Łopiankach. Przystawiłem się najpierw na wędkę - nie puściło od razu. Za drugim razem puściło więc postanowiłem, że niech to będzie to konkretne rozpoczęcie sezonu. Dało radę z dużym zapasem więc plan na VI.3 tego roku wydaje się po tej próbie bardzo realny szczególnie, że dopiero po jednym cyklu treningowym jestem i czeka mnie jeszcze jedno kółko na siłę i wytrzymałość siłową.
Bardzo fajne wspinanie ze znajomymi - to oni ciągną mnie z cyfrą w górę, prawie zawsze gdy pojedziemy pęka coś fajnego. Dziękuję Wam z tego miejsca serdecznie :).

Wcześniej jeszcze w OS jedna IV i jedna V+ na tej samej skale.

Zostało tylko 3,5 stopnia do Chińskiego :). Wapno jedzie zatem dalej :).


piątek, 7 marca 2014

Jednak jest dobrze

W niedzielę ostatni trening cyklu 3-3-3-1. Potem tydzień odpoczynku i zaczynamy kolejny cykl - tym razem 1-3-3-1 czyli jeden tydzień wytrzymałość ogólna, 3 tygodnie siła maksymalna, 3 tygodnie wytrzymałość siłowa i jeden tydzień odpoczynku (taka profilaktyka przeciw kontuzjom).

Po zakończeniu wytrzymałości siłowej ewidentny progres (ostatni wypad opisany 2 posty temu to jednak zdarzający się każdemu słabszy dzień). Dzisiaj pomarańczowa VI.1 x 2 z rzędu plus VI niebieskie w tym samym ciągu  - i to 3 razy takie ćwiczonko - razem 9 dróg w 3 podejściach :). Potem jeszcze kilka razy takie pionowe VI.1. Dokończenie na różnych pomniejszych VI. Sumarycznie jak prawie zawsze 200 metrów + trawers. Gdzie te czasy rok temu gdzie jak zrobiliśmy 200 metrów to cieszyliśmy się jak dzieci z takiego rekordu przebytych na jednym wypadzie dróg :). Teraz 200 to normalka w miarę luźna.

Odpoczywamy tydzień i ruszamy do siły maksymalnej - będzie robiona inaczej niż ostatnio - robiliśmy bouldery i maszyny. Teraz wspinamy się na maksach naszych ale po drogach normalnych. Ta strategia działa jak robienie maksymalnie siłowych dla nas przechwytów z definicji - będą to drogi maksy więc natrafimy na duże naprężenia :). Po drogach maksach kilka baldów siłowych i na końcu maszyny. Takie podejście pozwoli wykryć drogi na następne trzy tygodnie roboty na wytrzymałość siłową - będziemy po trudniejszych drogach katować w kółeczko :). Takie połączenie w spójny sposób połączy robotę na maks siłę z wytrzymałością siłową, której nigdy dość :).


czwartek, 6 marca 2014

Święty Gral wspinaczkowego treningu

A zatem jakie jest w końcu najlepsze ćwiczenie dla wspinaczy (poza rzecz jasna samym wspinaniem)? Nie ma jednej odpowiedzi bo zależy o jakie parametry pytamy, czy o siłę palców, czy o maksymalny przyblok czy dla boulderowca czy dla łojanta dróg 30 metrowych na trudność itd. To może zadam pytanie inaczej - jakie ćwiczenie wybralibyśmy gdyby trzeba było wybrać tylko jedno? Ja mam swojego faworyta, wybieram zwisanie na prostych rękach na rurze. Tak czuję, że to ćwiczenie w niebagatelny sposób przekłada się potem na samo wspinanie. A tak się zaniedbuję ostatnio w tym zwisaniu. Rekord tego roku to zaledwie 100 sekund :). Tak być nie może. I wszystkim radzę "zwisajmy na rurze".

wtorek, 4 marca 2014

Zmęczenie cyklem :)

Dzisiaj odczułem już lekkie zmęczenie trwającym od 2 miesięcy cyklem treningowym. Najwyższa pora zrobić sobie tygodniowego resta. Mam także dziwne poczucie braku postępów :). Chociaż pewne parametry pokazują rozwijanie (np na początku cyklu na wytrzymałość siłową pewną drogę VI+ robiłem prawie 3 razy a dzisiaj zrobiłem ją prawie 5 razy z rzędu - itp (tak wiem to już nie jest na wytrzymałość siłową tylko na tlenową hehehe). Mimo wszystko w niektórych rzeczach odczuwam brak postępów (hehehe w podciąganiu na drążku powyżej 14 razy na przykład). Takie dziwne uczucie nie poparte żadnym konkretem - może to taki kryzysowy dzień dzisiaj był a może coś w tym jest.

niedziela, 2 marca 2014

Sezon rozpoczęty :)

Co tu dużo gadać - maniacy uderzyli na skały pomimo 4 stopni na plus :). Najpierw przemaszerowaliśmy ze znajomymi całą dolinkę Kobylańską i zatrzymawszy się na Lotnikach załoiliśmy szaleńczo trudną drogę "Kinder niespodzianka" IV+. Nie było to może podobne do zdobywania K2 zimą :) ale nas przyprawiło o ostre zlodowacenie palców (ja miałem problemy z odwiązaniem po wspinaczce ósemki :). Czyli już wiadomo, przy 4 stopniach Celcjusza i pełnym zachmurzeniu wspinanie jest mocno niemiłe. Ciekawe jak jest przy 5 stopniach :) Wędrówka dolinką była natomiast stanowczo dobra dla zrzucenia kilku zbędnych dekagramów :) (ale uwaga prawie cała droga to błoto).

sobota, 1 marca 2014

Po co robić trudniejsze drogi :)

Gdyby nie było możliwości robienia coraz większych trudności czy wspinanie skałkowe (i nie tylko skałkowe) miałoby sens? Pewnie tak - obcowanie z naturą, wysokość, miłe spędzanie czasu itp miałoby taki sam sens jak aktualnie tyle, że bez pokonywania coraz większych trudności. Niemniej trudność i jej wzrost jest wpisana w każdą działalność człowieka czy tego chce czy nie. Trudno mi wymyślić działalność, w której nie da się wprowadzić skali trudności - tzw przez wspinaczy "cyfry". Wszystko rozciąga się na skali od mało trudne do coraz bardziej trudne. Chwileczkę, jeszcze raz skupię się i spróbuję znaleźć rodzaj aktywności ludzkiej, w której nie występuje pojęcie trudności....... Nie mogę nic znaleźć. Może ktoś się nie zgodzić ale według mnie wszędzie wkrada się stopniowanie. Można tylko to stopniowanie ze względu na trudność ignorować lub nie ignorować.
Wracając jednak do wspinaczki - skale trudności to wspaniała rzecz z wielu powodów pragmatycznych. Jadąc w skały otwieram sobie przewodnik i od razu wiem gdzie uderzać, gdzie znajdują się rejony odpowiednie dla mnie - gdzie zakatuję się bo będzie za trudno albo gdzie zanudzę się bo będzie za łatwo. Kolejnym pragmatycznym dobrodziejstwem wynikającym z "cyfry" jest wymiana informacji między ludźmi - można dowiedzieć się co aktualnie robią i gdzie mogą się z nami wybrać, bardzo łatwo dzięki temu dogadać się i określić nasze preferencje. Innym ciekawym plusem skali trudności jest wciąganie człowieka w daną dziedzinę - w przypadku wspinaczki wsiąkamy dzięki cyfrze (między innymi dzięki cyfrze) w dwie możliwe konkurencje. Jedną (tą moim zdaniem najistotniejszą) z samym sobą, gdzie rywalem jesteśmy my sami ciągle zmieniający się w czasie. Walczymy z samym sobą pokonując coraz trudniejsze drogi - przykładowo my jako sześć-jedynkowcy  odchodzimy w niepamięć gdy pojawiamy się my jaki sześć-dwójkowcy itd. Walka jest nieskończona bowiem chwila nieuwagi i my jako sześć-dwójkowcy możemy bardzo szybko stać się sześć-jedynkowcami i cała walka znowu się zaczyna :). To przekraczanie bariery trudności dróg jest moim zdaniem bardzo istotnym elementem zarażającym we wspinaczce. Drugą konkurencją, w którą możemy się zanurzyć dzięki cyfrze jest rywalizacja z innymi ludźmi. Rywalizacja ta może być w pewnych okolicznościach zajęciem mniej szlachetnym ale raczej jest rywalizacją pozytywną - a przynajmniej efekty tej rywalizacji w postaci pozostawionych dróg są czymś na plus dla świata wspinaczkowego.
Czy wspinamy się dla trudności? Moim zdaniem nie tylko ale jest to element niezwykle istotny. Istotny z tego powodu, że taka już jest ewolucyjne ukształtowana natura człowieka - chce pokonywać stojące na jego drodze przeszkody. Te przeszkody mogą być różnego typu ale zawsze dają się w mniej lub bardziej przybliżony sposób wyrazić w postaci "cyfry".

PS
Jak gram w cokolwiek to chce wygrać - gdy tą grą jest pokonywanie dróg skałkowych też chcę wygrać (chcę pokonać daną drogę), gdy grą tą jest podciąganie się na drążku, też chcę wygrać itd w nieskończoność. Więc gdy ktoś twierdzi, że cyfra jest nieważna to ja osobiście się z takim kimś nie zgodzę :). Jest bardzo ważna. Żeby natomiast zachować zdrową równowagę nie zgodzę się także z kimś kto twierdzi, "że liczy się tylko cyfra". To byłaby skrajna oczywista przesada bowiem każda dziedzina działania w tym także wspinaczka składa się z wielu elementów. Wspinaczka na przykład z: przygody , kontaktów z ludźmi, pokonywaniu cyfry, lepszego samopoczucia dzięki aktywnemu spędzaniu czasu w skałach i trenowaniu organizmu, zastrzykom adrenaliny, pięknym widokom itp. To chyba oczywiste, że sama cyfra nie zadziałałaby na człowieka bez tych dodatkowych elementów :). A zatem gdy cyfra przyklei się do jakiejś fajnej aktywności zaczyna być naprawdę czadowo :).