piątek, 28 lutego 2014

Boli nie w trakcie wspinania

Ból ścięgien krokowych nie odpuszcza. Jest on ewidentnie związany ze wspinaniem - gdy robiłem miesiąc przerwy od wspinania wszystko zniknęło do zera. Interesujące jest jedno - tzn w trakcie wspinania po rozgrzewce itd nic nie boli - boli tylko w normalnym życiu codziennym w trakcie siadania, chodzenia itd. Nadwyrężenie to jest bardzo interesujące dla laika w tej dziedzinie - jest dziwne. Kumpel ma podobnie tylko z kolanem, w trakcie wspinania nic nie czuje ale w normalnym funkcjonowaniu codziennym kolano zaczyna łupać. Wnerwiłem się i udaję się do specjalisty - może otworzy mi oczy na coś czego nie wiem.

środa, 26 lutego 2014

Jak robić trudniejsze drogi?

Pytanie w tytule posta pewnie zadawane jest często przez ludzi zarażonych wspinaczką :). Ja na przykład zadaję je sobie od czasu do czasu. Odpowiedź jest niezwykle prosta (prosta w przypadku gdy nie jesteśmy już na granicy swoich możliwości) - trzeba się do tych trudniejszych dróg przystawiać i próbować czy już puszczą czy nie :). Przystawianie takie ma jeszcze jedną bardzo miłą cechę - jest wskaźnikiem z czym mamy problemy. Jest to wskaźnik bardzo szczegółowy, pokazujący czy nie siada nam pociągnięcie z jednego palca, czy jesteśmy już na tyle wyczerpani pod koniec drogi, że seria przechwytów nie puszcza chociaż gdy startujemy tylko do tych przechwytów to przełazimy bez trudu, czy też w pewnym miejscu brakuje nam gibkości aby czujnie postawić wysoko nogę i powstać na niej itd. Tego typu pokazu nie doznamy nigdzie indziej niż zderzając się ze swoim  aktualnym limesem. Trudne drogi uczą także (a może przede wszystkim) techniki - ile to razy na trudnej drodze rzęziliśmy bo brakowało odpowiedniego ustawienia, zagrania ciałem? Potem po 3, 4 próbie nagle (mimo, że siła przecież nie wzrosła a nawet zmalała po iluś tam próbach) przełazimy trudne momenty i droga puszcza a w głowie zostaje nauczka w postaci nowo poznanych ruchów, które pomogły przebyć drogę. Trudne drogi (trudne względem naszego aktualnego poziomu) to jak dobry nauczyciel - jeżeli tylko chcemy nauczą nas bardzo wiele. Oczywiście czasami niczego nas nie nauczą bo na tyle dopakujemy, że przeleziemy taką drogę o tak byle jak - ale to jest margines, na który można sobie pozwolić :). Z trudnymi dla nas drogami oczywiście należy uważać aby nie stały się dla nas sposobem na kontuzje (ale to jak z campusem, powoli i jak coś tylko lekko zaboli odstawiamy na potem :)).

Warto jak sądzę w swoim cyklu treningowym dorzucić kilka wypadów na robienie swoich limesów. W książce E.Horsta nic na ten temat nie znajdziemy. Przy proponowanym cyklu 4-3-2-1 w kolejności na wytrzymałość tlenową, siłę maksymalną, wytrzymałość beztlenową, - ja nie doszukałem się porady aby powiedzmy zrobić sobie z tydzień lub dwa na sprawdzanie się na swoich limesach (nie mówię tutaj o boulderingu na siłę maksymalną gdzie wymyślamy sobie bouldery na granicy swoich możliwości). Może niedokładnie czytałem. W każdym razie wydaje mi się to niezbędnym i sensownym pomysłem. Ja sobie dorzucę pod koniec cyklu 3-3-3-1 ze trzy wypady na ataki na maksy (na wędkę i z dołem). Poza tym jest to dobre urozmaicenie :).  

wtorek, 25 lutego 2014

Waga - pocieszenie

Patrząc na parametry takiego mistrza jak Chris Sharma człowiekowi lżej na duszy :). Oto co podaje wiki LINK. Wzrost 183 cm i 75kg wagi - czyli da się przy takich parametrach coś tam załoić :). Hehehe - tyle, że u niego te 75 kg to pewnie same mięśnie, ścięgna i kości. Trzeba zamieniać sadło na mięśnie i będzie dobrze :).

Ostatnie dni lutego i waga

Zostało kilka dni lutego. Obiecałem sobie zobaczyć ponownie wagę pomiędzy 73 - 74 kg. Do 74,9 kg udało się dojść, pora na zejście niżej. Do końca lutego ścisła dieta :).

PS
Dopiero po chwili takie znalazłem opisy na temat wagi :) LINK. Ale co mi tam - wiem, że za dużo jem ostatnio więc muszę to ograniczyć dość znacznie.

niedziela, 23 lutego 2014

Minutki

Dzisiaj wypad z dzieciakami na ściankę - bardzo delikatnie się powspinałem gdy już dzieciakom siadły akumulatory (celowo nie dokupiłem im kolejnej porcji ciastek :). Zrobiłem sobie między innymi sprawdzian czy przejdę mój maksymalnie trudny boulder :)  - ale przelazłem na luzaku więc siła maksymalna nie spada chyba. Obolałe jeszcze rączki po piątkowych zajęciach :), oj obolałe.

Przed chwilą zrobiłem sobie minutki - ćwiczenie z książki E.Horsta. Zasada prosta - włączamy stoper, robimy 5 podciągnięć, to co nam zostało do pełnej minuty wypoczywamy i przy rozpoczęciu następnej minuty startujemy z kolejnymi 5 podciągnięciami, itd byle się w minucie kolejnej zmieścić z 5 podciągnięciami (można te 5 robić nie w ciągu). Gdy tak kolejna minutka za minutką mija coraz mniej zostaje na wypoczynek przed kolejnymi pięcioma podciągnięciami. Doszedłem do zrobienia 10 minut w ten sposób (Horst pisze, że to już ładnie, ale prawdziwy mistrz robi 20 minutek :)). Super ćwiczenie na wytrzymałość beztlenową grupy mięśni odpowiedzialnych za podciąganie. W zeszłym roku doszedłem do 8 minut czyli jest progres.

PS
Ciekawe, dzieciaki powspinały się dzisiaj dość sporo (chyba rekordowo dużo jak na taki wypad) i zero odczuwania jakiegokolwiek bólu rąk. Ciekawe czy jutro coś powiedzą o jakichś zakwasach czy coś w tym stylu. Wątpię :).

sobota, 22 lutego 2014

Siłowanie się z wytrzymałością :)

Drugie wyjście na wytrzymałość siłową. Jest lekki progres ale zaobserwowałem, że w danej dziedzinie pierwsze poważne odczucia progresu przypadają na trzeci trening :). Tak było z wytrzymałością tlenową, tak było z siłą maksymalną - pewnie teraz też tak będzie. Jak wygląda mój trening na wytrzymałość siłową ? Ano tak:

  • rozgrzewka rzecz oczywista (w tym sezonie dużo brzuchów poza innymi zwiększaczami tętna)
  • trawersik w ramach rozgrzewki palców i przedramion
  • jedna droga na dalsze rozgrzanie paluszków itd (wybieram jakąś znaną VI-tkę)
  • interwały - drogi pod rząd wykonywane do napompowania przedramion i rozwarcia się dłoni (około 200 metrów)
  • na koniec na maszyny - robimy podciąganie na rurze z rozpiski cały czas zwiększając ilości w naszych 5 seriach z 2 minutowymi przerwami (dzisiaj na przykład miałem rozpiskę 7-10-7-7-min 10)
  • potem walce i wdrapywanie się po nich, lub przybloki na walcach i wysięgi co dwa do góry, powrót i zmiana ręki i tak do odpadnięcia
  • na koniec rozciąganie

Zwiększanie obciążenia treningowego realizuję w ten sposób, że ustaliłem sobie około 200 metrów do przejścia i za każdym razem te 200 metrów będzie po coraz trudniejszych drogach - eliminuję te słabsze i wprowadzam trudniejsze drogi. Przykładowo - ostatnio robiłem interwały na dwóch drogach o trudności VI (jedna łatwiejsza, druga trudniejsza), dzisiaj ta łatwiejsza VI mniej razy, trudniejsza VI mniej razy, nowa VI w przewieszeniu, nowa VI.1 w przewieszeniu i jeszcze jedna znana VI.1. Wszystko w takich seriach aż rączki się rozginają. Szczególnie taka jedna VI.1 jest bardzo fajna - robię ją około 1,5 raza (już pod koniec treningu) na razie - gdy będę po niej fruwał 3 lub 4 razy z rzędu wprowadzę znowu coś trudniejszego żeby tak z 1,5 raza robić (jest takie VI.2 niedaleko) itd. Następnym razem z moich 200 metrów eliminuję całkowicie tą łatwiejszą VI-tkę. I tak to będzie się rozwijać przez 3 tygodnie (jeszcze 2 tygodnie).

czwartek, 20 lutego 2014

Zerowanie parametrów

Parametry sprawdzające typu podciągnięcia na rurze i zwis na rurze czekają na swoje wyzerowanie w porównaniu z ubiegłym rokiem. Wisi to nade mną jak nie wiem co. Podciągnięcia ciągiem (pełne do prostych rąk) jak zawsze 14 max, zwisanie na dwóch rękach na rurze 126 sekund max. Wczoraj robiłem zwisanie i 95 sekund już jest :). Bardziej puszczam z bólu odcisków niż z całkowitego rozwierania dłoni ale cóż, trzeba będzie już niedługo pobić rekord zeszłego sezonu :). Jest jeszcze jeden zapomniany parametr w ćwiczeniu domowym, piramidka w podciągnięciach LINK - w zeszłym sezonie do 8 piramidka się udała - w tym trzeba koniecznie zrobić do 9. Oj dawno piramidki w podciągnięciach nie robiłem.

Jak polepszę wyniki w tych parametrach poczuję się taki bardziej spokojny :).

wtorek, 18 lutego 2014

Patenty są wieczne

Przypomniałem sobie coś co zaobserwowałem jeszcze w trakcie wakacji. Miałem o tym wtedy napisać ale jakoś wyleciało z głowy. Przebywaliśmy pod Szarą Płytą w dolinie Kobylańskiej. Przez środek Szarej czyli na klasyku Szara płyta wspinała się właśnie jakaś dziewczyna, dopiero co patentując drogę. Asekurował ją gościu, który już znał drogę. W momencie gdy dziewczyna ruszyła do ataku startując z takiej wstępnej półki usłyszała poradę - coś w stylu "tutaj lewą ręką w tą dziurkę ale odwrotnie, kciukiem w dół". Taki właśnie jest tam patent. Reminiscencja, która mnie zaatakowała była wielce przyjemna. Dokładnie pamiętam ten motyw z odwróconą ręką. Z tym motywem mam jeszcze innego rodzaju trwałą pamiątkę - na palcu wskazującym lewej ręki w okolicy zaraz nad drugim stawem palca licząc od jego końca posiadam bliznę w kształcie litery V, której nabawiłem się przechodząc dziesiątki razy Szarą Płytę. Właśnie ta dziura wrzynała się w palec tak dotkliwie, że często doprowadzałem się do krwawej rany - cały czas w tym samym miejscu :).

Refleksja, której doznałem była banalna ale jakże wstrząsająca - patenty trwają jakby własnym życiem, zmieniają się wspinacze ale patenty są i trwają nienaruszone :) (w końcu ponad 20 lat temu my także wykorzystywaliśmy motyw odwróconej dłoni na Szarej). Gdyby głębiej drążyć temat można by dojść do takich rozważań jak w matematyce. W najogólniejszej postaci sprowadzają się one do odpowiedzi na pytanie, czy byty matematyczne istnieją niezależnie od człowieka i są niejako do odkrycia przez niego, czy też są wytworem istniejącym tylko w oparciu o świadome mózgi? A co z patentami, one też mogą istnieć już niezależnie, będąc niejako częścią składową świata, niezależnie od tego czy istnieją jacyś wspinacze chętni przejść daną formację skalną i odkryć patenty na jej przejście. Hm. Ja obstawiam, że patenty są tak samo realne jak skała :), wykluwają się wraz z jej powstawaniem w procesach geologicznych, czekając potem na swych odkrywców :). Dowodem na to niech będzie to, że ten sam ruch na skale zostaje odkryty wielokrotnie przez różnych wspinaczy (nie trzeba sobie tegoż ruchu przekazywać, choć tak jest prościej). A zatem ten patent tkwi immanentnie w danej drodze skalnej (dla ścisłości nie zawsze jeden, częściej cały wachlarz możliwych patentów już tam tkwi). On tam już jest, gotowy i dopasowany do człekokształtnej istoty parającej się wspinaniem (patenty dla istot o innym kształcie też tam tkwią ale są na sto procent inne :) hehehe - w gruncie rzeczy istnieje tam nieskończenie wiele patentów dla nieskończonej ilości możliwych kształtów istot parających się wspinaniem :)).

PS
Idę o zakład, że im droga trudniejsza tym mniej możliwych patentów w niej tkwi :). Przy ostatecznym hardcorze jest już tylko jeden możliwy dla zadanego kształtu istoty wspinającej się:).

PS2
Pojechałem na ostro co?

PS3
Na marginesie zaczęliśmy dzisiaj robotę na "Power Endurance". Oj fajnie - człowiek czuje, że żyje jak to robi :).

O treningu do znudzenia :)

Ciekawy link jak sądzę : LINK. Ładne i zwarte podsumowanie różnego rodzaju ćwiczeń i koncepcji. Polecam.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Punkt startowy

Określiłem sobie punkt startowy przed najważniejszym fragmentem treningu. Zrobiłem z dołem 8 dróg w tym jedna VI.1 w OS, trzy VI-tki, trochę piątek. Na końcu przystawka do VI.1+ w OS w okapie ale nie dało rady ręce szybciutko się męczą a i technika w okapach nietęga. Po pompowaniu przedramion przez 3 tygodnie (jednak z 2 tygodni zamieniliśmy na 3 tygodnie treningu na wytrzymałość siłową) zobaczymy jak pójdzie to VI.1+ oraz kilka innych dróżek. W każdym razie aktualnie bardzo słabiutko z tą wytrzymałością siłową :) - nic dziwnego w te klocki jeszcze się nie bawiłem od przerwy grudniowej.

PS
Tak się zastanawiam na co najwięcej trenowałem ponad 20 lat temu gdy po prostu całymi dniami i przez całe wakacje wspinałem się w skałach. Wychodzi na to, że głównie na wytrzymałość siłową. Przez większość dnia robiliśmy po prostu drogę za drogą aż do przejścia, prawie nigdy nie trenowaliśmy czegoś konkretnego - była droga to trzeba było ją zrobić i tak przystawialiśmy się do niej co chwila. Gdy była za trudna to szliśmy na inną i to samo - próby przejścia. Wszystkie próby kończyły się ostrym paleniem w przedramionach. Coś w tym jest - nieprawdaż? I takim sposobem udało się Chińskiego w końcu przewędkować (kumpel poprowadził) w czwartym sezonie wspinania (a dokładnie w 3 sezonie bowiem pierwszy to było tylko kilka wypadów w skały). Tak się skrobię po głowie i kto wie czy nie pójdę w tą wytrzymałość siłową bardziej :).


Ostatni etap cyklu

Na koniec trzech tygodni na siłę mocno doładowałem. Tak mocno, że nie odważyłem się czymkolwiek dzisiaj obciążać rąk :). Muszą odpocząć biedne rączyny. Muszą odpocząć szczególnie, że zaczynamy zabawy na "power endurance". To będzie największa mordęga - czyli pompowanie przedramion, odpoczynek i znowu pompowanie. Pompowanie będzie odbywało się oczywiście nie tylko na przedramiona ale na to z największym naciskiem. Fajnie będzie zamknąć jedno kółko pełnego cyklu - nie ukrywam, jest to dość monotonne i chciałoby się już po prostu powspinać :). Z drugiej strony dobrze jest mieć także doświadczenie z takiego bardziej poukładanego trenowania, zgodnie (czasami mniej zgodnie) z wyczytanymi poradami książkowymi itd. Ciekawe co z tego wyjdzie :). Wytrzymaliśmy i jeszcze chwilka a będziemy się rozkoszować wspinaniem po czym dusza zapragnie :) - zrobimy wytrzymałość beztlenową przez 2 tygodnie, tydzień odpoczynku od wspinania i potem sobie połazimy po różnych dróżkach (próbując różne maksy i nie maksy :) ).


piątek, 14 lutego 2014

Panowanie nad sadłem

Nareszcie. Udało się zapanować nad wagą - dwa dni z rzędu 74,9 kg. To cieszy. Niepalenie 38 dni zaczyna już tracić władzę nad dojadaniem różnorakich przekąsek w ciągu dnia :).

środa, 12 lutego 2014

Siła rośnie

Siłowe zabawy przynoszą pierwsze oznaki postępu. Bald, który jeszcze 2 wyjścia temu wydawał się bardzo trudny dzisiaj puścił z takim spokojem i lekkością, że aż się zdziwiłem - zrobiłem go sobie 3 razy.

Postęp nie jest za szybki ale podobno w siłowym rozwoju najwolniej idzie (za to dłużej się utrzymuje raz wypracowana siła gdy odstawimy trening). Powoli nie oznacza, że niezauważalnie - na przykład gdy spojrzeć na palce to widzę, że na zwisach jest większy luz (dzisiaj już sobie kombinowałem 2-palcowe zwisy).

Podciągnięcia robię cały czas zgodnie z rozpiską. Zaobserwowałem jedną ciekawą rzecz - gdy robię te podciągnięcia na treningu to robię je dość dynamicznie i nie do pełnego zwisu. Gdy potem robię sprawdzanie możliwości podciągania w ciągu robię super pełne podciągnięcia do pełnego wyprostowania rąk. I tutaj doznaję lekkiego strzała - jest kolosalna różnica :). Stad wydaje mi się, że już tak ładnie trzaskam podciągnięcia a to jednak nie to samo. Na treningu specjalnie robimy takie bardziej dynamiczne podciągania aby szło to w kierunku trenowania mocy trochę (trenowanie mocy traktowałem po macoszemu więc taki pierwszy kroczek w tym kierunku zawsze się przyda).

I kolejna rzecz. Pisałem już o tym, że skakanie w trakcie baldowania na materac po skończonym baldzie wywołuje u mnie kontuzję w ścięgnie krokowym. Dzisiaj kolejne potwierdzenie tego faktu - poskakałem z samej góry i już mam dość znaczny ból. Albo nie umiem skakać i jakoś za bardzo wyhamowuję nogami albo jest to po prostu za duże przeciążenie jak na moje lata. W każdym razie trzeba na to uważać i już. Straszny dyskomfort.



Kontrola - ciąg dalszy

Sprawdziłem jeszcze jeden parametr (poza podciąganiem na drążku) porównując go z zeszłym rokiem - zwisanie swobodne na rurce. Rekord ostatniego sezonu to 126 sekund - sprawdziłem dwa dni temu ile zawisnę (oj długo tego nie robiłem) i wyszło mi 85 sekund :). Nie panikuję jednak. To potwierdza dwie rzeczy:

  • ćwiczenia są bardzo specyficzne - dawno nie robiłem takich zwisów na maksa więc musiało to spaść
  • zwisanie na obu rękach do rozwarcia dłoni jest ćwiczeniem na wytrzymałość siłową a ta bardzo szybko spada jeżeli się jej nie trenuje - wszystko się zgadza, rest 5 tygodni, po przerwie robienie wytrzymałości tlenowej 3 tygodnie i wreszcie aktualnie 2 tygodnie na siłę. Tego trzeba było się spodziewać - następnego pomiaru dokonam po tygodniach na wytrzymałość siłową, które nieubłaganie nadciągają i wtedy się zobaczy co i jak z tym wiszeniem.
Ogólnie porównania dokonuję do maksów w pewnych parametrach z poprzedniego sezonu i staram się to przekroczyć.

Podciąganie - max zeszłego sezonu 14 - teraz chce to przekroczyć po treningu na siłę oraz na wytrzymałość siłową (jednak to jeszcze jest prawie na siłę przy tak małej ilości podciągnięć)
Zwisanie - max zeszłego sezonu 126 sekund - teraz po treningu na wytrzymałość siłową chce to poprawić (tak gdzieś ze 130 sekund byłoby miło).

PS
Na razie przekroczona liczba ilości podskoków na skakance (1800) w stosunku do zeszłego sezonu :).


niedziela, 9 lutego 2014

Kontrola

Tak siedzę po zrobieniu kilku ćwiczeń na antagonistyczne i sprawdzam co tam takiego robiłem około rok temu. Tak ze strachu trochę czy czasami dziad o rok młodszy nie osiągał czegoś czego dziad o rok starszy nie może zrobić :) hehe. Co prawda w temacie wagi jest dość smutno - 2 lutego napisałem, że osiągnąłem wagę o poranku 77,2 kg. Co prawda wtedy paliłem sobie wesoło i ten czynnik nie utrudniał niczego w tym temacie. Mój ostatni rekord wagi  to 75,8 kg o poranku. Po dzisiejszym dniu mam obawy co do jutrzejszego ważenia :). Tegoż samego 2 lutego 2013 roku napisałem o kolejnym sukcesie w ilości podciągnięć na drążku (równiutkie 9 podciągnięć) a żeby tego było mało pobiłem jeszcze rekord w długości wiszenia na drążku (95 sekund). Ojojoj co to za dzień sukcesu był - 3 sukcesy jednego dnia. Dzień był o tyle ciekawy, że był on oddalony o miesiąc od rozpoczęcia powrotu do wspinania. Bardzo ładnie to poszło na starcie.

Ciekawe natomiast jest postowanie 3 lutego 2013 :) - uśmiałem się (przepraszam, że śmieję się ze swoich postów ale trudno). Zaczynałem biegać (no chyba też muszę pobiegać coś niecoś aktualnie), planuję 12 podciągnięć w ciągu (co za optymizm) itd itd. Ostro planowałem w tamtym czasie :). Mam takie wrażenie jakbym w tym roku mniej trenował (ale to chyba tylko wrażenie, jednak mimo wszystko robię trudniejsze rzeczy na treningach).

Potem przelazłem do połowy jakieś VI.1+. No ładnie, ciekawe ile dzisiaj bym przelazł gdybym na trudność się sprawdził (ale to dopiero za jakieś 3 tygodnie po pełnym cyklu). Hehe a potem zrobiłem takie pierwsze VI.1 - pamiętam jak dzisiaj, takie fioletowe chwyty (ale to było z lekkim zawyżeniem trudności jak sądzę, realnie to było jakieś VI+ może maksymalnie).

Tyle wspomnień. Kontrola co tam się robiło jest ok i daje poczucie, że chyba jest nieźle. Aby jednak nabrać całkowitej pewności muszę poczekać jeszcze kilka tygodni do zakończenia cyklu - połażę sobie wtedy trochę na trudność po różnych drogach :).

Wyścig na rurce:
Nie wytrzymałem i dzisiaj sprawdziłem ile zrobię podciągnięć w ciągu. Jajca - zrobiłem 13 :(. Wiedziałem, czuje jeszcze łapy całe po piątkowym doładowaniu robiłem też ćwiczenia na antagonistyczne z hantlami. Klęska w przekroczeniu liczby 14 podciągnięć. Trudno, zakwalifikowałem się za to do następnej rozpiski ze stronki www.podciaganie.pl (przedział 12-15, ostatnio trzaskałem 6 rozpisek z przedziału 9-11 dla rozruchu). Zdenerwowała mnie ta bariera 14 podciągnięć na ostro (ale to taka sportowa złość :)) - nie dam za wygraną, przecież musi to puścić do cholery. Jakichś hormonów mi brakuje czy co w moim podeszłym wieku :) - kur .... rok temu robiłem 9 czyżbym o 4 podciągnięcia się poprawił od tamtego czasu? Muszę sobie to wytłumaczyć zmęczeniem po piątkowym siłowaniu się na sztucznej bo inaczej tylko załamanie byłoby możliwe :).

sobota, 8 lutego 2014

1800 podskoków

Dzisiaj skakankowa seria. Paniczne ruchy o zbicie wagi zaczynają mnie już denerwować. Waga ciągle rośnie i rośnie po rzuceniu fajek (rekordowo w ciągu dnia zobaczyłem w ostatnim tygodniu 77,7 kg). Trzeba bardziej konkretnie wziąć się za jedzenie normalnej ilości potraw dziennie (dzisiaj oczywiście to się nie udało ze względu na pobyt u rodziców :) - było tam takie ciasto od ciotki :)). 1800 podskoków już ładnie wypaca - mogłem dużo więcej ale chce mieć jeszcze na długo szansę na progres w ilości :). Dzisiaj waga o poranku 75,8 kg. Jest w tym pewne szaleństwo ale muszę to codziennie kontrolować ze względu na podjadanie pofajkowe. Tak jak zaplanowałem w tym miesiącu wracam do fajnego 74 kg i trzymam nie przekraczając 75kg. Plan na koniec maja jest zobaczyć liczbę 70 na wadze i już powoli trzeba się za to zabrać.

Siłowe zabawy nabierają rumieńców - skończyliśmy drugi tydzień na siłę, pozostał jeszcze tydzień (dwa treningi). Robimy swoje i po każdym treningu na drugi dzień czuję, że dałem sobie odpowiednią dawkę w mięśnie. Jak pisałem w poprzednim poście są pewne trudności w pomiarze progresu chociaż po ostatnim wyjściu na ściankę ewidentnie przypływ mocy zaznaczony został pewnymi sukcesami w baldach, na których jeszcze dwa treningi temu następowało koślawe rzeźbienie (oczywiście technika na nich też wzrosła ale raczej w niewielkim stopniu miało to znaczenie, przystawki były raczej proste technicznie a bardziej czysto siłowe - szczególnie jeżeli chodzi o sufit). Przy ostatnim wyjściu akcenty baldowe zostały delikatnie przeniesione na krawądkowe mocowanie się z materią plastiku. Potem jak zwykle trening na paluszki, na podciągnięcia, na przybloki. Jakoś to pierwsze siłowe starcie w pierwszym cyklu powoli idzie.

Za kilka dni sprawdzam ilość podciągnięć, które jestem w stanie wykonać w ciągu. Obiecałem sobie, że pod koniec tej serii na siłkę przekroczę magiczną ilość 14 podciągnięć. Myślę, że jestem już prawie gotowy do sprawdzenia się w tym temacie.

PS
Tak rozepchałem żołądek, że właśnie nie omieszkał mi przypomnieć o głodzie takim wesołym ssaniem :). Ale nie dam się, nic nie jem tylko piję. Trzeba dziada przykurczyć to się uspokoi.


czwartek, 6 lutego 2014

Utrudniony pomiar progresu

W trakcie robienia treningu siłowego obserwuję trudność w mierzeniu progresu takiego treningu. Niby robię coraz więcej podciągnięć z każdym wyjściem, coraz mocniejsze bouldery itp. Jednak pomiar progresu nie jest taki prosty jak na przykład przy robieniu wytrzymałości tlenowej (coraz więcej metrów ściany i wiadomo, że człowiek bardziej się musi postarać :)). Tutaj o tyle jest trudno, że ilość ćwiczeń jest większa i gdy przypakuję na jednym za bardzo to na innym ćwiczeniu mogę już nie wydolić na tyle aby zrobić w nim progres (jedno ćwiczenie może zależeć od drugiego). Powiedzmy dla przykładu, że bardziej się na boulderach zmęczyłem to potem przy treningu podciągnięć już nie wydolę tyle ile trzeba i potem nie wiadomo czy dlatego nie zrobiłem odpowiednio więcej podciągnięć bo brak jest rozwoju czy dlatego, że baldy były trudniejsze :). Jakoś trzeba z tym żyć i mieć ogólne odczucie, że idzie się do przodu.

PS
Dobrym miernikiem jest poranny ból dłoni i przedramion - gdy odpowiednio dają o sobie znać to wiadomo, że trening dzień wcześniej był odpowiednio progresywny :).

wtorek, 4 lutego 2014

Uwaga! Coś grasuje :)

I dopadło dziada coś na kształt grypowego bólu brzucha. Ponoć notuje się od ostatnich trzech tygodni wzrost zachorowań na grypę i ta tendencja ma się jeszcze utrzymać przez kilka tygodni. Oczywiście mnie też coś musiało dopaść - na szczęście jednodniowo (możliwe, że to nie wirus tylko zatrucie żurkiem zjedzonym gdy byłem na nartach z dzieciakami :)). Mocno mnie nie osłabiło ale zawsze. W każdym razie nie dzieje się nic strasznego, w końcu jak kiedyś trafnie pocieszył mnie kumpel siła rośnie nie na treningach tylko pomiędzy nimi :). Chwilka dłużej bez treningu a siła będzie elegancka.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Siłka, siłka

Dopakowaliśmy się ostatnio na siłkę :). Miłe bóle mięśniowo-stawowe. Wydaje mi się, że wypad z lekkim progresem. Zobaczymy czy następnym razem uda się jeszcze bardziej wymęczyć.

Jak zawsze przy dużych obciążeniach dla dłoni problemem są szybko pojawiające się odciski - nie wiem ile trzeba trenować aby mieć z tym raz na zawsze spokój. Rok treningu wystarcza na znaczącą poprawę ale mimo wszystko to jeszcze nie to i robiąc na przykład podciągnięcia na drążku odciski ponownie chcą się odnowić. Przy zwisach na palcach to samo - ból na tyle duży, że bardzo zniechęca do ćwiczeń :).

Waga nie chce spadać, oscyluje nie tak jak jeszcze miesiąc temu w okolicach 74 kg tylko tak w okolicach 75kg, czasami dobijając nawet do 76kg (zgroza). O tyle się nie boję, że przyjdą ciepłe miesiące gdzie uruchomi się bieganie i wtedy waga będzie bez szans i będzie musiała spaść. W każdym razie w lutym planuję zejść ponownie do oscylacji 73-74kg (koniec dobijania do 75kg).

A tak poza tym gdy tak dalej pójdzie z pogodą, wspinanie w skałach może nadejść nadzwyczaj szybko. I co wtedy z cyklem treningowym? Hm.. nie przewidziałem tego a dwa cykle mam wymierzone w maj :). Jeżeli będą to incydentalne przebłyski pogody to bez problemu wplecie się to w trening. Gorzej gdy przyjdzie upał permanentny :). Trudno, coś się wymyśli i przekształci w planie.