wtorek, 29 grudnia 2015

Konkretnie to 84,5 kg

Rekord wagowy wspinacza :) - po świętach 84,5 kg o poranku. Oj będzie z czego schodzić po nowym roku. Nie ma co ukrywać po rzuceniu palenia jedzenie to moje kolejne hobby :).

piątek, 4 grudnia 2015

Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy

Grubas kontratakuje!!! Oj dzieje się. Niepalenie rzuciło się na masę i nie odpuszcza. Przed chwilą zważyłem cielsko i wyszło mi ni mniej ni więcej a 83,4 kg. O poranku będzie jakieś 82.5 kg ale to tylko drobne pocieszenie. Absolutnie się nie przejmuję bowiem w tym roku po raz pierwszy mam zamiar naprawdę dużo z dodatkowym obciążeniem potrenować - mam na sobie około 10 kg dodatkowych i to w bardzo naturalny sposób rozłożonych po całym organizmie - pasy i inne kamizelki obciążające mimo wszystko zaburzają równowagę przykładając dodatkowy ciężar w nienaturalny sposób.

PS
Tymi pokrętnymi tłumaczeniami powyżej oczywiście nie zdołałem przekonać samego siebie, że mimo wszystko jest lekka panika w temacie wagi :) hehehe.

PS2
Przytycie nie wiąże się tylko z rzuceniem palenia ale też z tym, że ostatnio byłem 2 tygodnie chory - zatoki zaatakowały. Potem tydzień przerwy i znowu się przeziębiłem dość znacznie. Sumarycznie byłem 4 razy na wspinaniu w ciągu miesiąca.

czwartek, 19 listopada 2015

Za chwilkę stuknie trzy lata

Zbliża się rozpoczęcie roku czwartego - licząc od powrotu do wspinania. Gdyby chcieć zrobić to co ponad 20 lat temu się udało w czwartym roku wspinania, powinienem w nadchodzącym sezonie zrobić Chińskiego przynajmniej na wędkę :). Może być ciężko - aktualnie udało się jedno VI.3 poprowadzić (i to dość łatwe) i powiedzmy VI.3+/4 na wędkę z takim prawie jednym blokiem. To niewiele :). Niestety chcąc robić progres w skale trzeba na te skały jeździć w miarę często - w minionym sezonie to się nie udało - byłem na skałach może kilkanaście razy sumarycznie. Pod Chińskiego należałoby też już w zimie pomyśleć o specjalnym treningu - pojedyncze paluszki, silne łydki w mikro dziurkach itp. Może się to uda ale boje się o kontuzje jeszcze na tym etapie - jednak stare cielsko to nie to samo co młode cielsko dwadzieścia lat temu :). Pamiętam, że kontuzje trafiały mi się w tamtym okresie młodości gdy byłem już bliski VI.5 a co dopiero teraz :). Nie poddaje się jednak i z uporem maniaka idę dalej - zobaczymy gdzie się uda dojść.

PS
Miałem już nie pisać o nie paleniu ale jednak jeszcze o tym myślę więc napiszę. Nie palę już ponad 11 tygodni :). Waga 79.2 kg o poranku - ale trudno, lepiej 5 kg więcej ale bez palenia :).

czwartek, 29 października 2015

Coraz bardziej hipergrawitacyjnie

Niestety gdy rzuci się palenie wzrost wagi jest nieunikniony. Nie trzeba było długo czekać i mnie także dopadło - krok po kroczku aż do 78,2 kg dzisiaj o poranku :). Traktuję to jako obciążenie dodatkowe w trakcie treningu na baldach i jakoś w ten sposób jestem w stanie przełknąć tą wagę bez płaczu :).


środa, 28 października 2015

Baldy

Ostatnie dwa tygodnie mijają na baldowaniu. Jakiś tam postęp jest, robię dodatkowo to czego nie robiłem wcześniej prawie wcale a mianowicie wspinanie bez wykorzystywania nóg :). Daje to całkiem ładnie w palnik. Wczorajsze baldowanie zeszło się z zakwasami po graniu w squasha - oj dzisiaj boli mnie wszystko - wstawałem z łóżka jak stary dziad. Po tym squashu człowiek dowiaduje się, że istnieją mięśnie dupy. Do baldowania wybieram problemy na tyle trudne, że nie robię ich od pierwszego wejrzenia a nawet od 10-tego - tak aby były mimo wszystko na siłę.

PS
Dalej nie palę. Minęło osiem tygodni.

poniedziałek, 19 października 2015

7 tygodni bez jarania

Tytuł posta mówi sam za siebie - jest dobrze a nawet fantastycznie :). Trudno w to uwierzyć ale na razie wszystko idzie z niewiarygodną wręcz łatwością. Absolutne zero problemów. Kolejny krokiem milowym będzie przetrwanie sylwestra - wydaje się, że będzie to łatwizna :). Jestem jednak czujny, ponoć najgorsze będzie gdy uwierzę, że jestem wolny od nałogu bo wtedy przypadkiem, na imprezce można pomyśleć "jestem wolny to może sobie jednego zapalę tak dla zabawy" - podstawowa zasada mówi jednak - zero petów, jesteś palaczem na całe życie a to, że nie palisz to być może tylko okres przejściowy. Zero to zero - proste.


poniedziałek, 12 października 2015

Rewolucja cenowa

Rewolucja cenowa na ścianach stała się faktem. Trochę się obraziłem bo z podwyższeniem ceny komfort nie poszedł za bardzo do góry. Co ciekawe ludzi jak było dużo tak jest. Widać, że w dalszym ciągu za mało jest sztucznych ścian w Krakowie i przynajmniej jedna duża mogłaby jeszcze powstać.


czwartek, 8 października 2015

Motywacjo - gdzie jesteś!?

Motywacja spada, koniec sezonu zbliża się wielkimi krokami. Tak się zastanawiam czy jeszcze coś dać z siebie na koniec przed przerwą świąteczną (biorę 3 tygodnie jak w zeszłym roku wolnego od trenowania). Nie chce mi się, jestem zmęczony wspinaniem, znowu nie mogę nabrać motywacji.

Poczytałem dzisiaj kilka stronek o motywacji. Jedno hasło, które znalazłem bardzo mnie rozbawiło swoją prostotą i konkretnością.

cyt. z Men's Health LINK

"Nie chcesz dzisiaj iść na trening, to nie idź. Ale pójdź pojutrze, by ostatecznie liczby się zgadzały."

Bardzo dobre, nieprawdaż ? 

środa, 30 września 2015

Macanie Czasu

Mimo, że pogoda nie była fantastyczna wybraliśmy się pod Szarą Płytę i tam ruszyliśmy na Czas Apokalipsy VI.3+/4. Pierwsze macanie skały wróży bardzo dobrze. W gruncie rzeczy jest to droga 3 metrów i może maksymalnie 6 ruchów. Sam dół to jakieś takie może VI.1 ,następnie można bardzo ładnie odpocząć w dużej dziurze gdzie mamy gigantyczne chwyty na łapki, następnie zaczynają się konkretne trudności po wyślizganych chwytach ale na szczęście jest to tylko kilka ruchów. Z dwoma bloczkami przemacałem całość dwa razy. Może następnym razem puści już z dołem.


PS
30 dzień bez papierosów.

czwartek, 24 września 2015

Chrząkanie

Rzucanie palenia ma to do siebie, że trzeba przejść okres chrząkania i odkaszliwania. Wkurza to ale z drugiej strony dobra jest świadomość, że wypluwa się z siebie ten cały syf :). Mam dziwne przekonanie, że tym razem rzucę na dobre, taki jakiś pewny siebie jestem. Pomimo tej pewności trzeba jednak być czujnym - kolejny podstępny etap nadejdzie gdy już będę miał na koncie kilka miesięcy niepalenia - wtedy człowiek może pomyśleć, że jest już wolny i może sobie raz na imprezce zafurać :) hehehe. Ale to tak nie działa - podstawowa zasada jest taka aby nigdy nie brać do gęby fajki, to jak z alkoholikiem, jeden mały kieliszek i potem znowu jazda przez lata :). Aby móc powiedzieć, że jest się wolnym od nałogu jarania trzeba minimum ze dwa lata nie palić tak sądzę. Mój kumpel nie palił rok i dwa miesiące i wrócił do jarania. Palaczem zostaje się już na całe życie jeżeli już raz wdepnęło się w to gówno. Ja jarałem około 22 lata - szmat czasu :).

poniedziałek, 21 września 2015

21 dzień bez peta

Nie chcę się cieszyć przedwcześnie ale przetrwałem dużą imprezę wyjazdową bez papierosów. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Jestem już bardzo uodporniony dzięki temu faktowi. Samopoczucie po imprezie nieporównywalnie lepsze - zero kaca :).

PS
Uwaga - gdy się na imprezie nie pali to się więcej pije :) hehe.

środa, 16 września 2015

16 dzień bez papierosów

Na razie pięknie udaje się nie palić. Zero problemu. W zeszłą sobotę przetestowałem także niepalenie w trakcie imprezki zakrapianej całkiem nie delikatnie alkoholem. Okazuje się jak zwykle, że nie palić jest łatwiej niż palić :) hehe - po prostu nie trzeba wykonywać tej dodatkowej czynności.

czwartek, 10 września 2015

VI.3

Poprowadzenie VI.3 dokonane :). Hehe plan zeszłego roku wykonany. Zadziwiająco łatwo poszło. Najpierw rozgrzewka czyli poprowadzenie takiej VI-tki obok Szarej Płyty. Potem na wędkę Środek Filara obok garażu VI.2+. Paluszki po tej VI.2+ już były całkiem całkiem rozgrzane. Potem jeszcze w ramach rozgrzewki poprowadzenie Szarej bolt to bolt z 3 zwisami planowanymi (teoretycznie chyba bym poprowadził ale jakoś skoro już zaplanowałem bolt to bolt dla przypomnienia to się tego prawie trzymałem). Potem po jakichś 25 minutach już atak końcowy. No mega łatwo poszło, dużo prościej niż na tym VI.2+ na filarze obok garażu ale może pomógł fakt, że nie palę już dziesięć dni. W żadnym miejscu drogi nie poczułem nawet początków jakiegokolwiek bułowania - z rękami nic się nie działo. Jest to sygnał, że trzeba jeszcze coś więcej zrobić. Rzucamy się na Czas Apokalipsy z prawej strony Szarej - to VI.3+/VI.4. Ładna cyferka zaczyna się powoli pojawiać.

środa, 9 września 2015

73,8 kg

Dziewiąty dzień bez papierosa :). Pomimo niesamowitego apetytu (smak się bardzo poprawił bez petów) waga idzie w dół - dzisiaj rekord tego roku 73,8 kg. Pewnie to taka jednodniowa fluktuacja i już jutro będzie znowu powyżej 74 ale tendencja jest dobra.

piątek, 4 września 2015

N-ta próba

Nie wiem która to już próba rzucania petów :). Dzisiaj mija czwarty dzień niepalenia i jest całkiem nieźle. Po pierwsze nie przytyłem nic a nawet schudłem 20 deko. Po drugie prawie zero problemów z jakimiś nagłymi atakami chęci zapalenia - raz miałem trzepawkę ale sobie melisę wypiłem i przeszło :). Zainstalowałem sobie aplikację motywującą, w której widzę ile czasu już nie palę, ile fajek nie wypaliłem, ile kasy zaoszczędziłem i tym podobne dane. Nawet pomaga. Głównym jednak celem jest impreza, która zbliża się wielkimi krokami - kilkudniowa. Jeżeli ją przetrwam bez ani jednej fajki to będzie mega sukces.

Co było moim głównym punktem w planie na 2015 ? Ano to : LINK. Trzymam  się zatem planu i staram się go realizować.

PS
Już po pełnych trzech dniach niepalenia człowiek czuje się tysiąc razy lepiej (to oczywiste ale musiałem to napisać).

PS2

Tego typu filmiki oglądam dla obrzydzenia palenia :) LINK.


poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Przekroczyć 74 :)

Nie mogę przekroczyć w tym roku magicznej liczby 74 na wadze. Ciągle 74.2 kg i nic w dół :). Tylko radykalne środki mogą pomóc w walce z wagą wspinacza. Niestety nie mogę się zmusić do radykalnego zwiększenia ruchu oraz radykalnego zmniejszenia kalorii spożywanych codziennie :).

Z innej beczki - nabawiłem się nieprzyjemniej kontuzji ścięgna w prawej ręce. Ciągnięcie z dwóch palców fakera i serdecznego sprawiło, że nadwyrężyłem ścięgno tego drugiego. Ciekawe, że boli mnie zginanie małego palca a nie serdecznego. O tyle jest to nieprzyjemne, że wspinając się w ryskach i wsadzając palce pod kątem do rysy chcąc nie chcąc zacieram małego palca i wtedy pojawia się ból. Jak na razie nie przechodzi. Wykluczyłem chwytanie dziurek na dwa palce fakerem i serdecznym i staram się już cały czas wskazującym i fakerem chwytać - tutaj nic nie boli.

piątek, 28 sierpnia 2015

Puściło VI.2+ w RP

Coś drgnęło w końcu i dziad pradziad poprowadził VI.2+. W końcu się udało. Pomimo odczuwanej jakiejś słabości, pomimo kilku marudzeń jakimś cudem się wdrapałem. Było dzisiaj jakoś tak parno i chwyty takie tłuste jakieś co dodatkowo utwierdzało mnie w przekonaniu, że się nie uda. Myliłem się.

Potem poleźliśmy na VI.3 przypatentować. Szara Płyta - trzeba to w końcu machnąć z dołem bo na wędkę puściło w zeszłym roku ale jakoś nie zdążyłem już pojechać w skały i poprowadzić. Jak puści Szara, to potem zestawik na Zjazdowej taki od VI.1+ do VI.3+. Jak i to puści to na koniec jakieś VI.4 na wędkę jeszcze trzeba będzie znaleźć. Może się wyrobię przed mrozami.

sobota, 22 sierpnia 2015

Trzeci wypad na skały po przerwie

Dzisiaj nasza ekipa doświadczyła samych sukcesów - poprowadziliśmy VI.1+ i VI.2 plus kilka łatwizn na rozgrzewkę. Jakoś tak w miarę łatwo poszło, chociaż przy prowadzeniu VI.2-jki w połowie drogi byłem już tak pewny przejścia, że wstałem wesoło do super gigantycznej klamy i nagle odwróciło mnie (tzw otwarcie drzwi :)). I dupa. Nie poszło. Zjechałem, odpocząłem 5 minut i poszedłem - tym razem byłem czujny do końca. Ogólnie mało wspinania a jednak jak zwykle ten efekt bólu innych mięśni po prawdziwej skale w porównaniu ze sztuczną wystąpił. Oj obolały jestem.

Przystawiliśmy się na koniec do Filara Cycówki VI.2+ i niewiele brakuje aby poprowadzić. Myślę, że przy następnym wypadzie puści bardzo ładnie.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Znowu na skałach

Udało się ponownie wybrać na skały. Tym razem próby na VI.2+. Znowu po takiej przerwie słabiutko i za 3 razem na wędkę się udało przejść - identycznie jak w maju czyli trochę stoję w miejscu od kilku miesięcy - przerwy były jednak znaczne. O tyle poszło do przodu, że przystawiłem się z dołem (znajomi mnie zmusili bo ja już chciałem rezygnować z prowadzenia przeczuwając klęskę :)) i z jednym bloczkiem wdrapałem się do góry.

Myślę, że powinno zaraz pójść do przodu bo szykuje mi się okres wzmożonego skakania na skały. W planie jest zrobienie tego VI.2+ potem pewna klasyczna dość prosta VI.3. Potem przerzucam się na Filar Zjazdowej w kobylańskiej i tam trzy cele - obie Piranie (VI.1+ i VI.2+), Strzeż się Bazyliszka VI.2 a potem bardzo piękna droga Filar Zjazdowej VI.3+. Filar Zjazdowej jest o tyle fajnie i strategicznie, że góra to końcówka Prostowania Piranii więc jak już Piranię będę miał oblataną pozostanie tylko dojście i wyjście z okapu Filara doszlifować. Jako, że jestem mistrzem w nie realizowaniu planów różnie to może być :). Jedno jest pewne muszę się sprężyć na wrzesień i październik.

PS
Praca nad dużym palcem lewej nogi trwa. Po wczorajszym wspinie w domu poszedł w ruch pumeks coby unikać zrogowaceń, moczenie w solach, delikatnym pilniczkiem struganie paznokcia, nacieranie specjalnym olejkiem z witaminami dla poprawienia elastyczności paznokcia i okolic oraz na zakończenie masaż palucha. No piękny ten palec teraz jest :) hehehe. Wczoraj bolało trochę ale nie tak jak ostatnio. Co prawda stopnie na tym VI.2+ są większe a nie taki mikrusy jak na ostatnim VI.2+ wiec może dlatego ale ogólnie zabiegi chyba przynoszą efekty.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Praca nad palcem

Po ostatnim szperaniu w necie na temat problemów z dużym palcem u wspinaczy wychodzi na to, że mój problem z lewym palcem może dotyczyć jednej z 3 rzeczy (lub ich kombinacji):

  • wrost paznokcia w skórę
  • krwiak pod paznokciem
  • zrogowacenie naskórka wokół palca
Jeszcze raz zabrałem się za samoleczenie - lekarz pewnie od razu zabroniłby mi się wspinać a tego przecież nie mogę zrobić :).

Ostatni punkt prawie wyeliminowałem przy pomocy pumeksu i pilniczka - faktycznie naokoło palca miałem uzbierane zrogowacenia, które tworzyły się od ciasnych butów wspinaczkowych. Takie zrogowacenie odpowiednio dociśnięte gumą buta wspinaczkowego w trakcie gdy go obciążam na stopniu może bardzo mocno wbijać się w ciało i dawać efekt w postaci mocnej szpili. Co do krwiaka pod paznokciem to niby jest jakby inny kolor ale dziwne, że nie prowadzi to do zrzucenia całego paznokcia - może to jednak taka delikatna wersja utrzymująca się w końcówce palca. Smaruję palec żelem na krwiaki i ogólnie na stłuczenia. Co do wrośnięcia paznokcia to raczej to wykluczam chociaż pewności nie mam i kontroluję to.

Po różnych zabiegach przeprowadzonych na paluchu jest teraz jak u niemowlaka :). Zobaczymy czy to coś zmieni.  

niedziela, 16 sierpnia 2015

1,5 miesiąca przerwy od wapienia

Po ponad miesiącu przerwy od wspinania w realnej skale dzisiaj udało się w końcu wyrwać. Kilka łatwiutkich OSów. Wszystko dobrze tyko dlaczego dalej w lewym bucie dalej boli paluch :). Koleżanka ma dokładnie ten sam przypadek w Miurach i wykryła, że w środku właśnie w okolicach dużego palucha idzie pewien tajemniczy szew. Może to on jest wszystkiemu winny? To są jakieś jaja. Przystawka do pewnego krótkiego VI.2+ gdzie na mega pitkach trzeba postawić w pewnym momencie czubek buta była katorgą i gdyby ktoś chciał wymyślić jakiś nowy rodzaj tortur to polecam tego typu ból w dużym palcu. Jest naprawdę nie do zniesienia.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Wychodzi na zero

Po kilku powakacyjnych wyjściach na trening możliwości wróciły chyba do normy. Jedyne co to nie da się wspinać za bardzo w tych upałach. Na sztucznej robimy 4x4 a wczoraj na siłę maksymalną dla odmiany - w końcu udało się ułożyć balda z naciskiem na lewą rękę i na tyle trudnego, że go nie przeszliśmy do końca treningu. Lewa ręka boli bardzo. Bald był typowo na siłę maksymalną dwa przechwyty i stop nie chciało iść dalej pomimo dużych stękań :).

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Ciepło coraz cieplej

Tkwię już od początku lipca w gigantycznych upałach. Wyjechałem w poszukiwaniu upałów i je znalazłem, wróciłem do kraju a tutaj też upały. Mam już dość i z chęcią przywitałbym wrześniowe powiedzmy 18 stopni tak aby wspinaczka była możliwa.

PS
Na sztucznej ostatnio mamy w pakiecie saunę oraz ścianę wspinaczkową :).

wtorek, 4 sierpnia 2015

Zrzucanie skóry

Jest sygnał, który może wskazywać na nowe rozdanie w treningu wspinaczkowym. Wczoraj zamęczyliśmy się bardzo robiąc kilka razy 4x4. Było cierpienie i wyczerpanie, pot lał się strumieniami, kręciło się w głowach. W ferworze walki nawet nie poczułem gdy moje cztery starodawne, centymetrowej wielkości odciski zerwały się pięknie. W domu odkażonymi nożyczkami dokończyłem dzieła ze zrogowaciałą skórą.  Ponad rok stary zrogowaciały naskórek utrzymywał się na palcach. Zerwanie to traktuję jako pewien sygnał i znak - idzie nowe :).

czwartek, 30 lipca 2015

Prosty i klarowny cel - 71 kg

Musiałem coś wymyślić, jakiś prosto zdefiniowany cel mogący poprawić jakość wspinania. Oczywiście wypadło na wagę, która w dalszym ciągu mnie nie satysfakcjonuje. Jadę zatem w kierunku 71 kg. 

Cztery punkty mające zaprowadzić mnie do tej wagi to:
  • wspinanie
  • bieganie
  • chleb w odstawkę
  • cukier ratyfikowany w odstawkę

Zobaczę jak to pójdzie. Najgorzej będzie z cukrem - dzieciaki ciągle otrzymują różne łakocie od dziadków, ciotek itp i w ramach ratowania ich przed tym złem pożerałem całkiem spore ilości tej trucizny :).

wtorek, 28 lipca 2015

Miazga po wakacjach

Musiało do tego dojść - wypad wakacyjny zakończony. Pytanie brzmi - czy na pewno jestem wypoczęty? Wygląda na to, że w pewnym subtelnym sensie tak, jestem wypoczęty. Problem w tym, że ta subtelność wymaga bardzo głębokiego wniknięcia w siebie. Po takim wniknięciu można ledwo, ledwo zobaczyć niczym nie skażoną, odrodzoną i skorą do wysiłku część organizmu. Jest ona ukryta pod pokładem zmęczenia wypoczynkiem :). Jak zawsze zresztą. 

Drugie pytanie (ważniejsze) brzmi - czy głowa nabrała świeżości i powrócił głód wspinania? Tutaj też jest jakoś tak niejasno. Nie czuję w tym momencie chęci do wielkiej aktywności wspinaczkowej. Jest to niepokojące ale nie będę z tym walczył, ten głód musi przyjść sam z siebie, ciężko go sobie wmówić.

Jednym słowem - miazga.

wtorek, 7 lipca 2015

Już za chwilę spadam na wakacje

Jako, że wakacje to u mnie czas bez wspinania nie biorę ze sobą nawet butów do wspinaczki. Zresztą w tych upałach wspinanie byłoby cokolwiek działaniem masochisty. Maska i kąpielówki to podstawowe wyposażenie, które się przyda. W zeszłym roku po 2 tygodniach kąpieli morskich wróciłem z całkiem ładnym powerem do wspinania - wszystko tak się zaleczyło i jakby weszło na wyższy level możliwości. Mam nadzieję, że w tym roku będzie podobnie.

czwartek, 2 lipca 2015

74,5 kg

Coś zaskoczyło i waga robi się coraz bardziej pozytywna. Nie muszę dodawać, że zastosowałem swoją tajną broń - odstawienie chleba :). Odstawienie chleba jest jednak bardzo skuteczne, te minimum 6 kromek dziennie mniej daje rezultaty - około 2,5 kg spadku na wadze w ciągu niecałych dziesięciu dni.

Zastosowałem też zmianę w treningach i na sztucznej powróciłem do baldów - czuję jakbym powoli wracał do normalności i zaczyna mi się lepiej wspinać. Także ból po treningu świadczy, że coś się dzieje dobrego.

Tak się ostatnio zastanowiłem jak idzie aktualny postęp we wspinaczce w porównaniu z okresem wesołej młodości gdzie w 4 roku wspinaczki poprowadziłem swoje pierwsze VI.4+ i przewędkowałem VI.5. Wychodzi na to, że w tym roku (3 sezon wspinania po powrocie) aby wszystko się zgadzało muszę osiągnąć minimum VI.3+ na prowadzeniu jako swój maks. To dawałoby nadzieję, że w przyszłym roku można poprowadzić coś na kształt VI.4+. Na realizację maksów tego roku mam sierpień, wrzesień i październik - jest jeszcze sporo czasu i mam nadzieję, że wyrobię o ile skończy się to mimo wszystko miłe opieprzanie się na treningach :).

wtorek, 30 czerwca 2015

74,8 kg - pocieszająca waga

Coś drgnęło przynajmniej w temacie wagi - 74.8 kg. To pierwsze 74 widziane w tym roku :). Na wspinaczkowe osiągi poczekam już sobie do powrotu z wakacji - tam mam nadzieję naładuję baterie i wrócę ze świeżą głową napaloną odpowiednio na wspinanie i trenowanie :). Teraz już tylko podtrzymanie tego co jest.

środa, 24 czerwca 2015

Dotknięcie dna

Blog ten ma pokazywać zmagania z materią wspinaczkową człowieka 40+ (coraz bardziej plus :)) a zatem marudzenie musi wystąpić i występuje. Jako smerf maruda biegnę donieść, że dzisiaj osiągnąłem już dno dna na wypadzie na sztuczną :). Zmagania na VI+ to jest to - prawda ? Dzisiaj rekordowe przymulenie, zrobiłem dwie drogi (łącznie z jedną VI+ na rozgrzewkę) i zawinąłem się do domu bo nie było sensu. Mega gigantyczna absolutna słabość.

Pocieszę się mimo wszystko, że czasami aby coś osiągnąć trzeba dotknąć dna - dzisiaj naprawdę byłem blisko :).

czwartek, 18 czerwca 2015

Chcesz więcej musisz więcej pocierpieć

Jak to już wielokrotnie niejeden prawił najważniejsza we wspinaniu jest głowa. Gdy docieramy do pewnego punktu rozwoju wspinaczkowego nagle okazuje się, że dalsze trenowanie w taki sam sposób nie wystarcza. Trzeba uderzyć z kopyta i dołożyć trochę dodatkowych obciążeń do treningu. I tutaj głowa zaczyna się wzbraniać - bo więcej bardzo często oznacza także więcej bólu na treningu, po treningu itd. Tylko psycha może to przewalczyć. Ja mam wrażenie jestem właśnie w takim punkcie gdzie powinienem więcej ale mi się nie chce. Nie chce mi się dać z siebie na tyle dużo aby zobaczyć dalszy progres. Przezwyciężenie tego ograniczenia to całkiem spory problem, szczególnie gdy ma się więcej latek na karku i bardziej człowiek odczuwa wzmożony trening - to tu zaboli, to tu dyskomfort. Zasada jest prosta "nie ma, że boli trzeba napierać!" - oczywiście mając na uwadze, że boli nie dlatego, że zbliża się kontuzja tylko dlatego, że zestaw ćwiczeń po prostu wprawia nas w stany agonalne :).

wtorek, 16 czerwca 2015

Kask

Mieć czy nie mieć w dupie faktu założonego kasku na głowie? Oto jest pytanie :). Tak ostatnio temat powrócił i co pewien czas z kumplem zastanawiamy się dlaczego w skałkach nie nosimy kasku w trakcie wspinania. Stanowisko takie z racjonalnego punktu widzenia (tzn z takiego punktu, który ma na uwadze dobro wspinacza) jest nie do logicznej obrony. Nie noszenie kasku ma mimo wszystko kilka plusów:

  • nie trzeba w skałki zabierać dodatkowego sprzętu - więcej miejsca w plecaku
  • w ciepłe dni człowiekowi jest mniej gorąco w czachę
  • wspinacz jest lżejszy o te kilkaset gram
  • nie wygląda się jak amator zaraz po kursie skałkowym :)
  • nie kupując kasku ma się zaoszczędzone trochę pieniędzy
Kilka plusów jest ale wydaje się, że żaden z nich nie przewyższa dobroczynnych właściwości kasku gdy głowa jebnie w skałę lub gdy skała jebnie w głowę :).

Nie noszenie kasku to trochę tak samo jak obijanie dróg w taki sposób aby przez sam fakt obicia droga była trudniejsza, bardziej ryzykowna itd. Ale tą logiką myślenia można dojść do wniosku, że może jeszcze lepiej wspinać się z lekko zepsutą uprzężą - w końcu ryzyko się troszeczkę zwiększy i będzie jeszcze więcej emocji i zabawy w trakcie prowadzenia. Można by także na przykład poza nie noszeniem kasku, wykorzystywaniem zepsutej uprzęży dorzucić jeszcze to tego mocno starą linę, brak magnezji w woreczku na magnezję i dla dodania wszystkiemu wspaniałego smaku retro założenia na stopy korkerów z gumy :). Gdzieś na krańcu tej wyliczanki jest już łażenie całkiem bez asekuracji ale dlaczego na tym poprzestać - może łażenie bez asekuracji z maczanymi palcami w oleju jest jeszcze bardziej seksi? Ta wyliczanka nie ma końca. Można też pójść w skrajnie drugą stronę absurdu i postarać się maksymalizować bezpieczeństwo na każdym kroku. Już wyobrażam sobie różnego typu możliwości od dmuchanych wielkich materacy wykorzystywanych przez straż pożarną, które można by umieścić pod skałą na której się wspinamy po wykorzystywanie kilku rezerwowych lin tak na wszelki wypadek gdyby pierwsza puściła itd. 

Gdzieś znajduje się złoty środek pomiędzy skrajnym bezpieczeństwem a skrajnym niebezpieczeństwem ale nie wiadomo dokładnie gdzie. Pytanie czy ubranie kasku przekracza ten złoty środek czy jeszcze nie? A może właśnie trafia w sam środek? Ciężko stwierdzić :). Możliwe, że ten cudowny punkt środkowy nie istnieje wcale, istnieje po prostu nieskończona liczba różnych rodzajów wspinania. Tak to oczywiste - z całego morza możliwości każdy wybiera dla siebie to co lubi (może istnieją tacy wspinacze co zamiast w magnezji maczają paluchy w oleju :)).

Z drugiej strony coś takiego jak standard istnieje. Nie przypadkiem na kursach wspinaczkowych obowiązkowo ubiera się kaski. Czy taki standard ma szansę przyjąć się nawet w małych skałkach na drogach jednowyciągowych? Kto wie ale trend jest chyba taki sam jak w jeździe na rowerach, czy na nartach - wszędzie wkradają się kaski. Wspinaczkę też to czeka.

PS
Ale dalej nie wiem dlaczego ja osobiście jeszcze nie wspinam się w kasku :). Skłamałem - wiem dlaczego - bo większość ludzi na skałkach też się w kasku nie wspina i jakoś mi tak głupio nagle wyskoczyć w hełmie. Głupie to jest nieprawdaż?


piątek, 12 czerwca 2015

Znowu kobieta mnie bije :)

Wczoraj przeprowadziliśmy mały test w wiszeniu na drążku w seriach. Znowu okazuje się, że ja ćwiczę, walczę, wspinam się od ponad dwóch lat a tu moja lepsza połowa, która nie ćwiczy wspinaczki ani tym bardziej zwisów na drążku robi to samo co ja :). No przecież to jakaś masakra :). Co prawda nie podciągnie się na drążku tak jak ja (przynajmniej w tej dziedzinie jest ze mną całkiem spoko) ale w zwisach po prostu wymiata. To ponownie pokazuje jakie kolosalne znaczenie ma waga zawodnika :).

czwartek, 11 czerwca 2015

Skała LXX

Uwaga krucho :).

Byliśmy w Będkowskiej na skale LXX. Nie polecam - duże kruszyzny. W ciągu kilku chwil zdążyliśmy zrzucić kilka kamyczków. Jeżeli już koniecznie ktoś chce się tam powspinać to nie stawać pod wspinaczami :). Z drugiej strony dla kolekcjonerów kominów jest na czym się powyginać :).

wtorek, 9 czerwca 2015

Ból prawego kolana

Oj dziad, dziad, dziad. Po wczorajszych wspinkach dzisiaj rano obudziłem się z bólem kolana. Wkurza mnie to niemiłosiernie. Wygląda na zapalenie przyczepów, od razu zabrałam się za smarowanie. Nie jest to może jakiś ogromny ból ale mimo wszystko lekko kuleję. Co za pech.

czwartek, 4 czerwca 2015

Dalszy rozruch w skałkach

Ooooo dzisiaj to co lubię - po prostym i z mega przyjemnością :). Sieknęliśmy sporo dróżek od IV do VI.1 i było naprawdę cudnie. Pogoda idealna - trochę słońca, trochę chmur. Do VI+ i VI.1 ubrałem z pewnymi obawami Miury i nawet nie było tak źle - być może dzięki temu, że ostatnio zacząłem dbać o paluchy u stóp. Pomimo, że nie opuszcza mnie w ostatnim czasie permanentna słabość dało się powspinać bez większego cierpienia :).

środa, 3 czerwca 2015

Warzywa i owoce w walce z wagą :)

Od razu efekty - dzisiaj 75,3 kg chociaż wczoraj obżerałem się różnego rodzaju owocami i warzywami przez cały dzień aż miło :) (no wieczorem złamałem się i zjadłem dwa naleśniki z czekoladą). Dzisiaj ponowne starcie z odżywianiem tego typu - ciekawe co powie waga jutro :).

wtorek, 2 czerwca 2015

Brak postępu a nawet regres

Ciąg dalszy braku energii, formy itp. Osiągnąłem punkt, w którym odczuwam brak jakiegokolwiek postępu, czuję niemoc w trenowaniu a nawet przemęczenie wspinaczką. To niepokojące ale cóż takie są fakty. Nic nie idzie ale nie ma prawa iść - nawet odchudzić się nie mogę :). Muszę to przeczekać ale czekam już chyba prawie ze dwa miesiące i nic. Mam nadzieję, że to minie i że tego typu okresy są normalne raz na jakiś czas. Na razie najzwyczajniej nie chce mi się i najchętniej poleżałbym na plaży i wymoczył się w ciepłym morzu. Może to doładuje baterie i wyprowadzi na prostą - oby.


PS
I jeszcze jedna ciekawa rzecz. Sprawdziłem posty z zeszłego roku w tych samych okolicach czasowych a tu czarne na białym jakby to samo co dzieje się dzisiaj - LINK. Z wagą też nie było najlepiej LINK. Coś jest na rzeczy, że maj i czerwiec to nie moje miesiące. Pytanie, które się pojawia w takim razie to jak spowodować aby takiej masakry samopoczucia nie doświadczać w tych miesiącach? Bo coś musi się dać zrobić :).

piątek, 29 maja 2015

środa, 27 maja 2015

Takie tam

Niemożliwe !!! Waga o poranku w końcu drgnęła - 75,7 kg. Dziwne bowiem miałem wrażenie, że wczoraj żarłem jak głupi przez cały dzień. Cóż z wagą się nie dyskutuje - chyba, że jest zepsuta :).

Z innej beczki. Coś jednak jest na rzeczy z dużymi palcami, które w dalszym ciągu bolą gdy ponoszą buty wspinaczkowe. Zabieram się za ten temat na poważnie bo ten dyskomfort w trakcie wspinania odbiera po prostu chęć do postawienia nogi na kolejnym stopniu. Nie kontrolowałem tego ale nagromadzenie zrogowaciałego naskórka okazało się faktem - w pierwszej kolejności pumeks idzie w ruch :). Mam też w zanadrzu kremik mojej drugiej połowy do pielęgnacji stóp - nie zawaham się go wykorzystać :). Posunę się nawet dalej i już jak wzorcowy dziad rozpocznę moczenie nóg w miednicy z odpowiednimi solami. Miednica z zanurzonymi w niej nogami - to wygląda już na poważną geriatrię hehe.


wtorek, 26 maja 2015

Kilka fotek z Paklenicy

Nie często zamieszczam zdjęcia ale stwierdziłem, że raz na jakiś czas wypada :). Tak to mniej więcej królik doświadczalny wspinał się w Paklenicy :). Lata robią swoje i cielsko nastękało się sporo przez ten prawie tydzień zabaw wielowyciągowych :).















poniedziałek, 25 maja 2015

Odpoczynek

Dziad odpoczął po paklenickich wojażach i ma zamiar wrócić do wspinania - do tzw normalnej orki jak to pięknie określił mój kumpel. Podstawowym celem będzie zbicie wagi, z którą w tym roku jest jakiś problem i nie chce schodzić w dół. Okres alergiczny za chwile minie, przesilenie wiosenne też minie i mam nadzieję, że poczuję się znacznie lepiej w sensie takiej ogólnej energii do wszystkiego :).

wtorek, 19 maja 2015

Tydzień w Paklenicy

Dawno nie pisałem nic na blogu - powodem był wypad na wspinaczkę do Paklenicy. Nie to, że tak sami rzuciliśmy się na wspinanie wielowyciągowe - pojechaliśmy z instruktorem na kurs wspinania po większych ścianach. Było wspaniale i pochłonęliśmy (poza sporą ilością Karlovacko :)) wiele wiedzy dotyczącej wspinania na drogach jak na nasze przyzwyczajenia bardzo długich.

Wspinanie po drogach długich pokazało mi jak istotną rzeczą jest psycha, kondycja ogólna i to jak istotna jest wiedza praktyczna dotycząca różnych sytuacji, które mogą się przytrafić w trakcie wspinania. Wspinaliśmy się bardzo dużo na własnej - co prawda drogi były ospitowane w trudniejszych miejscach ale bardzo często gdy trudności spadały do okolic poniżej piątki ilość spitów gwałtownie spadała - w niektórych przypadkach do nawet jednego spita pomiędzy stanowiskami. Osadzanie własnej asekuracji z friendów i kości znacząco spowalnia cały proces wspinania a co za tym idzie nawet banalna piątka wydaje się czymś znacząco trudniejszym. Jednym z motywów bardzo męczącym przy takim wspinaniu był brak wyluzowania organizmu - człowiek spięty świadomością asekuracji na własnej jest na tyle bardziej czujny, że nie potrafi się rozluźnić co powoduje po powiedzmy 4 godzinach wspinania bardzo znaczny wkład w ogólne zmęczenie. Poza fizycznym aspektem zmęczenia stwierdziłem, że nawet większym wkładem w ogólne zmęczenie jest właśnie wielogodzinne trwanie w stanie podwyższonego napięcia związanego z niechęcią do lotu na własnej, do lotu na znacznie większych wysokościach niż w skałkach, do lotu gdy pod nogami mamy bardzo ostry i bardzo kanciasty w swym kształcie wapień :) (te żyletki Paklenickie to naprawdę mocna rzecz hehe). To wszystko powodowało, że czułem się bardzo wyczerpany wielogodzinnymi wspinaczkami. Apogeum tych doświadczeń było wejście z instruktorem na Anicę Kuk gdzie gramoliliśmy się aż 10 godzin :) (pomimo, ze 3 z 11 wyciągów poprowadził nam instruktor). Pod koniec byłem rekordowo wyczerpany (fizycznie i psychicznie). Teraz już wiem dlaczego w wielu miejscach gdzie opisywane są 350 metrowe drogi na Anicę autorzy topo dodają, że są to już drogi poważne pomimo, że stopień trudności to zaledwie 6a.

Kolejną sprawą, która ma niebagatelne znaczenie są buty wspinaczkowe. Wiedziałem o tym i zakupiłem spacjalnie na tą okazję buty znacząco większe niż takie do wspinania po krótkich drogach. Mimo wszystko nie były to papcie i trwanie w takich butach przez połowę dnia sprawiało bardzo duży dyskomfort. Ściągałem te buty na stanowiskach (prawie zawsze) ale z racji, że bardzo powoli robiliśmy kolejne wyciągi i tak czas przebywania w buciorach był niezmiernie długi. Ból stóp znacząco pogarszał możliwości i przyjemność ze wspinania :).

Sprawa przebywania na stanowiskach, szczególnie tych mniej wygodnych to osobny temat. Doświadczenie w znajdowaniu optymalnej pozycji wypoczynkowej to kwestia niebagatelnej wagi. Ściąganie butów to jedna sprawa a samo ustawienie się na stanowisku to sprawa istotna do bólu - do bólu nóg, bólu rąk wybierających linę na przyrządzie itd. Moja ślamazarność w tym temacie odbierała mi kolejną porcję energii i sprawiała, że wychodziłem ze stanowisk pokręcony i obolały (pod koniec tygodnia było już znacząco lepiej ale mimo wszystko daleko było jeszcze do luźnego wypoczynku na stanowisku).

Podobnie sprawa zakładania własnej. Gdy robi się to długo nóżki i ręce tkwiące w napięciu dają popalić :).

Widać tutaj ładnie, że optymalizacja nawet tych kilku wydawałoby się prostych czynników może znacząco podnieść komfort wspinania. To wymaga czasu i owspinania się po takich drogach innej rady nie ma.

Reasumując Paklenica to cudowne miejsce na wspinanie - pogoda idealna (przynajmniej prawdopodobieństwo dobrej pogody jest duże), parkingi bardzo blisko startów do dróg, gigantyczna ilość dróg, bliskość morza - czego chcieć więcej. W tygodniu ilość ludzi jest na bardzo przyzwoitym poziomie - brak tłoku (w weekendy znacznie gorzej ale też bez szalonych tłumów).

Polecam

PS
Uwaga na przewodnik po Paklenicy - zawiera sporo nieścisłości. Należy także zwrócić uwagę na to, że Paklenickie 6a to nie to samo co nasza szóstka - trzeba dodawać tak z pół stopnia w górę :).

I jeszcze jedno - gdy wybieracie się pierwszy raz na takie większe ściany zróbcie porządne przygotowanie kondycyjne :). Przyda się - gwarantuję.



wtorek, 28 kwietnia 2015

1500 podskoków na początek

Wnerwienie jak zawsze robi swoje - odkopałem skakankę i jazda. Jutro powtórka ale o 500 więcej.

78,8 kg

Gdyby ktoś twierdził, że odstawiając jaranie fajek nie przytyje to mu nie wierzcie :) hehehe. Wczoraj dobiłem do absolutnego rekordu wagowego - tym razem mierzyłem wagę wieczorem. 78,8 kg miałem zaraz po wypadzie na ścianę. Do rana lekko się polepszyło i dzisiaj widziałem już tylko 77,7 kg ale to żadne pocieszenie - śniadanko, obiadek itd i realnie w trakcie wspinania 78 kg jak nic trzeba ze sobą ciągnąć. Tak się wczoraj wnerwiłem tą wagą, że oczywiście zacząłem jarać :). Aż tak długo trening z obciążeniem nie był w moim planie i teraz już na poważnie muszę zacząć to zbijać bo z takim 5 kg dodatkiem to naprawdę jest różnica w trakcie wspinania :). Jakieś dziwne problemy w tym roku mam z tym zbijaniem wagi.

środa, 22 kwietnia 2015

Słabość panie, słabość!

Duża niemoc mnie dzisiaj ogarnęła - ogólna. Nie dość, że zero mocy w rączynach to jeszcze bardzo szybko zaatakował piekący ból dużych palców u nóg i ból palców rąk w trakcie wspinaczki po dziurkach. Dodatkowo rozwaliłem sobie palca w sensie oderwania mięsa od paznokcia. Wnerwiłem się. Głupiej VI.1+ nie mogłem zwalczyć na wędkę nawet. Jedno VI.1 RP ale to nie niweluje całkowitej załamki :).


wtorek, 21 kwietnia 2015

Masa

Wczoraj osiągnąłem dawno nie widzianą liczbę na wadze - 78,4 kg. Dwa tygodnie bez jarania i człowiek je co popadnie. Tak się przestraszyłem, że od rana zmobilizowałem się do kontroli tego co jem - rano tylko taki jogurcik, potem jabłko, niewielki obiad i racjonalna kolacja, dużo mineralnej - jakoś to przetrwałem. Dzisiaj jest już lepiej ale dalej daleko od wagi odpowiedniej dla wspinacza :).

środa, 15 kwietnia 2015

Niewielki postęp

Drugi wypad na skały - udało się odnotować niewielki progres - pewna wzorcowa VI.2+ puściła w ciągu na wędkę :). Biorąc pod uwagę trzy czynniki, które za chwilkę się wyeliminuje wydaje się, że jest dobrze. Czynniki te to:

  • mega waga (dzisiaj 77.5 kg), 
  • początek sezonu i przyzwyczajanie się do wspinania w skale
  • odpoczynek od ciągłego treningu na sztucznej (dzisiaj od rana rączki dalej bolały po poniedziałkowym działaniu)

Gdy to wszystko się wyeliminuje / poprawi powinno być znacząco lepiej :). Plan na najbliższe 2 tygodnie to poprowadzić VI.2+ i potem VI.3. Potem lekka robota na ilość, większe ilości VI.1+, VI.2, VI.2+ aby na tym poziomie się już ładnie utrzymać.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Trochę na kondycję

Wczoraj dużo po łatwym ale za każdym razem do rozginania dłoni :). Wyszło około 250 metrów pionu - rączki dzisiaj bolą strasznie :). Przy okazji takiego pocenia chciałem zrzucić kilka deko ale się nie udało. Odkąd nie palę (a to już tydzień) waga stoi na przerażającej liczbie 77 kg i nic nie idzie zbić. Jakże wspaniałe jest jedzenie gdy receptory smakowe wracają do normy :).

sobota, 11 kwietnia 2015

W końcu rozpoczęcie sezonu :)

Po wielu tygodniach falstarów w końcu udało się wybrać. Zrobiłem kilka dróg w tym jedną VI.1+ z zeszłego roku w RP. Potem przystawki do pewnego VI.2 na Migdałkowej - na wędeczkę puszcza ale się już nie przystawiłem z dołem bo się bałem, że nie puści :). Przystawka do pewnego VI.3+ - oj baldowe ostro i trudności na dziurkach skomasowane kilku ale do przejścia - kolega znalazł patent. Ogólnie bardzo fajnie jak na początek ale też oczywiście kilka wkurzających rzeczy. Po pierwsze szybko spada forma - już tak po 4 , 5 godzinach zaczynałem powoli siadać. Druga rzecz to moje Miury - są zajebiste ale w dalszym ciągu obciskają mnie na samym czubku i po kilku wspinkach po prostu mam skałowstręt tyle, że nożny - po prostu nie chce już stawiać palca na skale bo tak szczypie nieprzyjemnie. Powiem szczerze, że jest to duży mankament Miur - myślałem, że to się dotrze ale nic z tego, w zeszłym roku cały sezon i nic, dalej szczypie. Rozmiar mam 40 a mój normalny numer to coś pomiędzy 41,5 - 42. W dalszym ciągu mam nadzieję, że one się dotrą jednak :).

piątek, 10 kwietnia 2015

Rekord w podciąganiu na drążku - tak z głupa

Dawno nie robiłem maksa w podciągnięciach i tak mnie dzisiaj naszła ochota - sprawdziłem i poszło 16 podciągnięć w ciągu (mogłem jeszcze ale chce mieć jeszcze możliwość pobijania rekordu w przyszłości więc powolutku :)).

A zatem jest 16 - zapisuję.

PS
Długo się zbierałem ostatnio gdy machnąłem 15 było to ponad rok temu :) hehehe. Nie jest źle, to 16 podciągnięć połączone z rekordową wagą królika doświadczalnego wypada całkiem nieźle :).

czwartek, 9 kwietnia 2015

Dziwne uczucie braku postępów

Po świętach waga oczywiście poszybowała do góry i dzisiaj o poranku 77 kg :). Wczoraj w ciągu dnia i przed treningiem ważyłem 78.5 kg :). To absolutny rekord od przynajmniej dwóch lat. Poszalałem na świętach z jedzeniem oj poszalałem :).

Z innej beczki. Robimy ostatnio od chyba już trzech tygodni wytrzymałość siłową i mam uczucie jakbym stał w miejscu. Na pewnych obwodach testowych nie za bardzo idzie do przodu ilość na maksa wykonywanych powtórzeń itp. Dziwne to trochę i niepokojące :). Ogólnie strasznie szybko nabijam przedramię i potem już nie chce puścić :). Coś tutaj jakby nie gra i nie wiem dokładnie co. Wydaje mi się, że dwa lata temu dalej bym doszedł na tych naszych obwodach testowych niż aktualnie. Może to przetrenowanie?

Jeszcze z innej beczki. Trzeci dzień bez papierosa i jakoś tak łatwo idzie to niepalenie :).

niedziela, 29 marca 2015

Rowerowe zbijanie wagi :)

Nie opłacało się dzisiaj zbijać wagi na rowerze :). Po powrocie do domu mam taki apetyt przez cały dzień, że na sto procent bilans wyjdzie niekorzystny. Żrę cały czas i dalej jestem głodny :).

piątek, 27 marca 2015

Równiutkie 75 kg

Już myślałem, że waga się zepsuła ale jednak nie - drgnęło o 10 deko w dół :). Równiutkie 75 kg o poranku.

środa, 25 marca 2015

Wiszenie z Tabatą

Kolega uświadomił mi, że na necie jest pełno utworów rozpisanych pod ćwiczenia w systemie Tabaty (20 sek działanie - 10 sek odpoczynek). Ja znalazłem takie cudeńko LINK . Rocky dawał czadu jak trenował to ja też dam hehe :). Dzisiaj testowe zwisy na drążku z tym podkładem muzycznym :). Zajebiście się wisi. Udało się całą muzyczkę wywisieć, trzeba będzie zatem coś dociążyć albo wisieć na dwóch palcach. Zajebiście się ćwiczy z podkładem :).


PS
A tutaj muza do wiszenia na maksa bez przerwy LINK. Może motywować do pobicia rekordu :). Oczywiście dla tych co wiszą krócej niż 3:38 :).

Spadek wagi stanął w miejscu :)

Po początkowej fazie szybkiego zrzucenia 2 kg nastąpiło zatrzymanie na wadze 75,1 kg. Teraz już samo odstawienie chlebka nie pomoże. Włączam rowerek żeby te kolejne 2 kilo skasować :). Patrzyłem na blogu jak to mi szło w zeszłym roku i tam waga była większa o tej porze mniej więcej więc nie jest źle :).


wtorek, 24 marca 2015

Teraz już tylko wytrzymałość

Od tygodnia już tylko wytrzymałość (głównie przedramion) jest tematem treningów królika doświadczalnego. Na razie wytrzymałości jest tyle co kot napłakał czyli zero ale to się powinno za moment zmienić. Niestety trenowanie wytrzymałości jest działaniem najbardziej bolącym a co jeszcze gorsze nudnym :). Trzeba zacisnąć zęby i jechać równo z podpalaniem przedramion - innej drogi nie widać.

sobota, 21 marca 2015

Syndrom permanętnego zmęczenia

Takie mam wrażenie jakbym od miesiąca lub dłużej odczuwał nieprzerwane dziwne zmęczenie w okolicach godzin popołudniowych. Może to za sprawą ostrego okresu w pracy, może coś w związku z tak zwanym przesileniem wiosennym (kurna dobrze, że nie wymyślono jeszcze przesilenia letniego :)). Nie wiem co się dzieje ale tak od godziny 16 do około osiemnastej nierealnie chce mi się spać. Gdy wypada akurat dzień łojenia na sztuznej to dopiero po rozgrzewce i pierwszych wspinkach zaczynam działać normalnie. Wiadomo krew zaczyna krążyć i człowiek stawia się do pionu. Ta ospałość i jakby zmęczenie wkurza zdrowo. Z takim samopoczuciem nie ma mowy o jakichś większych wyczynach w skałach :). Jeżeli to nie minie to chyba na poważnie rzucę jaranie bo może tak być, że jest to główna przyczyna takiego stanu rzeczy :).

PS
Przepraszam, ale dalej rzucanie fajek jest czymś co królika doświadczalnego bawi. Jak mawia mój kumpel jest wiele argumentów przeciw paleniu ale jest jeden nie podlegający dyskusji za paleniem - jaranie jest zajebiste :).

 

piątek, 20 marca 2015

75,1 kg

W pięć dni dwa kilo mniej na wadze o poranku - odstawienie chlebka jednak działa :). Bez chlebka jak już pisałem trudniej o szybkie dojadanie w ciągu dnia plus trzeba się bardziej nakombinować ze śniadaniem i kolacją. Jeszcze ze dwa kilo i przestaję myśleć o wadze :).

wtorek, 17 marca 2015

76,6 kg

Początki są zawsze proste i przyjemne - na razie waga ładnie drgnęła w dół. Jadę dalej tą ścieżką :).

poniedziałek, 16 marca 2015

77,1 kg o poranku :)

Zaczynam schodzenie z wagi. Przerażający wynik, który ukazał się mym oczom dzisiejszego dnia nie pozostawia wątpliwości, że sprawy zabrnęły za daleko. Odstawiam chlebek i jedzenie kieruję bardziej w stronę warzyw i owoców. Ostatnio po rzuceniu chleba 2 kg w dół w ciągu niecałych dwóch tygodni udało się zbić - tym razem będzie podobnie. Rekordowa waga zeszłego sezonu to 73 kg - może w końcu uda się zejść poniżej 72 kg w tym roku. Może to być o tyle trudniejsze, że zapewne przybrałem na masie mięśniowej i odchudzenie będzie wymagać większych poświęceń :).

PS
Dzisiaj delikatne przesunięcie treningu w stronę wytrzymałości. Bardzo ładnie pompowaliśmy bułę. Na koniec na przyrządy, przybloki niesymetryczne, zwisanie na paluszkach, wdrapywanie się po walcach itp.

czwartek, 12 marca 2015

Ćwiczenie 7

Ćwiczenie na drążku. Maksymalne przybloki coraz bardziej na jednej ręce :). Przebiega następująco:

Wersja dla prawej ręki - dla lewej wygląda tak samo
  1. Łapiemy nachwytem prawą ręką drążek z prawej strony rurki
  2. Drugą ręką (wspomagającą) łapiemy jak najbardziej z lewej strony rurki ale łapiemy tylko dwoma palcami
  3. Ciało ustawiamy pod prawą ręką tak jakbyśmy na jednej ręce mieli się ściągnąć do góry
  4. Podciągamy się w górę do pełnego przybloku - ale tak, że główne siły działają na rękę prawą - lewa tylko pomaga
  5. Pozostajemy w przybloku kilka sekund
  6. Opuszczamy się w dół
  7. Jeżeli mamy dalej siłę powtarzamy od punktu 4 i tak dalej

Super ćwiczenie. Przy okazji trenowania maksymalnego przybloku (w finale zaczniemy sciągać się i blokować całkiem z jednej ręki - tylko cierpliwości potrzeba :)) trenujemy także paluszki (ręka wspomagająca).


Wspomaganie ręki drugiej regulujemy na dwa sposoby:
  1. wykorzystujemy coraz mniejszą ilość palców - tzn w ostatecznym wariancie jeden palec tylko chwyta a zatem dużo mniej pomożemy ręce działającej.
  2. bliżej lub dalej od tułowia ustawiamy rękę pomagającą
Wariant - zamiast nachwytu podchwyt (takie przybloki czasami na drogach też się przydają :)).

Jeżeli mamy dużo powera i zaczynamy w ciągu robić za dużo powtórzeń, oczywiście dociążamy się lub powoli próbujemy podciągnąć się na jednej ręce.

Uwaga ostatnia: do tego naprawdę porządnie się rozgrzać bo na bark ręki ćwiczącej zaczynają działać już duże siły i można łatwo się popsuć.


środa, 11 marca 2015

Alternatywnie w ramach zmian w treningach

Z domowych siłowań dzisiaj na kolację wybrałem następujące ćwiczenia:

  • rozgrzewka
  • 14 kg plecak zarzucony na ramiona i przykurcze na drążku w trzech pozycjach rozwarcia łokcia z podciągnięciem do każdej z tych pozycji - 5 serii
  • z 5 kg plecakiem na ramionach zwisy w różnych kombinacjach ze szczególnym uwzględnieniem wskazujący + fakter oraz faker + serdeczny. Dziesięć pięciosekundowych zwisów w każdej z 5 serii.
  • podciągnięcia na jednej ręce nachwytem ze wspomagaczem w postaci drugiej ręki oddalonej co nieco w lewo lub prawo i wykorzystującej tylko dwa palce. Fajne ćwiczenie przy okazji pracują paluszki oraz przyblok dość mocny na jedną rękę idzie - trzy serie.

Fajnie było :).

wtorek, 10 marca 2015

Po przerwie

Po ponad tygodniowej przerwie powrót do ćwiczeń. Już w piątek zrobiłem sobie sesyjkę w domu z plecakiem na grzbiecie. Tym razem do szpeju w plecaku dorzuciłem 4 kilogramową hantelkę. Sumaryczna waga plecaka wyszła w okolicach 14 kg. Robiłem sobie przybloki pod różnym kątami. Bardzo ciekawie męczy rączki taka robota z dociążeniem. Na sztuczniaku z kolei robota na paluszki - zbliża się pogoda i trzeba jeszcze ten element wzmocnić przed wapiennymi zabawami. Popróbowaliśmy trochę campusa, zwisy na chwytotablicy w różnych kombinacjach itp. Potem przybloki z niesymetrycznym rozmieszczeniem rąk. Jednym słowem działania na siłę i trochę na wytrzymałość siłową. Na campusie na razie słabo udało mi się drabinkę do samej góry (13 ruchów) ale już w dół nie zlazłem. Myślę że raz w tygodniu sesyjka na listewkach może być niezłym dodatkiem do całości.

niedziela, 1 marca 2015

Ręce świerzbią

Jak zawsze w czasie restu pojawia się niewielka obawa o spadek wszystkiego co udało się wypracować. Co prawda moc przybywa w czasie odpoczynku ale tylko do pewnego momentu :) - potem wszystko zacznie lecieć na łeb na szyję. Tak krążę niedaleko drążka i myślę :). Na razie wytrzymuję i nie chwyciłem go ni razu :).

wtorek, 24 lutego 2015

Ultra słabość

Czyżby dopadł mnie już efekt przetrenowania? Czy też może za słabo trenowałem? Wczoraj zetknięcie z rekordową słabością. Próbowałem na okapikach i trasy, które ze dwa miesiące temu były czymś banalnym okazały się nie do przejścia z dołem :). Wliczając w to drogę z chwytami po łokcie :). Totalna niemoc :). Jakoś chcąc to sobie wytłumaczyć winę zrzuciłem na piątkowe hiper obwody, które dość rekordowo mnie załatwiły - ból rączek odczuwałem jeszcze w niedzielę :). Marne to pocieszenie ale zawsze coś :). Cóż, trzeba to sprawdzić przy następnych wypadach - teraz robię niewielkiego resta około tygodnia z groszami  potem wracam na wojenną ścieżkę z nową psychą i mam nadzieję kompletnie zregenerowanymi rączkami.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Wkurzające przyzwyczajanie się do wapienia

Jak co roku gdy pogoda wypycha na skały zawsze kilka pierwszych wyjazdów idzie na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. Brak kolorowych stopni i chwytów utrudnia sprawę znacząco :). Osobiście dodatkowym elementem, który odczuwam to lekki niepokój czy na pewno jakoś lepiej się człowiek będzie wspinał czy też może wszystko będzie takie samo jak rok wcześniej a całe trenowanie poszło nie wiadomo gdzie. Rozwiązaniem byłoby mieć to w tyłku ale tak luźne podejście też nie pomagałoby w pchnięciu możliwości do przodu. Mimo wszystko trochę trzeba mieć to w dupie aby pozostać w zgodzie z główną zasadą czyli fun, fun i jeszcze raz fun.


piątek, 20 lutego 2015

Trenowanie w realu

Jakoś tak się dzieje, że gdy jadę w skały to nie żeby trenować tylko aby się po prostu powspinać i przejść jakieś nowe trasy. A może by tak również pojeździć w celach czysto treningowych. To co trudno trenuje się na plastiku czyli na przykład odpowiednie chwyty krawądki, dziurki itd idealnie można potrenować na realnej skale. Oczywiście w trakcie takich wyjazdów gdzie po prostu atakuje się drogi też samo przez się istnieje element treningowy ale przeważnie ograniczeniem jest to, że tak naprawdę mam jakąś trasę i się trochę oszczędzam aby ją powiedzmy w drugiej czy trzeciej próbie przejść. Myśląc od razu o treningu nie kalkulowałby człowiek w ten sposób tylko łoił odpowiedni temat do odpowiedniego zmasakrowania. Inną opcją jest pod koniec dnia wspinaczkowego w skałach wybrać jakąś drogę bądź dwie i się dojechać na sam koniec elegancko. Coś w tym temacie muszę poeksperymentować :).

czwartek, 19 lutego 2015

Takie jakby 4x4

Dostęp do ścianek baldowych jest prawie w 100% niemożliwy - miliony ludzi przesiaduje tam godzinami :). Ułożenie sobie baldów pod 4x4 odpada. Postanowiłem robić coś jakby 4x4 a mianowicie trasy przechodzone 2 razy z rzędu. Dwie takie trasy z rzędu dają mniej więcej to samo co 4 baldy. Staram się tak dobrać aby udało się to przejść 4 razy z przerwami około 5 minutowymi pomiędzy kolejnymi wstawkami. Z wyjścia na wyjście będę uderzał na trudniejsze trasy tak aby był progres mierzalny. Zasada jest w takim razie taka - 4x2 gdzie 2 to dwie drogi pokonane pod rząd :).

wtorek, 17 lutego 2015

Koniec siły początek wytrzymałości

Trzy tygodnie na siłę udało się zakończyć. Postęp jest. Zmierzony przejściem wielokrotnym pewnych baldów z którymi były na początku znaczące problemy. Żebra już dużo lepiej i mogę już robić nawet pompki i brzuszki na rozgrzewkę :).

Teraz wytrzymałość siłowa. Co tu dużo pisać po prostu łażenie i łażenie po w miarę trudnych rzeczach do skutku :).

PS
Nie pamiętam czy już wklejałem linka do tego manuala o treningu wspinaczkowym LINK. Bardzo fajne opracowanie, polecam.

środa, 11 lutego 2015

Wycisk?

Baldując ostatnio doprowadziłem się do bardzo ostrego zmasakrowania. Po pewnym czasie pojawił się głód a ostatnie baldy na maxa sprawiały, że po zejściu ze ściany robiło mi się wręcz słabo :). Możliwości są trzy - albo było tak hardcorowo albo za mało zjadłem przed treningiem albo był to efekt wspinania dwa dni pod rząd :). Mam jeszcze jeden problem w trakcie baldowania - nie mogę wytrzymać pomiędzy kolejnymi przystawkami z odpowiednim odpoczynkiem (przynajmniej 5 minut). Przystawiam się za szybko - szczególnie jak jakiś bald nie siada. Nie siadł, schodzę, chwila odpoczynku i ponowna próba. Po prostu nie mogę cierpliwie poczekać aż rączki nabiorą znowu powera. To chyba duży błąd treningowy.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Powoli coraz bardziej

Z wyjścia na wyjście zaczynam odczuwać pewien przyrost wytrenowania. Nie jest to jednak straszny przyrost siły, mocy itd. Powiedziałbym nawet, że idzie to dość powoli. Na razie raz odczułem moc gdy zrobiłem większą przerwę od wspinania (4 dni) i wróciłem na ściankę. Poczułem wtedy dużą lekkość przy wspinaniu po tym samym. Ostatnio natomiast zamiast baldów na siłę zrobiliśmy sobie małą próbę na trasach. Odczucia miałem mieszane. Tzn niby zrobiłem od strzału dwie VI.2 ale nie ma pewności czy aby na pewno są to VI.2 :) czy tylko tak sympatycznie wycenione. Przystawiłem się także do jednego VI.3 i tutaj zetknąłem się z niemożnością wykonania jednego ruchu - niewiele brakuje ale jednak brakuje. Ewidentnie gdybym miał większą siłę przybloku (takiego z podchwytu akurat w tym przypadku) to wszedłbym na tym VI.3 bez problemu. Zaczynam wprowadzać ćwiczenia na przykurcze, podciągnięcia, przykurcze na jednej ręce itp. Trzeba to doprowadzić do pewnego poziomu - fajne jest to, że tego typu sprawy łatwo jest mierzyć. Innym pomiarem są pewne nie zrobione baldy, które czekają na zrobienie. Jednego udało mi się wczoraj zrobić pozostały mi dwa do pokonania - jak je przejdę będzie to oznaczać mimo wszystko pewien wzrost wytrenowania. Jeszcze tydzień na siłę i przechodzimy do wytrzymałości siłowej.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Na siłę ale z umiarem

Zgodnie z założeniami aby nie skatować się za wcześnie treningiem :) robimy siłę ale jeszcze bez przesadnej intensyfikacji. Widać już pierwsze objawy przyrostu siły :). Jedyne co przeszkadza (poza żeberkami rzecz jasna hehe) to zdarta skóra z koniuszków palców i powiększające się odciski. Z pumeksem nie wyrabiam i jeden z odcisków zaczyna posępnie grozić mi zerwaniem. Może wytrzyma. Nie wiem jak inni to robią i tak baldują miesiącami :). Jakąś inną skórę mają czy co? Co do odcisków to już całkiem nie mogę zrozumieć jak ćwiczyć włażenie na samych rękach na mocno przewieszonej ścianie (takie jedno z zaleceń Horsta). Przy tego typu ćwiczeniach odciski rozwijałyby się jeszcze szybciej. Chyba tylko owijanie plastrami pozostaje w takich przypadkach lub po prostu robienie tego na przystosowanych walcowych chwytach :).

czwartek, 29 stycznia 2015

Pod górkę

Cholera! Jeszcze mnie katar dopadł. Tutaj człowiek chce pójść ładnie z treningiem i już na początku nowego sezonu wszystko przeciwko niemu. Co za pech.

środa, 28 stycznia 2015

Esencja treningowa

Można długo kombinować, czytać, szukać różnych zbawiennych środków na poprawienie możliwości wspinaczkowych w sensie fizycznym itd. Tak też robiłem i robię :). Ale jest jeden filmik , który zawiera kwintesencję treningu - wszystko mieści się na niecałych ośmiu minutach. Kiedyś to już wklejałem ale zamieszczam raz jeszcze LINK .

Jest tam wszystko co trzeba aby robić siłę i moc :)


  • baldowanie (statyczne i dynamiczne)
  • zwisy różnego typu (5 sekundowe, które poleca też Horst)
  • podciąganie - przybloki pod różnymi kątami, podciąganie asymetryczne
  • przechwyty dynamiczne na chwytotablicy
  • campus - drabinka, dynamiczne strzały lewą i prawą ręką góra-dół, strzały oburącz w górę
  • ćwiczenia na kulach - wyprosty ręki z przykurczem na drugiej ręce, przybloki itd (kule są super szkoda, że nie montują tego na wszystkich ściankach w Krakowie - one nie robią żadnych odcisków)

I co tu dużo gadać, robiąc porządnie tych kilka ćwiczeń wcześniej czy później wyjdzie z człowieka mega silny zwierz :).


PS
Ale oczywiście nie zapominajmy o rozgrzewce i ćwiczeniach na antagonistyczne :). Tego w filmiku brak.

wtorek, 27 stycznia 2015

K...

Jednak za wcześnie. Nadwyrężyłem ponownie okolice stłuczonych żeber i dzisiaj całkiem ładnie daje prawy bok. Tak to jest jak człowiek nie może odpuścić - to znany i opisywany wszędzie efekt. Aby się zaleczyło trzeba odpuścić ale jak tu odpuścić jak dusza aż się rwie żeby trenować :). Mam nadzieje, że ból nie rozkręci się na dobre tak jak to ostatnio było, w końcu to nadwyrężenie a nie stłuczenie ponowne.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Słabość :)

Oj dzisiaj słabo mi się dawało. Wczorajsze baldy jednak nadwyrężyły co nieco łapy a być może ogólnie ostatnie dwa tygodnie z czterema wyjściami tygodniowo też już odpowiednio mnie zmęczyły. Dodatkowo przy mocniejszych wstawkach odezwała się jeszcze znajoma okolica żeber. Normalnie już w domowym działaniu nic nie czułem z żeberkiem a dzisiaj znowu czuję coś niemiłego :).

Teraz skoro robimy nasze maksy baldowe wracam do dwóch wypadów w tygodniu plus jeden malutki wypad w niedzielę ale to tylko na delikatne łażenie na wytrzymałość.

PS
Ciekawe było to, że bardzo długo się rozkręcałem dzisiaj i przez pierwsze około 40 minut (po rozgrzewce) słabość była znacząca - potem zacząłem łapać co nieco i zaczęło coraz bardziej wchodzić wstawianie się no ale po kilku lepszych wstawkach nastąpił ponowny spadek spowodowany już ogólnym zmęczeniem. Takie jakieś to niepokojące ale w gruncie rzeczy nie trenowałem jeszcze nigdy cztery razy na tydzień i może takie jajca są normalne :).

PS2
A właśnie! Ząb mnie boli od soboty :) hehehe. Uff - jest jakieś wyjaśnienie pomocnicze odczuwanej słabości (zjadłem kilka ibu maxów przez ten czas). W środę wyleczę zęba i powinno być lepiej :).

Teraz siła

Po dwóch tygodniach rozruchu zmiana - teraz trenowanie siły. E. Horst pisze, że to najbardziej opłacalna czynność jeżeli chodzi o wspinanie po krótkich drogach sportowych. Siła i jeszcze raz siła, która przy okazji zwiększa wytrzymałość bo przecież gdy będziemy silniejsi każdy przechwyt wyda nam się łatwiejszy a po łatwym możemy dłużej się wspinać :). Przyznam, że najbardziej lubię trening właśnie na siłę maksymalną a w szczególności rozwiązywanie zagadek baldowych na granicy własnych możliwości. To po prostu czysta zabawa :). Jedyne na co trzeba zwracać uwagę to na powstrzymanie się od przesady bo ta prowadzić może do kontuzji.

piątek, 23 stycznia 2015

Jeszcze o trawersowaniu i butach

Trawersowanie w lewo odbija się także na zużyciu butów wspinaczkowych. Kiedyś zastanawiałem się dlaczego zawsze lewy but rozwala się na czubku dużo wcześniej niż prawy (prawdę powiedziawszy prawy się nigdy nie zdążył rozwalić bo jak podklejałem buty to w momencie gdy lewy był już z dziurą :)). Teraz wszystko jasne ta asymetria w częstotliwości trawersowania w lewo i w prawo jest bezpośrednim powodem. Co za olśniewające odkrycie po takim czasie hehehehe.

środa, 21 stycznia 2015

Aaaaa to w lewo też się da?

Po tekście z tytułu posta następuje głupkowate drapanie się po głowie :).

Okazuje się, że gdy robię trawersy to w 90% w prawą stronę :). Dość wcześnie się zorientowałem - po dwóch latach :) hehehe. Dzisiaj sprawdziłem dużo w lewo - fatalnie to mało powiedziane :). Bardzo trudno jest mi się skręcać, ustawiać itd trawersując w przeciwną stronę. No to wiem co kolejnego muszę poprawić w najbliższym czasie :) - zmienność trawersowania w trakcie treningu.

Co do trawersów to istnieją 4 kombinacje ćwiczeń ze względu na kierunek poruszania się i ustawienia ciała względem tego kierunku - idziemy w prawo zwróceni w prawo, idziemy w prawo zwróceni w lewo, idziemy w lewo zwróceni w lewo i idziemy w lewo zwróceni w prawo. Każdy z wariantów ćwiczy coś innego - warto to urozmaicać jednak :). Dwa z tych wariantów nie są może do końca naturalne ale treningowo ponoć (tak wyczytałem) dobrze jest robić właśnie wszystkie kombinacje.

PS
Co do trawersów to jeszcze dobre ćwiczenie na moc uchwytu robić trawers jednoręczny. Przerzucamy jedną rękę z chwytu na chwyt - trzeba to robić dynamicznie i szybko stąd moc powinna szybować po takich kilku sesjach :).

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Bardziej się nie da

Po ostatnich bojach treningowych jedno jest pewne - więcej niż 4 razy w tygodniu byłoby bardzo ciężko trenować :). Na razie idzie ładnie, robimy wytrzymałość ze wskazaniem na siłową ale nie aż tak bardzo siłową :). Dzisiaj nawet nie odpuściliśmy pewnym baldom i pomimo, że trening miał być w stylu dużo a nawet bardzo dużo to musieliśmy się trochę poprzystawiać. Nie puściły całkiem ale na siłę daliśmy ostro przez tą około godzinkę. No cóż trening ma być przede wszystkim funem i był :).

Jedziemy na wytrzymałość (prawie siłową) jeszcze ten tydzień i potem już siłka. Przyjęliśmy zmodyfikowane zalecenia Horsta tzn 2-3-2 w pierwszym kółku i tego się prawie trzymamy. Następne kółka już tylko 3-2 (tzn 3 tygodnie siła, 2 tygodnie wytrzymałość siłowa). Jak wiosna nie przyjdzie za wcześnie to się wyrobimy z trzema kołami przed sezonem wliczając w to przerwy kilkudniowe (około 5 dni) od treningu pomiędzy kolejnymi cyklami.

piątek, 16 stycznia 2015

Rozruszane mniej boli

Po ostatnich zabawach na ilość żebra odpuszczają powoli i coraz mniej dają o sobie znać. Jeszcze dla pewności nie robię pompek i brzuszków przy rozgrzewce ale teoretycznie już mógłbym. Widać, że ból po urazie to teraz w dużej mierze napięcia mięśni, które gdy dobrze rozciągnę przestają boleć.

PS
Ciekawe jak to pójdzie bo na razie mam 4 treningi tygodniowo - nigdy wcześniej tak często nie dawałem w palnik i mam nadzieję, że to posunie całą sprawę do przodu znacząco.

wtorek, 13 stycznia 2015

Dużo po łatwym

Na razie rozkręcamy się przed konkretnym trenowaniem czyli dużo po łatwym. Chyba było trochę za łatwo bo nie czuję jakoś nadzwyczajnie rączek. Przy okazji potwierdziłem sobie, że jest dużo lepszy start niż rok temu, w naszych kilkuset metrowym łażeniu były trudniejsze drogi niż poprzednio a wszystko szło ładnie i bez problemów. Boczek żebrowy niestety sprawia, że odczuwam pewien dyskomfort w trakcie wspinaczki i czasami wykonuję dziwne manewry ruchowe aby przejść baz bólu - martwię się aby mi to w krew nie weszło bo to naprawdę dziwne ruchy czasami :).

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Brak weny na rzucanie

Nie da się - wytrzymałem jeden dzień bez petów no ale pechowo imprezka się napatoczyła i k.... palę. Dzisiaj kolejna próba :). Nie mogę do tego durnego łba przemówić a przecież rzucenie to do cholery przynajmniej pół stopnia w górę w trudnościach dróg wspinaczkowych a jak się cudownie trenuje gdy się ma powietrza więcej w organizmie a jak się szybko regenerują po treningu gnaty, mięśnie i ścięgna. Organizmy młode nie czują tego niszczącego wpływu petów tak jak organizmy stare. To jest naprawdę duży element poprawiający wyniki treningowe itd.

PS
Nabieram wnerwa - może to pomoże.

Dla pocieszenia cudowny fragment z filmu LINK jak Jim Jarmusch rzuca palenie :).

niedziela, 11 stycznia 2015

Da się wspinać

Byłem w piątek i dzisiaj sprawdzić jak tam żebra w trakcie wspinaczki. Mogę się wspinać ale czujnie z niektórymi ruchami. Podchwyty na wysokości brzucha nie wchodzą jeszcze w grę - wtedy jeszcze boli. Podobnie robinie pompek w trakcie rozgrzewki nie jest do końca możliwe. Na razie słabe wspinanie na wytrzymałość, trzeba się rozwspinać trochę przed czymś mocniejszym a przy okazji doczekać aż wszystkie bóle ustąpią. Spadek mocy nie aż tak wielki jak rok temu po przerwie (wtedy przerwa trwała 5 tygodni tym razem tylko 3,5 tygodnia). Start zatem jest z wyższego pułapu niż rok temu. Muszę zrobić wytrzymałość i wytrzymałość siłową na sensownym poziomie. Myślę, że do końca stycznia walka będzie właśnie w tych tematach minimum trzy razy w tygodniu. Możliwe, że uda mi się trenować nawet cztery razy w tygodniu bo wymyśliłem zabieranie raz w tygodniu dzieciaków na ścianę i wtedy też delikatnie mogę pobaldować. W końcu jest szansa aby sprawdzić czy popełnię błąd przetrenowania :) - wspinając się jak dotychczas dwa razy w tygodniu o przetrenowanie było trudno :). Królik doświadczalny powrócił zatem na ścieżkę i walczy - a jak !!!. Co z tej walki wyniknie zobaczy się dopiero w maju :).

piątek, 9 stycznia 2015

Znowu to samo - do znudzenia

Dzisiaj zgodnie z postanowieniem (naiwnym być może) gdy tylko przekroczę próg hali wspinaczkowej rzucam palenie :). Tylko trzy pierwsze dni są męczarnią potem jest już sympatycznie. Ostatnio zgubił mnie kilkudniowy wyjazd firmowy - trzy dni imprezowania nie pozwoliło zapomnieć, że jest się palaczem. Gdy pali się tyle lat palaczem zostaje się na zawsze, nawet gdy rzuci się całkowicie na wiele lat. Cóż, widocznie jestem skazany na ciągłą walkę, być może się uda a jak nie to przynajmniej na jakiś okres będę wolny.

czwartek, 8 stycznia 2015

Próba rurkowa - test żebrowy :)

Sprawdziłem właśnie przed chwilą czy zabawy rurkowe powodują jakieś bóle dla stłuczonego miejsca przyżebrowego. Zwis prosty - nic się nie dzieje. Podciągnięcie - leciutki ból w miejscu stłuczenia. Zwis na jednej ręce (lewa, prawa) - lekki ból. Przykurcze na drążku - lekki bólek. Wygląda nieźle a nawet mam przypuszczenie, że teraz boli mnie przykurczenie pewnych partii mięśniowych, które wymagają stopniowego rozciągnięcia (na przykład rano bardziej odczuwam dyskomfort niż po południu gdy już się rozrusza człowiek). Pieprzę i jutro idę na ściankę sprawdzić dokładniej jak przy ruchach wspinaczkowych będzie się to zachowywać. Takie baldy delikatne na początek - jak będzie dobrze to może trochę mocniejsze baldy. Powinno wszystko działać w dziadzie :).

PS
Przy podciągnięciu jakiś nierealny power poczułem - widać rączki odpoczęły - prawie poszybowałem mimo, że po okresie świątecznym kilka kilogramów przybyło.

środa, 7 stycznia 2015

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Plan na 2015

Planowanie to moja ulubiona czynność :) ale tym razem plan będzie krótki do bólu.


  1. Rzucić fajki - to jest nieustający plan :)
  2. Tak trenować aby z maksem poweru wstrzelić się na maj :). Dodatkowo tak intensyfikować trening aby wspinać się trzy razy w tygodniu a nie dwa razy jak dotychczas
  3. Więcej wspinać się w RP niż w poprzednim roku co oznaczać będzie większe siłowanie się na skale i być może szybsze efekty w postaci pokonywanych trudności
  4. Poprowadzić przynajmniej jedno VI.4
  5. Posprzątać zaniedbane w zeszłym roku główne punkty z planu
    1. 20 podciągnięć na drążku
    2. Poprowadzenie VI.3 itd aż do VI.4

Taki kompaktowy plan ale z wyraźnym celem i zmianą strategii trenowania :).

Co do nowej wiedzy tajemnej, którą udało mi się posiąść przez ostatni rok to jest kilka takich punktów (dodatkowo do tego co napisałem rok temu w tym poście LINK )

  • wytrzymałość i wytrzymałość siłowa - im więcej mamy lat tym trudniej utrzymać te elementy na wytrenowanym wcześniej poziomie - nie odstawiać na za długi okres treningu na te sprawy
  • celując z treningiem w maj (okres gdzie już na skały będziemy wypadać) należy nie napalać się za wcześnie z super mega trenowaniem bo może nam psycha siąść i możemy popaść w trenowanie coraz bardziej po macoszemu. Nakręcać się stopniowo aby w marcu , kwietniu dać z siebie dużo, potem krótka regeneracja i w skały z mocą zrobioną na maksa :)
  • nigdy nie tracić czujności w trakcie prowadzeń aby noga nie weszła pod linę (szczególnie gdy strzelamy do jakiegoś chwytu powyżej i tracimy kontakt myślowy z nogą/nogami) - zaplątanie liny to straszna masakra w trakcie odpadnięcia potem - moje żebra bolą już 3 tygodnie od jebnięcia
  • trenowanie ma być w komfortowych i bezpiecznych warunkach aby móc się skupić na treningu a nie na niebezpieczeństwach - unikać niepotrzebnie trudnych wpinkowo prowadzeń (to tak apropo mojego niefortunnego lotu :) ). Polatać to sobie polatamy w skałach a na trudniejszych drogach w skałach zaczyna być o tyle bezpieczniej, że skała staje się bardziej jednolita bez wystających jak na sztucznej chwytów, o które można przypieprzyć
  • gdy wspinasz się w przewieszeniu nawet mega klamy lepiej chwytać końcami palców (dwa pierwsze paliczki) - tego nie jestem na sto procent pewny ale wydaje mi się (mój kumpel też potwierdził to wrażenie), że mniej bułuje niż chwytanie całą dłonią na maksa ile się da - wtedy napinanie buły w przedramieniu jest znacznie większe niż gdy z prostymi palcami wisimy bo jakby ściskamy dodatkowo całą dłoń.


I byłbym zapomniał - wszystkiego najlepszego w skałach i nie tylko na Nowy Rok - żeby skała była sucha i miała dobre tarcie oraz żeby wszystkie cele zamienić w osiągnięcia :).






niedziela, 4 stycznia 2015

Podsumowanie 2014

Przerwa Świąteczna i Sylwestrowa dobiegła końca. Wystarczająca ilość formy została zniszczona :). Odpoczynek dobiega końca ale niestety żebra jeszcze bolą i nie wiem czy już w tym tygodniu uda się uderzyć na wspinanie. Niezależnie od tego przyda się podsumowanie ubiegłego sezonu.

Królik doświadczalny więcej wspinał się w skałach niż w roku 2013 - 70 dróg w skałach w porównaniu do zaledwie 18. To dalej mało ale jednak jest postęp. Z punktów planu na rok 2014 trochę udało się zrobić a trochę nie. Wygląda to tak:

  1. Rzucić fajki - nie udało się ale nie paliłem przez 90 dni z początku roku.
  2. Osiągnąć w szczycie sezonu wagę 70 kg (może być 70,9 kg byle zobaczyć liczbę 70 na wadze) - nie udało się i okazuje się, że jest to bardzo trudne, najlepsza waga to 73,3 kg w tym roku
  3. Zrobić przynajmniej jedno VI.3 z dołem - nie udało się - zrobione tylko jedno VI.3 na wędkę
  4. Więcej wspinać się w skałkach niż w sezonie poprzednim (dużo prowadzeń nawet jeżeli miałyby to być proste drogi) - udało się
  5. Przekroczyć 20 podciągnięć na drążku (jakoś w tamtym sezonie dobiłem do 14 i dalej już nie poszło) - nie udało się, miałem w ostatnim tygodniu sprawdzić ten parametr ale, że stłukłem żebra nie byłem już w stanie zobaczyć jak to pójdzie - zrobiłem sobie 15 kiedyś wcześniej i na tym zostało
  6. Przykurcz na jednej ręce (dokładnie na lewej bo na prawej już robię od dawna) - udało się
  7. Pozbyć się strzelania w stawach :) - pewnie wizyta u specjalisty - obserwacja, że strzelanie bardzo zależy od palenia fajek - gdy nie paliłem wszystko jakoś lepiej się smarowało i strzały jakby ucichły
  8. Więcej sportów ogólnych typu bieganie, rower, pływanie, squash - nie było więcej, było mniej więcej tyle samo co rok wcześniej
  9. Core - spalić do końca oponę okalającą brzuch i poważnie wzmocnić tułów - tutaj w miarę dobrze, brzuch ogólnie wzmocniony, spalony - dużo więcej ćwiczeń na core w ciągu całego roku
  10. Dalej pisać bloga - jest w dalszym ciągu niezłym czynnikiem motywującym do działania - udało się chociaż częstotliwość pisania postów spadła

Jak widać nie wygląda za dobrze realizacja planu. Najtrudniejsza droga z dolną asekuracją to VI.2 (dwie takie drogi). Trochę widać, że za dużo robiłem OS a za mało projektowania w RP - tylko 4 drogi RP reszta to większość OS lub Flash i kilka wędkowych przejść. Ten stosunek jest słaby i w tym roku będzie trzeba to zmienić znacząco.

Co do kontuzji to w tym roku udało mi się uniknąć jakichkolwiek większych kontuzji (nie wliczając ostatniego incydentu z lotem i stłuczeniem żeber). Możliwe, że można było bardziej trenować i się nie zepsuć :).

Jedno jest pewne minęły dwa lata od powrotu do wspinania i rączki powinny już się całkiem dobrze dostosować do obciążeń wspinaczkowych. W tym roku musi nastąpić wzmożony atak na trudności już bardziej konkretne. Celem będzie VI.4 w skałach. 

Lekcja co do trenowania po tym roku jest taka żeby jednak nie zaczynać z mega napałem już od razu od stycznia tylko trochę później intensyfikować napał. W zeszłym roku super przepracowaliśmy styczeń, luty ale potem już w marcu i dalszych miesiącach napał osłabł i tak naprawdę trochę po macoszemu te dwa miesiące przed majem zostały potraktowane. Efekt był taki, że najlepsza forma była na początku marca a potem albo stała w miejscu albo nawet nastąpił pewien regres.

Jeszcze jeden wniosek dotyczący trenowania - wytrzymałość siłowa w moim wieku tak szybko spada, że trzeba to robić dużo intensywniej i częściej nie można sobie w tym temacie pozwolić na za duże przerwy. Doskonale obnażyły to przerwy (wakacyjna na przykład) oraz wspinanie na okapowych drogach gdzie wszystkie przechwyty były proste ale połączone w ciąg niszczyły w końcówkach.

 Teraz tylko poczekać na zniknięcie ostatnich bóli mięśni okolic żeber i do ataku.

PS
Oczywiście jak zwykle zaczynam od podstawowego postanowienia noworocznego - rzucam fajki - pierwsze wyjście na ściankę i koniec jarania (mam nadzieję, że przynajmniej pobiję rekord 90 dni z zeszłego roku).