czwartek, 31 stycznia 2013

Minimalnie

O mały włos a waga wspinacza o poranku byłaby rekordowa! Ale niestety znowu zobaczyłem 77,6 kg. Tym razem jednak z większymi emocjami na moment mignęło 77,5 kg i już wydawało się, że będzie nowy rekord ale jednak nie - wskoczyło na 6 po przecinku. Jak widać jest to blisko granicy, którą można osiągnąć ćwiczeniami wykonywanymi w ostatnim czasie. Ta granica zostanie pokonana - już niedługo (żeby nie było, że nie mówiłem - nie odchudzam się nie jedzeniem, jem tak samo jak dawniej - tylko sport i jego wpływ :)).

wtorek, 29 stycznia 2013

Inaczej

Dzisiaj nowa hala wspinaczkowa. Wspinanie jak w skałach - dłuższe drogi - mniej bulderingu. Raz ja raz kumpel. Przerwy na asekurację pozwalają na dłuższe wspinanie - ręce odpoczywają. To nie to co ciągłe wiszenie na trawersach i bulderach gdzie w 1,5 godziny następowała masakra przedramion.

Oznakowane trasy wg stopnia trudności też ciekawa rzecz. Zrobiłem drogę o trudności VI (niby taki stopień - możliwe, że się zgadza). Ale coś nie wszędzie z tą zgodnością wycen jest ok - robiłem dwie V+ - jedna była banalna a druga nie do przejścia :) (tzn do przejścia ale na pewno było to coś innego niż wcześniejsze V+). Wrażenia ogólne bardzo dobre, fajna hala wspinaczkowa ten Avatar (choć większą pakernią jest Forteca :)).

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wapno na rozruchu

Jak ćwiczę, tzn przepraszam - jak wapno ćwiczy?

Przez ostatni czas ćwiczę dość luźno - tak na rozkręcenie się przed czymś poważniejszym. Wygląda to mniej więcej tak (kolejno dni tygodnia):

  • Rozgrzewka, skakanka, rozciąganie, brzuszki, pompki, rozciąganie - 45 minut
  • Ściana wspinaczkowa - około 2,5 godziny
  • Rozgrzewka, rozciąganie, podciąganie na rurce, zwisy na rurce, ćwiczenia przykurczy na rurce, Rozciąganie - 45 minut
  • Ściana wspinaczkowa - około 2,5 godziny
  • Rozgrzewka, skakanka, rozciąganie, brzuszki, pompki, rozciąganie - 45 minut
  • Dzień przerwy
  • Rozgrzewka, podciąganie, zwisy na rurce (na wytrzymałość czyli z podparciem nóg aby nie cały ciężar szedł na przedramiona i dłonie),rozciąganie, ściskanie ściskacza

Jak widać jest to dość prosty rozkład tygodnia. Tego typu ćwiczenia ciągnę już od ponad 3 tygodni. Po tym okresie już widzę, że bez włączenia konkretnych zadań typu bieganie, squash, basen - takich na wydolność ogólną - daleko nie zajadę. Człowiek szybko się męczy, ma słabo dotleniane mięśnie, strzela mu w kościach (to efekt dziada komputerowca) itd.

Ogólnie wszystko idzie do przodu mimo wszystko. Gdy porównam, że na początku z wielkim trudem robiłem 4 podciągnięcia a teraz zrobię 8 mimo pewnego zmęczenia treningiem, że na początku jak skoczyłem 300 razy na skakance to taki byłem zmęczony jakbym półmaraton przebiegł a teraz sobie na luzaku 600 skaczę, że gdy zrobiłem 10 pompek to myślałem, że mi oczy wyskoczą to wiem, że to nieuniknione - będzie lepiej z każdym tygodniem. Myślałem jednak (i tutaj się przeliczyłem), że postęp będzie trochę szybszy. Zakładałem na przykład, że po miesiącu zrobię około 15 podciągnięć (a już widać, że to raczej nierealne - miesiąc minie za kilka dni). Nowe bezpieczne założenie jest takie, że po 2 miesiącach trenowania zrobię 15 podciągnięć. To wszystko zweryfikowało moje przypuszczenia - przynajmniej o tyle jestem mądrzejszy. Nie rozwiało jednak mojego globalnego postanowienia o zrobieniu Chińskiego Maharadży (VI.5). Wiem tylko tyle, że może to być trudniejsze niż mi się początkowo wydawało. Wapno jednak z niczego się nie wycofuje :) i walczy dalej.

W tym tygodniu włączam coś na ogólną wydolność - squash. Tam można się ostro zmęczyć i rozruszać zastane kości, stawy, mięśnie i całą resztę gratów. Squasha robię zamiast jednego dnia na ściance wspinaczkowej ale to z premedytacją - daję więcej czasu dłoniom na wypoczęcie - po tak długim bezruchu ten nagły ruch skałkowy dał się im już we znaki.

Przygoda z podciąganiem i próbą zrobienia 9-ciu podciągnięć była wielce pouczająca. Po pierwsze myślałem, że tak sobie ćwicząc na luzaka zrobienie jednego podciągnięcia więcej tygodniowo to będzie pestka. Ale tak nie jest. Po pierwsze mam zmęczone ręce i wszystko to co za podciąganie odpowiada. Do bicia rekordu przydałoby się ze 3 dni przerwy w moim przypadku. Po drugie muszę jednak regularnie robić piramidkę z podciągnięciami - przynajmniej 2 razy w tygodniu a nie takie sobie luźne podciągnięcia jak mi się zachce. Po trzecie (o czym wspominałem wcześniej) wydolność ogólna musi zostać wzmocniona - co przełoży się na pewno na sprawność mięśniowo-stawowo-ścięgnową.


Oj daleko jeszcze do celu. Bardzo daleko. Ale mam czas. Wapno z każdym dniem staje się mniejszym wapnem a o to przecież chodzi między innymi.

Relacja z walki na rurce (zwis na 2 rękach):
Mama pobiła rekord taty - 90 sek.
Aktualne wyniki:
Córka118 sek
Mama90 sek
Tata83 sek
Syn37 sek


Daje im żeby się cieszyli :) hihi


niedziela, 27 stycznia 2013

Rura wygrała

Relacja z walki na rurce (podciąganie):
Próba 9-ciu podciągnięć nie udała się. Można powiedzieć, że zrobiłem 8,5. Ostatnie dziewiąte podciągnięcie zrobiłem do góry ale już w dół ładnie nie zjechałem tylko musiałem puścić. Nie zaliczone.


Pobyt u rodziny na weekend odbił się gwałtownie na wadze (na razie ważenie wieczorne wskazuje na masakrę ale czuję po kościach, że jutro rano zobaczę maxa z ostatnich 3 tygodni). Co do rurki to muszę na nią częściej wchodzić w sensie podciągnięć - ostatnio tylko trochę ćwiczę podciągnięcia bo zawsze boję się zmęczyć przed wyjściem na halę wspinaczkową następnego dnia. Tłumaczyć można się jeszcze w ten sposób, że wczoraj mocno zmęczyłem się ściskaczem do rąk (chociaż to niby inna grupa mięśni).

Relacja z walki na rurce (zwis na 2 rękach)
Uff. Ledwo co ale rekord pobity. 83 sekundy. Oj coś zły dzień dzisiaj ogólnie na robienie takich rzeczy. Ostatnio przecież przy 80 sekundach wydawało mi się, że nie jest to trudne a dzisiaj jakoś strasznie poszło. To na pewno to obżarstwo u rodziny :).


A taki byłem pewny w piątek, że moc rośnie. Dziad to dziad, musi poczekać dłużej na wzrost mocy.


piątek, 25 stycznia 2013

Nic ciekawego

Dalsze ładowanie na ścianie wspinaczkowej. Sprawdziłem palca czy nie boli. Nie jest źle prawie nic nie czuję. Dzisiaj porządna rozgrzewka i od razu lepiej. Zbułowaliśmy się głownie na niewielkim okapiku - dokładnie wychodzenie z okapu. Daje popalić plecom - czuje nowe pokłady mięśniowe na plecach. Rozwija też przykurcze na ręce a z tym u mnie słabiutko. Na rurce gdy podciągnę się oboma rękami i potem chciałbym zawisnąć na jednej ręce przytrzymując cały czas przykurcz to nie da rady ręka się prostuje - a to pierwszy krok do ciągnięcia z jednej ręki :).

Napalenie na wspinanie nie maleje - wręcz przeciwnie. Za chwilę minie miesiąc jak działam w tym kierunku. Od nowego miesiąca planuję dorzucić nowe elementy do treningu - coś na wydolność ogólną - squash i basen. To powinno pozwolić na zrzucenie jeszcze kilku kilogramów.

Na niedzielę przewiduję pobijanie rekordu w podciągnięciu na rurce oraz w zwisaniu - jestem pewny, że się uda - moc rośnie.

PS
Zimno na hali wspinaczkowej jak jasna cholera trzeba być cały czas w ruchu.

czwartek, 24 stycznia 2013

Palec zwany fakerem

Oczywiście nabawiłem się już lekkiej kontuzji palca (fakera). Wkurzyłem się. Oczywiście wszystko co sobie czytam na temat rozgrzewki rąk przed wspinaniem miałem gdzieś - i mam za swoje. Muszę sobie wbić do głowy młotkiem, że rozgrzewać ręce trzeba porządnie i długo. A co ostatnio zrobiłem? Jeden trawersik i od razu na dość mocne okapy polazłem próbować. Nie mam słów aby wyrazić moją głupotę.

Rozgrzewka dłoni i rąk to podstawa!!! W dodatku oczywista. Dlaczego tak trudno wdrożyć to w życie?

Jak tak będę dalej robił to z Chińskim mogę się pożegnać - tam przecież dużo dziurek na palce właśnie jest. Mam nadzieję, że to doświadczenie nauczy mnie czegoś.




środa, 23 stycznia 2013

Drugi front

Hm... No nie da się rzucić fajek! Może się da ale jak? Po prostu nie palić - czyli nie wykonywać dodatkowej czynności :). Trening wspinaczki to banał w porównaniu z zaprzestaniem palenia. Ale coś się we mnie zbiera takiego, że jest nadzieja. Ciekawe jak rzucenie wpłynie na wspinanie - bo musi jakoś.

Miałem napisać o planie rzucenia na blogu ale się wycofałem. Na razie to co postanowiłem w blogowej przestrzeni zostało zrealizowane. Boję się, że gdy na przykład postanowię, że za tydzień rzucam a potem się to nie uda to zepsuje mi to trochę bloga :). A z rzucaniem metoda małych kroczków jest raczej nierealna - chociaż rzucać z blogiem jeszcze nie próbowałem. Piszę go dla własnej motywacji treningu i na razie działa, to może gdy to samo zastosować do palenia .... Kto wie.

Taki powiedzmy próbny, nieśmiały, mały kroczek:
  • jutro do godziny 11.00 nie zapalę ani jednego papierosa.

Jak widać bardzo nieśmiały to kroczek, zachowawczy - wykonam go na miliard procent.

A co! Wykonam go sobie - niektórzy potrafią do wieczora nie palić a potem sobie zajarają tak na przykład po 20.00 i dają radę - czyli się da. To ja sobie po 11.00 zapalę.

Relacja z ważenia:
Penetruję liczbę 77 - dzisiaj dokładnie 77,6 kg rano. Każde wyjście na ściankę wspinaczkową daje jakieś 0,3kg w dół.

wtorek, 22 stycznia 2013

Za szybko

Dzisiejszy wypad na halę wspinaczkową ostrzegł mnie przed za szybkim chceniem. Pociągnąłem z dwóch palców lewej ręki z pewnej dziurki i poczułem ścięgna (chwilowy ból). Głowa myśli, że mogę a ścięgna mówią, że nie mogę. Trzeba powoli - szczególnie, że ścięgna dostosowują się bardzo powoli do nowych obciążeń.

Zaczęliśmy robić sobie już takie buldery tematyczne. Wymyślamy serię przechwytów trudniejszych i staramy się to przejść (liczba mnoga tzn ja i brat mojej drugiej połowy). Ćwiczenia bardziej na siłę maksymalną oraz na technikę - kombinujemy jak to przejść optymalnie układając się do danych przechwytów.

Zmęczenie rąk takie samo jak wcześniej ale stanowczo po większej ilości wspinaczki. Niewielkie rekordy w trawersie oraz w jednej drodze, na której udało się wejść o jakieś 2 metry wyżej itp (pewnie droga by poszła całkiem ale robiłem ją na koniec dnia już na zmęczonych ostro rękach).

Jutro też siłowy trening i potem 2 dni przerwy przed piątkowym wypadem na ściankę.

Strasznie powoli idą postępy ale w końcu nie ma się już 20 lat. Mimo wszystko ten zryw w kierunku sportu jest już największy ze wszystkich zrywów jakie pamiętam z ostatnich kilkunastu lat.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Trzy dni przerwy

Trzy dni przerwy w treningu (wyjazd rodzinny w Bieszczady) a rączki dalej bolą. Szczególnie dłonie z rana w dalszym ciągu są jakby opuchnięte i trzeba je dopiero rozruszać aby działały. Na dzień przed wyjazdem dałem mocno rękom odczuć, że to nie przelewki i że muszą się postarać :).

Dzisiaj trening na brzuch i rozciąganie. Daje rękom jeszcze jeden dzień na regenerację.

Co do wagi to jest ładnie osiągam stałe 78kg rano. Dwa kilogramy balastu mniej i wygląda, że wystarczy delikatny trening codzienny aby taką wagę utrzymać (a może jeszcze pójdzie trochę w dół).

Ogólnie trening ostatnich 2 tygodni dał dodatkowo tyle, że jadąc 5 godzin samochodem nie odczuwam już problemów z plecami (minimalne przy karku ale to jeszcze musi potrwać zanim się to naprawi). 

Cele na ten tydzień są dwa: 9 podciągnięć na rurce ciągiem, i dobicie do 85 sekund w zwisie na rurce (cele proste ale zgodne ze strategią "małymi kroczkami").



czwartek, 17 stycznia 2013

Do 10-ciu razy sztuka

Walka na Zjazdowej Turni w dolinie Kobylańskiej (chyba ten sam rok w którym Chiński puścił -1993). Prowadzenie nie wiem które bo prowadziłem 10 razy zanim pękło - byłem za słaby a wakacje były bardzo krótkie :) - śpieszyłem się aby zrobić.

Dobre było to, że prowadziłem dziewięć razy i zawsze odpadałem gdzieś w połowie drogi (początkowo musiało to być zaraz z nad okapu bo pamiętam fajne loty w tą przestrzeń pod nim). Ale przyszło lekarstwo. Pojechałem na wakacje nad polskie morze. Tam wypocząłem (tzn tydzień imprezy zaliczyłem - nie powiem dość ostro na płynach) i po powrocie od strzału poprowadziłem Zjazdową. To po raz kolejny pokazało, że przerwy w katowaniu siebie są jak najbardziej wskazane - stąd te późniejsze kontuzje palców itd.

Łosiu (nieodłączny towarzysz naszych wakacyjnych wspinaczek) jak to Łosiu, jak już prowadził to porządnie - machnął to od ręki :). Ja musiałem ponad tydzień więcej czekać - jak zwykle.

Fajna była Zjazdowa. I mam z niej zdjęcie przerzucone na cyfrę z analoga. W końcu pokazałem rodzicom co syn takiego ciekawego porabia w wakacje. Chyba się trochę bali mimo wszystko :). Mam teraz dzieci i wziąłem je ostatnio na ściankę wspinaczkową ale już mam obiekcje czy je w to pchać :) - bo jeszcze im się za bardzo spodoba i już nie będzie odwrotu - a wspinanie na niektórych działa jak narkotyk.

Relacja z walki na rurce:
Kolejny rekord podciągnięć zrobiony. Osiem (8). Było jak wcześniej - siedem z pewnym wysiłkiem a ósmy raz z walką. Ostatnio 7 był z walką. Progres, progres!

W zwisaniu na rurce także nowy rekord - 80 sekund. Nie było trudno, mogłem więcej ale zostawiam sobie zapas na kolejne pobicia rekordu.

środa, 16 stycznia 2013

77,9 kg

Cel tygodnia osiągnięty. Rano na wadze zobaczyłem liczbę 77. Co prawda jest to dokładnie 77,9 kg czyli ledwo, ledwo. Nie widziałem jednak takiej wagi od ładnych kilku lat więc się cieszę niezmiernie.

Ręce dalej bolą. Trzy wyjścia na halę wspinaczkową robią swoje. Zastanawiam się czy nie wziąć instruktora dla podszkolenia techniki, jedyne co mnie przed tym powstrzymuje to niepewność czy dany instruktor faktycznie jest dobry w technice. Oczywiście najpierw jeszcze potrenuję aby móc z tym instruktorem trochę powisieć na ścianie a nie ciągle odpoczywać.

Buty się docierają w dalszym ciągu - pierwsze wrażenie, że są ok dopasowane okazało się nieprawdą - palce bolą.

W tym tygodniu do zrealizowania pozostały jeszcze rekordy w podciąganiu i w zwisie. Potem dłuższy odpoczynek - jadę w Bieszczady.

wtorek, 15 stycznia 2013

Żadnych przełomów

Zwykły dzień wspinaczkowy - ściana - odpoczynek - ściana - odpoczynek itd. W domu jeszcze skakanka 450 skoków. To niesamowite odkrycie, że trenowanie jest proste :) (myślicie, że to takie oczywiste? - to się mylicie i to bardzo).

Możliwe, że jutro zobaczę na wadze liczbę 77. Jest szansa po dzisiejszym dniu. Ciekawe, że jak się coś trenuje to się mniej chce jeść. Wcale mi się nie chciało od obiadu o 13.00 do 20.00. Pewnie to jakaś oczywistość i prawidłowość :). Niemniej gdyby to był dzień bez treningu wróciłbym o 17.00 do domu i od razu coś przekąsił (raczej zeżarł). Tutaj tego efektu brak.

Rekordów w zwisaniu na rurce oraz w podciągnięciach na razie nie robię bo za bardzo zmęczone łapy po ścianie. Plan jest dopiero na czwartek (2 dni restu) - pobicie rekordu podciągnięć i może jak się uda to zwisu także.

Nie mogę się doczekać gdy w maju gdy przygrzeje słońce pojedziemy na skałki. Strasznie interesuje mnie weryfikacja jakie drogi zrobię na początek. Plan jest zrobić Przez Napis oraz Rysę Babińskiego (ogólnie jakieś VI do VI.2+ - jeszcze się wyszuka jakieś wzorcowe klasyki w tych trudnościach).



poniedziałek, 14 stycznia 2013

Chiński Maharadża - co to jest?

Co to właściwie jest Chiński Maharadża? (pytanie dobre dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi).

Nie będę przepisywał tutaj tego co można znaleźć w internecie. Można poszukać i dowiedzieć się, że jest to droga wspinaczkowa w dolinie Bolechowickiej, na ścianie o nazwie Filar Pokutników (ta od strony zachodniej Bramy Bolechowickiej). Kulisy powstania drogi opisane są przez samego autora tutaj. Droga ta wyceniana jest na VI.5 i jest jednym z klasyków w dolinach podkrakowskich.

Tylko tyle i aż tyle.

Dla mnie ta droga to szczyt moich możliwości, które osiągnąłem kiedyś wspinając się w skałach Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Jest to szczyt z niedosytem bowiem drogę zrobiłem na wędkę. (przystawki prowadzenia były a jakże ale zakończyły się fiaskiem). Droga dla mnie magiczna jeszcze z powodu tego, że gdy pierwszy raz przyjechałem w skałki jako całkowity laik, zobaczyłem ten fragment skały i z całkowitą pewnością stwierdziłem (wraz z kolegą), że fajnie fajnie ale tutaj jest niemożliwe żeby ktokolwiek się wspinał (nie miałem wtedy nawet przewodnika po skałkach podkrakowskich i nie wyczytałem w nim opisu tej drogi hihi). Tak się podziało, że trzy lata później sam wspiąłem się tą trasą. Droga ta jest aktualnie robiona przez setki (jak nie tysiące wspinaczy) i pewnie nie jest to nic trudnego (aż tak trudnego) ale dla mnie jest po prostu number one i to ze względów nie tylko sentymentalnych. (te inne powody to tajemnica :) )

A jak tą drogę pamiętam po 20 latach? Ano tak:
Najpierw wchodzi się pod okapikiem (jakby z jego prawej strony), taką jakby ryską z dziurami na rączki. Trzask prask i dochodzimy do okapiku. Tam łapiemy prawą rączką taki duży płaski podchwyt i wędrujemy wysoko na nogach aż lewa ręka dosięgnie czegoś (nie pamiętam dokładnie) już prawie nad okapem. Na tej lewej ręce jeszcze troszkę do góry na nogach i już mamy ciało nad okapem. Tam mamy jakby wzdłuż takiej prawie poziomej ryski serię dziur na palce. Jakoś po nich się dochodzi do momentu aż nogi będą całkowicie nad okapem (nogi potem stoją mniej więcej w tych miejscach gdzie wcześniej znajdowały się ręce). Potem gdy już stoimy nogami nad okapem na ręce czekają dość niewielkie dziury na paluchy (chyba na jednego palca ale nie pamiętam możliwe, że kilka chwytów jest na więcej palców niż jeden). Te dziurki są tylko na końcówkę palca. Nogami wędrujemy na dość iluzorycznych, wystających malutkich ząbkach (lub prawie na tarcie). Czasami czubek buta wsadzamy w dziurki. I tak do góry przez może jakieś 10 metrów. Potem zaczyna się łatwo, większe chwyty i już formalność do samej góry.

Tak to pamiętam dzisiaj. Myślę, że całkiem prawidłowo wryło mi się to w głowę (oczywiście bez szczegółów ale ogólny zarys drogi).

Pamiętam, że dla mnie problemem były właśnie palce wsadzane w te dziurki. Nie dlatego, że nie mogłem z nich ciągnąć w górę ale dlatego, że nabawiałem się ciągle kontuzji ścięgien (wspinałem się codziennie i nie dawałem wytchnienia moim dłoniom - taki byłem głupi w tej dziedzinie).

Z takich to właśnie wspomnień wzięła się chęć zrobienia tej drogi ponownie.



niedziela, 13 stycznia 2013

Jakby lepiej

Drugie wyjście na halę wspinaczkową. Tym razem całą rodzinką.

Mama ma lęk wysokości - jak się okazało - więc tylko trochę się wspięła i dalej uparła się, że nie wejdzie. Córa zgodnie z przewidywaniami śmiga aż miło do samej góry (ma naturalne predyspozycje, waga bliska zeru, rozciągnięta itd). Syn jako, że jest jeszcze maluchem wysoko nie wchodził ale też ładnie dawał na ścianie dla maluchów (oczywiście też z asekuracją, potrafi już zjeżdżać na linie w uprzęży).

Moje ręce już lepiej, mogłem się trochę powspinać i szybko się regenerowałem. Zrobiliśmy kilka nowych tras, trochę bulderingu a na koniec trawersik do wyczerpania i odpadnięcia. Rączki ładnie promieniują ciepłem. Jedyna niepokojąca rzecz to ból pleców gdzieś między łopatkami (powinien minąć a ciągle tam siedzi). Jak do miesiąca to nie przejdzie to nie będzie miło - wtedy chyba lekarz odpowiedni żeby na to spojrzał - w końcu przez lata nic sportowego nie robiłem to się coś tam mogło zepsuć od tego ślęczenia przed komputerem.

Plan na najbliższy tydzień jest taki:
  • schudnąć jeden dodatkowy kilogram (czyli rano zobaczyć 77 kg na wadze)
  • 8 podciągnięć ciągiem na rurce
  • pobić rekord własny w zwisaniu na rurce (aktualnie 75 sekund) 
  • trening chwytów krawądkowych (bo strasznie słabo mi paluchy na tym siedzą)

Jest nieźle, jeszcze parę wyjść na halę i już będzie można się powspinać efektywniej i dłużej. A wtedy będzie przez pewien okres szybki postęp jak mniemam.

Buty jednak za ekstremalnie dopasowane jak na trenowanie na sztucznych ścianach - nie mogę w nich cały czas przebywać. Ale jeszcze pracują i się dotrą na pewno.

Jednym słowem "Chiński! Idę po ciebie :)."


sobota, 12 stycznia 2013

Ale fajnie boli

Dzisiejszego poranka poczułem to co ostatni raz zdarzyło się bardzo dawno temu. Fantastyczny ból rąk - taki typowy po wspinaczce. Ciekawe czy zdołam uzyskać tzw. skałowstręt :). Pamiętam, że dawniej skałowstręt miałem prawie każdego dnia (no ale wtedy wspinałem się codziennie). Szczególnie pierwsze chwyty wykonywane danego dnia aż parzyły ręce (tutaj dochodził efekt zdartego naskórka z palców).

Takiego bólu jak ten, który odczuwam nie ma szansy uzyskać ćwiczeniami na rurce (tam można na przykład odgniatów się nabawić - to tak).

Wczorajszy wypad na ściankę pokazał także, że buty które kupiłem są dobrze dopasowane i bardzo dobre. Noga trochę bolała ale już po godzinie wszystko zaczęło się ładnie układać. Buty siedziały dobrze na każdym stopniu. Śmiało mogę polecić Rock Pillars Pearl LU (ale uwaga sprawdzić czy stopa o odpowiednim kształcie do takich butów).

I jeszcze jedno - poranne ważenie pokazało 78,3 kg. Jeszcze trochę i będzie pokazywać o kolejny kilogram mniej :). To na razie bez biegania - sama skakanka co 2 dni. Celem jest 73kg i potem już tylko narzekanie, że się jest za grubym.

piątek, 11 stycznia 2013

Dziad na ścianie bardzo sztucznej

Stało się. Dziad wybrał się w końcu na sztuczną ścianę wspinaczkową. Ręce bolały go jeszcze po tygodniowym treningu (jak to u dziadów, mięśnie długo się regenerują i jeden dzień odpoczynku to za mało). Bał się dotknięcia pierwszych chwytów, zrobienia pierwszego ruchu a nawet bólu jaki dozna od ubranych butów gdy ich czubki spotkają się ze stopniami. Nawet woreczek na magnezję wydawał mu się czymś obciachowym - dziad z woreczkiem na magnezję brzmiało i wyglądało w jego wyobraźni bardzo głupio. Bał się też swojego własnego brzucha sterczącego niepotrzebnie ku przodowi. Brzuch miał to w dupie i sterczał sobie wesoło - nie było na to rady. Pomimo tych wszystkich lęków dziad zjawił się jednak przed drzwiami prowadzącymi na halę wspinaczkową. Nieśmiało wszedł do środka ......

I zaczęło się. Szybkie przebranie i rozgrzewka. I na ściany. Na początek lekkie trawersy. Minuta i przedramię nie wiedziało jak się nazywa. 10 minut przerwy. Znowu trawersy. To samo - szybkie zmęczenie mięśni przedramion i ręce same się otwierały na chwytach. Tak jeszcze kilka razy. Potem po małej przerwie na trasę z liną. Brakło siły - nie dał rady dziad wleźć na samą górę mimo, że trasa była ewidentnie prosta jak schody na klatce schodowej. Odpoczynek i jeszcze raz. Tym razem udało się - dziad doszedł do sufitu (niewiele jakieś 10 metrów może). Ręce się rozgrzały i zaczęły po kolejnym wysiłku szybciej wracać do normy. Jeszcze raz i następna ściana. Na tej do połowy i odpadnięcie. Jednak rączki się wycieńczyły. Jeszcze trochę i koniec - trzeba spadać bo już niczego nie da się chwycić. Dwie godziny na ściance. Jest ok i napalenie wzrosło.

Najgorsza w tym wszystkim jest pamięć tego co się kiedyś przechodziło. Pamięć ta ciągle zmusza do  porównań z tym co się przechodzi dzisiaj. Taki niesmak, że ponownie trzeba chodzić bo takich drabiniastych drogach. Ale inaczej się nie da.

Następny wypad w niedzielę z całą rodzinką. Będzie zabawa.


czwartek, 10 stycznia 2013

Zwisanie na rurce

Od razu relacja z rurki (zwisanie):
118 sekund. Oczywiście córka nie może dać tacie szansy. Zaraz po szkole tak od niechcenia wskoczyła na rurkę.

To naprawdę deprymujące :).

Dzisiaj nawet nie podchodzę - odpoczynek przed jutrzejszą ścianą wspinaczkową - zero męczenia rąk.


Aktualne rekordy w zwisaniu na rurce:
  1. Córka - 118 sek
  2. Tata - 75 sek
  3. Mama - 70 sek
  4. Syn - 18 sek

środa, 9 stycznia 2013

Powoli, powoli

Rekord wiszenia na rurce należy do mnie - 75 sekund. Ale wszystko może się zmienić do wieczora. Wczorajsza rekordowa zawodniczka (ta z wynikiem 70 sekund) obiecywała pobić ten rekord jeszcze dzisiaj (relacja pojawi się później o ile zawodniczka nie wymięknie).

Dzisiaj zwykły trening:
  • rozciąganie
  • przedramiona na rurce
  • podciąganie na rurce (piramidka)
  • brzuszki (coś jakby 6 Weidera)
  • skakanka (na razie 400 skoków zaledwie)
  • rozciąganie
Sumarycznie wychodzi godzina ćwiczeń.

Osiągnięciem jest 1 kg wagi mniej po dzisiejszych pomiarach. Można stwierdzić, że ważę już 79 kg. To jeszcze nic - bez trenowania waga moja wahała się od 78 do 82 kg - może to być zwykła fluktuacja (jak zobaczę 77 kg to będzie coś).

Jak to zwykle bywa po tak długim okresie braku ruchu najmniejszy nawet trening powoduje, że wszystko zaczyna boleć (mam nadzieję, że to szybko minie). Pojawiają się także odkrycia związane z występowaniem w danych miejscach jakby nowych, wcześniej nietkniętych mięśni, skrywanych dotychczas przed świadomością pod warstwą tłuszczów (zwierzęcych czyli pewnie sadło itp - nie znam się). To jest ten okres, który należy przetrwać, potem to wejdzie w krew.

Gdzie jestem aktualnie? Gdzieś tutaj:
....
Najpierw powoli
jak żółw ociężale
Ruszyła maszyna
po szynach ospale.

....

Wszystkie wcześniejsze strofy o tych kiełbasach i grubasach w tym wierszyku już dawno przerobiłem.


Relacja z wiszenia na rurce (bicie rekordu):
Mistrzyni zaatakowała!!! Niespodziewanie na prowadzenie wyszła córka - zrobiła 102 sekundy i jest niekwestionowanym liderem. Żona nie dała rady dzisiaj pobić nawet mojego skromnego 75 sekund.

To jest ciekawe, córka ani raz nie podniesie się na rurce ale w zwisie nokautuje. Na tym przykładzie pięknie widać wielość czynników wpływających na zdolności wspinaczkowe. Tutaj zgłupiałem. Ciężko będzie pobić ten rekord w najbliższych dniach.

wtorek, 8 stycznia 2013

Seven

Już w piątek na ścianę :).

A dzisiaj? Dzisiaj bicie rekordu podciągnięć na rurce (siedem).

Mała dygresja na temat rurki.
Boję się jej :). Kiedyś gdy się podciągałem wyskoczyła z futryny i poleciałem pięknie na plecy. Żeby było ciekawiej na końcu lotu ziemia walnęła mnie w plecy a rurka w klatkę, co dodatkowo spowodowało brak tchu na jakieś pół minuty. Niestety dzisiaj mam także rurkę rozporową. Zawsze gdy ciągnę w górę wydaje mi się, że wyleci i wyląduje na moich zębach. 

I druga dygresja na temat rurki.
Rurkę i ilość podciągnięć, które mogę na niej wykonać traktuję jako pewien prosty, naiwny parametr porównawczy do stanu mojej formy z przed 20 lat. I tylko tyle. Z tego co pamiętam rekord podciągnięć, który osiągnąłem to 52 (daleko jeszcze do tego dzisiaj ale już za niedługo kto wie :) hehehe).

Relacja z walki na rurce:
Nie było łatwo. Przy sześciu wiedziałem, że siódmy raz będzie walką. I był. Dociągałem z jękiem. Ale udało się. Siedem zaliczone. Pocieszające, że sześć było już w miarę łatwe.


Z ostatniej chwili:

"Kobieta mnie bije!!!"- i to dwie kobiety.

Moja córka zechciała zawisnąć na rurce z pomiarem czasu i zrobiła 63 sekundy w wolnym zwisie na dwóch rękach. Potem moja lepsza połowa trzasnęła 70 sekund. Spróbowałem i ja - 56 sekund. "Niemożliwe!?" A jednak. Co prawda byłem po treningu robiąc właśnie takie numery i miałem zbułowane przedramiona. Cholera - jutro się muszę odegrać - na świeżo robię nowy rekord familii bo zaraz dojdzie do tego, że ja tu ćwiczę i ćwiczę i takie same mam efekty jak niećwiczący domownicy.

Uff ulżyło mi. Zmęczenie w zwisie jednak jest szybkie - gdy córka podeszła drugi raz do zwisu po około 10 minutach zrobiła tylko 30 sekund - czyli zbułowanie jest dobrym wytłumaczeniem :). Poza tym ja ważę tyle co 4 córki i tyle co dwie żony hihihi (albo 1 żona i 2 córki jak kto woli).


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ściskanie w pracy

Z odkopanych rzeczy związanych ze wspinaczką znalazłem także przyrząd do ściskania (tak, tak ma już ponad 20 lat - wygląda na sprawny). Jest to prosty piankowy ściskacz o anatomicznej budowie z powolnym odbiciem przy luzowaniu uścisku (ponoć taki ma być aby nie katować palców).
Siedzę teraz w pracy przed kompem i gdy tylko mam jedną rękę wolną to ściskam. Częściej lewą ręką bo w prawej mam myszkę od kompa. Może to i dobrze bowiem jako praworęczny silniejszą z natury mam rękę prawą.

Co do wykopalisk przypomniałem sobie, że gdzieś w szafach u moich rodziców zalega pokaźny zbiorek czasopism "Góry" oraz "Optymista" - muszę to wygrzebać. Ciekawe co tam pisywano w tamtych czasach.

Dorzuciłem statystyki odwiedzin w lewym panelu na dole. Na razie większość to boty :).

A co do ćwiczeń - ćwiczę, ćwiczę. Wczoraj siłowe dzisiaj skakanka i rozciąganie we wszystkie strony. Myślałem o bieganiu ale w okresie zimowym Kraków przekracza wszelkie normy zanieczyszczenia powietrza i tak się waham.




niedziela, 6 stycznia 2013

Siedzę w butach

Ubrałem nowe buty wspinaczkowe i czekam ile wytrzymam. Powinny się trochę wyrobić przy okazji.

Minęły dwie minuty .....
.......
Kolejne dwie minuty - czekam dalej .....
.......
Jeszcze dwie .....
.......

Dobra koniec. Osiem minut. Ściągam. Ale ulga.


Ciekawe, że dopiero teraz poczytałem sobie o prawidłowym kupnie butów wspinaczkowych. Wyczytałem między innymi, że jest ok jeżeli na początku można w nich wytrzymać 10 minut na płaskim. Nie jest źle, przypadkiem w moich wytrzymuję 8 minut (jakbym się bardziej uparł to oczywiście i 2 godziny bym wytrzymał :) ).

Doczytałem, że moje buty (RP Pearl LU) są niezłe dla średnio-zaawansowanych oraz dla zaawansowanych.

Zawsze mnie ciekawiło jak to jest, że istnieje sprzęt dla początkujących i dla zaawansowanych. Na przykład paletki do tenisa. Przecież lepiej kupić nawet początkującemu od razu lepszą, wypasioną rakietę niż dawać mu jakiegoś gniota co ledwo piłkę odbija - może się zrazić tylko do grania. Podobnie z innymi sportami przecież. Dlaczego początkujący wspinacz ma się męczyć w butach co się skały nie trzymają tak dobrze jak te lepsze buty? Tylko dlatego żeby kasy nie wydać za dużo na początek bo te pro buty kosztują więcej? Tak, to argument dobry ale chyba jedyny. Przecież nie dlatego ma kupić gorsze buty, że mu się lepiej będzie w takich łazić po ścianach (to z definicji buta gniota jest niemożliwe).

Taki sprzęt powinien się po prostu nazywać gorszy i lepszy.



sobota, 5 stycznia 2013

Teoria treningu

Jak ułożyć trening aby był sensowny? - oto jest pytanie.

Poczytałem trochę w internecie na ten temat i sprawa wygląda na zagmatwaną. Wszędzie (prawie wszędzie) mówią, że to należy ułożyć pod siebie. Ale jak? Są ogólne wskazówki na trening wytrzymałości, siły itp ale jak to poukładać? Można tak po prostu, trochę pobiegać, trochę poskakać na skakance, trochę siłki na rurze, trochę brzuszków i pompek, trochę rozciągania itd. Coś to pomoże - to pewne. Ale w takim bezmózgim chaosie może tkwić jakiś duży błąd.

Zastanawiam się także, która partia mięśni najszybciej (najczęściej statystycznie) pada w trakcie wspinaczki? Obstawiam, że mięśnie przedramion są najczęściej przyczyną nie przejścia danej drogi (oczywiście wykluczając tak banalny powód jak nie wykonanie danego przechwytu z przyczyn obiektywnych - np. brak siły maksymalnej aby go wykonać, albo puszczenie ścięgna przy trudnym ciągnięciu z fakera itp).

Trzeba będzie się dokształcić z tego tematu - i zyskać przewagę nad luzakiem z przeszłości, który tak sobie jak mu przyszła ochota trenował w mniej lub bardziej losowy sposób.

piątek, 4 stycznia 2013

Dziad na zakupach

Szybko i bezboleśnie - 3 sklepy = uprząż Mammut OPHIR, buty Rock Pillars PEARL LU, woreczek, magnezja, kubek asekuracyjny.

Proste, pani w sklepie przy moim wyborze bucików stwierdziła, że ma takie same i sobie chwali i że się świetnie dopasowują do stopy (wolałbym aby dobrze siadały na skale ale co tam). Kupiłem oczywiście takie, że trochę boli ale w porównaniu do moich starych laserów jest duży luz w końcu lasery 6,5 a pearl LU (cóż za kretyńska nazwa - laser się łatwiej wypowiada) 7.5. Ale jak będzie to się zobaczy na ścianie. Na razie docieram je traktując jako kapcie.

Pan natomiast stwierdził, że dla początkujących niema co się szarpać bo i tak z buły się na początku łazi i buty nie mają takiego znaczenia. Tak mnie wewnętrznie lekko szarpnęło z tym początkującym. Ale wytrzymałem i siedziałem cicho kiwając głową przytakująco. Kumpel z którym byłem troszkę mnie opieprzył, że co tak cicho siedziałem hihi. Nieeee, no tak właśnie jako początkujący się czuję - ponownie - niezłe uczucie.

Pani wygrała jako lepszy sprzedawca.


Relacja z walki na rurce: 
Ledwo, ledwo ale jednak dałem radę. 6 (sześć) podciągnięć na rurce jednym ciągiem zaliczone.

Oczywiście widok nowo zakupionego sprzętu wpłynął motywująco na trenowanie. Zmęczyłem się znacznie, tak że już nie mogłem na rurze podnieść się ni razu. Kolejny cel jest prosty 7 razy na rurce.

A potem? Potem na ścianę wspinaczkową. Zaczynam w przyszłym tygodniu, jeszcze 6 dni domowych ćwiczeń i idę aby pan mnie przeszkolił jako kogoś kto pierwszy raz włazi na halę :). Lękam się tego momentu tam na hali będzie pełno mistrzów :).

Jaranko pecików - tak trwa nadal - kluje mi się jakiś tam pomysł na ten temat :)




czwartek, 3 stycznia 2013

Parametry zawodników

Zawodnicy są bardzo odmienni. Poniższe parametry mówią same za siebie.


20 lat 40 lat
68-72 kg 78-82 kg
182,5 cm 182,5 cm
~50 podciągnięć na rurce ~5 podciągnięć na rurce
~3 ze szmaty (lewa i prawa) 0 razy ze szmaty
ponad 100 pompek ponad 10 pompek
niepalący palący
uprawiający aktywnie różnego rodzaju sport siedzący na dupie przed kompem
choroby - brak choroby - są (zepsute zatoki, spłaszczenie lordozy szyjnej itp)
ilość wolnego czasu - dużo ilość wolnego czasu - mało



Jedynym realnym plusem 40-tka jest to, że ma aktualnie do dyspozycji ścianki wspinaczkowe Krakowa, 20-tek na zimę zwijał się i nie łaził nigdzie bo w jego mieścinie nie znano pojęcia ścianki wspinaczkowej (coś tam pakował w domu ale generalnie wspinał się od czerwca do września).

A i jeszcze jedno:
Jutro pobijam rekord podciągnięć na rurce (atakuję liczbę 6 :) )

Definicja prawidłowego podciągania nachwytem, którą przepisuję za  www.podciaganie.pl

  1. Ręce wyprostowane do końca. Głowa w jednej linii z osią ciała.
  2. Podciągnięcie wykonujemy jednym płynnym spokojnym ruchem.
    1. Podczas podciągania staramy się utrzymywać stałą pozycje, nie bujamy się i nie szarpiemy.
    2. Ciało powinno być prowadzone jak najbliżej drążka. 
    3. Podciągnięcie na drążku to ruch z pełnego zwisu, aż do momentu, gdy broda znajdzie się na wysokości drążka.
  3. Następnie opuszczamy się do wyprostowanych rąk.






Odkopanie starego sprzętu

Trochę zajęło mi odnalezienie starego sprzętu - pozostała lina, stara uprząż i buty wspinaczkowe (moje ulubione lasery boreala). Ekspresy, karabinki i inne tego typu jaja wywaliłem kiedyś kilka lat temu bo i tak były już mocno zjechane.

Oczywiście lina do niczego się już nie przyda - za stara i miała trochę lotów na swym karku (no może na wędkę by jeszcze można było ale w sumie strach jednak). Uprząż też trzeba uznać za niebezpiecznego grata. Ale buty niby ok - no dobra trzeba sprawdzić i ubrać.

I zaczęły się problemy. Lekko wyskoczyły mi oczy jak włożyłem lewego buta na nogę. "Kurna to jest niemożliwe, ja w tym chodziłem?" Tak sobie powiedziałem natychmiast po założeniu lasera. Od razu stało się jasne, że muszę kupić nowe buty. Albo moja noga się powiększyła albo lasery skurczyły. Ubrałem jeszcze drugiego buta na nogę i stanąłem w nich. Ból, straszny ból - "nie ma szansy, w tym się nie da ruszyć". Będą miały wartość pamiątkową - w nich to przelazłem kilkanaście razy Chińskiego :).

Ok muszę sobie kupić na początek: buty, uprząż, kostkę asekuracyjną, karabinek, worek na magnezję i magnezję. Na razie niewiele, na sztuczną ścianę wystarczy.

Dodam jeszcze dla porządku, że strasznie napieprza mnie cały organizm (wczoraj z wieczora potrenowałem troszeczkę siłowych ćwiczeń oraz lekko się porozciągałem). Liczba pełnych podciągnięć na rurce = 5 (od czegoś trzeba zacząć).






środa, 2 stycznia 2013

Początek

Dawno temu (Jezu jak dawno) wraz z moim kumplem Łosiem przez kolejnych kilka wakacji wspinaliśmy się jak szaleni. Zaowocowało to przejściem (Łosiu z dolną ja niestety tylko z górną asekuracją) Chińskiego w Bolechowicach. Potem jakoś tak nagle przestałem się wspinać (nie wiem jak Łosiu straciłem z nim kontakt).

Teraz po około 20 latach odżyła we mnie pamięć tamtego czasu i postanowiłem zrobić Chińskiego po raz drugi (wiek pacjenta: 40 lat, waga 80kg, siedzący tryb życia przed kompem, papierosy itp).

Po prostu wkurzyłem się gdy uświadomiłem sobie jakim stałem się wapnem od tamtego czasu. Koniec z tym - jest cel i będzie zrealizowany. (Wiem, wiem może to kryzys wieku średniego ale niech i tak będzie)

Na kartach tego mikro bloga będę opisywał swoje zmagania z tym celem. Jak się wam chce to czytajta.