piątek, 27 czerwca 2014

Głowa to najważniejszy mięsień

No cóż, prawda jest taka, że żeby nie wiem jak się starać to i tak wychodzi na to samo - łeb. Od niego zależy czy damy radę zrobić w skałach to co sobie zamierzyliśmy. W starszym wieku łeb jest jeszcze bardziej potrzebny bo musi przewalczać z uporem i mozolnie wszelkie niedogodności trochę nadszarpniętego ciała - to tu zaboli to tam i łeb musi sobie z tym radzić i się nie zniechęcać. Łeb ma to do siebie, że często szukając wykrętów nie pozwoli pójść dalej, zatrzyma przed ostrzejszym trenowaniem, znajdzie wymówkę itd. Taki już jest podstępny. Ale można go wytrenować i nauczyć, wpoić mu, że bez bólu treningowego i przekraczania kolejnych bolących granic nie da się myśleć o pokonywaniu trudniejszych dróg. Trening łba to pierwszoplanowa rzecz - ja nie umiem go jeszcze trenować, wyrywa mi się i najchętniej w dalszym ciągu zaprowadziłby mój organizm na wygodną kanapę. Łeb się roztrenował na dobre przez ostatnie kilkanaście latek - popadł w radosny bezwład, usamodzielnił się w tym bezładzie (na przykład w paleniu fajek) i chciałby tak dalej, żyć sobie własnym życiem. Nie lubi gdy ktoś nagle zaczyna mu mówić, że tak jest nie dobrze i, że trzeba inaczej. Oj nie lubi tego :). Stawia opór i się buntuje. Pyta - co? Dzisiaj akurat trzeba biegać? Eee nieeee, może od następnego tygodnia. A ile trzeba biegać? Nie no 10 km to przesada, po co aż tyle może wystarczy 5 km. I tak dalej i tak dalej. Łba się nie oszuka, za stary lis z niego :). Tylko przemocą trzeba go wdrożyć w tryby trenowania intensywnego (czyli takiego, które coś daje). No ale łeb sam na siebie tej przemocy nie nałoży. Potrzebny drugi łeb - kogoś kto pociągnie, wręcz rozkaże - kumpel, trenejro itp. Łbów zewnętrznych łeb może się posłuchać i pójść z nimi. Optymistycznie patrząc przynajmniej rysuje się taka szansa :).

czwartek, 26 czerwca 2014

Weryfikacja planu

W pierwszym poście tego roku takie punkty sobie wymyśliłem jako plan globalny:
  1. Rzucić fajki
  2. Osiągnąć w szczycie sezonu wagę 70 kg (może być 70,9 kg byle zobaczyć liczbę 70 na wadze)
  3. Zrobić przynajmniej jedno VI.3 z dołem
  4. Więcej wspinać się w skałkach niż w sezonie poprzednim (dużo prowadzeń nawet jeżeli miałyby to być proste drogi)
  5. Przekroczyć 20 podciągnięć na drążku (jakoś w tamtym sezonie dobiłem do 14 i dalej już nie poszło)
  6. Przykurcz na jednej ręce (dokładnie na lewej bo na prawej już robię od dawna)
  7. Pozbyć się strzelania w stawach :) - pewnie wizyta u specjalisty
  8. Więcej sportów ogólnych typu bieganie, rower, pływanie, squash
  9. Core - spalić do końca oponę okalającą brzuch i poważnie wzmocnić tułów
  10. Dalej pisać bloga - jest w dalszym ciągu niezłym czynnikiem motywującym do działania

Wygląda ciekawie :). Co do rzucenia fajek to 3 miesiące nie paliłem i niestety wróciłem - a było tak pięknie. Co do wagi to powoli idzie w dół ale 70 jest mega ambitne i bez biegania się nie obejdzie :). Zrobienie VI.3 raczej nie zagrożone w tym sezonie. Punkt dotyczący intensyfikacji wspinania się w skałach już zrealizowany - widać, że dużo więcej dróg zrobionych w skałach niż w startowym 2013 roku LINK a jeszcze zostało przynajmniej trzy miesiące wspinania. Przekroczenie 20 podciągnięć będę realizował pod koniec sezonu bo nie chcę nabawić się kontuzji mojego prawego barku a to przy podciąganiach może czasami wystąpić. Punkt 7 nie zrealizowany - zaobserwowałem, że gdy nie paliłem 3 miechy coś w tym temacie się poprawiło wiec punkt ten jest bardzo związany z niepaleniem. Bieganie i sporty ogólne słabiutko - całkowicie olany punkt - jeszcze mogę to naprawić (wczorajsza skakanka jest startem do tego punktu :) - punkt bardzo powiązany ze zbiciem wagi. Punkt dotyczący core w miarę ostro zrealizowany - intensywne działania w tym temacie realizowałem w pierwszych 4 miesiącach tego roku i bardzo dużo ćwiczeń na brzuch robiłem. Punkt 10 oczywiście zrealizowany - automotywacja jest potrzebna w tej formie w dalszym ciągu.

Jak widać jakoś to idzie z mniejszymi i większymi odstępstwami od planu generalnego. Skupiam się teraz na ruchu i zbiciu wagi oraz na podwyższeniu robionych dróg - w końcu muszę w RP jakieś projekty zrobić. Mam plan na zrobienie sobie piramidki od VI+ do VI.2 - ile się da to w OS a resztę w RP. Osiem dróg VI+, cztery drogi VI.1, dwie drogi VI.1+ i jedna VI.2. Potem piramidkę przesunę do góry o pół stopnia - czyli tyle samo dróg ale rozpocznę od VI.1.



Piramidka VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1
2.
VI.1 - 4 drogi
1.
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1.

środa, 25 czerwca 2014

Pierwsze symptomy powrotu na właściwą ścieżkę :)

Dzisiaj skakanka - 2100 podskoków. Dla wzmocnienia łydek bo te cierpią czasami na polskich drogach wapiennych :). Przywitałem się także ponownie z rurką i porobiłem kilka ćwiczeń na łapy. Morale idzie powoli w górę :).

Miotanie się

W tym poście LINK pisałem jak to fajnie power przybywa w trakcie wspinania na skałach. W tym z wczoraj narzekałem jak to spada forma. Szkopuł w tym, że istotne jest jak się wspinamy - power przybywa gdy na skałach atakujemy mocne dla siebie rzeczy. Jak się chodzi po mało wymagających rzeczach to opisy z linka pierwszego nie zadziałają :). Jak to gdzieś kiedyś przeczytałem - gdy się będzie ciągle robić VI.1 to się będzie mistrzem w VI.1-dynkach ale w VI.2 będzie się zdychać. I w tym jest pies pogrzebany. Mimo, że się nie chce człowiekowi trzeba napierać na swoje maksy jeśli liczymy na wzrost umiejętności. To, że boli to trudno. Czyli ładowanie poprzez napierania na maksy - to jest maksyma :) hehehe. Znowu odkryłem Amerykę - ale trzeba ją odkrywać bo się leń wkrada a on chce zapominać.

Z wagą nie wygrasz :)

Dawno nie ważyłem się o poranku. Sprawdziłem dzisiaj i nawet nie jest źle 75,4 kg. Co prawda w zeszłym roku było lepiej o tej porze ale trudno, widocznie w tym roku tak musi być.

Co do wczorajszego narzekania to chyba dobrze się stało, wzbudziła się we mnie pewna złość, która może czymś zaowocuje. Zamierzam ostro wziąć się za ruch od następnego tygodnia - muszę dołączyć bieganie i jakieś inne oddechowe trenowanie aby nabrać więcej energii. Jakiś taki rozjechany jestem, możliwe, że jeszcze przez najgorszy z punktu widzenia alergii miesiąc w roku ale może też dlatego, że mało się ruszam ogólnie. Muszę się napalić na kolejne porcje konkretnego pocenia :) bo element dziada zaczyna wygrywać z elementem anty-dziada.

wtorek, 24 czerwca 2014

Dalszy regres

Jednak chodząc na sztuczną człowiek chodzi po to aby potrenować i mocno zmęczyć odpowiednie partie mięśniowe. To daje progres w aspekcie fizycznym. Wspinając się w skałach w sposób jaki ostatnimi czasy uprawiam ewidentnie nic nie daje i nic nie idzie do przodu. Wręcz przeciwnie - idzie do tyłu :). Dzisiaj przystawka w OS do pewnej VI.1 całkowicie nie udana - w kluczowym miejscu nie wyczajenie w odpowiednim czasie rozwiązania zagadki przechwytów nie pozwoliło na przejście. Piszę w odpowiednim czasie bowiem właśnie tego czasu nie było za wiele, rączki szybko się męczą, nie są wytrenowane do dłuższego wytrzymywania w pozycjach dalekich od odpoczynkowych. Podobno pewien ślimak doganiał mnie bez asekuracji na dole drogi jak złośliwie zauważył kolega :). Czyli regres pełną parą idzie do przodu. Trzeba coś z tym zrobić i wiem co (każdy głupi to wie) tylko trzeba to zacząć robić hehehe. Jakaś taka degrengolada ostatnio wkradła się do wspinania. Może to naturalny kryzys więc trzeba go przeczekać i nie panikować :).

niedziela, 22 czerwca 2014

Jedna droga przed deszczem

Byłem odwiedzić Stokówkę - maleńki rejon w Świętokrzyskim. Niestety deszcz pozwolił na jedną dróżkę :) (kumpel dwie zdążył). Bardzo fajne miejsce, skała szorstka i mało wyślizgana. Poza samą wspinaczką super las i okolica na małe dreptanie. Jako, że mam rodzinę niedaleko zaglądnę tam jeszcze w przyszłości na pewno - jest trochę dróg do zrobienia.

środa, 18 czerwca 2014

Nadgarstek przemawia

Nadgarstek nie umiejąc mówić musiał mi zakomunikować o swojej obecności dość znacznym bólem. Ból pojawiał się już wczoraj z wieczora - po wspinaczce. Mam dziwne wrażenie, że tego efektu nabawiam się na skałach - na sztucznej nie miałem tego typu numerów. Wyjaśnienia są dwa - albo za mała rozgrzewka, albo coś charakterystycznego we wspinaniu na prawdziwej skale w porównaniu do sztucznej ściany. Kurna z tego co czytam problemy z nadgarstkiem to hiper poważna sprawa i może wyłączyć ze wspinania na bardzo długo.

PS
Dodam, że ostatnio olałem ćwiczenia zalecane przez Horsta dotyczące nadgarstka - to podnoszenie hantli góra-dół na samym nadgarstku. To ponoć super ważne ćwiczenie. Wrócę zatem szybciutko do niego jak tylko pierwszy bólowy objaw przejdzie.

wtorek, 17 czerwca 2014

Stopy Hobbita

W wieku bardziej starszym niż młodszym nie jest tak prosto ze stopami. Człowiek myśli, że wie jaki ma rozmiar nogi ale to nie jest takie oczywiste. Nogi raz są większe a raz mniejsze :). Dzisiaj były większe i cholernie mnie cisnęło w butach wspinaczkowych. Pod koniec wspinania już nie mogłem czubka buta nigdzie postawić bo ból był nie do zniesienia. Co ciekawe ostatnio stwierdziłem już z zadowoleniem, że w końcu buty się dotarły - gówno się dotarły. Nogi jednak czasami puchną i nie tak gładko chcą łazić w butach do wspinania :).

Dzisiaj klęska na rysce VI+. Wszystko wina psychy i nie dokładnego rozpoznania wpinek przed startem - zlekceważyłem drogę. Przystawiłem się w OS. Wszystko szło nieźle do momentu gdy wpiąłem się do ringa nie z mojej drogi - tutaj psycha zagrała rolę bo koniecznie chciałem się od razu i jak najszybciej wpiąć - patrzę jakiś ring to się wpinam :). Okazało się, że prawdziwa wpinka była ciut w prawo i troszkę wyżej. Tak się powpinałem, że w pewnym momencie poza walką z drogą znacząco zacząłem walczyć z liną :). Dolazłem do 2/3 i już się nie dało iść dalej. Zrobiłem sobie potem na wędkę tą drogę w całości, przy okazji zrzucając sporej wielkości kamień - oj na Kuli trzeba uważać, można wyrwać kawał skały. Okruch był całkiem spory, gdzieś tak wielkości strusiego jaja :). Na szczęście kumpel był kilka ładnych metrów z boku a sam kamol nie walnął w nic poza ziemią. Jak widać na Kuli i jej podobnych skałach kask to dobre rozwiązanie - pełno tam rzeczy, które mogą polecieć.

Potem jeszcze przystawki na wędkę do pewnej VI.2 kilka razy, jedno VI z dołem i było dość. Rekordowo dużo metrów w skale - około 170. Wszystko mnie boli a w szczególności nogi - ponownie sprawdza się stara prawda, że skały w realu dają popalić łydkom :).


niedziela, 15 czerwca 2014

Dziad startowy vs dziad aktualny

Hm... Minęło trochę czasu od startu napalenia na wspinanie. Porównanie możliwości z początków ze stanem aktualnym napawa optymizmem. Nie jest to jakieś nie wiadomo co ale jednak sprawność ogólna na skale wzrosła. Mam nadzieję, że teraz gdy wskoczę w trudniejszy okres (czyli atakowanie tras troszeczkę trudniejszych) nie przyniesie gwałtownego zetknięcia się ze ścianą kontuzji. Robię w miarę wg wskazań - około 2 lata wstępnego rozruchu aby szczególnie ścięgna przyzwyczaiły się stopniowo do obciążeń. Aktualne wspinanie w skałach traktuję już jako dokończenie tego rozruchu i raczej nie będę starał się przekraczać granicy około VI.3 w RP. Po prostu jak najwięcej wspinania w skałach.

piątek, 13 czerwca 2014

W deszczu po raz pierwszy

Niestety w trakcie dzisiejszego wypadu deszcz przegnał nas ze skał. Zdążyliśmy po jednej wspince na piątkowej drodze i koniec. A miało nie lać. Co prawda był to mały deszcz ale jednak nieprzyjemnie się zrobiło. Trudno, czekam na pogodę.

czwartek, 12 czerwca 2014

Ciekawe filmy

Na stronie Wild Country w sekcji Crack School można znaleźć bardzo ciekawe filmiki o technice wspinania. LINK. Wspinanie w rysach bardzo fajnie pokazane - technika wspinania a także o asekuracji. Polecam.

A tutaj ekstremalny komin (koszmar hehehe ) LINK.

środa, 11 czerwca 2014

Zabawy wieczorową porą

Dzisiaj maleńki wypadzik do Kobylańskiej. Jedna droga wielowyciągowo (pierwszy raz bez instruktora :)). Potem kilka prostych prowadzeń do VI włącznie. Delikatnie bo po ostatnich VI.1+ i VI.2 coś leciutko mnie boli w prawym ramieniu - coś z tym prawym ramieniem mam jednak nie tak i czasami daje o sobie znać. Ogólnie sielanka w cieniu pod Kulą :).

wtorek, 10 czerwca 2014

Ładowanie poprzez wspinanie

Najlepsza metoda na progres - ładowanie na skałach. Wybrać odpowiednio trudne drogi i jazda do ataku. Po ostatnich odwiedzinach skał czuję ewidentny przyrost siły - szczególnie w przykurczach dla różnych pozycji. Nie bez znaczenia jest też przyzwyczajanie się do sprawiających ból chwytów - na sztucznej chwyty są przyjemne i mile w dotyku (to dobrze, szkoda byłoby nabawiać się kontuzji na sztucznej).

A co tam z rozgrzewką przed wspinaczką na skałach? Ostatnio nie zaniedbałem tego tematu, chociaż i tak nie była to taka rozgrzewka jak na sztucznej ściance. Dobra metoda na rozgrzanie dłoni i przedramion to znalezienie sobie dwóch chwytów, oparcie się gdzieś nogami na skale i zwisy ze zmianą rąk na chwytach - bardzo dobrze rozgrzewa a nie trzeba szukać trawersu.

Jedno dodatkowe doświadczenie apropo rozgrzania na skałach. Gdy już się rozgrzałem i powspinałem na kilku drogach, nastąpiła chwila większej przerwy od wspinania - gdzieś tak z 50 minut. Po tym czasie przystawiłem się do kolejnej drogi, na której od razu wystąpił efekt jakby wstrętu do ciągnięcia na maksa przy wymagających tego chwytach - takie jakby zesztywnienie dłoni, które nie chcą pociągnąć bardziej bo boli. Co prawda droga była wymagająca (takie boulderowe VI.4) ale były to dwa pierwsze chwyty tej drogi, spokojnie do wykonania gdyby rączki były cały czas w gotowości bojowej. Widać na tym przykładzie, że nawet odstawienie wspinania po konkretnym rozgrzaniu powoduje już znaczące efekty spadku możliwości - możliwe, że bardzo krótkotrwałe ale jednak.

3 wypady - 2 kleszcze

Po ostatnich trzech wypadach na skały stwierdzam, że problem kleszczy istnieje (przynajmniej w sensie takim, że siadają na człowieku). Zaatakowały mnie dwa malutkie kleszcze (ledwo je namierzyłem). Ciekawe na ile problem boreliozy jest prawdziwy a na ile rozdmuchany przez producentów wszelkich środków na kleszcze. Ogólnie istnieje w świadomości ludzi duży strach przed kleszczami. Ciekawe jest to o tyle, że dawniej problem nie istniał - całe dzieciństwo biegałem po różnych trawskach i nikt nie przejmował się kleszczami. Ale faktycznie jest ich jakby więcej (to da się łatwo zaobserwować). 20 lat temu ani raz nie złapałem kleszcza jeżdżąc na skały a jeździłem bardzo intensywnie. Rozmnożyło się to paskudztwo dość znacznie. Kleszcze pamiętam łapałem gdzieś na mazurach, czy w lasach na północy kraju - jakoś nigdy nie ugryzł mnie żaden na południu polski :).

Oczywiście zakupiłem już środek odstraszający kleszcze - marketing strachu działa :)

niedziela, 8 czerwca 2014

Zeszyt elektroniczny

Hm.. Tak, posiadam zapis swoich dróg, kiedyś był to zeszyt a teraz jest to arkusz kalkulacyjny. Fajnie zbiera się drogi do kolekcji. A jak to wygląda aktualnie? Od początku ponownego napału na wspinanie zrobiłem 54 drogi w skałach. 42 z tego z dolną asekuracją, 12 na wędkę. 33 w OS (lub niby OS bo drogi robiłem już 20 lat temu) Niewiele tego ale i tak przy mojej częstotliwości wypadów na skały jest to już coś. Co do proporcji OS do RP to myślę, że trochę przesadzam 33 OS do 4 RP :). Ale to nadgonię, chociaż OSy to największy fun jaki można sobie zafundować w skałkach, stąd pewnie ta proporcja. Co do rozkręcania się napalenia na wspina to też idzie do przodu - w zeszłym roku tylko 18 dróg w skałkach - w tym sezonie, pomimo, że jeszcze się na dobre nie rozkręcił mam tych dróg już 36. Jeszcze gdybym moją lepszą połowę namówił na wspinanie częstotliwość wspinu na pewno poszybowałaby do góry :). Oczywiście nigdzie mi się nie spieszy ale pewne tempo trzeba zachować aby w skończonym czasie zacząć przymiarki do Chińskiego Maharadży :).


Poszukiwanie limesu OS

Dwa nowe małe kroczki w kierunku Chińskiego zrobione. W dolince Brzoskwinki zrobiłem w OS Drzewo Stan VI.1+ a potem Irminsul VI.2 we flash (wg wycen przewodnika Rettingera). Boulderowe długości tras, kilka przechwytów i po krzyku :). Wcześniej jeszcze jedno VI- w OS ale bardzo nieprzyjemne, cała droga w zielonym, śliskim jak diabli glonie.

Wygląda na to, że przy odrobinie szczęścia możliwe jest w OS zrobienie VI.2. Na takie też drogi będę polował w nadchodzącym czasie. Najwyższa też pora w końcu zrobić jakiś projekt RP, już dłużej nie można czekać :).

Fajnie, że to dopiero początek sezonu - jest jeszcze dużo czasu na projektowanie :).

sobota, 7 czerwca 2014

Chiński Maharadża - dwa pierwsze chwyty :)

Ostatnio gdy byłem w dolinie Bolechowickiej dotknąłem sobie nieśmiało dwóch pierwszych chwytów do Chińskiego Maharadży :) - hehehe proste i przyjemne. Myślę, że tak do dojścia nad okap mogłoby puścić przy odpowiednim zapatentowaniu :). Ale to co dalej czeka na drodze jest jeszcze nieosiągalne w najbliższym czasie. Może za rok. Trzeba w końcu zacząć po czymś trudnym w RP się wspinać - tak oceniam, że przy pewnej dozie samozaparcia jakieś VI.3+ może puścić w tym roku.

piątek, 6 czerwca 2014

K... ostatni raz bez rozgrzewki

Wypad mający na celu osiągnięcie nowego progu w OS. Cel zrobiony - VI.1 w OS - Eksterminacja Kaczek w Kobylańskiej. Potem długa przerwa i tak z głupa pomyślałem, że może się uda - przystawka w OS do Trawersu Malczyka VI.2 na Filarku Obok Garażu. Niewiele brakło ale efekt braku rozgrzania objawił się natychmiastowym zbułowaniem w ciągu sekundy. Sekundę wcześniej ręce jakby działały a potem nagle buła i tylko buła. Strasznie przeklinałem - jeżeli ktoś to słyszał to przepraszam bo pewnie niosło się daleko.

Podsumowując - czym objawia się brak rozgrzewki? (w wieku 41 lat, nie wiem jak to jest gdy ma się mniej latek). Objawia się gwałtownym i szybkim zbułowaniem przy pierwszych realnych trudnościach.

A co piszą na temat taktyki robienia OS w necie. Oczywiście piszą, żeby przed OS dobrze się rozgrzać i zrobić sobie kilka dróg łatwiejszych (nie jedną tylko kilka). A co pisze Horst w swojej książce - oczywiście to samo. Swoje maksimum możliwości osiąga się po rozgrzaniu a także po przyzwyczajeniu się do wspinania po takich kilku rozruchowych wspinkach. Tak piszą wszędzie :). I co robi bezmózgi dziadyga? - robi dokładnie inaczej.

Ostateczna nauczka - teraz już przenigdy nie przystawiam się do swoich maksów OS czy jakichkolwiek innych bez porządnej (nie udawanej) rozgrzewki.

Ogólnie powrót z zadowoleniem, w końcu maksowy OS puścił - ale przystawka do VI.2 pozostawia niesmak :). Duży niesmak.

Stokówka - wygląda sympatycznie

Na takie topo natrafiłem LINK. Bardzo fajnie to wygląda, dużo dróg, niedaleko Krakowa, obite itp. Dla mnie tym bardziej bomba, że mam rodzinę w tamtych okolicach i teraz już wiem gdzie ewentualnie wyskoczyć gdyby rodzina chciała mi podwyższać wagę za pomocą pysznego jedzonka :).

środa, 4 czerwca 2014

Starsi się wspinają

Zapomniałem! Taki filmik podlinkował pewien życzliwy komentator bloga LINK. Niezłe co? Napawa optymizmem i pokazuje, że da się wspinaczkę uprawiać bardzo długo a czasami nawet na bardzo wysokim poziomie.

Pogoda po pracy

Niemożliwe a jednak i takie cuda się zdarzają - pogoda po pracy. Wybraliśmy się do Kobylańskiej pod Szarą Płytę. Miałem trzy małe cele ale zdążyłem wyrobić czasowo z dwoma. Na pierwszy ogień po rozgrzewce poszedł Komin Sasa VI-. To w ramach przełamywania niechęci do kominów. Puścił od strzału ale sapanko było zdrowe. Mam już kask i do kominów stosuję zasadę - zawsze w kasku, nawet na skałkach. Zasada okazała się pomocna, kilka razy wstając ze stopni walnąłem głową (kaskiem) w skałę kominową :). Druga droga to Filar Obok Garażu VI. Puściło bez problemu i jak się okazało wcześniejszy komin mimo trochę mniejszej wyceny był ze 2 razy trudniejszy :). Chciałem jeszcze w OS przystawić się do Eksterminacji kaczek VI.1 ale już nie wyrobiłem - zostanie sobie na potem.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Kości i inne takie

Na własnym przykładzie zaobserwowałem, że w trakcie wspinaczki na własnej bardziej ufam kościom niż friendom. Jak widzę siedzącego heksa to jakoś tak od razu mogę stwierdzić, że fajnie się zaklinował lub nie. Zwykłe kości też jakoś tak z wyglądu od razu trafiają do przekonania, że siedzą. Z friendami jest inaczej. Tutaj jakoś tak nie do końca czuję, że siedzi :). Friendy siadają nawet w równoległych szczelinach i może z tego powodu jakoś tak się wydaje , że to wyleci bo mózg nie akceptuje tak na szybko wizualizacji, że friend się rozszerza w trakcie ciągnięcia i im bardziej będzie ciągnięty tym bardziej się zaciśnie. Może to z tego powodu. Kto wie ale mam tendencję do rzadkiego wykorzystywania friendów. Ostatnio może ze cztery sztuki wsadziłem (i to pewnie kilka za poradą instruktora :) ). Pewnie jest to kwestią czasu aby przyzwyczaić się także do friendów.

Druga sprawa, która mnie niepokoi jeżeli chodzi o chodzenie na własnej to fakt, że jak zakończymy kurs może się zdarzyć, że zanim skompletujemy sprzęt zrobi się taka przerwa we wspinaniu na własnej, że oduczymy się tego czego nauczyliśmy się na kursie. Stąd wygląda na to, że trzeba będzie jak najszybciej zaopatrzyć się w komplet kości, heksów i może nawet :) friendów (chociaż te są okropnie drogie). Innego wyjścia nie widzę. Za duża przerwa we wspinaniu na własnej może wycofać nas z chodzenia na własnej na dłużej a muszę przyznać, że chodzenie w tym stylu takich dróg do V+ to niesamowita przyjemność (mimo tego, że mam lęki pewne jeszcze). Trzeba będzie to przemyśleć bardziej :).

Wszystko boli

Po kolejnym dniu kursowym wszystko boli :). Kumpel już rano napisał mi sms-a o tej treści. Faktycznie wspinanie na własnej, w rysach, kominach itp wykorzystuje jakieś nowe rejony organizmu. Poza tym długie przebywanie w pozycji do momentu aż kość siądzie w inny sposób wykorzystuje mięśnie (statyczne przybloki i zwisy dają nowe efekty). Dodatkowo nierealnie bolą mnie nogi od samego przebywania na stanowisku i oczekiwania aż partner do nas dojdzie. Jest to dla mnie duży problem, kombinuje, kombinuje ale wygodnej pozycji dla nóg jeszcze nie znalazłem. Mam pewien pomysł ale musiałbym ochraniacze na kolana zakupić :). Wtedy można zawisnąć na stanowisku i kolanami oprzeć się o skałę a nogi (od kolana w dół) całkowicie zwolnić. Próbowałem i działa tyle, że wtedy kolana za chwile bolą od opierania się o skałę (z jakimiś ochraniaczami nie bolałyby :)). Ogólnie niesamowity weekend wspinaczkowy. Odwiedziliśmy Podlesice i tam wykonaliśmy parę ładnych wspinaczek na kościach i nie tylko. Fajny wapień, dużo ładniejszy niż w podkrakowskich skałkach. Szkoda, że nasz kurs nieubłaganie dobiega końca. Pocieszające jest to, że to tylko pierwszy etap - plany są na kolejne, bardziej ambitne kursy :). Ale wszystko powoli, krok za krokiem - przecież skała nie zając i nie ucieknie.