wtorek, 30 grudnia 2014

Waga zrobiona

Po świętach waga niezbędna do treningu hipergrawitacyjnego jest już na swoim miejscu. Żebra jeszcze trochę bolą ale wszystko jest już na ostatniej prostej i myślę, że nie przeszkodzą we wspinaniu. Jeszcze tylko sylwester, noworoczne rzucenie fajek i powrót na wojenną ścieżkę :). Nie mogę się już doczekać.

piątek, 19 grudnia 2014

Jak to jest gdy lina wejdzie pod nogę

Skoro już przydarzyło mi się odpadnięcie z liną pod nogą podzielę się krótkim info jak to jest gdy nas odkręca po odpadnięciu (dla tych co tej wątpliwej przyjemności nie doznali :)). 

W momencie gdy lina zostanie obciążona naszym ciężarem zaczyna nas kręcić tak błyskawicznie, że nie ma szansy na jakąkolwiek reakcję, tracimy orientację gdzie jest góra gdzie jest dół i po prostu jest całkiem przypadkowe nasze ustawienie. Nie wiemy nawet gdzie mamy ręce a gdzie nogi, próba ratowania się rękami i nogami aby nie przypieprzyć w ścianę jest raczej z góry skazana na niepowodzenie.

Jednym słowem wpadamy w całkowity brak orientacji. Nieprzyjemne to jest i niebezpieczne. Oby nigdy więcej. 

czwartek, 18 grudnia 2014

Jest rest

Jakoś tak smutno restować, szczególnie z obolałymi żebrami. Nic się poradzić nie da. Szczęście, że akurat na okres restowy przypadło rypnięcie. Do około 5 stycznia absolutna przerwa od wspinania. Niech się regeneruje co tam ma się zregenerować, głód wspinania też pewnie odpowiednio wzrośnie itd. Teraz powrót do lektury teorii treningowych :).

środa, 17 grudnia 2014

Żeberka jednak w coś rypnęły

Okazało się, że jednak żebra rypnęły zdrowo w jakiś chwyt przy ostatnim jastrzębim pikowaniu. Wczoraj było w miarę spoko ale dzisiaj ból był gorszy - najgorzej przy kasłaniu lub wstawaniu z łóżka. Przez cały dzień kontrolowałem się, żeby czasami nie kaszlnąć bo wtedy ostra szpila atakowała. Kurna wytrzymać tak bez kaszlnięcia cały dzień to nie lada wyzwanie jak się okazało. Nie wyobrażam sobie gdy ktoś stłucze sobie żebra akurat w momencie gdy jest chory i mocno kaszle - to byłoby nie do wytrzymania :). 

Chyba rest, który miał nastąpić za tydzień rozpoczął się już od wczoraj, raczej z tymi obolałymi żebrami nie odwiedzę już ściany w tym roku. Zaczynam w takim razie regenerację oraz mocne myślenie na temat planów na przyszły rok - cel co do cyfry jest raczej określony - VI.4.

Podsumowanie braku stu procentowej realizacji planów tego roku zamieszczę już w styczniu. Nie udało się poprowadzić VI.3 (tylko wędkowe przejście - zawsze coś :)). Cel był w takim razie ambitny ale prawie realistyczny co świadczy, że był dobry - nie za łatwy nie za trudny a w sam raz. 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Fikołki

No w końcu musiało do tego dojść. Połowa lotu pikowanko głową w bliżej nieokreślonym kierunku (pewnie w dół ale nie wiem bo szybko się to działo). Na mojej zielonej masakrze, której nie mogę przewalczyć bo mnie na górze wybiera (aczkolwiek powoli jak żółw ociężale coraz dalej się wdrapuję :)) dolazłem do miejsca gdzie można albo wpinać się z gorszego miejsca albo olać jeszcze na jakiś metr wpinkę i podążyć do góry do klameczki wyśmienitej. Ale żeby się do tej wyśmienitej klameczki dostać to trzeba jeszcze mieć troszkę zapasu aby dokładnie dwa ruchy wykonać. I tak właśnie było, idąc sobie wesoło jak zawsze dotarłem do tego momentu ale tym razem ruszyłem ochoczo do góry, pim pam i miałem oblaka na prawej ręce i teraz tylko do klameczki ale tak dynamicznie bo na statycznie za mało paliwa już było chociaż kurna jadłem dzisiaj syty obiad. I zrobiłem drugi raz pim niestety na pam już się nie udało - jakoś tak do dupy chwyciłem klameczkę, że mi wyjechała ręka. I lecę, a lecę do dupy, tzn najpierw ok dupą poniżej głowy ale od momentu gdy już hamowanie się zaczęło dupa wyraźnie chciała być wyżej niż głowa. Poobracało mną, odkręciło z liny między nogami i wahadełko pod okapem. Gdy już było po wszystkim patrzę w dół a tam takie oczy skierowane do góry - dużo oczu :). Uspokoiłem kumpla, że wszystko ok.

Dociekam jak to się stało, że mi lina pod nogę wlazła bo nie wiem tak byłem zajęty walką o klameczkę, że umknęło mi to całkowicie. Możliwości są dwie albo gdy miałem oblaczka i odstawiałem nogę w lewo na taki stopień wsadziłem nieostrożnie nogę pod linę albo gdy dynamicznie sięgałem do klameczki na lewo machnąłem nogą w lewo i wtedy przeszła pod linę.

Na poważnie to nic tutaj do śmiechu, rypnąłem jednak pod okapem w jakiś chwyt bokiem pleców i teraz żeberka zaczynają lekko boleć. Rano będzie pewnie jeszcze gorzej - jak to ze stłuczonymi żebrami bywa. Całe szczęście, że łbem nie przygrzmociłem.

PS
Zielonej masakrze nie odpuszczę - chyba, że ją odkręcą - ale fajna jest bo przez to, że kręci dość długa może nawet ze 13, 14 metrów ma i to wystarcza aby człowieka załatwić. Po niefortunnym locie wspiąłem się raz jeszcze aby sprawdzić wpinanie z niższej pozycji - no wybiera ta wpinka dodatkowo. Któż by pomyślał, że kawałek plastiku może przynieść tyle doświadczeń. Jak widać można się walnąć i nogę wcisnąć pod linę a wtedy lepiej mieć ze sobą kask :).

sobota, 13 grudnia 2014

Adam Ondra lubi zimno :)

Ondra przybył ostatnio do naszego wesołego kraju. W całkiem zimnych dniach strzelił sobie Made In Poland VI.8. W trzeciej próbie. Jest z niego prze oracz. Poczytałem przy tej okazji kilka wywiadów i natrafiłem na taki, w którym opisuje, że trudne drogi to już ciężko powyżej 15 stopni robić :). Mistrz ma niesamowite predyspozycje skoro wspina się z tego co wyczytałem w temperaturach bliskich zamarzaniu wody :). Jak on się potrafi rozgrzać i jak to się dzieje, że zimna skała nie mrozi mu paluchów - no człowiek z innej planety :).

Ogólnie na ogólną

Dzisiaj wypad z córką. Baldowanie na ogólną wytrzymałość itp. Mało ludzi na sztuczniaku, bardzo sympatycznie.

W ramach intensyfikacji treningu jak już pisałem w następnym roku zamiast dwóch wypadów będę robił trzy. Dwa wypady tygodniowo są dobre do pewnego poziomu - żeby potem myśleć o VI.3 to wystarczy ale dalej już chyba nie wystarczy. Oczywiście zależy też jakie to wypady, jak długotrwałe, jak intensywne itp. Moc przybywa jednak w trakcie restu pomiędzy treningami. Oczywiście nie dostateczna ilość czasu aby się trzy razy w tygodniu wspinać wymusi aby tym dodatkowym dniem była sobota albo niedziela. Planuję dzieciaki bardziej zarazić wspinem - one do trenejro a ja w tym czasie trenindżek :). Może się uda.

czwartek, 11 grudnia 2014

Pewna droga nie daje za wygraną

Już chyba z pięć razy próbowałem pewną okapową 6b+ i jakoś na samej górze nie chce puścić :). Brakuje 4 ruchów do końca ale zawsze w tym samym miejscu lewa ręka nie ma już siły żeby pociągnąć - tak się składa, że właśnie na lewą przypada ostatni mocniejszy ruch. Dobre są te drogi okapowe, każda sekwencja gdyby ją robić przy ziemi jako bald byłaby banalnie łatwa, nie warta nawet baldowania ale w ciągu na górze już ruchy wydają się trudne. Muszę jakoś tak się tam wspiąć aby oszczędzić lewą rękę na górze może wtedy puści. Inne wyjście to oczywiście wytrzymałość siłową zrobić ale na to już od nowego roku będzie czas.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Baldy powróciły do łask

Po nierealnie długiej przerwie dzisiaj cały trening baldowanie. Nie robiliśmy baldów chyba ze cztery miesiące :). Jakże rączki odzwyczaiły się od maksymalnych pociągnięć. Było o tyle super, że mieliśmy kawałek ścianki tylko dla siebie. Po przejściu kilku ustawionych baldzików o narastającej trudności natrafiliśmy na jednego na tyle trudnego, że już na nim pozostaliśmy. Przystawki raz za razem na zmianę. Nie puścił ale byliśmy już złotani strasznie. Bardzo fajnie na tej nowej fortecy :).

środa, 3 grudnia 2014

Wiszonko

Po prostu trochę wiszonka do odpadnięcia - zgodnie z powziętym postanowieniem :). To ćwiczenie doskonale trenuje mózg - zwisy w końcówce gdy ręce chcą eksplodować ciągnie tylko głowa. Kurwa ale to boli.

wtorek, 2 grudnia 2014

Relacja z walki na drągu

Rozgrzewka - ramiona, nadgarstki, łokcie i wszystko to co może mieć związek ze zwisem na drążku. Start. Pierwsza minuta spokojnie jeszcze nic nie czułem. Minuta piętnaście początek palenia w przedramionach. Minuta trzydzieści - znaczne palenie. Dwie minuty - wykrzywiony ryj i duże palenie w przedramionach. Było jeszcze sześć sekund do starego rekordu. Wydobycie z siebie przeciągłego aaaaaaaaa....... pomogło i dotrwałem do tej szóstej sekundy. Potem jeszcze 4 dodatkowe sekundy i miałem dość :). Puściłem.

Rekord pobity - 130 sekund.

PS
Ciekawa sprawa, moja córka, która z tydzień temu zrobiła 240 sekund dzisiaj nagle super słabiutko 100 sekund i już nie mogła. Dziwne to i wymaga zbadania jak to możliwe. Z całą pewnością ostatnio inaczej trzymała drążek - w tym musi być jakiś kruczek, musi istnieć jakieś optymalne ustawienie palców obejmujących drążek, w którym dużo lepiej się wisi. Gdyby tak było to podobnie będzie na chwytach w czasie wspinania. Jak coś odkryjemy z córką to napiszę o tym :).

Okapowy cienias cześć druga

Jak zwykle gdy trzeba wspinać się po przewieszonym brak techniki w tego typu zabawach natychmiast rozwala przedramiona :). Na nic czytanie o wszelkich podstawowych zasadach, na nic tłuczenie sobie do głowy, że kręcenie, że flagowanie, że wpinki z absolutnie prostej ręki, że nogi jeżeli tylko mogą muszą przejąć jak największy ciężar cielska itd itd. Przewieszenie obnaża wszystko natychmiast. Wkurzyłem się. Nic nie myśląc w trakcie wspinania ciężko będzie poprawić technikę w tym elemencie. Ktoś kiedyś powiedział, że najważniejszym mięśniem we wspinaczce jest mózg i to całkowita prawda. Ktoś inny powiedział, że wspinanie to wspaniała rzecz na odstresowanie się, na zapomnieniu o wszystkim co nas otacza i skupieniu się tylko na tej czynności, na wyłączeniu się - i tutaj zgoda tylko, że to wyłączenie w moim przypadku jest aż za duże :). Taką świadomość wspinania, świadomość wykonywanych ruchów można sobie w dupę wsadzić.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Zmienność w codziennym rączek zabijaniu

Ten tydzień zmiana - zamiast codziennego podciągania, codzienne wiszenie :). Nienawidzę wiszenia i tego bólu w końcowej fazie gdy pali jak diabli w przedramionach. Ale tak to jest jak jest coś co ładnie rozwija to musi boleć (to podobnie jak z jedzeniem jak jest super smaczne to przeważnie jest nie zdrowe i odwrotnie).

Co do wiszenia ostatnio moja córka ustanowiła nowy, niesamowity rekord domowy - 240 sekund (ona nic nie trenuje związanego ze wspinaczką). To jest nie do osiągnięcia przeze mnie w najbliższym czasie - mój stary rekord 126 sekund w dalszym ciągu mnie straszy.

wtorek, 25 listopada 2014

28 a w niedzielę święto

Tak z głupa wymyśliłem sobie takie ćwiczonko do wykonywania codziennie (takie małe daily routine). Robię go już z 10 dni z przerwą w apogeum choróbska. Proste podciąganie się w następującej kolejności - najpierw raz potem dwa potem trzy itd aż do siedmiu - z przerwami dowolnymi byle codziennie zrobić te 28 podciągnięć. Robię to 6 dni w tygodniu poza niedzielą (nawet w dni wspinaczkowe). Stwierdzam, że coraz mniej odczuwam masę ciała, jakoś tak samo leci w górę gdy się podciągam :).

Wiem, wiem podciąganie nie jest jakoś super przydatne i najważniejsze we wspinaczce, czytam to tu to tam o dziewczynach które trzaskają 8a w OS a ze szmaty się nie podciągają :). Ale tak na przekór temu co czytam trochę się jednak rozwinę w tym temacie. Przy okazji paluszki też się będą wzmacniać bo podciągnięcia robię na końcach palców. Dodatkowo nie ukrywam robię to w celu zrobienia tych planowanych na ten rok 20 podciągnięć w ciągu - bardzo dawno nie pobijałem rekordu w tym temacie. Może się uda.

Po przerwie i z katarem

Po straszliwej przerwie od wspinania (około 15 dni) wczoraj powrót na sztuczną. Obawy były ale na szczęście nie było tak źle - moc jest i nie spadła aż tak strasznie. Teraz tylko wyleczyć się z kataru do końca i jeszcze przed przerwą świąteczną trochę docisnąć trening. Myślami jestem już w styczniu nowego roku gdy ruszę z trenowaniem na nowy sezon. Jakoś nie mam jeszcze przemyślanego jak to będzie i na czym będzie polegała intensyfikacja treningu. Na pewno chciałbym poprawić pewne parametry łatwo mierzalne typu czas zwisu na drążku, ilość podciągnięć na drążku itp a także zacząć robić z dołem jakieś drogi z francuską siódemką na przedzie (takie prowadzenia dałyby jasny sygnał, że drgnęło do przodu). Jednym z objawów, że trening będzie dobry mam nadzieję będzie wykrzywianie mordy przy danych ćwiczeniach - to prosty i skuteczny sposób na upewnienie się, że trening jest syty :).

piątek, 21 listopada 2014

73,3 kg o poranku

Lubię zapach napalmu o poranku ale jeszcze bardziej lubię gdy waga wskazuje rekord sezonu - 73,3 kg. Moje chore zatoki mają w sobie jednak coś pozytywnego - przy zatkanym nosie na tyle spadł mi apetyt, że jednak mimo wszystko mniej jem przez ten ostatni tydzień :). Lękam się formy po powrocie na ścianki - trudno, kilka pierwszych wyjść pójdzie na odrobienie wszystkich strat.


PS apropo kataru.

Czytałem ostatnio, że jakaś australijska firma wynalazła super środek na katar. Po podaniu leku grupie testowej średnio po 1,7 dniu katar całkowicie ustąpił. Inna grupa której podano placebo nie odnotowała takich super wyników. Lek ma wejść ale nie wcześniej niż za kilka lat - na razie trwają badania kliniczne.

wtorek, 18 listopada 2014

Częstotliwość postów maleje :)

Nastąpiło pewne wysycenie i częstotliwość postów spadła. Nie panikuję, lekki oddech może się przyda, zbieram się w sobie do nowego cyklu treningowego - oj muszę nazbierać dużo motywacji bo trzeba coś więcej porobić zgodnie z zasadą zwiększania obciążeń. W tym roku ewidentnie więcej zrobiłem niż rok wcześniej - tak samo musi być w nadchodzącym roku.

Na razie dalej bez treningu bo zatoki nie odpuszczają - mam nadzieję, że jutro już będzie lepiej.

Z przerażeniem stwierdziłem, że ostatni wspin odbył się 11 dni temu. Fuck. Nie pozostaje nic innego jak znacząco zmniejszyć resta świątecznego - z planowanych około 3 tygodni pozostanie 2 tygodnie - tak zaokrąglając delikatnie. Wspinam się do połowy grudnia, potem rest do sylwestra, wylizanie się z sylwestrowych ran i start.

PS
Na dobicie sprawdziłem co robiłem w tych dniach w zeszłym roku - a tu się okazuje, że trzy dni z rzędu wspinanie LINK - no to się dziad dowiedział na pocieszenie.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Choroba wymusza odstawienie

Jak zwykle wkurzyłem się ale nic na to się nie da poradzić - atak chorobowy musiał nadejść i nadszedł. Nie wspinam się już od tygodnia i tylko myślę jak to bardzo spadnie forma :). To jest to co kiedyś pisałem, że robienie przerwy raz na rok od wspinania musi jednak uwzględniać te wymuszone chorowaniem przerywniki. Ten tydzień zmarnowany nie omieszkam wliczyć do przerwy od wspinu.

PS
Wspinanie jednak mocno mnie wciągnęło - czuję wyrzuty sumienia, że nie chodzę na moje cotygodniowe dwa WF-y.

środa, 12 listopada 2014

Prawy nadgarstek daje sygnały

Po ostatnim wypadzie na sztuczną znowu poczułem lekki ból w nadgarstku. Nasze znaczne niszczenie się na ścianach (taka próba na ilość - udało się 200 metrów zrobić po całkiem nie prostych drogach) od razu wykazało gdzie tkwią słabe punkty pana w średnim wieku :). Z tym nadgarstkiem sprawa jest taka, że już za młodych lat w sezonie gdy Chińskiego atakowałem doskwierał mi w nim ból. Widać, że zepsucie to jest starą sprawą i się odnawia.

Wiem jak unikać nadwyrężania tego nadgarstka ale czasami się nie da. Psucie występuje wtedy gdy ciągnę z ręki a dłoń jest pod pewnym kątem w stosunku do przedramienia (nie w linii prostej jak przy wyciągniętym chwycie). Czasami jednak tak trzeba chwycić i od razu jest powrót do kontuzji. Co ciekawe nigdy nie dzieje się to w lewej ręce (prawa jest mocniejsza może mocniej ciągnę).

Jak się zbiorę w sobie to pójdę w końcu z tymi gnatami do jakiegoś guru od stawów i ścięgien.

środa, 5 listopada 2014

Piramidka dróg idzie jak ślimak

Doklejam kilka dodatkowych dróg do piramidki. Tylko dwie drogi VI.1+ brakuje do zapełnienia całości :) ale już chyba w tym roku nie wyrobię :). Co prawda mam dwie drogi tego rodzaju przebyte ale nie po tym jak sobie wymyśliłem piramidkę - nie liczy się :). Widać, że piramidka mało ambitna bo jednak większość dróg zrobionych w OS lub flash co oznacza, że trochę niżej niż możliwy do przejścia max. Niemniej trudno, dozbieram jeszcze kiedyś te dwie drogi i zaczynam zbierać następną piramidkę - taką od VI.1 do góry wg tej samej zasady.

Piramidka 1 (prowadzenia OS,Flash lub RP) - VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1 - OS
2. Same łzy VI+ - Flash
3. Filarek Bały VI+ - RP
4. Ścianka Bały VI+ - Flash

5. Droga Hobbitów VI+ - OS
6. Droga Ludzi VI+ - OS
7. Spadek Konwekcyjny VI+ - OS
8. Zakola Młodych VI+ - OS
VI.1 - 4 drogi
1. Afera karabinkowa VI.1 - OS
2. Droga Krasnoludów VI.1 - OS
3. Droga Elfów VI.1 - RP
4. Dawid-Michałek VI.1 - OS
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1. Trawers Malczyka VI.2 - RP

wtorek, 4 listopada 2014

Szybka regulacja wagi

Po wizycie u rodziny waga o poranku poszybowała o 1.5 kg. Szybka reakcja i jest już dobrze - powrót do normy.

Po ostatnich wyjściach na sztuczną stwierdzam, że wytrzymałość siłowa tak przydatna w okapach jest na poziomie bliskim rozpaczliwemu. Na drogach do których startuję (ostatnio takie VI.2+) każdy pojedynczy przechwyt nie jest niczym niesamowitym - połączenie tego w całość przysparza już pewnych kłopotów. To denerwujące, że wytrzymałość tak szybko spada w dół - szczególnie w wieku 40+. Trzeba by to robić ciągle i nieprzerwanie aby trzymała się na jakimś sensownym poziomie. Przerwa w tym temacie na chociażby 3 tygodnie i już jest tragedia.

Z innej beczki - trzewiki na sztuczną kolejny raz przetarte. Ciekawe czy da się trzeci raz podkleić? Są super dopasowane a takie nówki ze sklepu to będą sztywniaki przez pewien okres. Chyba się skuszę podkleić trzeci raz :). Tym razem wybiorę jakąś gumę najodporniejszą w kontakcie z syntetykiem.

czwartek, 30 października 2014

Podciągnięcia szczęścia nie dają

Dawno nie było relacji z walki na rurce - nadrabiam zatem.

Relacja z walki na rurce - piramidka podciągnięć (próba do 9 i w dół):
Po 15 minutach rozgrzewki na ręce, ramiona itd przystąpiłem do sprawdzenia nowych, wcześniej nie badanych rejonów podciągania w piramidce podciągnięć. Ostatni rekord to piramidka do ośmiu z dwu minutowymi przerwami. Wystartowałem. Ładnie szło do 7 podciągnięć. Przy ośmiu już troszeczkę czułem wysiłek. Dwie minuty przerwy pomiędzy 8 a 9 bardzo szybko minęły - za szybko. Wystartowałem do dziewięciu - udało się ale dziewiąte podciągnięcie było już dużym wysiłkiem. Znowu przerwa dwie minuty i próba zejścia w dół. Niestety przy schodzeniu z dziewiątki dociągnąłem do sześciu i już ręce się wyłączyły. Jeszcze nie teraz. Biorąc pod uwagę, że ostatni raz piramidkę robiłem nie wiadomo jak dawno czuję szansę na zrobienie jej do dziewięciu. Włączam ją zatem do cotygodniowych zajęć - w końcu w planie tego roku jest jeszcze podciągnięcie się 20 razy pod rząd a piramidki ładnie w tym pomogą.

wtorek, 28 października 2014

Zwiększenie obciążenia treningiem

Przydałoby się od nowego roku dołożyć sobie trochę do treningu. Zastanawiam się nad trzema treningami tygodniowo. Problem w tym, że przy dość znacznie wypełnionym tygodniu różnymi obowiązkami ciężko na ten trzeci dzień treningowy. Pozostaje ewentualność domowych zabaw ale to oczywiście nie to samo i motywacja jest mniejsza.

Jest jeszcze jeden problem, którego chciałbym w następnym roku treningowym uniknąć. Myślę o efekcie, który nam się przytrafił ostatnio. Zaczęliśmy z niezwykłym entuzjazmem trenować od początku stycznia 2014 wg schematu z Horsta 4-3-2. Z super napałem wykonaliśmy pierwsze koło treningowe (9 tygodni solidnego trenowania). Potem zrobiliśmy tydzień przerwy i zabraliśmy się za następny cykl - był już początek marca. I tutaj pojawiło się zmęczenie materiału - psychiczne zmęczenie. Już nie byliśmy tacy sumienni jak wcześniej. I tak jakoś po łebkach w końcu nie dokończyliśmy drugiego koła przed majem gdy zaczął się wspin w skałach. Jestem pewny, że moc była lepsza zaraz po pierwszym cyklu :). Aby tego uniknąć nie ma co przesadzać na początku, lepiej zostawić moc psychiczną do treningu na drugi cykl pierwszy ewentualnie traktując trochę luźniej (najlepiej oczywiście oba super przejść ale łatwo się mówi gorzej się robi).

Po tej wcześniejszej dygresji dochodzę do wniosku, że trzy dni treningowe w tygodniu wprowadzę w drugim cyklu - potem przerwa na chwilkę i jazda w skały :). A pierwszy cykl tak troszkę luźniej aby się głowa nie znużyła za wcześnie.

PS
Oczywiście cykl w nowym roku będzie już inny - koniec z 4-3-2 a dokładniej koniec z tą 4 na początku - jeszcze kombinuję na co ją zamienić ale chyba 2 tygodnie na wytrzymałość ogólną wystarczy.

10 deko zawsze coś

Po wczorajszym treningu na ścianie ważenie królika doświadczalnego wykazało 73,6 kg o poranku. Waga nie mogła się zdecydować i przez moment pokazywała nawet 73,4 kg :) ale ostatecznie wskazała szóstkę po przecinku. Nowy rekord tego roku pobity o 10 deko - niewiele ale zawsze coś. Jednak to bieganie troszeczkę spala dodatkowo. Nareszcie coś drgnęło.

niedziela, 26 października 2014

8 km - waga nie drgnęła

Wczoraj 8 km biegu. Nawet na luzie. Gdy wejdzie się w odpowiedni trans to można tak biec i biec. Jedno co ciekawe to waga dalej stoi na poziomie 74 kg i nie chce iść w dół. Zaprzestanie jedzenia chleba ustabilizowało wagę na tym poziomie (spadła 2 kg w dół) ale dawka biegania, którą sobie narzuciłem na razie widocznie jest za mała. Dodatkowo mam małe podejrzenie, że bieganie jednak osłabia i ogranicza możliwości wspinaczkowe (chyba, że to okres przejściowy zanim organizm się przyzwyczai do nowych warunków). Czuję się taki trochę wypompowany i siły jakby mniej (takiej siły typowo do wspinu :)). Sprawdzę to i jeszcze trochę pobiegam :).

wtorek, 21 października 2014

Są cyfry jest bieganie

Zmusiłem się - pobiegłem. Jednak do dupy biega się w godzinach popołudniowych. Lepiej rano z zaskoczenia przekonać łeb do biegu. Wieczorową porą trudno się wybrać a i samopoczucie podczas biegu gorsze bo bebechy pełne od jedzenia z całego dnia. Jednak udało się. Walczyłem z cyframi z ostatniego biegu i na razie idzie gładko - pobite wszystkie czasy :). Na razie czasy na 1km, 3km, 5km, ilość km w 12 minut i oczywiście średnie tempo na 1 km (wszystko z biegu na szaleńczym dystansie 6km hehe). Następny bieg już na 8 km - zobaczymy jak pójdzie - przy ostatnim napale na bieganie dotarłem do bodajże 9km i się odechciało biegania :). Może z cyframi królikowi doświadczalnemu uda się dobiec gdzieś w rejony 10km.

Zmienność

Byliśmy wczoraj na Koronie - na hali i w boulderowni. Bardzo sympatyczne miejsce. Byłem tam ostatnio ze 20 lat temu gdy istniała sama boulderownia - sporo się zmieniło. Po wspinaniu i lataniu na halowych drogach dokończyliśmy się przystawkami do pewnych interesujących obwodów - słabo szło ale już byliśmy lekko wykończeni prowadzeniami (mam nadzieję, że to dlatego słabo szło hehe). U wszystkich zaiskrzyło i chyba wprowadzimy do naszego programu wizyty w tej jaskini pakerów :). Już dawno nie obudziłem się rano z tak bolącymi rączkami a to jak zwykle wykrzywia gębę w kierunkach uśmiechu :).

PS
LINK - ciekawe czy tam naprawdę dyskryminują słabszych :) hehehe. Mam nadzieję, że dyskryminacja jest rozpisana ze względu na przedziały wiekowe - im starszy jegomość tym rachunek dyskryminacji na jednostkę słabości mniejszy.

poniedziałek, 20 października 2014

Nogi do biegania

Nogi do biegania się nie nadają :). Pobiegłem sobie po większej przerwie w sobotę małe 6km i do dzisiaj zakwasy straszliwe - wstawanie z krzesła ciężko idzie. Odkryłem przy okazji tego biegu ciekawą rzecz - cyfrę a raczej wiele cyfr w bieganiu. To nie to samo co we wspinaczce gdzie jedna cyfra określająca drogę musi wystarczyć. W bieganiu gdy włączymy sobie odpowiedni programik mamy dziesiątki cyfr z którymi możemy się zmagać :). Wcześniej jakoś omijałem dużym łukiem wynalazki mierzące różne parametry biegu. I to był błąd - cyfry jak już kiedyś pisałem mają tendencję do wciągania człowieka w daną dyscyplinę :). Jutro kolejny bieg - mam zamiar pobić wszystkie rekordy zarejestrowane przez GPS i tym samym polepszyć cyfry, które widzę w statystykach :).

piątek, 17 października 2014

Przewieszone zabawy ciąg dalszy

Nasze zabawy w prowadzeniach przewieszonych dróg trwają nadal. Jest troszkę lepiej - wczoraj puściło to co od dwóch wypadów nie chciało puścić - takie niby 6b+. W końcu poczułem zapas pary przy samym końcu drogi i poszło. W okapowych wspinaczkach wspaniale wychodzi każda niedokładność techniczna - od razu się wbija w bułę :).  Przy okapach wyszło też, że wyczucie jaki locik zafundować wspinającemu się koledze nie jest takie proste. Człowiek uczy się na błędach tylko szkoda, że tym razem na kolanie kumpla. Tak mu przyblokowałem locik przy odpadnięciu, że wylądował kolanem na krawędzi okapu - na szczęście nic poważnego się nie stało. Jest to czujna sprawa te wpinki nad okapem i muszę przyznać, że nie czuję do końca i nie potrafię z całą pewnością stwierdzić jak bardzo puścić wspinającego się (mam wrażenie, że jak dam za duży luz to znowu wymierzę tak, że głowa będzie na wysokości krawędzi okapu - są z tym rozterki dość duże).

piątek, 10 października 2014

Wędkowa robota - VI.3

Udało się. Cel był jasny i klarowny - zrobić na wędkę VI.3. Trzy przystawki, pierwsza po rozgrzewce na przystosowanie paluszków do troszkę większych obciążeń, druga z nadzieją na przejście (ale coś pomieszałem rączki w 2/3 drogi) i trzecia już udana i nawet z jakąś dość dużą łatwością. Na tapecie był klasyk Kobylański Szara Płyta - wyślizgane ale fajne. Byłem raz na tej drodze już w maju i bardzo ładnie szło ale mimo wszystko wtedy droga wygrała - teraz czułem się na niej znacznie bardziej komfortowo - czyli niby stare gnaty ruszyły do przodu w rozwoju. Ciekawe czy to wędkowe preludium oznacza, że da się to poprowadzić? Dziad to sprawdzi jeżeli pogoda dopisze.

wtorek, 7 października 2014

Tym razem krótszy rest

W tym roku planuję wziąć mniejszego resta od wspinania niż w zeszłym. Ostatnio miało być miesiąc ale dopadła mnie jeszcze choroba i wyszło ponad pięć tygodni. Przewidując, że w tym roku też poza restem planowanym będzie kilka pomniejszych wymuszonych przeziębieniami itp zamierzam świadomie nie wspinać się przez maksymalnie 3 tygodnie. Oczywiście w grudniu - święta itp są jak mi się wydaję odpowiednim okresem. Potem rzecz jasna od stycznia z nową energią :) ruszam do ataku treningowego :).

Spojrzałem sobie raz jeszcze na gruby plan tego roku i wygląda to tak:


  1. Rzucić fajki - nie udało się wytrzymałem 3 miesiące na początku roku
  2. Osiągnąć w szczycie sezonu wagę 70 kg (może być 70,9 kg byle zobaczyć liczbę 70 na wadze) - jeszcze nie osiągnięte ale jest jeszcze 2 miesiące czasu na odpowiednie odtłuszczenie
  3. Zrobić przynajmniej jedno VI.3 z dołem - prace nad tym tematem jeszcze trwają
  4. Więcej wspinać się w skałkach niż w sezonie poprzednim (dużo prowadzeń nawet jeżeli miałyby to być proste drogi) - zrealizowane
  5. Przekroczyć 20 podciągnięć na drążku (jakoś w tamtym sezonie dobiłem do 14 i dalej już nie poszło) - dawno się nie skupiałem nad podciągnięciami ale zostawiam to sobie na okres gdy już nie będę w skały jeździł (listopad pewnie)
  6. Przykurcz na jednej ręce (dokładnie na lewej bo na prawej już robię od dawna) - zrealizowane
  7. Pozbyć się strzelania w stawach :) - pewnie wizyta u specjalisty - tutaj jakby lepiej ale do zera ze strzelaniem nie udało się zejść :)
  8. Więcej sportów ogólnych typu bieganie, rower, pływanie, squash - nie udało się było co najwyżej tyle samo co w zeszłym roku 
  9. Core - spalić do końca oponę okalającą brzuch i poważnie wzmocnić tułów - zrealizowane = dużo więcej ćwiczeń na brzuchy w tym roku niż w zeszłym
  10. Dalej pisać bloga - jest w dalszym ciągu niezłym czynnikiem motywującym do działania - zrealizowane

Punkty 2,3 i 5 muszę docisnąć i zrobić choćby nie wiem co :). Może się uda. 2 i 5 to tylko samozaparcie i musi puścić - 3 może być czymś obiektywnie nie do myknięcia ale zobaczymy.

niedziela, 5 października 2014

Na zakończenie trochę na własnej

Udało nam się w końcu zebrać do kupy i umówić na ostatni dzień kursowy :). Zrobiliśmy kilka dróg na własnej. Oczywiście na własnej drogi jakoś od razu wydają się trudniejsze mimo, że chwyty jak na drabinie. Ale wszystko ładnie puściło.

PS
Rączki jak to rączki od panicznego przesadnego ściskania skały przy prowadzeniach na własnej bolą bardziej niż powinny :).

czwartek, 2 października 2014

Cieniasy na przewieszonych drogach

Dzisiaj na sztuczniaku to czego nie doświadczaliśmy nazbyt często - przewieszone drogi z dolną. W ramach trenowania tego w czym jest się dupą wołową ruszyliśmy na okapy. I jak się okazuje nie umiemy, nie mamy mocy czy tam powera itd. Na prościutkim 6a gdzie każdy przechwyt jest banalny w swej prostocie nie dotarliśmy do samego szczytu :) - w końcówce brakowało siły. No jest się w czym podciągnąć i zamierzamy pośmigać na okapach jeszcze dłuższy czas. Zobaczymy jaki w tym będzie postęp - powinien być znaczny bo wzięła mnie złość okrutna a złość zawsze można zamienić w trening :). Trzeba będzie nauczyć się tych optymalizacji w postaci prawidłowego kręcenia dupą, flagowania, skręcania kolana, dobrej ustawki do wpinki, prostych rączek jak najczęściej itd.

środa, 1 października 2014

Jeszcze nie teraz :)

Nie udało się z wagą - 74,1 kg o poranku. Może przy kolejnym większym ruchu uda się zejść dalej w dół :).

wtorek, 30 września 2014

Jest szansa!

I z ostatniej chwili - waga wieczorową porą napawa nadzieją, że o poranku zejdę poniżej ostatniego lokalnego rekordu 73,7 kg - zaobserwowałem 74,2 kg - może zdoła wyparować ze mnie przez nockę tak deczko ponad pół kilo :).

Jaja raz jeszcze

Wybraliśmy się pod "Jaja Kobyły" - kumpel też był ciekawy jak to idzie. Jednak tak jak przypuszczałem (ale nie byłem pewny) jest to "next level". Wycena drogi na VI.3+ ponoć nie do końca prawidłowa - tu i ówdzie słychać, że jest to minimalnie VI.4 a może nawet więcej. Takiego linka znalazł mój kolega LINK. Mieliśmy poczucie (przynajmniej ja miałem), że ktoś nas robi w ch.... z tą wyceną :). Niezależnie jednak od wyceny warto było poprzystawiać się i poczuć tą niemoc przejścia okapiku bambuły - bambuła okazała się za trudna - ale kto wie może w przyszłym roku jakoś wydłużę ręce i dosięgnę tam gdzie dzisiaj nie dało rady albo bardziej przyłożę się do treningu stawiania nogi za uchem z jednoczesnym silnym wysięgiem w prawo do pionowej krawądki-odciągu :).

PS
Paluszki a jakże - bolą fajowo. Jak zwykle jakoś tak inaczej niż po syntetyku.


środa, 24 września 2014

73,7 kg

Nie spożywanie chleba robi swoje (już ponad miesiąc). Dalej drobnymi kroczkami waga ładnie idzie w dół. Mam swoją teorię dlaczego odstawienie chleba tak bardzo wpływa na wagę. Po pierwsze gdy je się chleb to bardzo łatwo szwędając się po domu coś wpieprzyć - ot tak przystaje człowiek niedaleko lodówki, otwiera i już robi sobie kanapeczkę na przekąszenie (taki domowy fast food). Po drugie chleb po prostu jest tuczący :). Po trzecie (przynajmniej w moim przypadku) chleb tak jakoś wzdyma bebechy, rozszerza żołądek a duży żołądek szybciej zaczyna odczuwać głód itd - następna kanapeczka , następna kanapeczka ... Nakręca się spirala ciągłych małych dojadań.

Dzisiejsza poranna waga królika doświadczalnego jest tylko o 0,9 kg większa od absolutnego rekordu zeszłego roku (72,8 kg). Teraz się skupiam i dobijam do tego rekordu i mam zamiar go przekroczyć :).

poniedziałek, 15 września 2014

Okropne dłonie

Niestety, wspinanie niszczy dłonie - bardzo niszczy. Moje są okropne. Co prawda mam to gdzieś (a dokładnie w dupie) jakie są z wyglądu - ważne żeby kontuzje się ich nie imały. Podejrzewam, że u płci pięknej element masakrowania rąk jest niejednokrotnie powodem zniechęcającym do wspinaczki.

Taka jakaś jest konstrukcja kobieca, że strasznie zwraca uwagę na dłonie - nie tylko swoje ale także facetów. Faceci natomiast nie za bardzo zwracają uwagę na dłonie. Drążąc temat dalej to ciekawe, że kobiety dbają o swoje dłonie niczym o największy skarb, piłują pazurki, wycinają skórki, pilnikiem wygładzają, smarują kremami itd itd Tak dbają przynajmniej z dwóch powodów - dla własnego dobrego samopoczucia (bo przecież strasznie z natury rzeczy zwracają uwagę na dłonie) ale także na pokaz przed samcami. Samce natomiast mają gdzieś dłonie (tzn nie do końca całkiem gdzieś ale na pewno nie jest to priorytet). Faceci w pierwszej kolejności zwracają uwagę na inne części anatomiczne kobiet (nie będę wypunktowywał tych oczywistości). W takim razie to dziwna sprawa z punktu widzenia interakcji samica-samiec. Jakieś jednak przystosowawcze znaczenie musi mieć dbałość o dłonie tak jawnie występująca u kobiet. Ale jakie? W jaki sposób zwiększa się prawdopodobieństwo reprodukcji dzięki temu, że dłonie są piękne. Bo to, że twarze są piękne, tyłki są piękne, ..... to jakoś takie oczywiste.

Zabrnąłem i nie da się z tego wyjść jakoś sensownie. Może jednak istnieją przypadki poderwania faceta na super boskie dłonie. Na pewno są.

A oto wniosek z tych wypocin:

Skoro kobiety bardzo zwracają uwagę na dłonie a faceci nie to oczywistym jest, że to właśnie faceci powinni bardziej dbać o swoje dłonie, piłować je pilniczkami, wycinać skórki, smarować kremikami itd. To faceci powinni o dłonie dbać aby przymilić się kobietom (one na to na 100% zwrócą uwagę). A zatem dziewczyny - olewajcie niszczenie dłoni w trakcie wspinaczki i wspinajcie się - haratanie dłoni wam nic nie odejmie a uprawianie sportu wam dużo doda. Facetom radzę zarzucić wspinanie - szkoda łap.

niedziela, 14 września 2014

Lewa ręka może :)

Wykonałem dzisiaj z głupa prosty sprawdzian - przyblok na drążku na prawej ręce a potem na lewej.

To działa !!!! Wrzasnąłem.

W końcu ileż można było czekać na tą lewą rękę?! Ciągle nie mogła utrzymać przybloku maksymalnego i po prostu się rozginała gdy odkładałem prawą rękę. Tyle było walki z tym kiedyś aż dałem sobie spokój. Okazało się, że różnymi treningami samo się rozwinęło mięsiwo w lewej łapie :). 

Było to ćwiczenie na tyle ważne dla mnie, że nie omieszkałem zanotować go w głównych planach na ten rok :). Tutaj link z planem na końcu posta : LINK. Czyli małe kolejne zadanie wykonane. 

Hihi a przyblok na jednej łapce to pierwszy krok do zadania ze szmaty.

PS
O kurna w tych planach z początku roku było rzucenie fajek :). Mi się przypomniało ;)

Jaja Kobyły

Zarzuciłem sobie wędeczkę na Jaja Kobyły VI.3+ na skale z grupy Przydrożnych Skał. Oczywiście tak z czystej ciekawości :). I jazda do góry. Za pierwszym razem doznałem załamki - gadałem rzeczy typu "oj jest to zetknięcie się next levelem", "to jest kolejny level, bez szans na przejście w aktualnym stanie ducha i ciała" i tym podobne rzeczy. Droga jednego miejsca - wyjście z okapiku. Za drugim razem już było trochę lepiej i pojawił się w gadaniu lekki optymizm. Całość spoko poza tym wyjściem z okapiku.

To wyjście z tego okapu jest bardzo naukowe. Ciekawe czy wyczaiłem patent ale siły mam za mało czy też nie wyczaiłem patentu a siły starczy? Tak czy siak po drugim przystawieniu się coś zaiskrzyło i widzę, że będzie to kolejny cel RP w przyszłości - tak przecież niewiele brakuje, wstawić nogę wysoko pod brodę, zarzucić dupę na stopę, lekko wstać z tej nogi i dosięgnąć do takiego odciągu/krawądki z prawej strony, wyprostować się i dosięgnąć do takich odpęknięć i koniec drogi.

Uczucia zatem mieszane, najpierw posępne, potem nabierały rumieńców a teraz gdy to piszę już całkiem optymistycznie na to patrzę - bo przecież to tylko ze 2,5 metra wspinki i będzie po krzyku :).

PS
Taka droga jak powyżej opisana jasno pokazuje co trzeba trenować - krótkie maksowe baldy na maksymalnej możliwej do wykonania mocy / sile :). Z różnymi technicznymi wygibasami rzecz jasna :).

piątek, 12 września 2014

Głową w dół

Znowu trochę zabaw w dachowym siłowaniu się. Ręce dawno tego nie doświadczały i bolą dzisiaj jak diabli. Zdarcie starego naskórka i naruszenie starych odcisków dodatkowo komplikuje sytuację. Ale jedno jest piękne - czuć inne rodzaje mięśni :).

PS
Kremiki i pumeks znowu poszły w ruch.

wtorek, 9 września 2014

Obciążenie

Wyczytałem, że aby trenować na podniesienie maksymalnej siły ze względu na angażowanie włókien mięśniowych należy tak się dociążyć aby zrobić maksymalnie dwa podciągnięcia na drążku i trzeciego już nie móc (to w przypadku trenowanie maksymalnej siły przy podciąganiu). Ale ileż tego trzeba pod siebie podwiesić i jak tego dokonać? Jak to zrobić w warunkach domowych? Napakowany plecak który posiadam waży 17 kg ale to za mało. Z takim obciążeniem podciągnę się więcej razy niż dwa :). Zakładając nawet, że uda mi się dopakować plecak do odpowiednio dużej wagi to jak go podczepić pod siebie. Na uprzęży słabo to wychodzi - słabo działa obciążenie uprzęży w dół. Ubranie plecaka na ramiona też nie jest fajne bo przy podciąganiu barki sobie zniszczę. Muszę coś wymyślić bo tego typu treningu jeszcze nie robiłem.

sobota, 6 września 2014

Kilka OS-ów

Dzisiaj na skałach wspinaczka w pełnym słońcu - wypala trochę z człowieka soki. Cztery OS-y i jeden RP. Ostatnia VI.1 niestety nie puściła od strzału - jest dość boulderowa na samym dole w trakcie pierwszej wpinki :). Zrobiłem ją w końcu tak (już po obczajeniu patentu), że wspiąłem się dużo za dużo no ale wpinka była z tego wyższego miejsca komfortowa i puściło.

Dorzucam do kompletu piramidki (drogi z wyceną przewodnika Retingera)

Piramidka 1 (prowadzenia OS,Flash lub RP) - VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1 - OS
2. Same łzy VI+ - Flash
3. Filarek Bały VI+ - RP
4. Ścianka Bały VI+ - Flash

5. Droga Hobbitów VI+ - OS
6. Droga Ludzi VI+ - OS
VI.1 - 4 drogi
1. Afera karabinkowa VI.1 - OS
2. Droga Krasnoludów VI.1 - OS
3. Droga Elfów VI.1 - RP
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1. Trawers Malczyka VI.2 - RP


Potrzebuję jeszcze jednej drogi VI.1, dwóch dróg VI.1+ i dwóch VI+. Wolniutko to idzie :). Oczywiście jeszcze VI.3 jakieś jedno trzeba przed zimą zrobić (ale najpierw jedno opatentowane już VI.2+ w najbliższym czasie).

czwartek, 4 września 2014

74 jak w pysk

Bez chleba idzie dalej w dół :). Na razie jak w pysk strzelił 74.00 kg o poranku. Jeszcze 3.1 kg w dół i będzie dobrze :). Potem będzie można znowu żreć jak świnia.

środa, 3 września 2014

Prędkość

Tak właściwie to jakie prędkości osiąga się w trakcie odpadania od ściany? Jakoś nigdy się nad tym nie pochyliłem. Łatwo to obliczyć z prostego wzoru (pomijając opory o powietrze) v=sqrt(2*g*h) gdzie g to przyspieszenie ziemskie a h to długość lotu. Takie coś wychodzi:

h [m] m/s km/h
1 4,4294469 15,94601
2 6,2641839 22,55106
3 7,6720271 27,6193
4 8,8588938 31,89202
5 9,9045444 35,65636
6 10,849885 39,05959
7 11,719215 42,18917
8 12,528368 45,10212
9 13,288341 47,83803
10 14,007141 50,42571


Widać, że dopiero przy locie na 10 metrów zaczniemy przekraczać prędkość 50 km/h. Dla standardowej długości lotów na naszych skałkach wapiennych (około 4 metry) osiągniemy zaledwie 31 km/h. Wydaje się, że jest to mała prędkość. Ciekawe jest inna rzecz. Usain Bolt gdy biegł na swój rekord świata na 100 metrów osiągnął czas 9.58 sek czyli średnia prędkość, którą osiągnął wyszła 37,57 km/h. Nieźle !. Dopiero lecąc powyżej 5 metrów zbliżymy się do jego średniej prędkości z tego biegu. Z pomiarów, które dokonano przy jego rekordowym biegu wynika jednak inna niesamowita rzecz - w najszybszym momencie biegu biegł z prędkością 44,72 km/h - tak podaje wiki LINK.

W gruncie rzeczy patrząc na loty do 5 metrów wydaje się, że osiągana prędkość jest całkiem znośna :). Niestety tak nie jest - pamiętam jak kiedyś grając w kosza na sali rozpędzony z piłką walnąłem w ścianę z drabinkami - złamałem żebro i ból był taki, że przez następny tydzień nie potrafiłem samodzielnie wstać z łóżka do pozycji pionowej :) - na pewno nie biegłem więcej niż 20 km /h. Co by było gdyby Usain Bolt przywalił w ścianę :) lepiej nie myśleć :). 

poniedziałek, 1 września 2014

Pewnych rzeczy nie przeskoczysz

Czasami kusi człowieka myśl o gwałtownym nabraniu mocy :). Myśli sobie, kurna teraz na ostro się biorę i ładuję, trenuję itd. Taki lokalny czasowy napał. Miałem coś takiego kilkukrotnie w ciągu ostatnich dwóch latek walki z pionem. Niestety nie jest to zawsze bezpieczny sposób na skok do przodu. Pamiętam jak w zeszłym roku zepsułem sobie prawy bark (na szczęście w porę zareagowałem i odstąpiłem od dalszego nadwyrężania tegoż barku). Napaliłem się na duże trenowanie podciągnięć w zaciszu domowym i skończyło się to usterką. Napały i owszem są niezłe i gdy występują trzeba je wykorzystać (człowiek napalony na coś może dużo zdziałać). Należy jednak działać głównie głową. Czasami jednak traci się głowę i jedzie z koksem na maksa. Jak się uda to super, jest zassanie mocy - jednak gdy się nie uda można pocierpieć i się zepsuć :). Właśnie dopadł mnie lekki napał i stąd ten post - ale spokojnie króliku, spokojnie - zepsujesz się i co będzie? Na to potrzeba czasu - tym więcej im więcej latek ściska za kark.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Starsze cielsko bardziej dyszy :)

Jakieś jaja z tym oddychaniem - jak idę w drogę, która na moim poziomie jest wymagająca to włącza mi się niesamowite dyszenie (nie mówiąc o stękach). Z jednej strony dobrze bo nie wolno się spinać i zatrzymywać oddechu co może doprowadzić do osłabienia z niedotlenienia. Z drugiej strony po co aż tak głośny oddech :). Stęki to druga sprawa. Nie wiem czy jest to specyfika wynikająca z posiadania takiego a nie innego wieku czy takiego akurat typu reakcji na wysiłek. Patrzę po ludziach i jakoś tak cicho u nich przy wysiłku - no czasami jakaś kurwa poleci ale to co innego :), to najczęściej bardzo uzasadnione. Dychawka jest denerwująca no ale przecież nie da się z tym walczyć - a może się da tak jakoś ciszej oddychać :).

Pukanie do VI.2+

W trakcie dzisiejszego wypadu na skały sprawdziłem sobie jak tam z moim VI.2 zrobionym z miesiąc temu - jest nieźle, nie sprawiło mi ono żadnego problemu. Zabrałem się zatem za takie VI.2+ bo docelowe VI.3 było zajęte. Poszło całkiem optymistycznie. Przy pierwszej przystawce oczywiście w kluczowym miejscu (takie około 7 ruchów całości) dwa zwisy na obczajenie patentu. Za drugim razem już lepiej a za ostatnim prawie przelazłem - dotarłem do kluczowej dziurki na dwa palce i już dostawiałem lewą rękę do całkiem ładnej klameczki ale zabrakło ze 2 cm - źle postawiłem prawą nogę, za nisko. Z jednym blokiem - można przy następnym wypadzie pokusić się o prowadzenie. Jakaś tam moc/siła jest. Podreperuje się ją jeszcze na sztuczniaku i może coś z tego docelowego VI.3 będzie w tym roku :).

PS
Wspinanie w słońcu ładnie daje na zrzut wagi (wiem, wiem to w głównej mierze odwodnienie). W każdym razie po powrocie do domu ze skał 74.1 kg - ciekawe ile z tego zostanie o poranku dnia jutrzejszego :).

sobota, 30 sierpnia 2014

Baldowanie? Faktycznie jest coś takiego

Po bardzo długiej przerwie od baldowania wróciłem do tematu. Cóż za wspaniałe bóle rączek w innych miejscach niż dotychczas :). Trzeba się trochę dopakować bo zostało około miesiąca na zrobienie VI.3 :). Zaczynam jak zwykle panikować. Od przyszłego tygodnia temat zrobienia VI.3 wychodzi na pierwszy plan - robi się mało czasu na wypady na skały a i praca nie odpuszcza.

Co do walki z wagą to nie wiem co się dzieje w tym roku ale nie mogę zjechać poniżej 74.7 kg. Rekord zeszłego roku to 72.8 kg (jak ja to zrobiłem to nie wiem). Przybrałem chyba na masie mięśniowej od zeszłego roku i to nie daje zejść niżej w tym roku. Nie poddaję się jednak i walczę dalej.

PS
Trenowanie, trenowanie a tu mi się znowu bardzo duża impreza szykuje pod koniec września - może to nie normalne ale przez wspinanie zacząłem lękać się imprez bo forma po nich spada jak diabli :).

piątek, 22 sierpnia 2014

Prawdziwy koszmar :)

Filmik nie wymagający komentarza - LINK

Droga do 70,9 kg

Mam do zrzucenia jeszcze 4,3 kg aby osiągnąć to co sobie postanowiłem na początku tego roku. Ważenie dzisiaj o poranku wskazało 75,2 kg. Nie to abym chciał potem zostać koniecznie przy tej ekstremalnej dla mnie wadze - chcę ją osiągnąć i zobaczyć czy to jest w ogóle możliwe. Byłaby to waga taka jaką posiadałem mając latek 20 na karku. Aby to osiągnąć oczywiście nie obejdzie się bez innych aktywności ruchowych - wybrałem rower co znacznie pomaga spalać sadło. Odłożenie jedzenia chleba też niesamowicie wpływa na wagę i stosuję to od początku tego tygodnia.

Cztery kilo wydaje się dość pokaźną wagą ale gdy rozłożyć to na cały organizm to spokojnie można wygospodarować tyleż tłuszczu zabierając to tu to tam :). Ciekawe czy się uda.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Bez chleba waga w dół

Od poniedziałku nie jadam chleba i proszę bardzo, kilogram w dół. Jednak chleb to straszny wypychacz jest. Waga o poranku zachęcająca do dalszej regulacji - 75.4 kg.

środa, 20 sierpnia 2014

Jednak forma nie spadła aż tak

Kilka postów temu panikowałem, że po powrocie na ściany po 3 tygodniowej przerwie odczułem niesamowity spadek formy. Myliłem się - to była jakaś pojedyncza fluktuacja ogólnego samopoczucia, złe jedzenie przed treningiem, słabszy dzień czy coś w tym stylu. Wczoraj byłem drugi raz i wszystko jest w porządku - owszem spadek mocy i siły ale nie aż tak straszny.

Wniosek stąd taki, że gdy człowiek ma ponad 40 latek bardzo istotne jest odpowiednia dieta, szczególnie przed treningiem. Co prawda ostatnio bardzo ładnie jadłem w godzinach poprzedzających wypad na ścianę i stąd zdziwiłem się obserwując swoją słabość. Mam wrażenie, że słabo piłem w ciągu tego dnia (chyba jedna herbata i tyle w trakcie śniadania :) ).

Obserwacja ostatnich 2 lat wspinania pokazuje niestety, że najprościej w dniu treningu najeść się jednak mocno węglowodanowych rzeczy w ciągu godzin poprzedzających wspinaczkę - mówię tutaj o łatwiźnie typu jedzenie śmieciowe, cukry proste - ciastka, batony itp. Po tym zawsze wszystko działa i ma się zapasy do przepracowania na ściance kilku godzin. Jest to oczywiście w jawnej sprzeczności z radami na różnych stronach o wspinaczce - tam mówi się, że trzeba wyeliminować z diety słodycze. Wszystko ładnie ale jednak na własnym przykładzie widzę, że najlepiej działają słodycze - czysta żywa energia. O efekcie spadku mocy i senności po jedzeniu o wysokim indeksie glikemicznym niby wiadomo ale ja tego tak nie odczuwam osobiście, najadam się ciastek z galaretką :) i nie czuję się senny po niedługim czasie - przerabiam te ciastka na treningu. Skomplikowane to żywienie i błądzę cały czas próbując różnych rzeczy ale wszystko ciągnie mnie w kierunku mega cukrów :) - to takie proste. Muszę sprawdzić następnym razem inną filozofię - makarony w ciągu dnia i owoce typu jabłka czy gruszki jako dopalacz cukrowy. Ciekawe ile trzeba zjeść jabłek aby wyszło na to samo co zjedzenie snikersa :) hehehe.

PS
Oczywiście dużo płynów od rana w dniu wspinaczkowym to też podstawa :).

wtorek, 19 sierpnia 2014

Alkohol vs ATP

Taki ciekawy fragment mi kolega przesłał apropo wpływu picia alkoholu a ATP.

Alcohol also reduces energy sources by inhibiting a process known as gluconeogenesis in which glucose is formed from substances other than glucose. When alcohol is oxidized by alcohol dehydrogenase (an enzyme), it produces an elevation of NADH, which ultimately reduces the amount of a coenzyme that is essential in the production of ATP.

Interesujące :).

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Poszukiwacz zaginionej motywacji

Prawda jest taka, że nastąpił spadek motywacji do treningu i ogólnie wspinania. Zaobserwowałem to i się przestraszyłem. Potrzeba jakichś nowych bodźców żeby ponownie na ostro zabrać się za trenowanie. Przypuszczam, że ogólnie wakacyjne rozleniwienie imprezowe ma tutaj główny udział. Taki rozmemłany człowiek ma spore trudności z zabraniem się do sporej aktywności. Mam nadzieję, że to minie a zatem jeszcze nie panikuję. Zastanawiam się tylko co byłoby najlepszym bodźcem do ponownego zrywu? Potrzeba czegoś oryginalnego :).

piątek, 15 sierpnia 2014

Sprawność fizyczna od 0 do 10

Chciało by się odpowiedzieć na pytanie o sprawność fizyczną jak w filmie Seksmisja - dzieesssięć. Niestety odpowiedz brzmi maksymalnie trzy :). Po trzy tygodniowej przerwie wczoraj pierwszy wypad na wspinanie. Znowu to samo - w pewnym momencie ktoś jakby wyłączył prąd w 42 letnim cielsku. Doświadczyłem już tego z 10 razy. Po prostu po kilku wspinkach nagle ręce całkowicie opadają z sił i już nie mogą nic pociągnąć. Jakby w organizmie nagle skończyły się wszystkie zapasy ATP. Niby zdążyłem się już do tego przyzwyczaić ale zawsze gdy mi się to przytrafia wnerwiam się strasznie. Rozwiązaniem jest po prostu kilka wypadów na wspinanie (chyba 3 razy) i wszystko wraca do normy. Co ciekawe u kumpla, który miał identyczną przerwę i podobnie zakrapianą alkoholem spadek formy był znacznie mniejszy - wyjaśnieniem może być w tym przypadku młodszy organizm o około 5 lat. 

Trudno, tak już widocznie być musi i nie wiele da się na to poradzić. Pocieszeniem jest przynajmniej to, że mięśnie, ścięgna i stawy znacznie wypoczęły i są gotowe na nowe wyzwania :). 

środa, 13 sierpnia 2014

36 nieśmiałych podciągnięć :)

Jakoś trzeba zacząć się wdrażać w ponowne wspinanie. Walnąłem sobie nieśmiało w kilku seriach 36 podciągnięć na drągu. Poszło na luzaku. Z podobną nieśmiałością stanąłem o poranku na wadze i jest dobrze - 76,5 kg. Wszystko w rozsądnych granicach. Nie pozostało nic innego jak wybrać się na wspinaczkę :).

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Do roboty

Skończyło się wczasowanie trzeba zacząć się wspinać. Jak zwykle lekki strach przed pierwszym dotknięciem skały :). Czy moc aby nie spadła? I ten powrót z upałów w upały - to nie zachęca do wspinaczki :). Wypoczynek od wczasowania byłby najlepszym rozwiązaniem. Zmiana klimatu na krakowski od razu spowodowała straszliwą ospałość i niechęć do wszystkiego. Trzeba się kopnąć w tyłek i ruszyć. Efekt odstawienia codziennego winkowania, piwkowania lub rakijowania też ma pewnie niebagatelny wpływ na samopoczucie. Trudno się podnieść po wakacjach i czuję się jakby bardziej zmęczony niż przed wyjazdem. Mam nadzieję, że po pierwszym wypadzie na skały wszystko wróci do normy a może i pójdzie w górę - w końcu czeka piramidka dróg do przejścia oraz cel tego roku czyli VI.3.

środa, 23 lipca 2014

Ostatnie ładowanie przed wakacjami

Jako, że już za chwilę uciekam na wakacje a tym samym zamieniam wspinanie na siedzenie w morzu i inne tego typu rozrywki z płynami, postanowiłem się jeszcze trochę zmęczyć. Będzie to męczenie przy pomocy drążka :). Chciałbym na tyle dać popalić styranym rękom aby zanim nastąpi spadek mocy minęło trochę czasu na wakacjach (niech krzywa powera zacznie opadać w dół troszkę później hehe). Pogoda się zepsuła a i zalew ostatnich rzeczy do wykonania w pracy chyba już nie puści mnie na wspinanie. Rozjadę zatem rączki domowymi sposobami :).

Mam nadzieję, że nie nastąpi za duży spadek mocy - rok temu po wakacjach wręcz wyczuwałem przypływ powera. Z tą optymistyczną myślą raźniej przychodzi odstawienie wspinania na 2 tygodnie. A potem zostanie już tylko około 2 miesiące skałkowego działania (chyba, że październik się uda i będzie pogodny).


PS
Nawiasem mówiąc odpoczywać będę dwa kroki od jednego z rejonów wspinaczkowych Chorwacji - może i tam coś uda się wspiąć. Biorę same buty wspinaczkowe z myślą o małych boulderach - kto wie ,może nie będzie aż miliard stopni i będzie chciało mi się ruszyć dupę. W zeszłym roku mi się nie chciało - odkażanie organizmu od wewnątrz wzięło za wygraną :).

poniedziałek, 21 lipca 2014

Wapno robi VI.2

Dzisiaj wieczorem udało się zrealizować mały projekcik VI.2 - dokładnie Trawers Malczyka w Kobylańskiej. Przystawiłem się wcześniej jeszcze na wędkę a potem już prowadzenie. Puściło ale w dalszym ciągu bardzo dużo tracę na prowadzeniu - szybkość wpinek i ogólna szybkość wspinania, która maleje bo człowiek jest jakby bardziej ostrożny i nie chce spalić.

Góra piramidki dróg zrobiona teraz trzeba wypełniać dół.

Piramidka 1 (prowadzenia OS,Flash lub RP) - VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1 - OS
2. Same łzy VI+ - Flash
3. Filarek Bały VI+ - RP
4. Ścianka Bały VI+ - Flash
VI.1 - 4 drogi
1. Afera karabinkowa VI.1 - OS
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1. Trawers Malczyka VI.2 - RP



Potem poszliśmy na Turnię z Korkiem i tam taką VI-tkę na koniec dnia postanowiliśmy zrobić. Nie przypuszczaliśmy, że spotka nas mała przygoda z liną. Poprowadziłem drogę, przepiąłem linę przez pierścień i zjazd. Zjechałem. Ciągniemy sobie linę w dól i nagle - stop - lina zablokowała się na samej górze. Ciągniemy i ciągniemy - nic. Kumple zapytali mnie czy odwiązałem węzeł po zjeździe ale odwiązałem. Zatarła się. Godzina była już późna. Mieliśmy statyka więc wzięliśmy go i poszliśmy szukać czy da się wejść na skałę jakoś od tyłu - może i się da ale nie wyglądało to zachęcająco. Wróciliśmy ze statykiem pod ścianę i myślimy co tu zrobić. I nagle eureka!!! Można przecież wykorzystać drugi koniec liny dynamicznej do ponownego prowadzenia i na górze odhaczyć zablokowaną linę. Dokonaliśmy pomiarów, na ziemi zostało nam jakieś 40 metrów liny co potwierdzało wpis w przewodniku, że droga ma 20 metrów wysokości. Kumpel przywiązał się zatem do drugiego końca i jazda do góry. Robiło się już szarawo. Wspinał się jednocześnie robiąc wpinki i potem wypinając drugi koniec liny. Gdy dotarł do góry okazało się, że sama końcówka liny zaklinowała się w przewężeniu w skale. Odhaczył, doszedł do samej góry i zjechał. Na dole znowu emocje i pytanie - czy tym razem lina zejdzie ładnie? Tym razem zeszła :). Uff udało się. Tym akcentem zakończyliśmy wspin.

piątek, 18 lipca 2014

Pierwszy prawdziwy lot

W końcu stało się - pierwszy prawdziwy lot zaliczony. Wspinając się na Filarku Bały (VI+) w pewnym momencie coś mi wyleciało - albo spod lewego buta albo z lewej ręki. Działo się to tak szybko i znienacka, że nie jestem w stanie stwierdzić skąd. Kumpel na dole uniknął lecących kamyczków (na szczęście nie były spore) i jemu wydawało się w pierwszej chwili, że wyleciała mi ręka z chwytu. Nie wiem na sto procent - fakt jest jednak taki, że coś wyleciało i nagle spadłem po prostu w dół. Działo się to tak szybko, że nic nie zdążyłem pomyśleć a już byłem na dole - zapamiętałem ostatni ułamek sekundy gdy już lina mnie wyhamowywała. Poleciałem wzorowo - jak kot na cztery łapy :). Latałem już wcześniej na sztuczniaku i na skałach ale nigdy tak daleko (w nowym rozdaniu wspinaczkowym kiedyś i owszem loty i po 6 metrów mi się zdarzały). Tym razem minimum 4 metry (dwa przeloty w dół) gdy założyć, że są oddalone o 2 metry od siebie. Dobre doświadczenie. Nie udało się flashem zrobić tej drogi, wstawiłem się drugi raz i jest RP z tego wszystkiego. Nawiasem mówiąc piękna droga ten Filarek Bały podobnie jak Ścianka Bały - też fajowe wspinanie w skali sześć.

Potem przewędrowaliśmy na Filar Obok Garażu i tam przystawki do Trawersu Malczyka - puściło od razu na wędkę - trzy razy sobie zrobiłem dla pewności. To taki pierwszy projekcik pod RP :) a co, pomyślałem, zapatentuję sobie na blachę :). Wahałem się czy czasami nie startować z dołem, dobrze się czułem itd ale jakoś tak się nie mogłem zdecydować i w końcu potraktowałem to jako treningowe wspinanie połączone z patentowaniem. Dobre wspinanie i pogoda w końcu się udała.

Kolejne dwie dróżki do kompletu pierwszej piramidki. Tak się ostatnio zastanawiałem czy nie powrzucać sobie do niej dróg, które już robiłem wcześniej (wypełniłaby się znacznie) ale jednak doszedłem do wniosku, że ta piramidka liczy się od momentu gdy sobie ją zapragnąłem realizować a zatem zbieranie będzie troszkę dłuższe :).

Piramidka 1 (prowadzenia OS,Flash lub RP) - VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1 - OS
2. Same łzy VI+ - Flash
3. Filarek Bały VI+ - RP
4. Ścianka Bały VI+ - Flash
VI.1 - 4 drogi
1. Afera karabinkowa VI.1 - OS
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1.

czwartek, 17 lipca 2014

Monotonna pogoda

Codziennie to samo - upał od rana a potem burzowe ciężkie chmury. Czy to kiedyś ma zamiar się zmienić? Na skały po pracy nie da się jechać - to znaczy da się ale skutek będzie mocno niepewny :).

wtorek, 15 lipca 2014

Przewieszenia i okapy

I znowu to samo co już kiedyś zaobserwowałem - okapiki i przewieszone drogi rozgniatają :). Brak wyczucia (techniki) w tym rodzaju działalności naskalnej powoduje szybkie zbułowanie, szybkość (a raczej wolność :)) wpinek od razu daje rezultaty - to nie to co piony, lub lekkie przewieszenia. Poprowadziłem sobie takie przewieszone 6b i za pierwszym i drugim razem nie puściło. Za trzecim już puściło bo szybciej wszystko robiłem. Zdumiało mnie to jak szybko się bułuję na takich drogach. Potem drugie 6b i znowu za pierwszym razem słabiutko. Za drugim razem już tylko jednego przechwytu zabrakło - oczywiście na świeżego to zrobię no ale fakt tak szybkiego wyczerpania przedramion jest niepokojący. Wiadomo wspinanie w większych przewieszeniach to coś innego i trzeba się tego nauczyć, na skałach nie wspinam się w czymś takim więc i rozwijanie tego rodzaju wspinaczki nie następuje. Po dzisiejszym wypadzie jest przynajmniej jeden jasny cel na sztuczniaku - prowadzenie tego wszystkiego co się da w okapach - dłużej nie można omijać ich dużym kołem :).

piątek, 11 lipca 2014

Dziwny power ciąg dalszy

Znowu brak odpadnięć na sztucznej. Dzisiaj 6a i 6a+ z rzędu i nic, dwie 6b i nic, dwie 6b+ i nic i jedna 6c i dalej nic - chociaż na tej 6c już dało się coś poczuć wysiłku. No jest super :) - tyle, że dalej nic nie wiadomo. Czy to oznacza progres na sztuczniaku? Nie wiadomo bo może być tak, że te drogi są trochę z wyceną w promocji (jak kiedyś opisał znajomy jedno VI.2). Jeżeli są w promocji to trzeba będzie sobie wyskalować od nowa poziom zwyczajny od którego coś można mierzyć na sztucznej - to już jednak po sezonie, trzeba jak najszybciej wracać na skały gdy tylko pogoda powróci bo tam jest prawdziwy fun.


czwartek, 10 lipca 2014

Ćwiczenie 6

Ćwiczenie na drążku. Powolne podciąganie.

Przebiega tak:
  1. Podciągamy się na rurce bardzo powoli - całe podciągnięcie musi trwać kilka sekund
  2. Gdy już broda jest powyżej drążka zostajemy na 2 sekundy w przybloku
  3. Opuszczamy się bardzo powoli w dół do pełnego zwisu. Zwis z kontrolnym napięciem w barkach aby nie nabawiać się kontuzji barków od bezwładnego wiszenia :)
  4. Zaczynamy kolejne podciągnięcie powolne do góry
  5. itd - ile damy radę

Oczywiście można sobie wymyślać różne warianty tego ćwiczenia, podciąganie na różnej liczbie palców, wolniej lub trochę szybciej, dłuższy przyblok lub krótszy, przybloki pośrednie z różnymi kątami w łokciach, nogi w poziom w trakcie podciągania itp. Ćwiczenie to ma ten plus w stosunku do szybkich podciągnięć, że minimalizujemy szansę na kontuzję barku. Dobre jest też to, że w trakcie takiego podciągania całe ciało jest napięte, super pracują mięśnie tułowia - dobre ćwiczenie na tzw "core" przy okazji.



Paluszki 3-2-1

Takie mi wyszło jakoś samo z siebie spostrzeżenie, że gdy się ma trochę latek na plecach to podciąganie na paluszkach trzeba wprowadzać dość ostrożnie. Jakoś tak się przypadkiem złożyło, że w pierwszym roku wspinania podciągałem się na drążku minimalnie na 3 palcach - jakoś tak na 2 bolało i wydawało się, że do kontuzji tylko jeden krok. W tym roku (drugim) robię sobie na 2 palcach każdej ręki podciąganie na drążku i już to idzie ładnie i z taką pewnością, że nic sobie z palcami nie zrobię. Oczywiście nie podciągam się tylko na dwóch palcach - na trzech i czterech w dalszym ciągu kontynuuję większość podciągnięć, które robię.

Wygląda mi to na dość naturalną ostrożną ścieżkę: pierwszy rok = minimum trzy palce, drugi rok = minimum dwa palce itd. Wychodzi na to, że za pociągania na jednym palcu każdej ręki zabiorę się w następnym roku :). Oczywiście każdy jest inny i u różnych organizmów będzie to pewnie wyglądać inaczej (jedni będą mogli szybciej dawać z jednego inni później). Wydaję się jednak, że zasada 3-2-1 w odstępach rocznych jest całkiem sensowna (ostrożna) i daje czas na adaptacje ścięgien i stawów do coraz większych obciążeń - a zatem polecam wszystkim 40+ :).


Na sztuczniaku

Wczoraj na sztuczniaku (oj dawno nie byłem na sztuczniaku - chyba ze dwa miesiące) odczucie dziwnej mocy. Nie wiem czy to po wspinaniu na skałach rączki się jakoś wyrobiły czy też dlatego, że przed wspinem zjadłem paczkę Delicji Wiśniowych :), czy też może dlatego, że wyceny dróg zawyżono na sztuczniaku. Nie wspinałem się po niczym trudnym ale tak po kolei na rozgrzewkę z 5 dróg typu 5 i nic, potem droga 6a i nic, potem dwie 6a+ i nic, potem 6b i nic - dokładnie nic nie czułem tak po prostu przechodziłem z brakiem jakichkolwiek problemów. Na skałach jak robiłem 6b to dość duży wysiłek jednak w to włożyć trzeba było. Coś tu jak zwykle nie gra ze skalowaniem trudności chyba i potem człowiek głupieje. Ale ogólnie fajnie od czasu do czasu na sztucznej doładować bo ewidentnie jakieś inne partie mięśniowe się rozwijają - łapki bolą na drugi dzień całkiem inaczej.

wtorek, 8 lipca 2014

RP vs OS

Co lepiej rozwija? RP czy OS?. Zależy co mamy na myśli :). Jeżeli chodzi o przypakowanie to wydaje mi się, że lepiej zrobi nam RP, będziemy po mocniejszych drogach chodzić. Jeżeli rozważymy kontuzje to też chyba RP weźmie górę nad OS :) z tego samego powodu. OS natomiast da nam kopa w rozwoju szybkości czytania trasy (co może pomóc w trakcie rozwiązywania zagadek RP). Wydaje się także, że OS może bardziej rozwijać wytrzymałość (ogólnie rozumianą). Dłużej na OS-ie się przechodzi drogi, kombinacje, wyszukiwanie chwytów, dogodnego ustawienia itd robi czas przejścia dużo dłuższym. OS podniesie też jak się wydaje naszą psychę (chociaż tutaj też oczywiście zależy - gdy na przykład będziemy robić jakąś słabo ubezpieczoną drogę RP to psycha będzie działać i w tym wypadku całkiem nieźle). RP da nam z kolei jeszcze jedno, nauczy nowych ustawień w nowo poznawanych trudnościach. Rozwiązywanie zagadki na trudnej drodze musi podświadomie dawać nam naukę o sposobach wykorzystywania mniejszych/trudniejszych chwytów, mniejszych/trudniejszych stopni itd. Poza tym w przypadku RP aby w ogóle przejść, często będziemy musieli wymyślić optymalne ustawienie a to da nam wiedzę - może trudno wyrażalną werbalnie ale na pewno gdzieś w głowie zakoduje się nowy system ruchów itp.

Tak się ostatnio zbieram do robienia RP i jakoś nie mogę się ostatecznie zebrać :). Chciałbym w końcu coś trudniejszego przejść. Może uda mi się przestawić i wykrzesać z siebie więcej ochoty na ostre łojenie :). No ale te upały, to jaranie petów itp - może lepiej meczyk na mundialu oglądnąć przegryzając chipsami i przepijając piwkiem. Ewidentny okres ciągłego narzekania mnie dopadł i nie idzie się z niego wyrwać. Może zrobienie jakiegoś projekciku RP dałoby kopa do przodu :).

poniedziałek, 7 lipca 2014

Upały rozwalają

Odkąd pojawiły się upały chodzę jak pijany. Nic mi się nie chce - trenować w szczególności. Oczywiście jaranie petów ma w tym swój niebagatelny udział - dodatkowo przymula. Chyba potrzebuję wakacji od wszystkiego. Jeszcze niecałe trzy tygodnie. Przed wypadem na wakacje przydałoby się mocniej dopakować aby efekt spadku formy był jak najmniejszy. Niestety muszę się do tego zmusić bo energii i entuzjazmu bardzo mało :).

PS
Jutro ponownie wyłączam palenie - sprawdzę jeszcze raz czy dupa odżyje a jeśli tak to jak bardzo.

sobota, 5 lipca 2014

Poddtrzymywanie mocy

Gdy jesteśmy zajętą osobą trzeba wprowadzić do swojego trenowania coś co nie zabierze nam dużo czasu a będzie przynajmniej podtrzymywać (jeżeli nie rozwijać) naszą siłę / moc. Dobrym rozwiązaniem jest robienie czegoś stale na przykład w przedziale tygodniowym. Wprowadziłem sobie ostatnio taką zasadę, że tygodniowo robię przynajmniej 100 podciągnięć na drążku. Robię je w wersji super powolnych podciągnięć zakończonych kilkusekundowym przyblokiem na samej górze. Już po tygodniu takiego czegoś bardzo ładnie czuć jak lepiej rączki chodzą. Przy powolnym podciąganiu występuje efekt drżenia rąk - ale po tygodniu znika - widocznie coś tam się w układzie nerwowym przystosowało :). Powolne podciąganie i opuszczanie jest też bardziej przyjazne jeżeli chodzi o kontuzje - mam niewielki problem z prawym barkiem ale przy tego typu ćwiczeniu nic mi się nie dzieje - po prostu cały czas mam kontrolę i odpowiednio napięte mięśnie wokół barku i nic się tam nie przeciąża. Ciekawe ile tygodni uda mi się wytrzymać z tą zasadą :).

piątek, 4 lipca 2014

Uzupełnianie piramidki dróg

Dzisiaj dwie drogi uzupełniające moją piramidkę w trudnościach. Jedna VI+ flash i jedna VI.1 OS.
Piramidka wygląda zatem tak:

Piramidka VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1
2. Same łzy VI+
VI.1 - 4 drogi
1. Afera karabinkowa VI.1
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1.

Powoli to idzie ale trudno - będzie szło tak jak może :).

środa, 2 lipca 2014

Pracą w wagę

Miałem ostatnio dwa dni ostrej akcji w pracy (jeden dzień 19 godzin zapieprzania przykładowo). Mimo, że praca jest siedząca i przy biurku waga ładnie poszła w dół - 74,8 kg o poranku. Wiem, wiem nie jest to zdrowe ale mimo wszystko można przy okazji pozostać przy tej wadze :).

piątek, 27 czerwca 2014

Głowa to najważniejszy mięsień

No cóż, prawda jest taka, że żeby nie wiem jak się starać to i tak wychodzi na to samo - łeb. Od niego zależy czy damy radę zrobić w skałach to co sobie zamierzyliśmy. W starszym wieku łeb jest jeszcze bardziej potrzebny bo musi przewalczać z uporem i mozolnie wszelkie niedogodności trochę nadszarpniętego ciała - to tu zaboli to tam i łeb musi sobie z tym radzić i się nie zniechęcać. Łeb ma to do siebie, że często szukając wykrętów nie pozwoli pójść dalej, zatrzyma przed ostrzejszym trenowaniem, znajdzie wymówkę itd. Taki już jest podstępny. Ale można go wytrenować i nauczyć, wpoić mu, że bez bólu treningowego i przekraczania kolejnych bolących granic nie da się myśleć o pokonywaniu trudniejszych dróg. Trening łba to pierwszoplanowa rzecz - ja nie umiem go jeszcze trenować, wyrywa mi się i najchętniej w dalszym ciągu zaprowadziłby mój organizm na wygodną kanapę. Łeb się roztrenował na dobre przez ostatnie kilkanaście latek - popadł w radosny bezwład, usamodzielnił się w tym bezładzie (na przykład w paleniu fajek) i chciałby tak dalej, żyć sobie własnym życiem. Nie lubi gdy ktoś nagle zaczyna mu mówić, że tak jest nie dobrze i, że trzeba inaczej. Oj nie lubi tego :). Stawia opór i się buntuje. Pyta - co? Dzisiaj akurat trzeba biegać? Eee nieeee, może od następnego tygodnia. A ile trzeba biegać? Nie no 10 km to przesada, po co aż tyle może wystarczy 5 km. I tak dalej i tak dalej. Łba się nie oszuka, za stary lis z niego :). Tylko przemocą trzeba go wdrożyć w tryby trenowania intensywnego (czyli takiego, które coś daje). No ale łeb sam na siebie tej przemocy nie nałoży. Potrzebny drugi łeb - kogoś kto pociągnie, wręcz rozkaże - kumpel, trenejro itp. Łbów zewnętrznych łeb może się posłuchać i pójść z nimi. Optymistycznie patrząc przynajmniej rysuje się taka szansa :).

czwartek, 26 czerwca 2014

Weryfikacja planu

W pierwszym poście tego roku takie punkty sobie wymyśliłem jako plan globalny:
  1. Rzucić fajki
  2. Osiągnąć w szczycie sezonu wagę 70 kg (może być 70,9 kg byle zobaczyć liczbę 70 na wadze)
  3. Zrobić przynajmniej jedno VI.3 z dołem
  4. Więcej wspinać się w skałkach niż w sezonie poprzednim (dużo prowadzeń nawet jeżeli miałyby to być proste drogi)
  5. Przekroczyć 20 podciągnięć na drążku (jakoś w tamtym sezonie dobiłem do 14 i dalej już nie poszło)
  6. Przykurcz na jednej ręce (dokładnie na lewej bo na prawej już robię od dawna)
  7. Pozbyć się strzelania w stawach :) - pewnie wizyta u specjalisty
  8. Więcej sportów ogólnych typu bieganie, rower, pływanie, squash
  9. Core - spalić do końca oponę okalającą brzuch i poważnie wzmocnić tułów
  10. Dalej pisać bloga - jest w dalszym ciągu niezłym czynnikiem motywującym do działania

Wygląda ciekawie :). Co do rzucenia fajek to 3 miesiące nie paliłem i niestety wróciłem - a było tak pięknie. Co do wagi to powoli idzie w dół ale 70 jest mega ambitne i bez biegania się nie obejdzie :). Zrobienie VI.3 raczej nie zagrożone w tym sezonie. Punkt dotyczący intensyfikacji wspinania się w skałach już zrealizowany - widać, że dużo więcej dróg zrobionych w skałach niż w startowym 2013 roku LINK a jeszcze zostało przynajmniej trzy miesiące wspinania. Przekroczenie 20 podciągnięć będę realizował pod koniec sezonu bo nie chcę nabawić się kontuzji mojego prawego barku a to przy podciąganiach może czasami wystąpić. Punkt 7 nie zrealizowany - zaobserwowałem, że gdy nie paliłem 3 miechy coś w tym temacie się poprawiło wiec punkt ten jest bardzo związany z niepaleniem. Bieganie i sporty ogólne słabiutko - całkowicie olany punkt - jeszcze mogę to naprawić (wczorajsza skakanka jest startem do tego punktu :) - punkt bardzo powiązany ze zbiciem wagi. Punkt dotyczący core w miarę ostro zrealizowany - intensywne działania w tym temacie realizowałem w pierwszych 4 miesiącach tego roku i bardzo dużo ćwiczeń na brzuch robiłem. Punkt 10 oczywiście zrealizowany - automotywacja jest potrzebna w tej formie w dalszym ciągu.

Jak widać jakoś to idzie z mniejszymi i większymi odstępstwami od planu generalnego. Skupiam się teraz na ruchu i zbiciu wagi oraz na podwyższeniu robionych dróg - w końcu muszę w RP jakieś projekty zrobić. Mam plan na zrobienie sobie piramidki od VI+ do VI.2 - ile się da to w OS a resztę w RP. Osiem dróg VI+, cztery drogi VI.1, dwie drogi VI.1+ i jedna VI.2. Potem piramidkę przesunę do góry o pół stopnia - czyli tyle samo dróg ale rozpocznę od VI.1.



Piramidka VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1
2.
VI.1 - 4 drogi
1.
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1.

środa, 25 czerwca 2014

Pierwsze symptomy powrotu na właściwą ścieżkę :)

Dzisiaj skakanka - 2100 podskoków. Dla wzmocnienia łydek bo te cierpią czasami na polskich drogach wapiennych :). Przywitałem się także ponownie z rurką i porobiłem kilka ćwiczeń na łapy. Morale idzie powoli w górę :).

Miotanie się

W tym poście LINK pisałem jak to fajnie power przybywa w trakcie wspinania na skałach. W tym z wczoraj narzekałem jak to spada forma. Szkopuł w tym, że istotne jest jak się wspinamy - power przybywa gdy na skałach atakujemy mocne dla siebie rzeczy. Jak się chodzi po mało wymagających rzeczach to opisy z linka pierwszego nie zadziałają :). Jak to gdzieś kiedyś przeczytałem - gdy się będzie ciągle robić VI.1 to się będzie mistrzem w VI.1-dynkach ale w VI.2 będzie się zdychać. I w tym jest pies pogrzebany. Mimo, że się nie chce człowiekowi trzeba napierać na swoje maksy jeśli liczymy na wzrost umiejętności. To, że boli to trudno. Czyli ładowanie poprzez napierania na maksy - to jest maksyma :) hehehe. Znowu odkryłem Amerykę - ale trzeba ją odkrywać bo się leń wkrada a on chce zapominać.

Z wagą nie wygrasz :)

Dawno nie ważyłem się o poranku. Sprawdziłem dzisiaj i nawet nie jest źle 75,4 kg. Co prawda w zeszłym roku było lepiej o tej porze ale trudno, widocznie w tym roku tak musi być.

Co do wczorajszego narzekania to chyba dobrze się stało, wzbudziła się we mnie pewna złość, która może czymś zaowocuje. Zamierzam ostro wziąć się za ruch od następnego tygodnia - muszę dołączyć bieganie i jakieś inne oddechowe trenowanie aby nabrać więcej energii. Jakiś taki rozjechany jestem, możliwe, że jeszcze przez najgorszy z punktu widzenia alergii miesiąc w roku ale może też dlatego, że mało się ruszam ogólnie. Muszę się napalić na kolejne porcje konkretnego pocenia :) bo element dziada zaczyna wygrywać z elementem anty-dziada.

wtorek, 24 czerwca 2014

Dalszy regres

Jednak chodząc na sztuczną człowiek chodzi po to aby potrenować i mocno zmęczyć odpowiednie partie mięśniowe. To daje progres w aspekcie fizycznym. Wspinając się w skałach w sposób jaki ostatnimi czasy uprawiam ewidentnie nic nie daje i nic nie idzie do przodu. Wręcz przeciwnie - idzie do tyłu :). Dzisiaj przystawka w OS do pewnej VI.1 całkowicie nie udana - w kluczowym miejscu nie wyczajenie w odpowiednim czasie rozwiązania zagadki przechwytów nie pozwoliło na przejście. Piszę w odpowiednim czasie bowiem właśnie tego czasu nie było za wiele, rączki szybko się męczą, nie są wytrenowane do dłuższego wytrzymywania w pozycjach dalekich od odpoczynkowych. Podobno pewien ślimak doganiał mnie bez asekuracji na dole drogi jak złośliwie zauważył kolega :). Czyli regres pełną parą idzie do przodu. Trzeba coś z tym zrobić i wiem co (każdy głupi to wie) tylko trzeba to zacząć robić hehehe. Jakaś taka degrengolada ostatnio wkradła się do wspinania. Może to naturalny kryzys więc trzeba go przeczekać i nie panikować :).

niedziela, 22 czerwca 2014

Jedna droga przed deszczem

Byłem odwiedzić Stokówkę - maleńki rejon w Świętokrzyskim. Niestety deszcz pozwolił na jedną dróżkę :) (kumpel dwie zdążył). Bardzo fajne miejsce, skała szorstka i mało wyślizgana. Poza samą wspinaczką super las i okolica na małe dreptanie. Jako, że mam rodzinę niedaleko zaglądnę tam jeszcze w przyszłości na pewno - jest trochę dróg do zrobienia.

środa, 18 czerwca 2014

Nadgarstek przemawia

Nadgarstek nie umiejąc mówić musiał mi zakomunikować o swojej obecności dość znacznym bólem. Ból pojawiał się już wczoraj z wieczora - po wspinaczce. Mam dziwne wrażenie, że tego efektu nabawiam się na skałach - na sztucznej nie miałem tego typu numerów. Wyjaśnienia są dwa - albo za mała rozgrzewka, albo coś charakterystycznego we wspinaniu na prawdziwej skale w porównaniu do sztucznej ściany. Kurna z tego co czytam problemy z nadgarstkiem to hiper poważna sprawa i może wyłączyć ze wspinania na bardzo długo.

PS
Dodam, że ostatnio olałem ćwiczenia zalecane przez Horsta dotyczące nadgarstka - to podnoszenie hantli góra-dół na samym nadgarstku. To ponoć super ważne ćwiczenie. Wrócę zatem szybciutko do niego jak tylko pierwszy bólowy objaw przejdzie.

wtorek, 17 czerwca 2014

Stopy Hobbita

W wieku bardziej starszym niż młodszym nie jest tak prosto ze stopami. Człowiek myśli, że wie jaki ma rozmiar nogi ale to nie jest takie oczywiste. Nogi raz są większe a raz mniejsze :). Dzisiaj były większe i cholernie mnie cisnęło w butach wspinaczkowych. Pod koniec wspinania już nie mogłem czubka buta nigdzie postawić bo ból był nie do zniesienia. Co ciekawe ostatnio stwierdziłem już z zadowoleniem, że w końcu buty się dotarły - gówno się dotarły. Nogi jednak czasami puchną i nie tak gładko chcą łazić w butach do wspinania :).

Dzisiaj klęska na rysce VI+. Wszystko wina psychy i nie dokładnego rozpoznania wpinek przed startem - zlekceważyłem drogę. Przystawiłem się w OS. Wszystko szło nieźle do momentu gdy wpiąłem się do ringa nie z mojej drogi - tutaj psycha zagrała rolę bo koniecznie chciałem się od razu i jak najszybciej wpiąć - patrzę jakiś ring to się wpinam :). Okazało się, że prawdziwa wpinka była ciut w prawo i troszkę wyżej. Tak się powpinałem, że w pewnym momencie poza walką z drogą znacząco zacząłem walczyć z liną :). Dolazłem do 2/3 i już się nie dało iść dalej. Zrobiłem sobie potem na wędkę tą drogę w całości, przy okazji zrzucając sporej wielkości kamień - oj na Kuli trzeba uważać, można wyrwać kawał skały. Okruch był całkiem spory, gdzieś tak wielkości strusiego jaja :). Na szczęście kumpel był kilka ładnych metrów z boku a sam kamol nie walnął w nic poza ziemią. Jak widać na Kuli i jej podobnych skałach kask to dobre rozwiązanie - pełno tam rzeczy, które mogą polecieć.

Potem jeszcze przystawki na wędkę do pewnej VI.2 kilka razy, jedno VI z dołem i było dość. Rekordowo dużo metrów w skale - około 170. Wszystko mnie boli a w szczególności nogi - ponownie sprawdza się stara prawda, że skały w realu dają popalić łydkom :).


niedziela, 15 czerwca 2014

Dziad startowy vs dziad aktualny

Hm... Minęło trochę czasu od startu napalenia na wspinanie. Porównanie możliwości z początków ze stanem aktualnym napawa optymizmem. Nie jest to jakieś nie wiadomo co ale jednak sprawność ogólna na skale wzrosła. Mam nadzieję, że teraz gdy wskoczę w trudniejszy okres (czyli atakowanie tras troszeczkę trudniejszych) nie przyniesie gwałtownego zetknięcia się ze ścianą kontuzji. Robię w miarę wg wskazań - około 2 lata wstępnego rozruchu aby szczególnie ścięgna przyzwyczaiły się stopniowo do obciążeń. Aktualne wspinanie w skałach traktuję już jako dokończenie tego rozruchu i raczej nie będę starał się przekraczać granicy około VI.3 w RP. Po prostu jak najwięcej wspinania w skałach.

piątek, 13 czerwca 2014

W deszczu po raz pierwszy

Niestety w trakcie dzisiejszego wypadu deszcz przegnał nas ze skał. Zdążyliśmy po jednej wspince na piątkowej drodze i koniec. A miało nie lać. Co prawda był to mały deszcz ale jednak nieprzyjemnie się zrobiło. Trudno, czekam na pogodę.

czwartek, 12 czerwca 2014

Ciekawe filmy

Na stronie Wild Country w sekcji Crack School można znaleźć bardzo ciekawe filmiki o technice wspinania. LINK. Wspinanie w rysach bardzo fajnie pokazane - technika wspinania a także o asekuracji. Polecam.

A tutaj ekstremalny komin (koszmar hehehe ) LINK.

środa, 11 czerwca 2014

Zabawy wieczorową porą

Dzisiaj maleńki wypadzik do Kobylańskiej. Jedna droga wielowyciągowo (pierwszy raz bez instruktora :)). Potem kilka prostych prowadzeń do VI włącznie. Delikatnie bo po ostatnich VI.1+ i VI.2 coś leciutko mnie boli w prawym ramieniu - coś z tym prawym ramieniem mam jednak nie tak i czasami daje o sobie znać. Ogólnie sielanka w cieniu pod Kulą :).