czwartek, 30 października 2014

Podciągnięcia szczęścia nie dają

Dawno nie było relacji z walki na rurce - nadrabiam zatem.

Relacja z walki na rurce - piramidka podciągnięć (próba do 9 i w dół):
Po 15 minutach rozgrzewki na ręce, ramiona itd przystąpiłem do sprawdzenia nowych, wcześniej nie badanych rejonów podciągania w piramidce podciągnięć. Ostatni rekord to piramidka do ośmiu z dwu minutowymi przerwami. Wystartowałem. Ładnie szło do 7 podciągnięć. Przy ośmiu już troszeczkę czułem wysiłek. Dwie minuty przerwy pomiędzy 8 a 9 bardzo szybko minęły - za szybko. Wystartowałem do dziewięciu - udało się ale dziewiąte podciągnięcie było już dużym wysiłkiem. Znowu przerwa dwie minuty i próba zejścia w dół. Niestety przy schodzeniu z dziewiątki dociągnąłem do sześciu i już ręce się wyłączyły. Jeszcze nie teraz. Biorąc pod uwagę, że ostatni raz piramidkę robiłem nie wiadomo jak dawno czuję szansę na zrobienie jej do dziewięciu. Włączam ją zatem do cotygodniowych zajęć - w końcu w planie tego roku jest jeszcze podciągnięcie się 20 razy pod rząd a piramidki ładnie w tym pomogą.

wtorek, 28 października 2014

Zwiększenie obciążenia treningiem

Przydałoby się od nowego roku dołożyć sobie trochę do treningu. Zastanawiam się nad trzema treningami tygodniowo. Problem w tym, że przy dość znacznie wypełnionym tygodniu różnymi obowiązkami ciężko na ten trzeci dzień treningowy. Pozostaje ewentualność domowych zabaw ale to oczywiście nie to samo i motywacja jest mniejsza.

Jest jeszcze jeden problem, którego chciałbym w następnym roku treningowym uniknąć. Myślę o efekcie, który nam się przytrafił ostatnio. Zaczęliśmy z niezwykłym entuzjazmem trenować od początku stycznia 2014 wg schematu z Horsta 4-3-2. Z super napałem wykonaliśmy pierwsze koło treningowe (9 tygodni solidnego trenowania). Potem zrobiliśmy tydzień przerwy i zabraliśmy się za następny cykl - był już początek marca. I tutaj pojawiło się zmęczenie materiału - psychiczne zmęczenie. Już nie byliśmy tacy sumienni jak wcześniej. I tak jakoś po łebkach w końcu nie dokończyliśmy drugiego koła przed majem gdy zaczął się wspin w skałach. Jestem pewny, że moc była lepsza zaraz po pierwszym cyklu :). Aby tego uniknąć nie ma co przesadzać na początku, lepiej zostawić moc psychiczną do treningu na drugi cykl pierwszy ewentualnie traktując trochę luźniej (najlepiej oczywiście oba super przejść ale łatwo się mówi gorzej się robi).

Po tej wcześniejszej dygresji dochodzę do wniosku, że trzy dni treningowe w tygodniu wprowadzę w drugim cyklu - potem przerwa na chwilkę i jazda w skały :). A pierwszy cykl tak troszkę luźniej aby się głowa nie znużyła za wcześnie.

PS
Oczywiście cykl w nowym roku będzie już inny - koniec z 4-3-2 a dokładniej koniec z tą 4 na początku - jeszcze kombinuję na co ją zamienić ale chyba 2 tygodnie na wytrzymałość ogólną wystarczy.

10 deko zawsze coś

Po wczorajszym treningu na ścianie ważenie królika doświadczalnego wykazało 73,6 kg o poranku. Waga nie mogła się zdecydować i przez moment pokazywała nawet 73,4 kg :) ale ostatecznie wskazała szóstkę po przecinku. Nowy rekord tego roku pobity o 10 deko - niewiele ale zawsze coś. Jednak to bieganie troszeczkę spala dodatkowo. Nareszcie coś drgnęło.

niedziela, 26 października 2014

8 km - waga nie drgnęła

Wczoraj 8 km biegu. Nawet na luzie. Gdy wejdzie się w odpowiedni trans to można tak biec i biec. Jedno co ciekawe to waga dalej stoi na poziomie 74 kg i nie chce iść w dół. Zaprzestanie jedzenia chleba ustabilizowało wagę na tym poziomie (spadła 2 kg w dół) ale dawka biegania, którą sobie narzuciłem na razie widocznie jest za mała. Dodatkowo mam małe podejrzenie, że bieganie jednak osłabia i ogranicza możliwości wspinaczkowe (chyba, że to okres przejściowy zanim organizm się przyzwyczai do nowych warunków). Czuję się taki trochę wypompowany i siły jakby mniej (takiej siły typowo do wspinu :)). Sprawdzę to i jeszcze trochę pobiegam :).

wtorek, 21 października 2014

Są cyfry jest bieganie

Zmusiłem się - pobiegłem. Jednak do dupy biega się w godzinach popołudniowych. Lepiej rano z zaskoczenia przekonać łeb do biegu. Wieczorową porą trudno się wybrać a i samopoczucie podczas biegu gorsze bo bebechy pełne od jedzenia z całego dnia. Jednak udało się. Walczyłem z cyframi z ostatniego biegu i na razie idzie gładko - pobite wszystkie czasy :). Na razie czasy na 1km, 3km, 5km, ilość km w 12 minut i oczywiście średnie tempo na 1 km (wszystko z biegu na szaleńczym dystansie 6km hehe). Następny bieg już na 8 km - zobaczymy jak pójdzie - przy ostatnim napale na bieganie dotarłem do bodajże 9km i się odechciało biegania :). Może z cyframi królikowi doświadczalnemu uda się dobiec gdzieś w rejony 10km.

Zmienność

Byliśmy wczoraj na Koronie - na hali i w boulderowni. Bardzo sympatyczne miejsce. Byłem tam ostatnio ze 20 lat temu gdy istniała sama boulderownia - sporo się zmieniło. Po wspinaniu i lataniu na halowych drogach dokończyliśmy się przystawkami do pewnych interesujących obwodów - słabo szło ale już byliśmy lekko wykończeni prowadzeniami (mam nadzieję, że to dlatego słabo szło hehe). U wszystkich zaiskrzyło i chyba wprowadzimy do naszego programu wizyty w tej jaskini pakerów :). Już dawno nie obudziłem się rano z tak bolącymi rączkami a to jak zwykle wykrzywia gębę w kierunkach uśmiechu :).

PS
LINK - ciekawe czy tam naprawdę dyskryminują słabszych :) hehehe. Mam nadzieję, że dyskryminacja jest rozpisana ze względu na przedziały wiekowe - im starszy jegomość tym rachunek dyskryminacji na jednostkę słabości mniejszy.

poniedziałek, 20 października 2014

Nogi do biegania

Nogi do biegania się nie nadają :). Pobiegłem sobie po większej przerwie w sobotę małe 6km i do dzisiaj zakwasy straszliwe - wstawanie z krzesła ciężko idzie. Odkryłem przy okazji tego biegu ciekawą rzecz - cyfrę a raczej wiele cyfr w bieganiu. To nie to samo co we wspinaczce gdzie jedna cyfra określająca drogę musi wystarczyć. W bieganiu gdy włączymy sobie odpowiedni programik mamy dziesiątki cyfr z którymi możemy się zmagać :). Wcześniej jakoś omijałem dużym łukiem wynalazki mierzące różne parametry biegu. I to był błąd - cyfry jak już kiedyś pisałem mają tendencję do wciągania człowieka w daną dyscyplinę :). Jutro kolejny bieg - mam zamiar pobić wszystkie rekordy zarejestrowane przez GPS i tym samym polepszyć cyfry, które widzę w statystykach :).

piątek, 17 października 2014

Przewieszone zabawy ciąg dalszy

Nasze zabawy w prowadzeniach przewieszonych dróg trwają nadal. Jest troszkę lepiej - wczoraj puściło to co od dwóch wypadów nie chciało puścić - takie niby 6b+. W końcu poczułem zapas pary przy samym końcu drogi i poszło. W okapowych wspinaczkach wspaniale wychodzi każda niedokładność techniczna - od razu się wbija w bułę :).  Przy okapach wyszło też, że wyczucie jaki locik zafundować wspinającemu się koledze nie jest takie proste. Człowiek uczy się na błędach tylko szkoda, że tym razem na kolanie kumpla. Tak mu przyblokowałem locik przy odpadnięciu, że wylądował kolanem na krawędzi okapu - na szczęście nic poważnego się nie stało. Jest to czujna sprawa te wpinki nad okapem i muszę przyznać, że nie czuję do końca i nie potrafię z całą pewnością stwierdzić jak bardzo puścić wspinającego się (mam wrażenie, że jak dam za duży luz to znowu wymierzę tak, że głowa będzie na wysokości krawędzi okapu - są z tym rozterki dość duże).

piątek, 10 października 2014

Wędkowa robota - VI.3

Udało się. Cel był jasny i klarowny - zrobić na wędkę VI.3. Trzy przystawki, pierwsza po rozgrzewce na przystosowanie paluszków do troszkę większych obciążeń, druga z nadzieją na przejście (ale coś pomieszałem rączki w 2/3 drogi) i trzecia już udana i nawet z jakąś dość dużą łatwością. Na tapecie był klasyk Kobylański Szara Płyta - wyślizgane ale fajne. Byłem raz na tej drodze już w maju i bardzo ładnie szło ale mimo wszystko wtedy droga wygrała - teraz czułem się na niej znacznie bardziej komfortowo - czyli niby stare gnaty ruszyły do przodu w rozwoju. Ciekawe czy to wędkowe preludium oznacza, że da się to poprowadzić? Dziad to sprawdzi jeżeli pogoda dopisze.

wtorek, 7 października 2014

Tym razem krótszy rest

W tym roku planuję wziąć mniejszego resta od wspinania niż w zeszłym. Ostatnio miało być miesiąc ale dopadła mnie jeszcze choroba i wyszło ponad pięć tygodni. Przewidując, że w tym roku też poza restem planowanym będzie kilka pomniejszych wymuszonych przeziębieniami itp zamierzam świadomie nie wspinać się przez maksymalnie 3 tygodnie. Oczywiście w grudniu - święta itp są jak mi się wydaję odpowiednim okresem. Potem rzecz jasna od stycznia z nową energią :) ruszam do ataku treningowego :).

Spojrzałem sobie raz jeszcze na gruby plan tego roku i wygląda to tak:


  1. Rzucić fajki - nie udało się wytrzymałem 3 miesiące na początku roku
  2. Osiągnąć w szczycie sezonu wagę 70 kg (może być 70,9 kg byle zobaczyć liczbę 70 na wadze) - jeszcze nie osiągnięte ale jest jeszcze 2 miesiące czasu na odpowiednie odtłuszczenie
  3. Zrobić przynajmniej jedno VI.3 z dołem - prace nad tym tematem jeszcze trwają
  4. Więcej wspinać się w skałkach niż w sezonie poprzednim (dużo prowadzeń nawet jeżeli miałyby to być proste drogi) - zrealizowane
  5. Przekroczyć 20 podciągnięć na drążku (jakoś w tamtym sezonie dobiłem do 14 i dalej już nie poszło) - dawno się nie skupiałem nad podciągnięciami ale zostawiam to sobie na okres gdy już nie będę w skały jeździł (listopad pewnie)
  6. Przykurcz na jednej ręce (dokładnie na lewej bo na prawej już robię od dawna) - zrealizowane
  7. Pozbyć się strzelania w stawach :) - pewnie wizyta u specjalisty - tutaj jakby lepiej ale do zera ze strzelaniem nie udało się zejść :)
  8. Więcej sportów ogólnych typu bieganie, rower, pływanie, squash - nie udało się było co najwyżej tyle samo co w zeszłym roku 
  9. Core - spalić do końca oponę okalającą brzuch i poważnie wzmocnić tułów - zrealizowane = dużo więcej ćwiczeń na brzuchy w tym roku niż w zeszłym
  10. Dalej pisać bloga - jest w dalszym ciągu niezłym czynnikiem motywującym do działania - zrealizowane

Punkty 2,3 i 5 muszę docisnąć i zrobić choćby nie wiem co :). Może się uda. 2 i 5 to tylko samozaparcie i musi puścić - 3 może być czymś obiektywnie nie do myknięcia ale zobaczymy.

niedziela, 5 października 2014

Na zakończenie trochę na własnej

Udało nam się w końcu zebrać do kupy i umówić na ostatni dzień kursowy :). Zrobiliśmy kilka dróg na własnej. Oczywiście na własnej drogi jakoś od razu wydają się trudniejsze mimo, że chwyty jak na drabinie. Ale wszystko ładnie puściło.

PS
Rączki jak to rączki od panicznego przesadnego ściskania skały przy prowadzeniach na własnej bolą bardziej niż powinny :).

czwartek, 2 października 2014

Cieniasy na przewieszonych drogach

Dzisiaj na sztuczniaku to czego nie doświadczaliśmy nazbyt często - przewieszone drogi z dolną. W ramach trenowania tego w czym jest się dupą wołową ruszyliśmy na okapy. I jak się okazuje nie umiemy, nie mamy mocy czy tam powera itd. Na prościutkim 6a gdzie każdy przechwyt jest banalny w swej prostocie nie dotarliśmy do samego szczytu :) - w końcówce brakowało siły. No jest się w czym podciągnąć i zamierzamy pośmigać na okapach jeszcze dłuższy czas. Zobaczymy jaki w tym będzie postęp - powinien być znaczny bo wzięła mnie złość okrutna a złość zawsze można zamienić w trening :). Trzeba będzie nauczyć się tych optymalizacji w postaci prawidłowego kręcenia dupą, flagowania, skręcania kolana, dobrej ustawki do wpinki, prostych rączek jak najczęściej itd.

środa, 1 października 2014

Jeszcze nie teraz :)

Nie udało się z wagą - 74,1 kg o poranku. Może przy kolejnym większym ruchu uda się zejść dalej w dół :).