wtorek, 30 września 2014

Jest szansa!

I z ostatniej chwili - waga wieczorową porą napawa nadzieją, że o poranku zejdę poniżej ostatniego lokalnego rekordu 73,7 kg - zaobserwowałem 74,2 kg - może zdoła wyparować ze mnie przez nockę tak deczko ponad pół kilo :).

Jaja raz jeszcze

Wybraliśmy się pod "Jaja Kobyły" - kumpel też był ciekawy jak to idzie. Jednak tak jak przypuszczałem (ale nie byłem pewny) jest to "next level". Wycena drogi na VI.3+ ponoć nie do końca prawidłowa - tu i ówdzie słychać, że jest to minimalnie VI.4 a może nawet więcej. Takiego linka znalazł mój kolega LINK. Mieliśmy poczucie (przynajmniej ja miałem), że ktoś nas robi w ch.... z tą wyceną :). Niezależnie jednak od wyceny warto było poprzystawiać się i poczuć tą niemoc przejścia okapiku bambuły - bambuła okazała się za trudna - ale kto wie może w przyszłym roku jakoś wydłużę ręce i dosięgnę tam gdzie dzisiaj nie dało rady albo bardziej przyłożę się do treningu stawiania nogi za uchem z jednoczesnym silnym wysięgiem w prawo do pionowej krawądki-odciągu :).

PS
Paluszki a jakże - bolą fajowo. Jak zwykle jakoś tak inaczej niż po syntetyku.


środa, 24 września 2014

73,7 kg

Nie spożywanie chleba robi swoje (już ponad miesiąc). Dalej drobnymi kroczkami waga ładnie idzie w dół. Mam swoją teorię dlaczego odstawienie chleba tak bardzo wpływa na wagę. Po pierwsze gdy je się chleb to bardzo łatwo szwędając się po domu coś wpieprzyć - ot tak przystaje człowiek niedaleko lodówki, otwiera i już robi sobie kanapeczkę na przekąszenie (taki domowy fast food). Po drugie chleb po prostu jest tuczący :). Po trzecie (przynajmniej w moim przypadku) chleb tak jakoś wzdyma bebechy, rozszerza żołądek a duży żołądek szybciej zaczyna odczuwać głód itd - następna kanapeczka , następna kanapeczka ... Nakręca się spirala ciągłych małych dojadań.

Dzisiejsza poranna waga królika doświadczalnego jest tylko o 0,9 kg większa od absolutnego rekordu zeszłego roku (72,8 kg). Teraz się skupiam i dobijam do tego rekordu i mam zamiar go przekroczyć :).

poniedziałek, 15 września 2014

Okropne dłonie

Niestety, wspinanie niszczy dłonie - bardzo niszczy. Moje są okropne. Co prawda mam to gdzieś (a dokładnie w dupie) jakie są z wyglądu - ważne żeby kontuzje się ich nie imały. Podejrzewam, że u płci pięknej element masakrowania rąk jest niejednokrotnie powodem zniechęcającym do wspinaczki.

Taka jakaś jest konstrukcja kobieca, że strasznie zwraca uwagę na dłonie - nie tylko swoje ale także facetów. Faceci natomiast nie za bardzo zwracają uwagę na dłonie. Drążąc temat dalej to ciekawe, że kobiety dbają o swoje dłonie niczym o największy skarb, piłują pazurki, wycinają skórki, pilnikiem wygładzają, smarują kremami itd itd Tak dbają przynajmniej z dwóch powodów - dla własnego dobrego samopoczucia (bo przecież strasznie z natury rzeczy zwracają uwagę na dłonie) ale także na pokaz przed samcami. Samce natomiast mają gdzieś dłonie (tzn nie do końca całkiem gdzieś ale na pewno nie jest to priorytet). Faceci w pierwszej kolejności zwracają uwagę na inne części anatomiczne kobiet (nie będę wypunktowywał tych oczywistości). W takim razie to dziwna sprawa z punktu widzenia interakcji samica-samiec. Jakieś jednak przystosowawcze znaczenie musi mieć dbałość o dłonie tak jawnie występująca u kobiet. Ale jakie? W jaki sposób zwiększa się prawdopodobieństwo reprodukcji dzięki temu, że dłonie są piękne. Bo to, że twarze są piękne, tyłki są piękne, ..... to jakoś takie oczywiste.

Zabrnąłem i nie da się z tego wyjść jakoś sensownie. Może jednak istnieją przypadki poderwania faceta na super boskie dłonie. Na pewno są.

A oto wniosek z tych wypocin:

Skoro kobiety bardzo zwracają uwagę na dłonie a faceci nie to oczywistym jest, że to właśnie faceci powinni bardziej dbać o swoje dłonie, piłować je pilniczkami, wycinać skórki, smarować kremikami itd. To faceci powinni o dłonie dbać aby przymilić się kobietom (one na to na 100% zwrócą uwagę). A zatem dziewczyny - olewajcie niszczenie dłoni w trakcie wspinaczki i wspinajcie się - haratanie dłoni wam nic nie odejmie a uprawianie sportu wam dużo doda. Facetom radzę zarzucić wspinanie - szkoda łap.

niedziela, 14 września 2014

Lewa ręka może :)

Wykonałem dzisiaj z głupa prosty sprawdzian - przyblok na drążku na prawej ręce a potem na lewej.

To działa !!!! Wrzasnąłem.

W końcu ileż można było czekać na tą lewą rękę?! Ciągle nie mogła utrzymać przybloku maksymalnego i po prostu się rozginała gdy odkładałem prawą rękę. Tyle było walki z tym kiedyś aż dałem sobie spokój. Okazało się, że różnymi treningami samo się rozwinęło mięsiwo w lewej łapie :). 

Było to ćwiczenie na tyle ważne dla mnie, że nie omieszkałem zanotować go w głównych planach na ten rok :). Tutaj link z planem na końcu posta : LINK. Czyli małe kolejne zadanie wykonane. 

Hihi a przyblok na jednej łapce to pierwszy krok do zadania ze szmaty.

PS
O kurna w tych planach z początku roku było rzucenie fajek :). Mi się przypomniało ;)

Jaja Kobyły

Zarzuciłem sobie wędeczkę na Jaja Kobyły VI.3+ na skale z grupy Przydrożnych Skał. Oczywiście tak z czystej ciekawości :). I jazda do góry. Za pierwszym razem doznałem załamki - gadałem rzeczy typu "oj jest to zetknięcie się next levelem", "to jest kolejny level, bez szans na przejście w aktualnym stanie ducha i ciała" i tym podobne rzeczy. Droga jednego miejsca - wyjście z okapiku. Za drugim razem już było trochę lepiej i pojawił się w gadaniu lekki optymizm. Całość spoko poza tym wyjściem z okapiku.

To wyjście z tego okapu jest bardzo naukowe. Ciekawe czy wyczaiłem patent ale siły mam za mało czy też nie wyczaiłem patentu a siły starczy? Tak czy siak po drugim przystawieniu się coś zaiskrzyło i widzę, że będzie to kolejny cel RP w przyszłości - tak przecież niewiele brakuje, wstawić nogę wysoko pod brodę, zarzucić dupę na stopę, lekko wstać z tej nogi i dosięgnąć do takiego odciągu/krawądki z prawej strony, wyprostować się i dosięgnąć do takich odpęknięć i koniec drogi.

Uczucia zatem mieszane, najpierw posępne, potem nabierały rumieńców a teraz gdy to piszę już całkiem optymistycznie na to patrzę - bo przecież to tylko ze 2,5 metra wspinki i będzie po krzyku :).

PS
Taka droga jak powyżej opisana jasno pokazuje co trzeba trenować - krótkie maksowe baldy na maksymalnej możliwej do wykonania mocy / sile :). Z różnymi technicznymi wygibasami rzecz jasna :).

piątek, 12 września 2014

Głową w dół

Znowu trochę zabaw w dachowym siłowaniu się. Ręce dawno tego nie doświadczały i bolą dzisiaj jak diabli. Zdarcie starego naskórka i naruszenie starych odcisków dodatkowo komplikuje sytuację. Ale jedno jest piękne - czuć inne rodzaje mięśni :).

PS
Kremiki i pumeks znowu poszły w ruch.

wtorek, 9 września 2014

Obciążenie

Wyczytałem, że aby trenować na podniesienie maksymalnej siły ze względu na angażowanie włókien mięśniowych należy tak się dociążyć aby zrobić maksymalnie dwa podciągnięcia na drążku i trzeciego już nie móc (to w przypadku trenowanie maksymalnej siły przy podciąganiu). Ale ileż tego trzeba pod siebie podwiesić i jak tego dokonać? Jak to zrobić w warunkach domowych? Napakowany plecak który posiadam waży 17 kg ale to za mało. Z takim obciążeniem podciągnę się więcej razy niż dwa :). Zakładając nawet, że uda mi się dopakować plecak do odpowiednio dużej wagi to jak go podczepić pod siebie. Na uprzęży słabo to wychodzi - słabo działa obciążenie uprzęży w dół. Ubranie plecaka na ramiona też nie jest fajne bo przy podciąganiu barki sobie zniszczę. Muszę coś wymyślić bo tego typu treningu jeszcze nie robiłem.

sobota, 6 września 2014

Kilka OS-ów

Dzisiaj na skałach wspinaczka w pełnym słońcu - wypala trochę z człowieka soki. Cztery OS-y i jeden RP. Ostatnia VI.1 niestety nie puściła od strzału - jest dość boulderowa na samym dole w trakcie pierwszej wpinki :). Zrobiłem ją w końcu tak (już po obczajeniu patentu), że wspiąłem się dużo za dużo no ale wpinka była z tego wyższego miejsca komfortowa i puściło.

Dorzucam do kompletu piramidki (drogi z wyceną przewodnika Retingera)

Piramidka 1 (prowadzenia OS,Flash lub RP) - VI+ do VI.2 - realizacja:
VI+ - 8 dróg
1. Alarm Dla Nietoperzy VI+/1 - OS
2. Same łzy VI+ - Flash
3. Filarek Bały VI+ - RP
4. Ścianka Bały VI+ - Flash

5. Droga Hobbitów VI+ - OS
6. Droga Ludzi VI+ - OS
VI.1 - 4 drogi
1. Afera karabinkowa VI.1 - OS
2. Droga Krasnoludów VI.1 - OS
3. Droga Elfów VI.1 - RP
VI.1+ - 2 drogi
1.
VI.2 - 1 droga
1. Trawers Malczyka VI.2 - RP


Potrzebuję jeszcze jednej drogi VI.1, dwóch dróg VI.1+ i dwóch VI+. Wolniutko to idzie :). Oczywiście jeszcze VI.3 jakieś jedno trzeba przed zimą zrobić (ale najpierw jedno opatentowane już VI.2+ w najbliższym czasie).

czwartek, 4 września 2014

74 jak w pysk

Bez chleba idzie dalej w dół :). Na razie jak w pysk strzelił 74.00 kg o poranku. Jeszcze 3.1 kg w dół i będzie dobrze :). Potem będzie można znowu żreć jak świnia.

środa, 3 września 2014

Prędkość

Tak właściwie to jakie prędkości osiąga się w trakcie odpadania od ściany? Jakoś nigdy się nad tym nie pochyliłem. Łatwo to obliczyć z prostego wzoru (pomijając opory o powietrze) v=sqrt(2*g*h) gdzie g to przyspieszenie ziemskie a h to długość lotu. Takie coś wychodzi:

h [m] m/s km/h
1 4,4294469 15,94601
2 6,2641839 22,55106
3 7,6720271 27,6193
4 8,8588938 31,89202
5 9,9045444 35,65636
6 10,849885 39,05959
7 11,719215 42,18917
8 12,528368 45,10212
9 13,288341 47,83803
10 14,007141 50,42571


Widać, że dopiero przy locie na 10 metrów zaczniemy przekraczać prędkość 50 km/h. Dla standardowej długości lotów na naszych skałkach wapiennych (około 4 metry) osiągniemy zaledwie 31 km/h. Wydaje się, że jest to mała prędkość. Ciekawe jest inna rzecz. Usain Bolt gdy biegł na swój rekord świata na 100 metrów osiągnął czas 9.58 sek czyli średnia prędkość, którą osiągnął wyszła 37,57 km/h. Nieźle !. Dopiero lecąc powyżej 5 metrów zbliżymy się do jego średniej prędkości z tego biegu. Z pomiarów, które dokonano przy jego rekordowym biegu wynika jednak inna niesamowita rzecz - w najszybszym momencie biegu biegł z prędkością 44,72 km/h - tak podaje wiki LINK.

W gruncie rzeczy patrząc na loty do 5 metrów wydaje się, że osiągana prędkość jest całkiem znośna :). Niestety tak nie jest - pamiętam jak kiedyś grając w kosza na sali rozpędzony z piłką walnąłem w ścianę z drabinkami - złamałem żebro i ból był taki, że przez następny tydzień nie potrafiłem samodzielnie wstać z łóżka do pozycji pionowej :) - na pewno nie biegłem więcej niż 20 km /h. Co by było gdyby Usain Bolt przywalił w ścianę :) lepiej nie myśleć :). 

poniedziałek, 1 września 2014

Pewnych rzeczy nie przeskoczysz

Czasami kusi człowieka myśl o gwałtownym nabraniu mocy :). Myśli sobie, kurna teraz na ostro się biorę i ładuję, trenuję itd. Taki lokalny czasowy napał. Miałem coś takiego kilkukrotnie w ciągu ostatnich dwóch latek walki z pionem. Niestety nie jest to zawsze bezpieczny sposób na skok do przodu. Pamiętam jak w zeszłym roku zepsułem sobie prawy bark (na szczęście w porę zareagowałem i odstąpiłem od dalszego nadwyrężania tegoż barku). Napaliłem się na duże trenowanie podciągnięć w zaciszu domowym i skończyło się to usterką. Napały i owszem są niezłe i gdy występują trzeba je wykorzystać (człowiek napalony na coś może dużo zdziałać). Należy jednak działać głównie głową. Czasami jednak traci się głowę i jedzie z koksem na maksa. Jak się uda to super, jest zassanie mocy - jednak gdy się nie uda można pocierpieć i się zepsuć :). Właśnie dopadł mnie lekki napał i stąd ten post - ale spokojnie króliku, spokojnie - zepsujesz się i co będzie? Na to potrzeba czasu - tym więcej im więcej latek ściska za kark.