środa, 30 kwietnia 2014

Pomiary na VI.3

Ze znajomymi dzisiaj atak na VI.3 - padło na klasyka Szara Płyta z drogą Szara Płyta :). Nie żeby z dołem - to byłoby nazbyt optymistyczne. Zarzuciliśmy wędkę i jazda start do przystawek. Sprawdzian wypadł nie najgorzej. Przystawiłem się trzy razy. Za trzecim razem poszło nieźle - bloki w głównych trudnościach ale reszta już ok (główne trudności to seria może 5 ruchów). Po opatentowaniu puszcza jak nic - myślę, że przy następnym wypadzie byłaby szansa na wędkowe VI.3. Na tych trudnościach była już fajna walka, palce nie przyzwyczajone do bolących dziur dawały popalić - pojawiła się nawet krew gdy wyskoczyły mi palce z dziury i szarpnąłem paznokciem o wapień :). Czuję bardzo przyjemne ogólne zmęczenie. W ramach wypadu zrobiliśmy jeszcze kilka prostych tras - dwie na szarej i jedną na Kuli.

Plan aby w tym roku zrobić chociaż jedno VI.3 wydaje się realny po tym sprawdzianie. Takie trasy mają w sobie moc, którą dzięki przystawianiu się do nich trzeba zassać :) i zatrzymać u siebie. To jest lepsze niż jakiekolwiek ćwiczenia na sztuczniaku. Wystarczy jedna droga i człowiek wie, że wbija powera - sapiąc, stękając, jęcząc i może czasami przeklinając. Była walka, jest ból organizmu - i o to chodzi.


wtorek, 29 kwietnia 2014

Lekkie rozluźnienie w treningu

Przez ostatnie kilka tygodni nastąpiło u nas dość niebezpieczne rozluźnienie w trenowaniu. Może to i dobrze wziąć na wstrzymanie na chwilkę po zimowym męczeniu organizmu. Gdyby nie żebra, które dalej bolą to rączki mam ładnie wypoczęte, żadnych bóli w stawach czy ścięgnach palców. Dzisiaj postaramy się trochę zmęczyć na sztucznej w kierunku wytrzymałości siłowej. Trzeba jednak poczuć lekkie pocenie przynajmniej dla psychicznego komfortu, że wszystko idzie do przodu :).

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Zasada braku zaufania

Zasada braku zaufania do kierowców na drodze jest znana. To samo powinno się stosować w skałach tyle, że do sprzętu znajdowanego w skale. Filmik z tego linku LINK powinien każdemu uzmysłowić, że nieznane nie koniecznie jest takie jakie być powinno (i to nie koniecznie dlatego, że ktoś źle coś zamontował ale dlatego, że czas robi swoje). Wpinanie się w punkt zjazdowy jak widać lepiej jest zrobić z czegoś długiego (jeden krótki ekspres na pewno nie wystarczy) aby obciążanie szło w dół i aby siły w jak najmniejszym stopniu działały w kierunku wyciągania ringa ze ściany - wtedy nawet gdy natrafimy na taki "odklejony" sprzęcik jest szansa, że nie wyskoczy.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Kurs

W końcu po latach :) zapisałem się ze znajomymi na kurs skałkowy. Dokładnie w tej szkole LINK. Powiem jedno - super. Wielowyciągowe wspinanie, które stało się naszym udziałem to naprawdę oswajanie skały. Robimy kurs z indywidualnymi terminami - wiadomo praca i inne obowiązki nie pozwalają na pełny tydzień codziennego wspinania. Po dzisiejszym dniu naprawdę otworzyły mi się oczy na pewne sprawy (oczywiście fundamentalne ale jednak trudniej tego za pomocą samouctwa się nauczyć). Cała zabawa ze sprzętem pod okiem fachowca sprawia, że człowiek wie co robi. Polecam, to naprawdę robi duży krok milowy do przodu. Celem jest wspinanie na większych ścianach, ale do tego potrzebny jest jako pierwszy krok kurs skałkowy. A zatem robimy ten pierwszy krok - i sobie chwalimy :).

piątek, 25 kwietnia 2014

Luzackie podejście

Kiedyś namierzyłem artykulik na temat treningu Adama Ondry, tym razem znalazłem coś na temat trenowania przez Chrisa Sharmę LINK. W obu przypadkach podejście jest dość luźne :). I ten i ten po prostu wspinają się jak najwięcej. Jeżeli to prawda to nie wykorzystują jakichś specjalistycznych programów treningowych - po prostu się wspinają i pokonują granice swoich możliwości.

Podejście do wspinania Sharmy: (cyt.)

I’ve never actually trained. I’ve always just been a climber. Some people like to work in the climbing gym or follow a program and then they’ll go out and try to achieve their goals on rock. I’ve always just gone straight out onto the rock and tried these projects over and over again.

Niezłe podejście - podoba mi się. Można je także zastosować do sztucznej ściany. Przybywać i robić po prostu drogi za drogą (lub boulder za boulderem) dochodząc do coraz trudniejszych przejść. Coś w tym jest. Wydaje mi się, że dobrym rozwiązaniem będzie jednak mniej ortodoksyjne podejście - mieszane trenowanie - trochę roboty programowej a trochę wspinania w sensie robienia projektów i przekraczania granicy trudności. Tak zresztą robiliśmy w tym roku zimą i wydaje mi się, że ładnie to szło. Co do kontuzji podejście atakowania coraz trudniejszych dróg mogłoby być niebezpieczne - można szybko natrafić na coś takiego co nas popsuje (nie zawsze człowiek w porę zrobi wycof z danej drogi i stwierdzi, że jest za trudna). Pozostaję jednak przy mieszanym podejściu.


czwartek, 24 kwietnia 2014

Starsi mają gorzej czyli lepiej

Czytając o wspinaczce i treningu dla ludzi w średnim wieku (czyli w okolicach 4 dych) nie natrafimy na optymistyczne informacje :). Wszystko siada po przekroczeniu granicy około 35 latek. Pewne rzeczy można nadrobić bardziej intensywnym treningiem ale pewnych maksów już nie osiągniemy nigdy. Wesołe jest to, że nie ma to żadnego znaczenia jeżeli chodzi o walkę z samym sobą (co moim zdaniem jest elementem najważniejszym w tej aktywności). Walka w pokonywaniu trudności jest po prostu przesunięta o kilka stopni w dół w stosunku do walki, którą wykonywalibyśmy mając powiedzmy 20 latek mniej. Wychodzi na dokładnie to samo i to jest piękne. Co prawda od czasu do czasu ukłuje nas w oczy widok młodych tytanów, którzy na skale obok nas jakby nigdy nic załoją drogę, na której my zdychaliśmy z wysiłku lub do której nawet nie myślimy się przystawiać. He he ale będą i sytuacje odwrotne gdy jacyś młodzi mistrzowie będą zdychać na drodze, którą my trzaśniemy na luzaku z naszymi brzuchami, siwymi włosami i innymi przypadłościami wieku średniego i późniejszego :). Czyli jest dobrze - równowaga w przyrodzie wydaje się być zachowana. Biorąc jednak dodatkowo pod uwagę, że starsi mają gorzej (a mają) o żadnej równowadze mowy być nie może - paradoksalnie mamy lepiej - aby doznać walki na maksa z drogą nie potrzeba wspinać się po szybie i to w dachu.

środa, 23 kwietnia 2014

Powrót po 2 tygodniach

Dwa tygodnie przerwy od wspinania - tak kończy się impreza firmowa :). Nie jest źle, odczuwalny spadek mocy jest ale na tyle mały, że nowe 3 tygodnie na wytrzymałość siłową zaczynam z lepszymi osiągami na trasach testowych niż ostatnie koło. Plan na docelowe powtórzenia testowych dróg jest przesunięty w górę w stosunku do ostatnich osiągnięć. Żebra po paintballu dalej bolą ale da się wspinać - nie da się natomiast robić podciągnięć na drągu ani wejść po walcach - przy takim maksymalnym zwisie ból żeber nie wygląda na zdrowy.

Spodziewałem się większego spadku wytrzymałości siłowej ale tym razem (chyba po raz pierwszy) miło się zaskoczyłem. Jednak trening zostaje w człowieku. Gdyby jeszcze trochę balastu zrzucić z siebie to byłoby już cudownie.


W najbliższym czasie, dokładnie po 3 tygodniach na rzeczoną wyżej wytrzymałość zamierzam przystawić się do czegoś trudniejszego w RP. Mierzę w okolicach VI.3. Idea jest taka aby już teraz na początku sezonu sprawdzić jak to idzie i gdzie się znajduję. Jeżeli trasa pokona mnie ewidentnie da mi to kopa dodatkowego do intensyfikacji treningów, jeżeli będzie w zasięgu może nie da mi kopa ale ucieszy i utwierdzi w przekonaniu, że trenowanie od zimy daje jednak jakieś rezultaty.

Królik doświadczalny jedzie dalej.

PS
Jeszcze taki mały niuansik - odezwał się palacz i ostatnio nastąpiła długa faza powrotu - jaram. 92 dni niepalenia poszło w dym. Jednak tylko na chwilę od soboty zbieram się na nowo :). Upadki i wzloty to nieunikniona zabawa nałogowca jak widać.

środa, 16 kwietnia 2014

Żeberka

Nie, nie chodzi o to, że dużo jem (np. żeberek) tylko o to, że zaatakował mnie niespodziewany rest od wspinania z powodu stłuczenia żeber w czasie gry w paintballa. Wyrypałem jak typowa niezdara - zahaczyłem o korzeń. Tak bolą, że wisieć na drążku nie mogę. Wszystko jednak może wyjść na dobre - jak mówi mój kumpel moc przybywa w czasie restu po treningu :). Czekam zatem na przypływ mocy.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Trudności z postami

Zaczynam się wypalać i mam trudności z napisaniem kolejnego, nawet krótkiego posta. To efekty wysycenia (na szczęście nie treningiem :)). Na tyle mało zmian w życiu wspinaczkowym doświadczalnego królika, że ciężko o nowe fakty (nawet najdrobniejsze) dotyczące wspinaczkowego napału. Ostatnio mały przestój we wspinaniu z powodu kilkudniowego wyjazdu. Wyjazd ten miał formę imprezy a zatem nie obyło się bez papierosów (tak, tak nałogowiec to nałogowiec nawet gdy w zwyczajne dni nie pali już od 90 dni). Teraz znowu święta - widać dużo ponadprzeciętnych restów mnie czeka - może to i dobrze przed właściwym okresem wspinaczkowym gdy zrobi się upalnie warto mieć nie nadszarpnięte ręce.

środa, 9 kwietnia 2014

Pomimo wagi

Pomimo, że wczoraj osiągnąłem rekordową wagę o poranku (makabryczne prawie 78 kg) na wypadzie na sztuczniaka całkiem nieźle - dwa razy takie VI.2, inne VI.1 i VI.1+ na luzaku.

PS
Cierpię ale racjonalizuję jedzenie - jak nie da rady to trudno będę niepalącym puszystym wspinaczem :).

wtorek, 8 kwietnia 2014

Gołąbki i inne takie

Tak, pobyt u rodziny zmasakrował moją wagę. Dzisiaj 77,8 kg - absolutny rekord roku :). To już nie są żarty. Chyba muszę wrócić do jarania :). Chodzę permanentnie głodny i co chwila coś dojadam a jeszcze moja druga połowa (złośliwie oczywiście) ostatnimi czasy różne pyszności kupuje albo przygotowuje. I jak tutaj nie jeść? To już około 3,5 kg za dużo. Właśnie trzymam 4 kg ciężarek w ręce - oj jest to spory balast.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Maluśki progresik ale jednak

Wypadzik do doliny Brzoskwinki przyniósł nowe, wiekopomne osiągnięcia - drogę o trudnościach VI+ w stylu Flash. Rekord ten to kolejny drobny kroczek w kierunku celu :).

PS
Za to taka jedna VI.1+ nieludzko mnie zirytowała - jakiś dziwny brzuch na samej górze, na który nie mogłem się wdrapać :). Chwyty niby były ale zarzucić dupska ponad brzuszkowy okap nie szło. Trudno, może kiedyś w innym terminie jak dupa będzie mniej ważyć.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Progresja obciążeń we wszystkim

O tym, że progres robi się za pomocą progresji obciążeń w treningach nie trzeba nikomu przypominać. Gdy myśli się o tej progresji w domu rzecz jasna jest jak słońce. Na treningowych wypadach czasami jednak zapomina się o tym i tłucze się to samo bez przemyślanego wzrostu obciążenia. Oczywiście aby móc stwierdzić, że obciążenie nam rośnie musimy mieć jakieś punkty odniesienia - mierzalne :). Od mierzalnych punktów aż się roi - trudność dróg, ilość dróg, szybkość pokonania dróg, ilość machnięć różnych rzeczy na przyrządach itd itd. Jak zwykle problem tkwi w głowie - trzeba mocno napierać aby ten progres sobie zadawać i nie oszukiwać samego siebie :). Z tym zadawaniem sobie coraz bardziej wymagających rzeczy jest czasami problem. Tak jakoś się nie chce człowiekowi. Może to i dobrze bo zmniejsza się ryzyko kontuzji :) dzięki takiemu przyhamowaniu z progresem od czasu do czasu.

PS
A co ze zwiększaniem obciążeń w trakcie rozgrzewki? Ja sobie zwiększam sukcesywnie ilość ćwiczeń na brzuch (ogólnie na korpus). Ale na przykład ilość pompek już nie będę zwiększał - 25 na rozgrzewkę wystarczy :).

Zawsze coś stanie na przeszkodzie

Dopadło królika doświadczalnego jakieś choróbsko - jakiś wirus czy coś. Osłabienie takie, że przeleżałem cały dzień. Wczoraj byłem jeszcze na ściance i już coś się kluło, w pewnym momencie super szybki spadek mocy przy przystawieniu się w takie VI.2 po prostu jakby ktoś mi wyłączył ręce :). Szlag mnie trafia, szczególnie, że zapowiadają pogodę na jutro i cały weekend.

środa, 2 kwietnia 2014

wtorek, 1 kwietnia 2014

76,5 kg

Punkt startowy od momentu zabierania się na poważnie za zejście po zimie z wagą - 76,5 kg. W zeszłym roku o tej porze lepiej ważyłem - no ale było łatwiej, paliłem i miałem na sobie pewnie mniej mięśnia a mięśnie swoje ważą :). W zeszłym roku o tej porze takie było planowanie LINK. Oj boję się siebie. Miałem 74,4 kg wagi na przykład. Już wtedy planowałem zrobienie jakiejś VI.2 na sztucznej ale się ciągle nie udawało :). Ogólnie jak na to patrzę to nie wiele się zmieniło w tym roku. Mam jednak wrażenie, że mogę trudniejsze rzeczy zrobić w skałach czy na sztucznej więc chyba jest progres. Na przykład 15 podciągnięć zrobiłem a wtedy robiłem tylko 12, dopiero planowałem piramidkę do 7 dzisiaj do 8 robię zawsze kiedy chcę i myślę o piramidzie do 9. Z tą wagą jest dupa ale się zawezmę i zbiję to 3 kilogramowe sadło ponownie :).