wtorek, 30 czerwca 2015

74,8 kg - pocieszająca waga

Coś drgnęło przynajmniej w temacie wagi - 74.8 kg. To pierwsze 74 widziane w tym roku :). Na wspinaczkowe osiągi poczekam już sobie do powrotu z wakacji - tam mam nadzieję naładuję baterie i wrócę ze świeżą głową napaloną odpowiednio na wspinanie i trenowanie :). Teraz już tylko podtrzymanie tego co jest.

środa, 24 czerwca 2015

Dotknięcie dna

Blog ten ma pokazywać zmagania z materią wspinaczkową człowieka 40+ (coraz bardziej plus :)) a zatem marudzenie musi wystąpić i występuje. Jako smerf maruda biegnę donieść, że dzisiaj osiągnąłem już dno dna na wypadzie na sztuczną :). Zmagania na VI+ to jest to - prawda ? Dzisiaj rekordowe przymulenie, zrobiłem dwie drogi (łącznie z jedną VI+ na rozgrzewkę) i zawinąłem się do domu bo nie było sensu. Mega gigantyczna absolutna słabość.

Pocieszę się mimo wszystko, że czasami aby coś osiągnąć trzeba dotknąć dna - dzisiaj naprawdę byłem blisko :).

czwartek, 18 czerwca 2015

Chcesz więcej musisz więcej pocierpieć

Jak to już wielokrotnie niejeden prawił najważniejsza we wspinaniu jest głowa. Gdy docieramy do pewnego punktu rozwoju wspinaczkowego nagle okazuje się, że dalsze trenowanie w taki sam sposób nie wystarcza. Trzeba uderzyć z kopyta i dołożyć trochę dodatkowych obciążeń do treningu. I tutaj głowa zaczyna się wzbraniać - bo więcej bardzo często oznacza także więcej bólu na treningu, po treningu itd. Tylko psycha może to przewalczyć. Ja mam wrażenie jestem właśnie w takim punkcie gdzie powinienem więcej ale mi się nie chce. Nie chce mi się dać z siebie na tyle dużo aby zobaczyć dalszy progres. Przezwyciężenie tego ograniczenia to całkiem spory problem, szczególnie gdy ma się więcej latek na karku i bardziej człowiek odczuwa wzmożony trening - to tu zaboli, to tu dyskomfort. Zasada jest prosta "nie ma, że boli trzeba napierać!" - oczywiście mając na uwadze, że boli nie dlatego, że zbliża się kontuzja tylko dlatego, że zestaw ćwiczeń po prostu wprawia nas w stany agonalne :).

wtorek, 16 czerwca 2015

Kask

Mieć czy nie mieć w dupie faktu założonego kasku na głowie? Oto jest pytanie :). Tak ostatnio temat powrócił i co pewien czas z kumplem zastanawiamy się dlaczego w skałkach nie nosimy kasku w trakcie wspinania. Stanowisko takie z racjonalnego punktu widzenia (tzn z takiego punktu, który ma na uwadze dobro wspinacza) jest nie do logicznej obrony. Nie noszenie kasku ma mimo wszystko kilka plusów:

  • nie trzeba w skałki zabierać dodatkowego sprzętu - więcej miejsca w plecaku
  • w ciepłe dni człowiekowi jest mniej gorąco w czachę
  • wspinacz jest lżejszy o te kilkaset gram
  • nie wygląda się jak amator zaraz po kursie skałkowym :)
  • nie kupując kasku ma się zaoszczędzone trochę pieniędzy
Kilka plusów jest ale wydaje się, że żaden z nich nie przewyższa dobroczynnych właściwości kasku gdy głowa jebnie w skałę lub gdy skała jebnie w głowę :).

Nie noszenie kasku to trochę tak samo jak obijanie dróg w taki sposób aby przez sam fakt obicia droga była trudniejsza, bardziej ryzykowna itd. Ale tą logiką myślenia można dojść do wniosku, że może jeszcze lepiej wspinać się z lekko zepsutą uprzężą - w końcu ryzyko się troszeczkę zwiększy i będzie jeszcze więcej emocji i zabawy w trakcie prowadzenia. Można by także na przykład poza nie noszeniem kasku, wykorzystywaniem zepsutej uprzęży dorzucić jeszcze to tego mocno starą linę, brak magnezji w woreczku na magnezję i dla dodania wszystkiemu wspaniałego smaku retro założenia na stopy korkerów z gumy :). Gdzieś na krańcu tej wyliczanki jest już łażenie całkiem bez asekuracji ale dlaczego na tym poprzestać - może łażenie bez asekuracji z maczanymi palcami w oleju jest jeszcze bardziej seksi? Ta wyliczanka nie ma końca. Można też pójść w skrajnie drugą stronę absurdu i postarać się maksymalizować bezpieczeństwo na każdym kroku. Już wyobrażam sobie różnego typu możliwości od dmuchanych wielkich materacy wykorzystywanych przez straż pożarną, które można by umieścić pod skałą na której się wspinamy po wykorzystywanie kilku rezerwowych lin tak na wszelki wypadek gdyby pierwsza puściła itd. 

Gdzieś znajduje się złoty środek pomiędzy skrajnym bezpieczeństwem a skrajnym niebezpieczeństwem ale nie wiadomo dokładnie gdzie. Pytanie czy ubranie kasku przekracza ten złoty środek czy jeszcze nie? A może właśnie trafia w sam środek? Ciężko stwierdzić :). Możliwe, że ten cudowny punkt środkowy nie istnieje wcale, istnieje po prostu nieskończona liczba różnych rodzajów wspinania. Tak to oczywiste - z całego morza możliwości każdy wybiera dla siebie to co lubi (może istnieją tacy wspinacze co zamiast w magnezji maczają paluchy w oleju :)).

Z drugiej strony coś takiego jak standard istnieje. Nie przypadkiem na kursach wspinaczkowych obowiązkowo ubiera się kaski. Czy taki standard ma szansę przyjąć się nawet w małych skałkach na drogach jednowyciągowych? Kto wie ale trend jest chyba taki sam jak w jeździe na rowerach, czy na nartach - wszędzie wkradają się kaski. Wspinaczkę też to czeka.

PS
Ale dalej nie wiem dlaczego ja osobiście jeszcze nie wspinam się w kasku :). Skłamałem - wiem dlaczego - bo większość ludzi na skałkach też się w kasku nie wspina i jakoś mi tak głupio nagle wyskoczyć w hełmie. Głupie to jest nieprawdaż?


piątek, 12 czerwca 2015

Znowu kobieta mnie bije :)

Wczoraj przeprowadziliśmy mały test w wiszeniu na drążku w seriach. Znowu okazuje się, że ja ćwiczę, walczę, wspinam się od ponad dwóch lat a tu moja lepsza połowa, która nie ćwiczy wspinaczki ani tym bardziej zwisów na drążku robi to samo co ja :). No przecież to jakaś masakra :). Co prawda nie podciągnie się na drążku tak jak ja (przynajmniej w tej dziedzinie jest ze mną całkiem spoko) ale w zwisach po prostu wymiata. To ponownie pokazuje jakie kolosalne znaczenie ma waga zawodnika :).

czwartek, 11 czerwca 2015

Skała LXX

Uwaga krucho :).

Byliśmy w Będkowskiej na skale LXX. Nie polecam - duże kruszyzny. W ciągu kilku chwil zdążyliśmy zrzucić kilka kamyczków. Jeżeli już koniecznie ktoś chce się tam powspinać to nie stawać pod wspinaczami :). Z drugiej strony dla kolekcjonerów kominów jest na czym się powyginać :).

wtorek, 9 czerwca 2015

Ból prawego kolana

Oj dziad, dziad, dziad. Po wczorajszych wspinkach dzisiaj rano obudziłem się z bólem kolana. Wkurza mnie to niemiłosiernie. Wygląda na zapalenie przyczepów, od razu zabrałam się za smarowanie. Nie jest to może jakiś ogromny ból ale mimo wszystko lekko kuleję. Co za pech.

czwartek, 4 czerwca 2015

Dalszy rozruch w skałkach

Ooooo dzisiaj to co lubię - po prostym i z mega przyjemnością :). Sieknęliśmy sporo dróżek od IV do VI.1 i było naprawdę cudnie. Pogoda idealna - trochę słońca, trochę chmur. Do VI+ i VI.1 ubrałem z pewnymi obawami Miury i nawet nie było tak źle - być może dzięki temu, że ostatnio zacząłem dbać o paluchy u stóp. Pomimo, że nie opuszcza mnie w ostatnim czasie permanentna słabość dało się powspinać bez większego cierpienia :).

środa, 3 czerwca 2015

Warzywa i owoce w walce z wagą :)

Od razu efekty - dzisiaj 75,3 kg chociaż wczoraj obżerałem się różnego rodzaju owocami i warzywami przez cały dzień aż miło :) (no wieczorem złamałem się i zjadłem dwa naleśniki z czekoladą). Dzisiaj ponowne starcie z odżywianiem tego typu - ciekawe co powie waga jutro :).

wtorek, 2 czerwca 2015

Brak postępu a nawet regres

Ciąg dalszy braku energii, formy itp. Osiągnąłem punkt, w którym odczuwam brak jakiegokolwiek postępu, czuję niemoc w trenowaniu a nawet przemęczenie wspinaczką. To niepokojące ale cóż takie są fakty. Nic nie idzie ale nie ma prawa iść - nawet odchudzić się nie mogę :). Muszę to przeczekać ale czekam już chyba prawie ze dwa miesiące i nic. Mam nadzieję, że to minie i że tego typu okresy są normalne raz na jakiś czas. Na razie najzwyczajniej nie chce mi się i najchętniej poleżałbym na plaży i wymoczył się w ciepłym morzu. Może to doładuje baterie i wyprowadzi na prostą - oby.


PS
I jeszcze jedna ciekawa rzecz. Sprawdziłem posty z zeszłego roku w tych samych okolicach czasowych a tu czarne na białym jakby to samo co dzieje się dzisiaj - LINK. Z wagą też nie było najlepiej LINK. Coś jest na rzeczy, że maj i czerwiec to nie moje miesiące. Pytanie, które się pojawia w takim razie to jak spowodować aby takiej masakry samopoczucia nie doświadczać w tych miesiącach? Bo coś musi się dać zrobić :).