piątek, 29 maja 2015

środa, 27 maja 2015

Takie tam

Niemożliwe !!! Waga o poranku w końcu drgnęła - 75,7 kg. Dziwne bowiem miałem wrażenie, że wczoraj żarłem jak głupi przez cały dzień. Cóż z wagą się nie dyskutuje - chyba, że jest zepsuta :).

Z innej beczki. Coś jednak jest na rzeczy z dużymi palcami, które w dalszym ciągu bolą gdy ponoszą buty wspinaczkowe. Zabieram się za ten temat na poważnie bo ten dyskomfort w trakcie wspinania odbiera po prostu chęć do postawienia nogi na kolejnym stopniu. Nie kontrolowałem tego ale nagromadzenie zrogowaciałego naskórka okazało się faktem - w pierwszej kolejności pumeks idzie w ruch :). Mam też w zanadrzu kremik mojej drugiej połowy do pielęgnacji stóp - nie zawaham się go wykorzystać :). Posunę się nawet dalej i już jak wzorcowy dziad rozpocznę moczenie nóg w miednicy z odpowiednimi solami. Miednica z zanurzonymi w niej nogami - to wygląda już na poważną geriatrię hehe.


wtorek, 26 maja 2015

Kilka fotek z Paklenicy

Nie często zamieszczam zdjęcia ale stwierdziłem, że raz na jakiś czas wypada :). Tak to mniej więcej królik doświadczalny wspinał się w Paklenicy :). Lata robią swoje i cielsko nastękało się sporo przez ten prawie tydzień zabaw wielowyciągowych :).















poniedziałek, 25 maja 2015

Odpoczynek

Dziad odpoczął po paklenickich wojażach i ma zamiar wrócić do wspinania - do tzw normalnej orki jak to pięknie określił mój kumpel. Podstawowym celem będzie zbicie wagi, z którą w tym roku jest jakiś problem i nie chce schodzić w dół. Okres alergiczny za chwile minie, przesilenie wiosenne też minie i mam nadzieję, że poczuję się znacznie lepiej w sensie takiej ogólnej energii do wszystkiego :).

wtorek, 19 maja 2015

Tydzień w Paklenicy

Dawno nie pisałem nic na blogu - powodem był wypad na wspinaczkę do Paklenicy. Nie to, że tak sami rzuciliśmy się na wspinanie wielowyciągowe - pojechaliśmy z instruktorem na kurs wspinania po większych ścianach. Było wspaniale i pochłonęliśmy (poza sporą ilością Karlovacko :)) wiele wiedzy dotyczącej wspinania na drogach jak na nasze przyzwyczajenia bardzo długich.

Wspinanie po drogach długich pokazało mi jak istotną rzeczą jest psycha, kondycja ogólna i to jak istotna jest wiedza praktyczna dotycząca różnych sytuacji, które mogą się przytrafić w trakcie wspinania. Wspinaliśmy się bardzo dużo na własnej - co prawda drogi były ospitowane w trudniejszych miejscach ale bardzo często gdy trudności spadały do okolic poniżej piątki ilość spitów gwałtownie spadała - w niektórych przypadkach do nawet jednego spita pomiędzy stanowiskami. Osadzanie własnej asekuracji z friendów i kości znacząco spowalnia cały proces wspinania a co za tym idzie nawet banalna piątka wydaje się czymś znacząco trudniejszym. Jednym z motywów bardzo męczącym przy takim wspinaniu był brak wyluzowania organizmu - człowiek spięty świadomością asekuracji na własnej jest na tyle bardziej czujny, że nie potrafi się rozluźnić co powoduje po powiedzmy 4 godzinach wspinania bardzo znaczny wkład w ogólne zmęczenie. Poza fizycznym aspektem zmęczenia stwierdziłem, że nawet większym wkładem w ogólne zmęczenie jest właśnie wielogodzinne trwanie w stanie podwyższonego napięcia związanego z niechęcią do lotu na własnej, do lotu na znacznie większych wysokościach niż w skałkach, do lotu gdy pod nogami mamy bardzo ostry i bardzo kanciasty w swym kształcie wapień :) (te żyletki Paklenickie to naprawdę mocna rzecz hehe). To wszystko powodowało, że czułem się bardzo wyczerpany wielogodzinnymi wspinaczkami. Apogeum tych doświadczeń było wejście z instruktorem na Anicę Kuk gdzie gramoliliśmy się aż 10 godzin :) (pomimo, ze 3 z 11 wyciągów poprowadził nam instruktor). Pod koniec byłem rekordowo wyczerpany (fizycznie i psychicznie). Teraz już wiem dlaczego w wielu miejscach gdzie opisywane są 350 metrowe drogi na Anicę autorzy topo dodają, że są to już drogi poważne pomimo, że stopień trudności to zaledwie 6a.

Kolejną sprawą, która ma niebagatelne znaczenie są buty wspinaczkowe. Wiedziałem o tym i zakupiłem spacjalnie na tą okazję buty znacząco większe niż takie do wspinania po krótkich drogach. Mimo wszystko nie były to papcie i trwanie w takich butach przez połowę dnia sprawiało bardzo duży dyskomfort. Ściągałem te buty na stanowiskach (prawie zawsze) ale z racji, że bardzo powoli robiliśmy kolejne wyciągi i tak czas przebywania w buciorach był niezmiernie długi. Ból stóp znacząco pogarszał możliwości i przyjemność ze wspinania :).

Sprawa przebywania na stanowiskach, szczególnie tych mniej wygodnych to osobny temat. Doświadczenie w znajdowaniu optymalnej pozycji wypoczynkowej to kwestia niebagatelnej wagi. Ściąganie butów to jedna sprawa a samo ustawienie się na stanowisku to sprawa istotna do bólu - do bólu nóg, bólu rąk wybierających linę na przyrządzie itd. Moja ślamazarność w tym temacie odbierała mi kolejną porcję energii i sprawiała, że wychodziłem ze stanowisk pokręcony i obolały (pod koniec tygodnia było już znacząco lepiej ale mimo wszystko daleko było jeszcze do luźnego wypoczynku na stanowisku).

Podobnie sprawa zakładania własnej. Gdy robi się to długo nóżki i ręce tkwiące w napięciu dają popalić :).

Widać tutaj ładnie, że optymalizacja nawet tych kilku wydawałoby się prostych czynników może znacząco podnieść komfort wspinania. To wymaga czasu i owspinania się po takich drogach innej rady nie ma.

Reasumując Paklenica to cudowne miejsce na wspinanie - pogoda idealna (przynajmniej prawdopodobieństwo dobrej pogody jest duże), parkingi bardzo blisko startów do dróg, gigantyczna ilość dróg, bliskość morza - czego chcieć więcej. W tygodniu ilość ludzi jest na bardzo przyzwoitym poziomie - brak tłoku (w weekendy znacznie gorzej ale też bez szalonych tłumów).

Polecam

PS
Uwaga na przewodnik po Paklenicy - zawiera sporo nieścisłości. Należy także zwrócić uwagę na to, że Paklenickie 6a to nie to samo co nasza szóstka - trzeba dodawać tak z pół stopnia w górę :).

I jeszcze jedno - gdy wybieracie się pierwszy raz na takie większe ściany zróbcie porządne przygotowanie kondycyjne :). Przyda się - gwarantuję.