piątek, 28 czerwca 2013

No to jedziem

Jutro wyjazd - poszukam skałek do małego boulderingu :). Na Chorwacji powinno ich być pełno. Co do wczorajszego kąpania butów w roztworze z chlorem wszystko jakby dobrze ale pogoda strasznie wilgotna i nie schną buciory - jak się zatęchną to nie będzie dobrze :). Może tam gdzie jadę dogrzeje je słoneczko - oby.

czwartek, 27 czerwca 2013

Buty wspinaczkowe w chlorze

Buty wylądowały w roztworze domestosa z wodą w stosunku 4 litry wody i około 50 ml domestosa. Najpierw je namoczyłem i wyprałem w wodzie z proszkiem do prania, potem zostawiłem na moczenie na jakieś 45 minut w roztworze, potem płukanie dokładne w wodzie i do suszenia. Pięknie pachną chlorem jakby z basenu wróciły. Buty i woreczek biorę na wakacje, być może trafi się coś do wspięcia.

Jeżeli uda mi się mieć wifi w mojej sielskiej chorwackiej miejscówce to relacje z walki treningowej będą kontynuowane.

środa, 26 czerwca 2013

8 i w dół

Relacja z walki na drążku - piramidka do 8 i w dół:
Dzisiaj na dużym luzie to co kiedyś było niezwykłą walką. W żadnym momencie nie było problemów. Może jednak piramidka do 9 i w dół będzie już niedługo możliwa.

wtorek, 25 czerwca 2013

Ostatnie dni przed wakacjami

Już żyję wakacjami. Możliwe, że jeszcze w czwartek ściana na ostatnie zmasakrowanie a potem już tylko kąpiele w ciepłych wodach południa. Na wakacjach postaram się jednak wyszukać coś na czym mógłbym poćwiczyć wspinaczkowe szaleństwo :).

Co do planu z tego miesiąca może uda mi się zrobić jeszcze ze 2 punkty - ale nie więcej. Wakacyjne rozluźnienie rozwala mnie już od tygodnia :). Regeneracja też jest potrzebna więc nie płaczę za bardzo. W czwartek piorę buty wspinaczkowe w roztworze domestosa z wodą i zabieram je na wakacje wraz z woreczkiem na magnezję i magnezją (bez domestosa w samochodzie mógłby wytworzyć się mikroklimat o niskich walorach oddechowych).

Czwarty dzień restu na ręce (inne ćwiczenia wykonywałem) a dłonie dalej są odczuwalne. Dodatkowo zrzucam kolejną warstwę skóry z odcisków - tak jak myślałem to się musi dotrzeć.

Jak widać życie staruszka zagonionego pracą i obowiązkami rodzinnymi (np. komunia córki itp) nie dało mi możliwości wybrania się na skały. Dalej w linku "Moje drogi" świeci pustką :). Wiem jednak na pewno, że to się w końcu musi zmienić.

niedziela, 23 czerwca 2013

Procedury i rutyna

O procedurach w ogólnie rozumianej wspinaczce każdy wie. Na przykład procedura dotycząca sprawdzania się nawzajem przez osoby rozpoczynające wspinanie. Jedna osoba sprawdza czy druga ma w porządku zawiązany węzeł i czy przechodzi przez odpowiednie miejsca w uprzęży a ta druga osoba z węzłem sprawdza czy asekurujący ma odpowiednio wpięty przyrząd, zakręcony karabinek. Potem pytanko "mogę iść" i odpowiedź "idź" lub co też prawdopodobne aczkolwiek rzadziej spotykane "nie idź".  Ja do tego dorzucam jeszcze procedurę przekładania liny przez uprząż w trakcie wiązania polegającą na tym, że najpierw przekładam koniec liny przez część dolną uprzęży (ta od pasów na nogi) a potem z dołu idąc do góry przez pas biodrowy. Dlaczego taka kolejność? Dlatego, że wkładając od dołu nie zasłaniam sobie liną dolnej części - idzie od elementu dalej od wzroku do elementu bliższego.

Procedury mamy ale gorzej z wpadaniem w rutynę i pewną powierzchownością wykonywanych działań. Gdy już mamy na swoim koncie kilkanaście tysięcy zawiązań i tyleż samo wpięć w przyrząd nie trudno sobie wyobrazić, że wkrada się pewna rutyna w nasze działania. Zakładając, że dalej wykonujemy naszą procedurę dotyczącą danego aspektu wspinania w samej procedurze może pojawić się pewna bylejakość - związana z przekonaniem o banalności danej czynności. Patrząc na węzeł partnera możemy nie zobaczyć, że nie przełożył liny przez oba elementy uprzęży bowiem tak sobie popatrzyliśmy trochę bezmyślnie, patrząc na karabinek u asekurującego możemy nie dostrzec, że jest on nie zakręcony bo nasze oczy tak sobie lekko przeleciały tylko po tym karabinku itd, itd.

Wiadome jest, że na rutynę doskonale wpływają sytuacje stresowe. Opisywałem przypadek mojego kumpla, który zamiast związać się przełożył tylko linę przez uprząż i poszedł do góry. Wszystko na szczęście skończyło się dobrze i nic się nie stało. Po takiej nauczce czujność przy wiązaniu liny wzrosła u niego na pewno tysiąckrotnie. Nie chcielibyśmy jednak pozbawiać się rutyny na takich niebezpiecznych przypadkach. Jak zatem zwalczyć ją w bezpieczny sposób? Zwalczyć się nie da - można co najwyżej permanentnie zwalczać. Skoro sytuacje stresowe tak dobrze działają to pytanie jest takie - jak bezpiecznie zestresować partnera aby stracił swoją rutynę na długie tygodnie a może i miesiące? Najlepiej na hali wspinaczkowej w cieplarnianych warunkach, zaraz przed tym jak stanie związany liną przed ścianką, niby to nagle i z lekkim przejęciem zakrzyknąć do niego "stój", on się na nas popatrzy o co chodzi a my mu wyjedziemy z tekstem "sorry, czekaj bo właśnie miałem źle wpięty przyrząd ale już poprawiam".  Może metoda wydaje się kontrowersyjna, może partner straci do nas trochę zaufania (nie powinien stracić bo przecież mu po chwili powiemy, że to taki mały odczulacz rutyny i tak naprawdę przyrząd cały czas jest ok wpięty), może się na nas obrazi (też nie daje tej opcji za dużej szansy :)). Ogólnie poruszony zostanie w takim przypadku temat rutyny w wykonywaniu pewnych czynności i na pewno w głowie pozostanie pewna zdrowa doza niepewności zmuszająca do czujniejszego sprawdzania nawet elementarnych rzeczy. Ta pewna doza niepewności jeżeli istnieje każe człowiekowi sprawdzić wszystko dokładniej i staranniej.

piątek, 21 czerwca 2013

Nieznośny upał

Upał nie napawa optymizmem przed wspinaniem. Ciekawe jak pójdzie.

Dodatkowo dwa dni temu zrobiłem znaczną liczbę przysiadów i dzisiaj dopiero złapały mnie straszne zakwasy (ciężko po schodach łazić).

Relacja z wypadu na ściankę:
Byłem na ścianie - było tak gorąco, że minutowy trawers powodował jakbym z kąpieli wyszedł. Muszę przyznać, że podoba mi się to. Wyciskanie potów było rekordowe. Po powrocie do domu blisko rekordu wagowego - 74 kg na wadze w dodatku wieczorem. Do rana może być niezły wynik. Waga niska mimo, że na ścianie wychlałem 1,5 litrową mineralną. Wspaniale jest się tak wspinać w saunie.

Z dodatkowych doświadczeń poprzystawiałem się do startów dróg o trudnościach VI.4 do VI.5 i pierwsze 3 przechwyty poszły :). Nie były łatwe ale dało radę. Hehe pewnie trudności są wyżej a na dole do pierwszych wpinek jest w miarę łatwo. Można z dumą powiedzieć (tutaj duży uśmiech typu ;) ), że tak ze 3 metry na trudnych drogach w górę dało radę. Zawsze coś :).

Na kolację wypiłem 0,5 litra koktajlu z truskawek i jogurtu i pas - reszta to tylko woda. Ciekawe ile zobaczę rano na wadze.

czwartek, 20 czerwca 2013

Wspomnienie szybkiego postępu

Przypomniałem sobie ostatnio jak to było z moim progressem w dawnych latach. Pierwszy sezon był typowym sezonem wkręcania się we wspinanie - może maksymalnie dziesięć wyjazdów w skały. Wtedy w korkerach z obciętymi korkami dociągnąłem do zrobienia kilku dróg o trudności VI. I na tym się skończyło. Wakacje się skończyły, możliwości wspinania także. Zimą jednak napalenie pozostało i zakupiłem rurkę. Trochę potrenowałem rurkowych ćwiczeń. Tej samej zimy poznałem gościa (nie pamiętam jak ale od razu na podstawie zgadania się o wspinaczce), który robił już VI.3 a nawet coś więcej. Tak się zgadaliśmy, że po zimie wybierzemy się razem w skały. W pierwsze pogodne dni (chyba to było w maju) umówiliśmy się w Bolechowicach. Faktycznie nowy kumpel od razu złoił Abazego, ja powtórzyłem jakieś tam VI-kowe drogi. Przeszliśmy do Kobylan (kumpel stwierdził, że tam będą fajne drogi odpowiednie dla mnie). W dolinie Kobylańskiej ruszyliśmy od razu na Szarą Płytę i tam kumpel zarzucił wędkę na środek. Przelazł klasyka na Szarej Płycie (czyli drogę Szara Płyta, wtedy wyceniana na VI.2+ z tego co pamiętam, dzisiaj w przewodniku widzę, że jest to VI.3). Kumpel przelazł, zjechał i mówi "no to teraz ty". Popatrzyłem na niego jak na głupiego ale po krótkiej chwili namowy przywiązałem się i zacząłem wspinać. Jak się okazało przeszedłem to z dwoma blokami. I wtedy zaczęło się wspinanie na dobre. Od tego momentu bardzo szybko doszedłem do robienia dróg VI.2+. Zajęło to nie więcej niż miesiąc a już miałem na swoim koncie kilka VI.2+ i dużo więcej VI.1.

Gdyby nie kumpel o lepszych umiejętnościach pewnie jeszcze przez całe wakacje startowałbym na różnego typu drogi VI-owe. Pokazanie, że się da więcej a jeżeli zna się patenty tym bardziej się da, ruszyło z kopyta całą moją zabawę do przodu.

środa, 19 czerwca 2013

Przedramiona chciały coś napisać

To nie ja tylko przedramiona chciały powiedzieć (napisać), że są zmęczone. Zrobiłem sobie (poza standardowym treningiem typu brzuszki, pompeczki, przysiady itp) zwisanie na rurce do wykończenia. Zaczęło się od 120 sekund, przerwa 3 minuty potem już gorzej 40 sekund, przerwa 3 minuty, potem 45 sekund, 3 minuty, 50 sekund, 3 minuty, 54 sekundy, 3 minuty i na koniec 55 sekund. Po około 10 minutach jeszcze ćwiczenie na przykurcze (to ćwiczenie LINK) ale lekko zmodyfikowane - zamiast 5 sekund, pojedynczy przykurcz trwał 7 sekund. To tyle przedramiona chciały zakomunikować.

Zabawne

Tak luknąłem sobie na posta z przeszłości LINK. Dziad nie dość, że jest dziadem to jeszcze jest naiwnym dziadem :). Najbardziej rozbawił mnie mój optymizm w postępach w podciąganiu na drążku. No nieźle - do dzisiaj nie doszedłem do 15 podciągnięć w ciągu (aktualnie 14) a tam przypuszczenie, że po 2 miesiącach do tego dojdę (nie mówiąc już o pierwszym przypuszczeniu o szybkości postępów). Co do mojego innego optymizmu pod tytułem 2 razy w tygodniu piramidki też nieźle dałem czadu - jest to na razie niemożliwe bo nic innego na ściankach nie mógłbym robić :). No nic, dziad naiwny jest i tyle - ale coraz mniej jak sądzę. Mam tylko nadzieję, że nie jest naiwnością cel główny czyli przejście Chińskiego Maharadży za jakiś czas :).

Dieta - pierwsze starcie

Jem cukier (ratyfikowany). On nic nie daje organizmowi (poza czystym odczuwaniem przypływu mocy) - to wiem. Mam jednak taki problem, że gdy po pracy jadę na ścianę to jest już ładnych parę godzin po obiedzie i na starcie wspinania odczuwam już dość znaczny głód. I co robię? Kupuję batona i jest od razu lepiej. Dyskomfort wspinania na głodzie mija. To musi być dość popularny rytuał bowiem w sklepikach w recepcji hal wspinaczkowych sprzedawane są właśnie tego typu zabójcze batony :). Są proste w użyciu i działają ale trzeba je przecież czymś zastąpić. Może na początek spróbuję tak jak Adam Małysz - bułka i banan :). Banan jest lepszy od batona w czekoladzie ale czy bułka też jest lepsza? Spróbujemy zobaczymy.

wtorek, 18 czerwca 2013

Baldy na sztucznej :)

Dzisiaj trochę boulderów porobiliśmy na sztucznej - ze wskazaniem na krawądkowe chwyty. Była rzeź bowiem temperatura wyciskała z nas ostatnie poty. Druga połowa naszych działań zeszła na standardowe krążenie w koło na przewieszonej ściance po dobrych chwytach - takie na wytrzymałość przedramion i dłoni. Kumpel wrzucił temat z przystawką gdzie na kancie ściany wstajemy na jednej nodze z dużego stopnia a ręce nie mogą chwytać się niczego tylko po ścianie na tarcie. Okazało się, że nogi dziada pradziada (czyli dla przypomnienia - moje nogi) są dość słabe. Należało wstać z jednej nogi i unieść całego siebie do góry. Nie dałem rady - kumpel wykonał ćwiczenie. Te przysiady to jednak nie głupie jest ćwiczonko.

Działania w przewieszeniu dość znacznym i dobrych chwytach ostro zdzierają skórę z końcówek palców oraz pogłębiają moje odciski w okolicach stawów. Zaobserwowałem jednak, że było dzisiaj trochę lepiej niż ostatnio.


Temperatura bardzo wysoka jest fajna - wywiała ludzi i dzisiaj hala gościła bardzo rozsądną liczbę wspinaczy :).

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Absolutne zero treningu

Tak, stało się. Dzisiaj nastał dzień absolutnego odpoczynku od trenowania czegokolwiek. Jest wieczorowa pora ale ręce dalej są odczuwalne. Ładowanie na ścianie odbędzie się jutro, a zaraz po wspinaczce przedramiona zostaną wycieńczone serią zwisów na drążku - do wyczerpania. Przy okazji może uda się osiągnąć kolejny drobny kroczek czyli rekord w zwisaniu na drążku. Aktualnie zagłębiam się w eksplorację internetu na tematy związane z przedramionami - na razie nic ciekawego nie znalazłem, same znane mi ćwiczenia a od gloryfikacji zwisania na rurce, aż się roi. Będzie zatem zwisanie, nic nie poradzę.

niedziela, 16 czerwca 2013

Tydzień spod znaku przedramion

Nadchodzący tydzień poświęcam na przedramiona. Przerwa w podciągnięciach - niech się to wszystko zregeneruje (tyle podciągnięć ile na ścianie będzie konieczne). Zwisanie i jeszcze raz zwisanie nadciąga.

Przy okazji przeczytałem sobie kilka wywiadów z Adamem Ondrą i jest z niego niezły luzaczek. Opisując trening stwierdza, że trenuje tylko poprzez wspinanie - w okresie zimowym 5 dni w tygodniu na sztucznej (plastiku jak to określa), w okresie letnim skała 3 razy w tygodniu. Nie znalazłem nigdzie aby stwierdzał, że trenuje jakieś numery na drążku czy też innym sprzęcie. Na klatę chyba wcale nie trenuje ale to tylko moje przypuszczenie :). Zwraca uwagę na dietę. Witaminki i minerały, zero cukru (słodycze) a przy wspinaniu na maksa zjada makarony na różne sposoby :). Nie do końca chce mi się wierzyć, że nie robi innych ćwiczeń na powera poza samą wspinaczką ale jeżeli tak jest to bardzo ciekawe - szczególnie ciekawa jest nierównomierność rozwoju mięśniowego przez samą wspinaczkę (chyba, że dobierając odpowiednie rodzaje wspinania da się zrównoważyć ten rozwój). Wczoraj w poście wspominałem, że bardzo ciekawe jest jak ono to robi, że tyle lat się wspina a zachował bardzo szczupłą sylwetkę - nigdzie go nie spakowało ponad miarę. Ciekawe w tym względzie czy jest to przemyślane czy też przez geny i przypadek. Wydaje się, że taka sylwetka jest dość optymalna do wspinania - chłop przekracza bariery krok po kroku. Ciekawe gdzie dopadnie go granica możliwości - widać, że dąży do numerku 10 w skali francuskiej :).

Relacja z walki na drążku :)

Relacja z walki na drążku:

14 podciągnięć w ciągu zrobione. Nareszcie. Nie było łatwo szczególnie, że w ciągu dnia zrobiłem sobie 32 podciągnięcia tak sumarycznie zliczając z różnych chwil. 15 będzie trudno - idzie coraz wolniej każdy kolejny numerek. 

sobota, 15 czerwca 2013

Ondra inaczej wygląda

Patrząc na masterów skały, których od czasu do czasu obserwuję na halach wspinaczkowych nie zdarzyło się jeszcze abym zobaczył gości o podobnej budowie jak Adam Ondra. Raczej goście są mocno rozbudowani a nie chudzi jak patyk :). Pomijając oczywiście predyspozycje genetyczne to ciekawe jakie różnice w treningu  i diecie na to wpływają. Przyznam, że mi osobiście absolutnie nie zależy na powiększaniu mięśni - zależy mi na ich zagęszczaniu, wzmocnieniu itd. Jasne, że pewnego powiększenia nie da się uniknąć przy treningu ale da się to zminimalizować. To, że się da to tak łatwo powiedzieć ale jak to wykonać. Po pierwsze należy poczytać na stronach dla kulturystów co oni tam jedzą na przyrost mięśni i nie jeść tego :). Po drugie wykonać podobną robotę i doczytać na stronach dla pakerów co trzeba ćwiczyć aby zmaksymalizować przyrost mięśni i nie robić tego. Te dwie proste strategie powinny wstępnie dać całkiem dobre rezultaty :).

piątek, 14 czerwca 2013

Brak obiadu przed wspinaniem

Dzisiaj sztuczna. Trochę prowadzeń, trochę wędkowań. Na początku wspinania straszne osłabienie - albo dlatego, że w tym tygodniu ostro dałem na łapy albo dlatego, że nie zjadłem obiadu w pracy :). W każdym razie po zjedzeniu 2 ciastek i wypiciu izotonika powoli, powoli moc jakby wróciła. Nie była to jednak jakaś szalona moc. Przystawienie się do takiego VI.1 w pierwszej próbie z trzema przyblokami (2 tygodnie wcześniej na tej samej trasie gdy szedłem ją pierwszy raz miałem tylko 1 odpadnięcie). Potem podszedłem do niej drugi raz i już było lepiej, dotarłem do samej góry (to na razie rekordowo) ale ostatni przechwyt mnie nie oszczędził i nie dałem rady. Potem jeszcze na koniec raz się przystawiłem ale znowu jeden blok. Trasa ta jest ewidentnie bardziej dająca po łapkach niż takie inne VI.1, które robię już raczej z automatu i bez większego zmęczenia. Gdybym ja miał oceniać to tej trasie, którą dzisiaj łoiłem dałbym VI.1+ (tak akurat to osobiście odczuwam).

Wypad fajny, czuję ładne promieniowanie w rączkach. Kilka razy z dołem na odrobinę trudniejszych trasach niż dotychczas. Można uznać ten tydzień za ostro przepracowany (jak na moje możliwości). To jednak nie koniec tego tygodnia - jest jeszcze jutrzejsze bieganie i w niedzielę piramidka do 8. Tą piramidką zamknę tydzień podciągania i przykurczów. Następny tydzień robię na przedramiona - zwisanie, trening palców itd - zero podciągania.

Sprawdzenie ćwiczenia na podciąganie opisanego wczoraj LINK

Zrobiłem 6 minut czyli 30 podciągnięć. Ćwiczenie tak jak przypuszczałem jest fantastyczne - wspaniale wykańcza. Dzisiaj tylko 6 minut ale następnym razem kto wie, myślę, że dam radę 8 minut pociągnąć. W opisie ćwiczenia prawią, że zrobienie 20 minut (czyli 100 podciągnięć) oznacza już wysoki stopień zaawansowania. Naprawdę godny polecenia wykańczacz.


czwartek, 13 czerwca 2013

Nowe ćwiczenie z drążkiem

Fajne ćwiczenie znalazłem w necie LINK. (chodzi mi o ćwiczenie 4). Wygląda na sympatyczne i podobnie działające jak robienie piramidek w podciągnięciach - jest na wykończenie zawodnika. Sprawdzę jutro po ściance.

Co do drążka to wyczytałem, że trenujący wspinanie zbyt dużo uwagi poświęcają na podciągnięcia. Coś w tym jest bo faktycznie u mnie ten efekt występuje. Wiem, że istotniejsze jest trenowanie siły palców i przedramion ale mimo to statystycznie częściej katuję się podciągnięciami. Trudno, nie będę walczył z naturą.

Jak wygląda tydzień chaosu

Tydzień zmagań treningowych wygląda aktualnie mniej więcej tak:

  • 2 razy ściana po około 2.5 godziny - raz bouldering raz wspinanie po trasach
  • codzienne brzuszki 4 ćwiczenia po 3 serie po około 20 powtórzeń (różne rodzaje ćwiczeń kiedyś Weider teraz nowe dla urozmaicenia wprowadziłem)
  • pompki - jeden dzień gdzie robię więcej pompek plus pompki, które wykonuję na ścianie przed wspinaniem w ramach rozgrzewki ale to symboliczne kilkanaście pompek
  • rozciąganie - na ścianie w ramach rozgrzewki + raz w tygodniu w domowym zaciszu
  • podciąganie na drążku - albo bicie rekordu w piramidkach, podciąganiu ciągiem lub różne podciągania, przykurcze, zwisy itp (jeden dzień na to przeznaczam w tygodniu)
  • ściskanie gumowego ściskacza w samochodzie na czerwonym świetle :) (trochę tego wychodzi tygodniowo)
  • bieganie (ostatnio większa przerwa ale pogoda była dość zniechęcająca przez prawie 2 tygodnie)
  • dość losowo przysiady, skakanie i inne drobniejsze rzeczy na nogi

Jak widać chaos w pełnej krasie ale mimo wszystko coś idzie do przodu. Najlepiej byłoby zamienić prawie wszystko na wypady na ścianę bo to najwięcej daje ale ograniczenia czasowe nie pozwalają na taki luksus. Z takich bardziej siłowych rzeczy na drążku nie za bardzo mam się jak zmieścić aby jednak przed wybraniem się na ściankę mieć nie zamęczone ręce - chodząc we wtorek i w piątek najbardziej pasuje mi niedziela ale czasami (tak jak dzisiaj na przykład) robię je w środę od razu po wtorku aby czwartek przeznaczyć na odpoczynek przed ścianą. Wszystkie ćwiczenia domowe robię wieczorem i zastanawiam się właśnie czy nie wprowadzić czegoś drobnego rano przed wyjściem do pracy jako element daily routine. Tylko nie mam pomysłu jeszcze co by to mogło być. Pewnie coś przy okazji na pobudkę i rozkręcenie organizmu na cały dzień - jednak fajnie byłoby aby miało to przełożenie bezpośrednie na wspinaczkę.

Dawno nie miałem jakiegoś większego odpoczynku (tak ze 4 dni na przykład) aby zobaczyć czy power nadciągnie. Nie robię go już jednak bo za niedługo wyjazd wakacyjny i pewnie tam dopiero dam odpocząć rączkom.




środa, 12 czerwca 2013

14 nie odpuszcza

Relacja z walki na drążku:
Kolejna próba do 14 podciągnięć w ciągu. Nie puściło. Zabrakło jakieś 5 cm aby broda przy ostatnim czternastym podciągnięciu osiągnęła rurkę. Wiem, że da się ale nie na drugi dzień po ścianie i masakrowaniu rączek. Następna próba po co najmniej jednym dniu restowym. Skoro dzisiaj już szarpię ręce dalej to dopakuję się ćwiczeniami przybloków czyli ćwiczenie LINK.


wtorek, 11 czerwca 2013

Bułowanie

Dzisiaj sztuczna i kolejna porcja wybudzania mięśni rąk z letargu. Na koniec jeszcze seria podciągnięć - było niezłe zmęczenie bo pięć podciągnięć z dużym wysiłkiem trzeba było robić. W przerwach pomiędzy wspinaniem delikatne brzuszki - trzeba jednak wykorzystywać czas pobytu na sztucznej bardziej efektywnie. Ogólnie fajne poty i zmęczenie.

Odciski na dłoniach już nie dawały się tak we znaki jak ostatnio. Piłowanie pilnikiem do paznokci i kremik kradziony od mojej lepszej połowy daje dobre rezultaty. Kremik taki zwyczajny Garnier z alatoiną  i gliceryną do rąk zniszczonych - na razie jakby działa więc nie kombinuję.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Codzienne brzuszki

Spalanie brzucha nigdy się nie uda bez codziennych działań na brzuch. Od pewnego czasu robię codziennie brzuchy z linku, który kiedyś wkleiłem w posta ("Zamień bojler na kaloryfer" na youtubie LINK) plus na mięśnie pleców ćwiczenia podnoszenia z pozycji leżącej na brzuchu do góry. Choćby nie wiem co się działo to te podstawowe ćwiczenia muszę wykonać każdego dnia. Każde ćwiczenie wykonuję w 3 seriach po 20 z minutową przerwą. Jak mi się znudzą te ćwiczenia przeniosę się na inne (myślę o rotacji tygodniowej). Ewidentnie na brzuchu jest jeszcze wiele do zrobienia (jakieś 2 kg tam siedzi niepotrzebnego dziadostwa).


Z innej beczki.

Szperając w internecie na temat kontuzji natrafiłem na dość przerażający artykulik-wywiad. Oto link LINK . Ekstremalna wspinaczka katuje ręce - to pewne. Czytając tego typu rzeczy widać jak wiele trzeba poświęcenia aby dojść do topowych efektów. Pasja nie może w takim przypadku oglądać się na dłonie - może jedynie na ile to  możliwe oglądać się na minimalizowanie niekorzystnych efektów.

Muszę przyznać, że moje stawy też nie są za fajne (cień dłoni z banera na górze bloga wyjaśnia wszystko). Stawy są znacząco powiększone a wspinałem się na ostro tylko około 4 lata. Zaczynam dość dużo myśleć o kontuzjach - pierwszy kontakt z mniejszymi chwytami przeżyłem ostatnio na sztucznej. Nie były to jakieś ultra małe chwyty ale najmniejsze ze spotkanych w ostatnim czasie. Co to będzie, co to będzie :). I jak tutaj tego nie spieprzyć? Dbanie o brak kontuzji jest wymagającym zajęciem, błąd typu zjazd nóg / nogi ze stopnia (jak w artykuliku z Olą Taistrą) to tylko chwila.

niedziela, 9 czerwca 2013

Skończona liczba możliwych postów

Ostatnio zagadnęła mnie koleżanka z pytaniem "co tu jeszcze można o wspinaniu napisać?". Ponoć rozbawiłem / zaskoczyłem ją postem o śmierdzących butach :). Jak widać z różnymi problemami musi radzić sobie wspinająca się osoba. Co do pytania, faktycznie jest zasadne. Bo ileż może być jeszcze nietkniętych możliwości :). Na razie jak sądzę bardzo dużo - chociażby progres w podciągnięciach na drążku, czy też w numerku maxa, który się pokonało na drogach wspinaczkowych :). Co prawda np progres w podciągnięciach należy uznać za jedną sztukę w zbiorze możliwości ale z drugiej strony daje to sposobność kontynuowania bloga jako pewnej relacji z progresu - dokładnie wielu progresów na różnych frontach (zgodnie zresztą z jego zasadniczą ideą).

Pytanie jednak dotyczyło rozmaitości tematów możliwych a obejmujących tematykę wspinaczkową. Trudno powiedzieć ile tego jest. Przykładowo temat na możliwego aczkolwiek nie istniejącego posta mógłby brzmieć tak - "Noszenie siatek z zakupami w lewej ręce". Post taki mógłby dotyczyć sytuacji, w której osoba mająca słabszą lewą rękę stara się dogonić prawą. Post taki ewidentnie wpisywałby się w tematykę wspinaczkowego pakowania. Nie musiałyby to być oczywiście od razu zakupy sprzętu alpinistycznego żeby nadać postowi charakteru jeszcze bardziej wspinaczkowego - mogłyby to być zwykłe zakupy. W poście tego typu nie powinno oczywiście zabraknąć dodatkowej informacji, że osobnik robiący te zakupy bardzo chętnie do siatek ładuje wiele 1,5 litrowych wód mineralnych oraz innych ciężkich produktów. Końcówka posta mogłaby zawierać wspomnienie o tym jak to kiedyś gdy było się jeszcze bardziej zarażonym wspinaniem w każdej przypadkiem napotkanej nierówności na ścianach budynków czy innych tworów znajdowało się potencjalny obiekt do sprawdzenia "czy uda się pociągnąć z tego czegoś". I tak dalej.

Jako, że główną ideą tego bloga jest rejestracja progresu we wspinaniu gościa po 40-ce (czyli powiedzmy sobie szczerze, nie pierwszej młodości :)) oczywistą rzeczą jest, że posty będą niejednokrotnie monotonne, już niejako z definicji (gdyby gościu był młodszy to w tym progresie byłoby więcej dynamiki, miałby więcej czasu na wspinanie, zdarzeń wspinaczkowych byłoby więcej itp). Kolejne relacje z drobnych kroczków w różnych dziedzinach muszą mieć charakter powtarzalny. Myślę jednak, że w tej systematyczności jest metoda - kreująca motywację.

sobota, 8 czerwca 2013

73,4 kg - a jednak się da

Tak płakałem ostatnimi czasy, że nie da się już schodzić z wagą w dół a tu proszę - 73,4 kg. Nowy rekord na wadze o poranku :). Dało się jednak - pocenie na ścianie daje najlepsze rezultaty.

piątek, 7 czerwca 2013

Łuczek

O chwytaniu się krawądek w stylu "łuczek" opinia jest jednoznaczna - łatwo o kontuzje. Ale czy jest inne wyjście? Chwytanie się końcami palców jest możliwe, nie daje jednak takiego podparcia jak właśnie łuczek.

Dzisiaj na sztucznej zetknąłem się z drogą, która składała się w dość dużej części właśnie z chwytów na łuczek. Poczułem duże braki w tym chwycie. Droga była bez wyceny ale na pewno była dla mnie ociupinkę trudniejsza niż wszystkie VI.1 jaki udało mi się przebyć. Dwa przybloki w miejscach krawądkowych. Trzeba będzie i łuczek potrenować (oczywiście najpierw napakuję się informacjami na ten temat). Będę to oczywiście robił ostrożnie i delikatnie aby nie zepsuć królika doświadczalnego.

Co do koncentracji na działaniach nóg to znowu nie udało mi się tego uczynić. Ogólna super atmosfera wspinania z kumplami jest jednocześnie niezłym przyczynkiem do dekoncentracji :). Może kilka razy na prostszych drogach skupiłem się na ciągnięciu z nóg ale to wszystko za mało.

Wyjście na halę z kategorii poczucia rosnącego powera (mimo ostatnich barier w podciąganiu i spadku wagi). Dodatkowo okazuje się, że bardzo dobrze jest się wspinać w 3 osoby - czekając na swoją kolejkę wychodzi idealny czas na odpoczynek dla rąk.

Jedziemy dalej - już we trójkę :) - kolega z ukrytym powerem w rękach raczej nieodwracalnie zaraził się wspinaniem.

czwartek, 6 czerwca 2013

Druga próba do 14

Wczoraj przystawiłem się do rurki i chciałem zrobić 14 podciągnięć. Nie dałem rady, znowu 13 podciągnięć. Same granice jakieś mnie napotykają ostatnio - waga oraz przekroczenie magicznej 13-tki w podciągnięciach w ciągu.

Małym wytłumaczeniem jest to, że przed podciągnięciami robiłem takie ćwiczenia na brzuch, które angażowały także ręce. Trudno, widocznie muszę poczekać jeszcze trochę na odpowiedni moment aby przystawić się do tych 14 podciągnięć.

środa, 5 czerwca 2013

Koncentracja - ale na czym?

Tematów, które dotykają wspinających się osób jest wiele.Wystarczy wymienić kilka (w losowej kolejności): dawanie ze szmaty, stalowe przykurcze, niezniszczalne ścięgna, kontuzje i jak sobie z nimi radzić, waga, techniki wspinaczki, sprzęt i posługiwanie się nim, wzmacnianie psychy, dawanie z fakera, leczenie kontuzji, rozgrzewka, siła maksymalna, praca nóg, wytrzymałość, dieta, siła palców itd itd. Jest jednak wśród tych tematów jeden, który moim zdaniem bardzo rzadko zaprząta głowę wspinaczy a jest bardzo istotny. Myślę tutaj o ćwiczeniach na podnoszenie się z nóg - ogólnie podnoszenie masy ciała ze zgiętych w kolanach nóg do pozycji wyprostowanej w różnych konfiguracjach stopień-stopa-noga. Może się mylę - moje przypuszczenie wynika z obserwacji materiałów zamieszczonych w internecie oraz z obserwacji samego siebie - ale coś mi mówi, że jest to sprawa powszechnie traktowana po macoszemu. Owszem, często można natrafić na teksty mówiące, że we wspinaniu podstawą są nogi ale bardzo mało jest na ten temat artykułów w porównaniu z innymi aspektami wspinaczki. Przecież skoro jest to tak podstawowy element to wpisując w google słowa "wspinaczka", "wspinanie" itp powinienem natrafić od razu na materiały mówiące szczegółowiej o nogach i ich roli we wspinaczce. Łatwiej dokopać się do innych tematów.

Ja osobiście zaniedbuję ten element cały czas. W trakcie wspinania, notorycznie zapominam o tym aby w chwili kolejnego parcia w górę, skierować myśl w kierunku moich nóg i wydobyć z nich maksymalną siłę w odpowiedni sposób (poruszałem już ten temat na blogu ale wracam do niego bo niezwykle mnie interesuje). Jest to cholernie denerwujące. Oczywiście nogi pracują ale tak jakby mimochodem, jakby nie na pierwszym planie.

Udało mi się jednak kilka (może kilkanaście) razy w trakcie pokonywania całej trasy pomyśleć przed pierwszym przechwytem o nogach i potem w trakcie ruchów do góry jakby wczuć się umysłem w nogę (lub nogi), która miała nieść mnie do góry. Powiem, że efekt jest znaczący żeby nie powiedzieć piorunujący. Łeb jednak woli pomyśleć o ręce, o tym jak dobrze ręka trzyma itd. Jest to problem koncentracji - to pewne. Gdy uda się absolutnie w każdym ruchu "myśleć nogami" (kilka razy mi się to udało) wtedy dopiero możliwe jest wydobycie z nich maksa i wtedy można zacząć w ogóle myśleć o rozwoju techniki naszych kończyn dolnych i współpracy z całą resztą.

Jeszcze bardziej drążąc temat i wnikając w to co dzieje się gdy wykonuję ruch do góry w trakcie wspinaczki, natrafiam na takie spostrzeżenie. Co się dzieje gdy mam zamiar dalej przeć do góry? Oczy widzą kolejny chwyt dla ręki, aktualnie obie ręce tkwią na jakichś chwytach ale myśl biegnie od razu do ręki, która może się uwolnić (to jeszcze nie jest nic złego :) ), następuje ewentualna zmiana pozycji ciała dostosowująca się do wymagań kolejnego ruchu i w końcu następuje inicjacja ruchu, ręka odrywa się od poprzedniego chwytu, kieruje się w górę lub w bok (zależnie gdzie jest cel), druga ręka zaczyna pracować coraz bardziej lecz w tym samym czasie gdy ręka odrywa się od chwytu pracują już nogi (lub noga) odpowiednio wzmacniając ruch w danym kierunku i właśnie w tym momencie następuje błąd (opisuję swoje doświadczenie tego ruchu). Dokładnie ten moment zostaje zaniedbany. Teraz gdy już idziemy w górę powinna nastąpić maksymalizacja siły wydobywanej z nóg i jakby "wstanie na maxa" na nich. To się dzieje ale ja osobiście mam poważne wątpliwości co do siły, którą z nich wydobywam. Na pewno do maxa brakuje u mnie jeszcze jakieś drugie tyle ile z nich daję. Dzieje się tak z trzech podstawowych powodów - braku koncentracji, odpowiedniej techniki oraz z powodu zwykłej słabości mięśni odpowiedzialnych za prostowanie nóg ze zgięcia w kolanach i stawach skokowych. Ta kolejność moim zdaniem jest nie przypadkowa. Uważam, że najważniejsza w tym wszystkim jest koncentracja i pełna świadomość tego powera, który mamy pod sobą w nogach. Obstawiam, że jest to podstawowy element na etapie kształcenia wydobywania wszystkiego co fabryka dała z nóg. Pewnie gdy już wejdzie nam to w krew, maksymalizacja ta zacznie odbywać się automatycznie (chociaż nie jestem pewny czy tak faktycznie będzie gdy myśl podąrzy innym torem).

Mamy zatem trzy czynniki:
  • koncentrację
  • technikę
  • siłę w nogach (staw kolanowy, staw skokowy i cały ten szajs odpowiedzialny za pracę nóg) 
I pytanie brzmi - dlaczego do cholery nie biorę się za ćwiczenia tych elementów?

Teraz gdy już tyle się napisałem na ten temat nie ma innego wyjścia niż sprawdzić to wszystko następnym razem na ścianie :). Na pierwszy ogień pójdzie oczywiście koncentracja (trochę techniki się już ma, trochę siły w nogach także).

wtorek, 4 czerwca 2013

Nieznośna ciężkość ciała

Granica 73 kg pozostaje nieprzekroczona. Dumam nad wprowadzeniem jednak pewnej diety bo jak widzę przy tej intensywności ćwiczeń nie da rady chyba zejść już bardziej w dół. Na początek zrezygnuję z dojadania po godzinie 21 bowiem jest to notoryczna czynność, którą wykonuję. Wieczorową porą zaczyna człowiek niebezpiecznie krążyć niedaleko lodówki :).

Zabrałem się dzisiaj za likwidację odgniatów, których nabawiam się w czasie podciągania na drążku (głównie). Zastosowałem metodę jednego internauty, który nadmiar naskórka spiłowuje. Wykorzystałem pilniczek do paznokci. Małymi kroczkami codziennie delikatny szlif. Dodatkowo smarowanie maścią do wysuszonych i spękanych rąk na regenerację naskórka. Może pomoże.

Tak na marginesie dodam, że u nas w Krakowie wyszło słońce :). Istnieje niezerowa szansa na wyjazd królika doświadczalnego w skały. Ileż można czekać na odpowiedni moment.

PS do info o słońcu.
Wyszło na 10 minut.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Zdzieranie i jego odwrotność

Dzisiaj na ścianie daliśmy nieźle w łapy. Ja ich nie czuję - chyba dlatego, że drugi dzień pod rząd na ścianie. Dodatkowo pierwszy raz nabawiłem się maksymalnego skałowstrętu. Tak potwornie zdarłem dłonie, że już pod koniec dzisiejszego dnia nie mogłem bezboleśnie dotykać chwytów - pieczenie było nie do zniesienia. Z jednej strony opuszki palców niezwykle szczypały a z drugiej odgniaty też dawały popalić. Muszę coś zacząć stosować po wspinaniu bo może zrobić się z tego palący problem.

Wyczytałem o preparacie Climb On. Niby stosują to gwiazdy wspinaczki zagranicznej oraz polskiej. W wielu miejscach w necie natrafiłem na pozytywne opinie na temat tego środka. Tutaj między innymi krótki opis Climb On.

Zładownie rąk znaczne i trzeba dać im odpocząć porządnie - do piątku tylko ćwiczenia rozciągające, brzuchy, bieganie itp.

Ciekawy wpis znalazłem wczoraj apropo ćwiczeń rozciągających po wspinaniu LINK. Rozpętała się spora dyskusja na temat kontrowersyjnej tezy jakoby rozciąganie po wspinaniu nie pomagało a wręcz mogło szkodzić. Warto przeczytać. W każdym razie jak pisałem już kiedyś na blogu - nie znam się (to fakt) a im więcej czytam różnych rzeczy w necie tym bardziej się nie znam :). W necie przeczytam wszystkie kombinacje możliwych praktyk treningowych i bądź tu mądry. Pozostaje obserwacja własnego organizmu i lekki pomiar progresu :).


niedziela, 2 czerwca 2013

Lekkie pakowanie

Dzisiaj lekki rozruch na sztucznej. Byłem z kumplem (tym z ukrytym powerem w rączkach) - było uczenie asekuracji na wędkę (kubek). Najpierw kilka instrukcji, potem kilka małych krótkich wejść, zjazd i poszło. Jedyny problem ze zbyt dużym wybieraniem i pochylaniem się do ręki, która wybrała linę aby podnieść ją potem wyżej do kubka poprzez podmienianie rąk. Kilka dodatkowych porad instruktora i już pod koniec było prawie dobrze.

Kumpel z ukrytym powerem dzisiaj pokonał wszystkie swoje trasy z pierwszego wyjścia kilka dni temu - ładnie parł do góry.

Na zakończenie dzisiejszych zmęczeń jeszcze 3 serie po 10 podciągnięć na drążku w domu zrobiłem i już luzuję - jutro ponownie na ścianę. Pojawiło się jedno VI.2 na hali - może się przystawię i jeżeli nie będzie za bardzo patenciarskie to puści. Tych różnych VI.1 już trochę narobiłem przydałby się mały sukces z wyższym numerem po szóstce.

Wykryłem skąd ostatnie kłopoty z wagą i niemożnością zobaczenia 72 na wadze - po ostatnich imprezach typu komunia córki i zaraz potem jej urodziny w domowych zapasach pojawiło się bardzo dużo przeróżnych smakołyków typu czekoladki, ciastka, cukierki itd. Nie ukrywam, że wyjadam to dzieciom dość często. Oczywiście robię to w dobrej wierze kogoś kto dba o zdrową dietę dla swoich pociech :). Zapasy są już prawie na wyczerpaniu i mam nadzieję, że waga ruszy jeszcze trochę w dół.


sobota, 1 czerwca 2013

Plan

Niestety kilku rzeczy nie zdążyłem zrobić w ostatnim miesiącu. Mam nadzieję, że nowy plan będzie bardziej realistyczny. Wygląda tak:


  • 14 i potem 15 podciągnięć na drążku ciągiem - nie wyrobiłem w maju ale 14 zrobię na początku czerwca
  • 130 sekund w zwisie na rurce - aktualny rekord to 126 sekund
  • 34 pompki (aktualny rekord to 32)
  • przykurcz pełny na lewej ręce przynajmniej przez 4 sekundy - to już stały punkt programu tym razem to wykonam, od razu zabieram się za trenowanie przykurczów bardziej intensywnie.
  • 2 x piramidka w podciągnięciach do 8 czyli 64 podciągnięcia w jednym treningu - zrobiłem to ćwiczenie raz w maju
  • waga 72kg (osiągnąłem 73,5 kg i nie udało się zobaczyć 72 na wadze)
  • 10 km w bieganiu (aktualny rekord to 8,1 km)

Co do piramidki dróg w skałach to pierwsza jest aktualna i będzie robiona jak pogoda i czas dopisze.