poniedziałek, 30 grudnia 2013

Dodatkowe 0,5 kg

Jeszcze w weekend dobiłem dodatkowe 0,5 kg wagi - trzeba było spałaszować pozostałości świątecznego jedzenia :). Sumarycznie 2 kg do góry z wagą.

sobota, 28 grudnia 2013

Różnica wagi

I po obżarstwie. Różnica wagi przed i po świętach niewielka ale jednak konkretna 1,5 kg :). Nic sobie z tego nie robię i śmieję się wadze w twarz. Taka różnica to praktycznie fluktuacja, którą można w 2 dni bez ruchu zbić a z ruchem w jeden dzień. Tak też się zrobi.

Jeszcze trochę i zaczynam ponowny trening. Początek będzie wymagał dużego samozaparcia - duże ilości łatwych dróg, ogólne rozruszanie się po wypoczynku od wspinaczki i łykanie tlenu. Idę w propozycję E.Horsta ale lekko zmodyfikowaną. Będzie to system 3-3-2-1 czyli trzy tygodnie (zamiast 4 jak u Horsta) na wytrzymałość, trzy tygodnie na siłę i moc, dwa tygodnie na wytrzymałość beztlenową i jeden tydzień przerwy od wspinania. Do właściwego sezonu wykręcę dwa razy ten cykl. A skąd skrócenie treningu tlenowego z 4 do 3 tygodni? Ano stąd, że jednak przy moim trybie wspinania wytrzymałość tlenowa nie jest priorytetem, a że z wagą nie mam problemów to aż cztery tygodnie czystej wytrzymałości nie są mi potrzebne. Poza tym chce się zmieścić z dwoma cyklami do końca maja co przy takiej rozpisce powinno się udać.

A co tam słychać w reście? Nie jest dobrze - mimo tylu dni kompletnego braku wspinania dalej mam pewien delikatny dyskomfort w prawym barku. Odkryłem także ze zgrozą, że w prawym nadgarstku przy odpowiednim skręceniu dłoni też siedzi lekki ból. Wiedziałem, że wiek robi swoje ale, że aż tak? To przecież dopiero początek, minął zaledwie rok średnio trudnych treningów a gnaty zaczynają być odczuwalne. Z drugiej strony jest dobrze - wypoczywa także łeb i coraz bardziej zbiera w sobie chęć do wspinania. Mam nadzieję, że nabranie świeżości psychicznej też w niemałym stopniu przyczyni się do większej chęci wyciskania potów z organizmu :).


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Waga przed i po świętach

Jutro rano ważenie przed świętami za 3 dni ważenie po świętach :). Ciekawe ile różnicy będzie. Tak po prawdzie nie przejmuję się tym i jem na maxa :). Łatwo mi schodzić w dół więc co jak co ale nad wagą mam pełną kontrolę na razie. Wystarczy tydzień na warzywach i owocach w zwiększonej dawce i już ze 2,5 kg w dół jadę.

sobota, 21 grudnia 2013

Squash teoretyczny

Hm.. wczoraj z kumplem wybraliśmy się na squasha. Zarezerwowałem rano salę. Przychodzimy wesoło z paletkami i całym szpejem a tutaj makabra - ktoś też zarezerwował sobie tą samą godzinę. Byli pierwsi i już w szpeju na sobie więc ich wpuszczono a my niestety musieliśmy się wycofać. System nie zadziałał - tzn człowiek, systemy zawsze działają :) (prawie zawsze). Lekko obraziłem się na ten przybytek sportu. Trudno, widocznie trzeba bardziej odpoczywać na wakacjach od wspinania.


wtorek, 17 grudnia 2013

Basen się udał

50 basenów. Ładnie poszło - następny wypad 60 basenów. Dzisiaj po przyjściu z pracy i przed basenem jeszcze ćwiczenia na barki - to chyba jednak na pewno działa - coraz mniej odczuwam bark.

Nic - restuję dalej :)

Barki - rest rehabilitacyjny :)

Wczoraj ćwiczonka na barki - ciąg dalszy. Jakby działa - zwiększyłem sobie obciążenie do 1,5 kg i macham. Jest tych ćwiczeń na necie trochę. Z części core zrobiłem trochę ćwiczeń na plecy. Dzisiaj basen kolejne starcie tym razem 1 km i 250 metrów zamierzam przepłynąć.

Co ciekawe dłonie dalej się nie zagoiły do końca - dalej złazi skóra. Smaruję codziennie smarem od mojej drugiej połowy na zniszczone dłonie - są o niebo lepsze ale jednak jeszcze im brakuje do gładkości :). Ranka gdzie zerwałem sobie odcisk także bardzo długo się leczy - dalej duży ślad zdobi mi palca.

PS
Jeszcze około 20 dni resta - i wracam na ścieżkę walki z pionową materią :). W zaciszu domowym knuję na temat rozpiski treningowej na nowy sezon. Wszystko zacznie się od wytrzymałości ogólnej i przy okazji na rozruszaniu się po powrocie. Cała rozpiska będzie zawierać ideę zwiększenia obciążenia treningowego o jakieś 25%.


niedziela, 15 grudnia 2013

Rest od resta

Wczoraj odpoczynek od resta :). Dzisiaj ćwiczenia na barki wprost z książki Horsta. Jednak coś w tym moim barku jeszcze delikatnie czuję i postanowiłem go delikatnie naprawiać z lekkim obciążeniem - butelka 0,75 wypełniona wodą i machanie rączkami.

PS
Zacząłem ponownie czytać Trening Wspinaczkowy Horsta i wyczytałem ciekawe zdanie o tym, że palenie papierosów znacząco zmniejsza produkcję kolagenu (między innymi). Mam taką przypadłość, że pomimo dość intensywnego trenowania w ciągu ostatniego roku dalej denerwująco strzela mi to tu to tam w stawach (takie chrobotanie, strzelanie itp). Zaobserwowałem, że gdy rzuciłem palenie (zaledwie na 10 dni) to strzelanie znacząco przycichło. Czyżby kolagen tak szybko zaczął się uzupełniać i to wpłynęło na stawy - raczej nie ale obserwacja efektu zmniejszenia strzelania w stawach była jak najbardziej jednoznaczna. Zbieram się aby rzucić to gówno całkiem - zbieranie jednak idzie powoli (być może od nowego roku spróbuję ponownie).

sobota, 14 grudnia 2013

Basen - 5 dzień resta

Dzisiaj (tzn wczoraj bo piszę po północy tego posta) w ramach resta basen - 1 km na zmianę żabka i kraul, bąble, wodospad na plecy i jacuzzi :). Woda dobrze robi. Muszę przyznać, że na luzach te 40 basenów poszło - następnym razem 50.

PS
Po 2 tygodniach przerwy od wspinania dłonie jeszcze nie wróciły do normy w sensie skóry - dalej coś tam złazi i się obiera. Ciekawe po jakim czasie to się skończy.

czwartek, 12 grudnia 2013

Wytrwałość - rest - 4 dzień

Już mi się prawie nie chciało bo akurat dzisiaj nastąpiło apogeum zakwasów po squashu. Jednak nie dałem za wygraną i rozciąganie i tułów zrobione. Uff - dzisiaj już z potem - zwiększyłem liczbę powtórzeń ćwiczeń na korpus. Ogólnie ćwiczenia idą o niebo lepiej niż dnia pierwszego. Oj wrócę zmęczony z tego resta :).

środa, 11 grudnia 2013

Core - 3 dzień resta

I znowu to samo - rozciąganie, i ćwiczenia na tułów :). Wytrwam, niech mnie szlag trafi ale wytrwam i będę to kontynuował :).

Co do odczuć po wczorajszym squashu to bolało dzisiaj wszyściutko. Oj doskonałe to jest i trzeba będzie to robić nawet w trakcie sezonu wspinaczkowego - nie można trenować tylko wspinaczkowych rzeczy bo człowiek skostnieje w jednym kierunku. Tak ogólny ruch w jaki wprawiany jest człowiek w trakcie tej gry to kapitalny rozwój ogólnej sprawności - z naciskiem na dynamikę. Polecam - tylko sobie zębów nie powybijać paletkami :).

Zasada numer 2: W trakcie sezonu trenowania wspinaczki działać także na innych frontach związanych z ogólną sprawnością (przykład squash - ale nie bieganie to takie nudne :) hehehe - żart)


wtorek, 10 grudnia 2013

Squash - dzień drugi restu

W ramach ogólnego ruchu dzisiaj squash. Leje się z człowieka jak z wiadra więc nie jest źle. To faktycznie wykańcza. Drugie pół godzinny czułem ewidentne siadanie organizmu :). Idealne na resta i przybrać na wadze ciężko.

Dawno nie grałem i tak przy okazji tego wypadu na squasha uświadomiłem sobie dlaczego wspinaczka jest taka fajna :) (dlaczego też jest taka fajna). Ano dlatego, że człowiek sobie przyjdzie na sztuczną czy też pojedzie na skały, coś tam pomacha na rozgrzewkę rączkami, pokręci nadgarstkami, pogaworzy ze znajomymi w czasie tego kręcenia nadgarstkami, powspina się i owszem, znowu pogaworzy, jak nie da rady się wspiąć bo droga za trudna to już po chwili zjedzie sobie na ziemię i znowu pogaworzy  o tym jak to buła siadła albo jak to palec wyskoczył z dziurki itd itd. Tak się można prześlizgnąć bez większego zmęczonka. A na takim squashu, czy też powiedzmy bieganiu, czy też powiedzmy graniu w kosza to płucka lekko się wypluwa i o takie prześlizgnięcie się jest trudno :) - albo biegasz i grasz albo nie uczestniczysz w zabawie :). Wychodzi zatem na to, że wspinaczka jest idealna dla leniwych, nie lubiących zbyt dużego wysiłku ciągłego :) - przynajmniej na nie zawodniczym poziomie trenowania tak się da bez problemu. To fajna, pozytywna jak myślę cecha wspinania czy to na sztucznej czy w realu. Hm.. ale właśnie dlatego coś z tym fantem trzeba zrobić aby nie popaść w stagnację. Troszkę więcej ruchu poza wspinaczką nie zaszkodzi (ale tylko trochę nie mówię o powiedzmy bieganiu 40 km - o nie, to na pewno nie jest zdrowe :) hehehe już lepiej pokręcić dłużej nadgarstkami na rozgrzewce).


Na marginesie dodam, że lepsze od kręcenia nadgarstkami jest kręcenie biodrami na rozgrzewce, można bardziej komfortowo pogaworzyć. Czasami z kumplami jak wejdziemy w kręcenie to tak się zagadamy, że mamy naprawdę bardzo dokładnie rozgrzane biodra.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rest nie rest - dzień 1

Pomimo jeszcze lekkiego przeziębienia rozpocząłem zgodnie z planem ćwiczenia rozciągające i te na wzmocnienie core. Na razie delikatnie po chorobie po maksymalnie kilkanaście powtórzeń. Ćwiczenia na tułów z filmiku, do którego link wkleiłem cztery posty do tyłu. Są fajne i znowu pokazują moje wapniactwo (po roku trenowania). Robię te ćwiczenia jakoś tak niezgrabnie, pokracznie itd. Wkurza mnie to. Jest to wynik nie przykładania należytej wagi do ćwiczeń na brzuch. Gdy chodzimy na ściankę to oczywiście na końcu zawsze wymęczamy się na różnego rodzaju drabinach, rurach, kulach itp - ale o brzuchu tak samo jak o rękach nie pomyślimy. Błąd. To jeden z elementów, który ulegnie radykalnej zmianie od następnego sezonu.



Zasada numer 1 - zawsze przy wyjściu na sztuczną masakrować także brzuch i ogólnie tułów. Skoro i tak już idę na sztuczną, dojeżdżam nie małą odległość, płacę itd to już żeby z 200 powtórzeń jakichś ćwiczeń na tułów nie zrobić to jest przesada.


PS
Oczywiście zasady ma się po to aby się ich trzymać - no może się uda hihi :).

Prawie nic nie boli :)

Mija ponad tydzień zwiększonego odpoczynku od wspinaczki z powodu przeziębienia i muszę przyznać, że już prawie nic nie boli. Wszelkie większe i te mniejsze bóle zniknęły prawie całkowicie. Doświadczenie to pokazuje, że na taką już bardzo konkretną regenereację wystarcza 10 dni jak nic. Jedyne co jednak mimo wszystko pozostało to ten nieszczęsny bark - w nim coś tam jednak dalej siedzi. Nie żeby bolało ale odczuwam takie lekkie nie do końca prawidłowe strzelanie w nim. Zastanawiam się właśnie czy nie pójść z nim szybko do rehabilitanta żeby to oglądnął (mam jeszcze miesiąc kompletnego resta więc akurat może jakieś ćwiczonka można porobić leczące).

Od jutra (czyli od daty wcześniej planowanego resta) startuję z ćwiczeniami rozciągającymi oraz ćwiczeniami na core (brzuch, plecy itd). Mam zamiar robić je codziennie bez wyjątku. W tym tygodniu start z basenem ale także może uda nam się z kumplem na squasha wybrać w ramach ruchu ogólnego.

piątek, 6 grudnia 2013

Rest - start

Katar nie pozwolił - rest rozpoczęty :). Ustaliliśmy z kumplem, że trudno, koniec kombinacji - najwyżej dłużej wypoczniemy. I tym sposobem odpoczywamy do około 8 stycznia 2014 roku. Strach pomyśleć o spadku mocy. W gruncie rzeczy to niech sobie spada, potem będzie wzrastać. Żegnaj wspinanie, witaj pływanie.

czwartek, 5 grudnia 2013

Lasery

Oto zabytkowe Lasery - mają ponad 20 lat i kiedyś robiły Chińskiego :).





Są w całkiem niezłym stanie. To te, w które przy powrocie do wspinania chciałem wskoczyć. Wskoczyłem ale że wyciskały za bardzo łzy musiałem z nich zrezygnować (może i dobrze się stało). Dałem je na użytkowanie mojej lepszej połowie ale teraz jakoś żal mi się ich zrobiło i chyba pozostawię je jako pamiątka.



Brzuchy w czasie restu

Bez kombinacji, po prostu te ćwiczenia z tego filmiku wprowadzam w życie LINK. Niezłe ćwiczenia na core. Zacznę od skromnej liczby powtórzeń tak aby wszystkie rodzaje wykonać - sukcesywnie będę tą liczbę podnosił. Proste jak drut tylko musi się chcieć :).

wtorek, 3 grudnia 2013

Odpuszczam do piątku

Niestety przeziębienie nie odpuszcza a zatem ja będę musiał odpuścić. Nie wytrzymało do resta. Planuję jednak w piątek i w niedzielę ostatni raz się pomęczyć. Potem już tylko wypoczynek :). Z tym odpoczynkiem to oczywiście żart - mam już przemyślane co będę robił przez miesiąc bez wspinaczki. Będzie to mianowicie:
  • rozciąganie
  • brzuch na wszelkie sposoby nie angażujące rączek :) (brzuchy z drążka są najfajniejsze ale rączki mają urlop)
  • pływanie dwa razy w tygodniu po 1,5 km
  • zmiana w diecie - więcej warzyw i owoców (to musi się zmienić bo naprawdę mało tego zjadam)
Cały czas kontrola wagi - aktualnie nie przekraczam rano 75 kg na wadze (dzisiaj na przykład 74,6 kg). I taką wagę chce utrzymać aż do ataku od około lutego, marca - jak pisałem wcześniej w następnym sezonie chcę zobaczyć liczbę 70 na wadze (ale to z początkiem czerwca chciałbym takie coś osiągnąć). Gdy zaczynałem powrót do wspinania prawie rok temu startowałem z około 82 kg i doszedłem do 72,8 kg więc gdy tym razem rozpocznę z 75 kg powinno udać się zejść do 70 kg.

PS
Apropo warzyw - dzisiaj cały dzień na warzywach i owocach chociaż nie ukrywam, że wrzuciłbym coś konkretniejszego na ruszt :) - pewnie wymięknę do kolacji, czuję taką pustkę w żołądku :).

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Ładowanie

Rozbawiło mnie dzisiejsze wchodzenie do edycji bloga - na starcie wyświetlany jest komunikat "ładowanie". Jakże to sympatyczne hasło biorąc pod uwagę, że jednym z elementów ciągle powtarzającym się w trakcie trenowania wspinaczki jest właśnie "ładowanie". Skoro system blogowy tak komunikuje to ok - będę ładował dalej.

Przeziębienie nie daje za wygraną i zaczynam panikować czy aby uda mi się poładować jeszcze przed odpoczynkiem od wspinu.

sobota, 30 listopada 2013

Katar musiał k...

Nieplanowany pomniejszy reścik z powodu kataru. Nigdy nie udało mi się doczekać do stycznia nowego roku bez kataru w starym roku. Poprzeczka jednak została przesunięta - łapie mnie tym razem 29 listopada. To swego rodzaju rekord. Możliwe, że zmiana trybu życia na bardziej sportowy przyczyniła się do tego znacząco.

Rest większy już za tydzień. Trochę katar pokrzyżował mi plany bo miałem zamiar w tym ostatnim tygodniu ostro się zmasakrować a teraz nie wiem czy gdy organizm osłabiony ostrym przeziębieniem nie będzie to głupotą. Stwierdzę to w poniedziałek i najwyżej ruszę do ataku na ostatnie tego roku szarpanie rączek.


Jeszcze o książce Chiński Maharadża Wojciecha Kurtyki - autor opisuje swoje wytrenowanie na chwilę przed zrobieniem żywca. Podaje, że robił 50 podciągnięć na drążku ciągiem, ciągnięcie ze szmaty 4 razy a raz nawet 5 razy, skakanie na listewkach o 4 wyżej. To jest to. Gdy rozpoczynałem tego bloga opisałem na początku ile mogłem dawać na drągu gdy miałem 20 latek - parametry bardzo podobne (poza listewkami - nie miałem wtedy dostępu do tego typu sprzętu) - dawałem około 50 razy w ciągu i 3 razy z prawej szmaty i 2 razy z lewej. Muszę przyznać, że jak na 46 latka jakim był Kurtyka gdy dawał na Chińskiego miał niezłego powera - pełen szacunek. Te fragmenty książki bardzo motywująco podziałały - nie ma odwrotu, muszę dojść do tych parametrów i będzie dobrze - Chiński stanie ponownie w zasięgu. Rura to rura - królowa.

piątek, 29 listopada 2013

Lektura dojechała

Książka Chiński Maharadża szczęśliwie dotarła. Warto było - przeczytałem jednym ciągiem i śmiało polecam. Trzeba przyznać, że wykonanie żywca przez Kurtykę poprzedzone było ostrymi przygodami - głównie natury psychologicznej (tak ostrymi, że aż niewyobrażalnymi jak sądzę). Autor zdradza także kilka szczegółów związanych z trenowaniem - szkoda, że nie zdradza jednego z ćwiczeń, które ponoć wbija moc nieziemsko :). To co opisane pomiędzy chwilą, w której zapada decyzja o przejściu Chińskiego a momentem samego przejścia jest tak wciągające, że już trzeba dokończyć lekturę. Sam moment nad okapem gdzie czekają kluczowe trudności wbija w fotel (jeżeli oczywiście potrafimy wczuć się całym sobą w sytuację - bardzo pomocne w tym wczuwaniu się jest własnoręczne macanie drogi i świadomość czego człowiek się trzyma na Chińskim).


PS
Ciekawe kim byli przypadkowi świadkowie drogi - koleżanka ze swym kochankiem i jak z ich punktu widzenia wyglądało to przejście :).

wtorek, 26 listopada 2013

Ćwiczenie 5 - rurka

Jest to jedno z najlepszych ćwiczeń na drążku - rozwija siłę i wytrzymałość przedramion (wisimy na palcach) oraz brzuch. Wszystko w jednym ćwiczeniu.

Ćwiczenie przebiega tak:

  1. Zwisamy na drążku (najlepiej na palcach a nie w pełnym chwycie)
  2. Unosimy nogi do góry ze zgiętymi kolanami (wersja słabsza - podnosimy aż uda znajdą się pod kątem prostym w stosunku do brzucha, wersja mocniejsza - na maksa kolana jak najwyżej)
  3. Powtarzamy tą czynność ile chcemy (ile wytrzymają ręce w zwisie bądź ile wytrzyma brzuch)

Inne wersje to:

  1. Podnoszenie zgiętych nóg i skręcenie bioder raz w lewą raz w prawą stronę (dobrze działa na skośne)
  2. Podnoszenie prostych nóg do poziomu (trochę bardziej harcorowe)
  3. Podnoszenie zgiętych nóg na zmianę raz jedna noga raz druga

Minusy minusów

Ujemne temperatury bez przynajmniej 8 kg dodatkowego balastu na karku są ewidentnie bardziej dotkliwe. W zeszłym roku o tej porze ważyło się z 82 kg, dzisiaj jest tego niewiele ponad 74 kg. Tłuszczyk nie grzeje a to dopiero początek minusów. Zbijanie w następnym sezonie jeszcze dodatkowych 4 kg i zobaczenie na wadze 70 kg już teraz przyprawia mnie o trzęsawkę - co by to było gdyby takie chucherko wyszło na zewnątrz w zimie. Jedno jest pewne, wakacje nad polskim morzem raczej nie wchodzą w grę - no chyba, że po zaopatrzeniu się w dogrzewający strój z pianki. Jak widać, życie człowieka interesującego się wspinaczką i na tym polu nie jest łatwe :).

Co do zbijania wagi strategia jest taka aby teraz przez zimę utrzymać się w granicach 74 - 75 kg a tak od okolic marca zacząć iść w dół aby maksa (tzn minimum) wagi osiągnąć gdzieś w okolicach połowy czerwca. Nie obędzie się bez jakiegoś ruchu typu bieganie, rower (ograniczaniem jedzenia nie mam zamiaru się odchudzać - nie lubię biegać ale jeszcze bardziej nie lubię nie jeść). Będzie ciężko zejść te ostatnie 2 kg bo jak zobaczyłem w tym sezonie waga 73 kg to taki mój naturalny stan, poniżej którego zaczyna się prawdziwa walka o każdy kilogram.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Kraków zaczyna puszczać dymka

Znowu wraca temat smogu w Krakowie. Dane są przerażające - chciałoby się stąd uciekać gdy czyta się wyniki badań. Mówi to palacz, który dodatkowo truje się na własne życzenie - ale jednak lepiej truć się w czystym powietrzu niż w zanieczyszczonym :). Uprawianie sportu w tym jednym z najbrudniejszych miast funduje jeszcze w pakiecie dodatkową porcję zanieczyszczeń wdychanych gdy w trakcie wysiłku oddech przyspiesza. Marnym pocieszeniem jest to, że ponoć w Suchej Beskidzkiej jest jeszcze większe zanieczyszczenie.

Moje krokowe ograniczanie palenia w dalszym ciągu bez porażki. Po tym poście mam już uzbieraną godzinę 10:53, przed którą nie biorę peta do ust. Wydaje się to śmieszne ale mimo wszystko około paczka papierosów mniej zostaje przeze mnie wypalona tygodniowo. Kto wie może to zadziała, na razie bez większych problemów przed 10:52 nie ma mowy o zapaleniu peta.

PS
Ranka spowodowana zerwaniem odciska goi się całkiem nieźle aczkolwiek występuje pewien problem ze zginaniem palca - pęka gojąca się warstwa. Nie wiem czy dam radę się z tym powspinać w nadchodzącym dniu wspinaczkowym bowiem piecze jak diabli gdy próbuję zgiąć lub wyprostować maksymalnie palucha.

piątek, 22 listopada 2013

Żółte oblaki puszczają

Dzisiaj cel był jasny - wymyślony tydzień temu przez kumpla boulder z żółtymi oblakami. Wytężające ale po około 10-ciu przystawkach puszcza. Fantastyczny boulder - ale zasięgowy. Potem kolejny boulder wymyślony dzisiaj przez innego znajomego - w dachu i wyjście z niego. Wersja z nogami po wszystkim co się chce puszcza przy drugiej przystawce. Potem mała modyfikacja - nogi po rękach - i robi się trudno. Ale w końcu puszcza i to. Tylko dwa bouldery ale bardzo sympatycznie wykańczają łapki.

Robienie baldów w okapach i dachach sprzyja odciskom. Dzisiaj pierwsze zerwanie odcisku. Oto efekt zaraz po wspinaniu - rączka prosto ze ścianki. Do wtorku musi się zaleczyć ale i tak z plasterkiem pierwszy raz będę się wspinał.



czwartek, 21 listopada 2013

Senność o szóstej

Zawsze myślałem, że takie zamykające się samoczynnie oczy to przypadłość wieku, w którym niektórzy zaczynają zwracać się do nas "dziadek". Od jakiegoś czasu gdzieś w okolicach godziny 18 (akurat wtedy gdy wybieram się na przykład na ścianę) dopada mnie dość znaczna senność. Chciałbym się tego pozbyć ale nie udaje się. Obserwacja wskazuje, że wynika to z pewnego niedotlenienia organizmu (ciśnienie mam dobre w tych momentach) - gdy tylko poruszam się trochę na treningu wystarczy około 15 minut i już po senności. Krew zaczyna krążyć żwawiej, tlenu wdycha się więcej i po krzyku. Wszystko jakby się zgadza - o tej godzinie wychodzi się z pracy (siedzącej przed kompem) więc organizm nie ma na czym się rozkręcić. Zbierałem się już nie raz do rozpoczynania dnia od ćwiczeń - taka poranna rozgrzewka, rozciągania, kilka pompek, kilka brzuszków itp. W zbieraniu jestem ok ale w realizacji gorzej.

PS
Opóźnianie palenia na razie idzie bardzo dobrze - już uzbierałem godzinę 10:50. Zbieram zatem dalej kolejne minutki. Dotlenienie organizmu i w ten sposób powinno sukcesywnie wzrastać.

środa, 20 listopada 2013

Rekord świata w zagęszczeniu :)

Oj dzisiaj się działo. Już liczba samochodów na parkingu wróżyła bicie rekordu w ilości wspinaczy w jednym miejscu kuli ziemskiej. I tak też było :).

Przystawka z dołem w OS do VI.1 nie udana - znowu wyszedł brak wspinaczki z dołem w trakcie wypadów na sztuczną. Jednak wewnętrzny cykor nie chce latać i tak się ostrożnie wspina, że traci wszystkie siły.Przy drugiej przystawce z jednym blokiem - następnym razem puści.

Na koniec nowe ćwiczonko na drabinie walcowej :). Skoki obiema rękami o jeden walec. Dość łatwo to idzie, trzeba tylko uważać na palce bo można nimi za mocno uderzyć w panel. Ogólnie sześć wstawek różnych rodzajów włażenia po walcach, co jeden, co dwa z przeskokiem rąk, co trzy z przeskokiem rąk, skoki obiema rękami (przy każdym ćwiczeniu zejście na dół po walcowni).


poniedziałek, 18 listopada 2013

Jak daleko do Chińskiego Maharadży?

Pytanie ile jeszcze potów trzeba wylać aby przeleźć Chińskiego Maharadżę jest ciekawe jak sądzę. Mija rok zabaw wspinaczkowych (celowo określam ten rok zabawą bo był to jakby żłobek wspinaczkowy). Rok rozkręcania się, likwidacji brzucha, próbowania różnych ćwiczeń, delikatnego wspinania się w skałach itp. Nie można tego roku traktować jako trenowanie wspinaczki a raczej jako zabawę wspinaczką. Może wydawać się nieźle, bowiem po tym roku drogi tak około VI.2 powinny pękać raczej na luzach w trybie patentowania (myślę, że nawet VI.2+ do VI.3 dałoby radę przebyć przy odpowiednim samozaparciu). Tak się jednak tylko wydaje - z własnego prehistorycznego doświadczenia wiem, że problemy zaczną się od VI.3 w górę. Nie będą to problemy z obiektywną niemocą przejścia tylko stricte związane z kontuzjami i wytrzymałością starych członków. Wyższe trudności będą wymagały takiej intensyfikacji ćwiczeń, że kto wie co się będzie działo z palcami i ścięgnami. Dodatkową trudnością będzie to, że polskie wapienie wymagają specjalizacji w dziurkowym wspinaniu na pojedyncze palce - sama myśl o tym napawa mnie niepokojem. Nawet jeżeli wzrost trudności od VI.2 do VI.5 jest w przybliżeniu liniowy to nieliniowy może być wzrost prawdopodobieństwa kontuzji - i tutaj może być pies pogrzebany. Zdaję sobie sprawę z tego kluczowego czynnika ale samo zdawanie sobie z tego sprawy jeszcze nie wystarczy - pogłębienie wiedzy na tematy związane z unikaniem kontuzji będzie kluczowe.

Chiński Maharadża stoi i czeka ale jak daleko jest jeszcze do jego przejścia? Tak jak kiedyś już wyliczałem gdyby robić postępy w tempie pół stopnia na pół roku z VI.2 do VI.5 jest takich kroków sześć - czyli wychodzi na 3 lata trenowania. Być może jest to szacunek nazbyt optymistyczny. Z drugiej strony gdy miałem 20 lat dojście do przejścia VI.5 zajęło mi 4 lata (z tym, że pierwszy rok to było z 10 wyjazdów w skały a kolejne lata to tylko trenowanie w skałach przez jakieś 5 miesięcy w roku). Teraz organizm jest starszy ale ma do dyspozycji sztuczne ściany. Szacunki mogą wydawać się zatem realne - tyle samo lat do dojścia do celu (spowolnienie ze względu na wiek ale przyspieszenie ze względu na możliwość trenowania cały rok).

Bardzo jestem ciekawy jak to będzie szło. Nie będę jednak zapominał o standardowej maksymie "wspinanie nie zając nie ucieknie". Czyli cierpliwość ponad wszystko :).


niedziela, 17 listopada 2013

I znowu 3 dni z rzędu

Piątek, sobota i dzisiaj - mocne zniszczenie rączek. Wczoraj co prawda tylko kilka dróg do VI.2 włącznie ale za to w spodniach i bez magnezji :). Dodatkowo kilka razy drabinka walcowa. Dzisiaj bouldery - bardzo, bardzo dające popalić. Przystawialiśmy się ze znajomymi do takiego balda ze strzałem dość znacznym na samym końcu. Ciężko było się wstrzelić w klamkę ale w końcu puściło - zanim puściło nieźle wykończyła ta część na dole przed strzałem. Zbliża się rest więc trzeba się na koniec ostro załatwić. I tak już do 8 grudnia - data restu ostatecznie ustalona - koniec restu około 8 stycznia.


piątek, 15 listopada 2013

Nowy temat w boulderach

Pomysł na baldy był taki aby wymyślać przystawki pod kątem - tzn takie gdzie ręce idą ostro w jedną stronę i zaczyna brakować stopni na nogi. Udało nam się kilka wymyślić. Kumpel wymyślił dwie bardzo ciekawe - jedną już zaczynaliśmy uznawać za nie do przejścia na tym etapie ale sam pomysłodawca wziął się w sobie i jako pierwszy przelazł. Potem druga przystawka - po prostu chwyty pod kątem 45 stopni z prawa na lewo - oj mocno dawało w kość i gdy w końcu puściło po zrobieniu każdej serducho mocno waliło. Drugim tematem były przystawki z dużym rozstawem przechwytów i stopni - tutaj znowu system - chwyty układają się w ładne pionowe linie, wystarczyło odpowiednio oddalone linie ogołocić z kilku chwytów i już przystawka. Dobre były te dzisiejsze kombinacje i na pewno całkiem inne niż wszelkie dotychczas robione wstawki.

Na koniec podciągnięcia i do domku. Dobry trening i bardzo udane wyjście. Wspinanie w kątach dało się we znaki szczególnie tricepsom - co było do przewidzenia.

czwartek, 14 listopada 2013

Sztrzał w okolicach czterdziestki

Dla niewtajemniczonych, wiek w okolicach czterdziestu latek może wydawać się czymś normalnym. Jednak nie jest tak do końca i nie jest to to samo co powiedzmy wiek trzydziestu latek (oczywiście mowa tutaj o w miarę zdrowym człowieku). Mówiąc z własnego doświadczenia jest to pewna magiczna granica, w okolicach której z człowiekiem zaczyna się dziać coś nie do końca pożądanego. Oczywiście jest to plus minus kilka latek w zależności od trybu życia, genów itp. Mówiąc wprost w pewnym momencie (moment ten rozciąga się czasami na kilka lat) zaczyna człowiek odczuwać nawarstwiające się drobne oznaki starzenia się organizmu. Wcześniej można było siedzieć cały dzień przed komputerem - teraz już się tak nie da albo jest to uciążliwe, przedtem można było całymi miesiącami nie ruszać się i nie uprawiać żadnego sportu i nic się nie działo, człowiek czuł się tak samo - teraz człowiek jakby drętwieje i staje się z miesiąca na miesiąc coraz większym dziadem. Zaczyna coś tam nie działać tak jak wcześniej i to tu to tam coś człowieka pobolewa (czasami znienacka). Taką wyliczankę można kontynuować dość długo. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dzieje się to drobnymi kroczkami - stan pogorszenia powoli aczkolwiek sukcesywnie działa i działa. Może to być tak powolny proces, że aż nie dostrzegalny i dopiero po pewnym czasie człowiek orientuje się, że "o kurna, co ja się tak zmachałem wchodząc po schodach" :). Takich odkryć co do pogorszenia sprawności musi nastąpić wiele bo przy pierwszych kontaktach z brakiem formy wydaje się człowiekowi, że to gorszy dzień, że to przejdzie. Ale okazuje się, że to nie przechodzi, tylko trwa. Podstępne jest to jak diabli i trzeba na to uważać - ja oczywiście przegapiłem pierwsze oznaki o jakieś dobre kilka lat (myślę, że około 4 lata). Tyle mniej więcej czasu zajęło mi odkrycie tego oczywistego zdawałoby się faktu, że jak nie ruszę dupy ze stołka i nie zamienię moich siedzących hobby na ruszające się hobby to będzie masakra. Ale obudziłem się z tego uśpienia - dzięki wspinaczce (i automotywującemu blogowi :)) oraz dzięki nudzącemu co pewien czas kumplowi, który ciągle wspominał, że może byśmy się tak powspinali :).

Polecam zatem wszystkim, którzy pałętają się w okolicach 40 latek aby zastanowić się, spojrzeć na siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie "czy to już nas dopadło czy nie?" (tych co cały czas są aktywni pewnie to nie dopada wcale ale ci przylepieni do kompów przez 8 godzin dziennie ..... ). Wybór jest prosty trzeba się odlepić od siedzenia i wstać. Inaczej z roku na rok będzie tylko gorzej.


Dziad strzelił kazanie, ale trudno widocznie musiał. Uważajcie na czterdziestkę, mówię wam - to już nie przelewki :)

PS
Chyba już coś na ten sam temat biadoliłem na blogu wcześniej ale, że pamięć nie ta (lecytyny dalej nie jem :)) to i usprawiedliwienie jest :).




środa, 13 listopada 2013

Końcowe trenowanie

Ostatnie wyjścia przed dłuższym restem naznaczone są już pewną rutyną i powtarzalnością. Dzisiaj znowu przebieg po trasach od VI do VI.2 plus jedno nowe VI.1. Coś tam rączki popracowały ale niewiele. Na koniec drabina z drewnianych walców. Wprowadziłem nowość - przechwyty o jeden walec do góry, poprawka na drugi walec wyżej i poprawka na trzeci walec wyżej, wyrównanie rąk i to samo ale tym razem druga ręka sięga do góry. Fajne ale nie męczy za bardzo. Zrobiłem też to ćwiczenie z potrójnym sięganiem do samej góry, zejście w dół co jeden walec i od razu bez zejścia do góry w standardowym wychodzeniu co jeden i zejście. To już troszeczkę bardziej zmęczyło rączki aczkolwiek ćwiczenie ma ewidentne znamiona wytrzymałościowego trenowania. Na sam koniec seria przybloków na chwytotablicy i koniec. Zawsze coś ale bez rewelacji.

Planuję jeszcze przed odpoczynkiem od wspinaczki na koniec ze dwa treningi do maksymalnego zmordowania, tak aby zanim wszystko w czasie restu zacznie siadać jeszcze przynajmniej przez tydzień wzrastało :).

PS
Żal będzie tak nie trenować przez miesiąc :).

wtorek, 12 listopada 2013

Atak na sztuczną

Z moich obserwacji gęstości zaludnienia ścian wspinaczkowych wynika, że około rok temu mniej ludzi chodziło na ścianki niż aktualnie. Ostatnio zrobiło się strasznie gęsto :). Nie jest jeszcze tragicznie ale natarcie jest znaczne - może to nowi studenci przybyli i się zapisali na sekcje a może po prostu lepszy marketing :). Popularność tego zajęcia jest znaczna. Ciekawe czy nastąpi stopniowe wykruszanie się mniej napalonych czy też stan ten zostanie już na stałe. Wydaje mi się, że gdyby powstało kolejne duże miejsce do wspinania z klientami nie byłoby problemu - zapełniłoby się po chwili (oczywiście gdyby powstało w innym miejscu Krakowa niż aktualne sztuczniaki). Proponuję południowy zachód :).

niedziela, 10 listopada 2013

Przerwa od wspinania - ale jak?

Zastanawiam się właśnie jak wykorzystać miesięczną przerwę grudniową od wspinania. Po pierwsze nie można nabrać wagi, po drugie należy maksymalnie dać odpocząć rękom a w szczególności palcom. Ja wymyśliłem sobie zamianę dwóch dni wspinaczkowych w tygodniu na dwa dni basenu. Mam zamiar także popracować nad tak zwanym "core" czyli brzuchy itp. Rozciąganie ogólne także trzeba kontynuować.

Muszę przyznać, że trochę lękam się takiej długiej przerwy - martwię się tym o ile spadnie ogólna forma wspinaczkowa. Gdybym miał 20 latek to pewnie tak bym się nie martwił ale w moim wieku dość szybko następuję spadek możliwości. Z drugiej strony pocieszające jest to, że gdy po dwóch tygodniach wakacji (bez wspinania) po powrocie nie stało się nic strasznego a wręcz przeciwnie siła i moc jakby przybyły. Nie powinno być zatem tak źle. Zregenerowanie pozwoli zapewne wspiąć się na kolejny level - może drobny ale zawsze - od czegoś trzeba się będzie odbić.

Myśląc o tej przerwie coraz bardziej zaczynam się także zbierać do podsumowania tego co w tym roku się robiło i do wysnucia z tego jakichś pozytywnych wniosków na następny sezon. Od stycznia zaczynam nowy rozdział w podwyższaniu możliwości wspinaczkowych i na razie zamiar jest ambitny - intensyfikacja ćwiczeń i trenowanie bardziej z głową. Za przewodnik posłuży mi książka E.Horsta o treningu wspinaczkowym - zaczerpnę z niej przynajmniej kilkanaście ciekawych wskazówek. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

PS
Mimo wszystko najważniejsza z tego wszystkiego jest motywacja i chęć - od tego wszystko inne bierze swój początek. Tej motywacji mam nadzieję mi nie zabraknie - szczególnie, że w napale wspinaczkowym nie jestem osamotniony i kilka osób o podobnej determinacji ciągnie mnie za sobą i daje pozytywną energię do dalszego treningu. Automotywująca siła pisania sobie bloga też nie jest bez znaczenia - to na mnie działa. Jest szansa na to, że zrobienie Chińskiego Maharadży okaże się celem trudnym ale możliwym :).

19 dzień ograniczania

Stopniowe ograniczanie palenia trwa już 19 dni. Aktualnie zaczynam palić nie wcześniej niż o 10:41. Po tym poście będzie to 10:42. Tygodniowo wypalam o prawie paczkę mniej papierosów - do tej godziny wypalałam widocznie średnio jakieś 2,5 papierosa. Na razie idzie dobrze - wyczyn to jeszcze nie jest bo godzina bardzo poranna ale stopniowo minuta po minucie coraz mniej palę :). Zobaczymy czy obrzydliwy nałogowiec w końcu zwycięży czy też zostanie uśpiony.

Wczoraj nie udało się na skały wybrać - hm gdyby pogodę z piątku można było przenieść na sobotę :). Nie tracę jeszcze nadziei na jakąś fluktuację pogodową i cieplejszy front - ostatnio różne cuda się z pogodą dzieją więc może jest szansa.

piątek, 8 listopada 2013

Powrót do podciągnięć

W środę zrobiłem sobie sesję z podciągnięciami na drążku. Ostatnimi czasy nie robiłem ich za dużo, obawy przed kontuzją w barku, którą miałem ze 2 miesiące temu powstrzymywały mnie od tego. Rozpocząłem po rozgrzewce od próby pobicia rekordu ale niestety 14 i koniec. Rozczarowanie. Myślałem, że z 16 puści :). Niestety jest to dość specyficzne ćwiczenie i skoro nie pakuję w tym temacie to i rozwoju brak. Co prawda byłem jeszcze wykończony ogólną częstotliwością wspinania ostatnio. Może na całkiem świeżego te 15, 16 uda się zrobić.

Wykonałem tyle serii aby uzyskać 64 podciągnięcia - szło tak: 14,12,8,7,6 itd aż do wspomnianych 64.

Dzisiaj na sztucznej obwody i na końcu drabina, pojedyncze szczeble 2 razy do samej góry i na dół i raz co dwa szczebelki. Na koniec trzy razy przybloki w 3 kątach rozwarcia.

Coś jednak mam z barkami - powrót do podciągnięć i już coś tam boli. Muszę bardziej przyłożyć się do ćwiczeń antagonistów na barki itd - może to pomoże w jakimś stopniu. Cel jest prosty 20 podciągnięć chciałbym już w końcu robić w ciągu.

środa, 6 listopada 2013

Proporcje

Wzrok mój padł na wymiary wspinaczkowe Adama Ondry (jakoś tak przypadkiem, wcześniej nie pomyślałem aby na to zerknąć). Za wikipedią - waga 58 kg, wzrost 180 cm. Szokujące!!! Gdybym przeliczył to na mój wzrost 182 cm to powinienem ważyć 58,6 kg :). Zaoszczędziłbym na paliwie do samochodu - jednak to mniej kilogramów do wożenia codziennie :). Proporcja ta jest niesamowita, toż to piórko na stalowych łapach. Mam na grzbiecie o całe 15 do 16 kg więcej - to jest bardzo dużo. Właśnie dla sprawdzenia ile to jest podniosłem sobie dwie 4 kg hantle - a to jest dwa razy tyle. Niesamowity ciężar. W przyszłym sezonie postaram się zobaczyć na wadze 70 kg (w tym udało się 72,8 kg).

PS
Dzisiaj rano ważenie wykazało lekkie zapuszczenie się w temacie wagi - 75 kg. Daje sobie dwa dni na zobaczenie o poranku 73 kg.

wtorek, 5 listopada 2013

Ewolucja wspinacza na sztucznej

Tak z kumplami śmiejemy się analizując autoironicznie kolejne etapy przez które przechodzi nowicjusz wspinaczkowej zabawy. Układa nam się to mniej więcej w taki ciąg:
  • nowicjusze najpierw przychodzą na sztuczną, nieśmiało się czują w obcym środowisku, wspinają się prawidłowo z uprzężą, robią nieśmiało jakieś tam proste trasy - jest to okres robienia dróg i zabawy w to gdzie się człowiek da radę wspiąć
  • potem przychodzą i robią różne drogi, zaczynają także nieśmiało przymierzać się do różnych przechwytów boulderowych, bolą ich po chwili rączki i rozmawiają o tym jak to się szybciutko zbułowali
  • kontynuują trochę takie łażenie na sztucznej, patrzą co robią inni, widzą tam masterów boulderingu, ludzi prowadzących trasy pionowe i te przewieszone, zaczynają powoli dostrzegać, że znaczna część wspina się całkowicie bez uprzęży ciągle boulderując
  • wprowadzają w życie coraz częstsze boulderowanie i wspinaczkę nie po konkretnych drogach, ale jeszcze trochę boją się podejść do przyrządów typu chwytotablica, campus, drabina itd
  • po pewnym czasie zaczynają także coraz częściej boulderować i prawie wcale nie wspinają się z liną
  • odkrywają jak to wzrósł ich poziom mocy i siły, cieszą się, że jeszcze nie tak dawno ledwo dawali radę pewnym przystawkom a teraz śmig, śmig i po problemie
  • co pewien czas wracają jednak na wspinaczkę z liną i sprawdzają swoje postępy na drogach wcześniej za trudnych, cieszą się niezmiernie gdy puszcza coś co jeszcze kilka tygodni temu nie puszczało
  • wspinają się z dolną i potem znowu pakowanko boulderowe
  • zaczynają kombinować jakby tu poukładać logicznie trening, rozumieją już, co to znaczy siła a co to jest wytrzymałość - mniej więcej wiedzą jak trenować te skrajności lub coś pośredniego
  • nieśmiało następuje moment podchodzenia do przyrządów (nie czują się już tak skrępowani swoją słabością i ewentualnym rzężeniem - dostrzegają, że wielu z przybyłych na sztuczną jest dopiero na etapie przybycia na ściankę czyli pierwsza kropa z tej wyliczanki) - dotykają sprzętu typu drabina, kule, drążek, campus itp
  • po pewnym czasie dostrzegają, że gdy się boulderuje to nie warto mieć ze sobą woreczka na magnezję - zaczynają zostawiać woreczek na ziemi przy ściance (w czasie zeskoków itp magnezja nie sypie im się z woreczków na podłogę) - jest to duży krok, prawie milowy
  • itd itd

Tak się zastanawiamy co będzie dalej i czy istnieje jakiś etap pośredni pomiędzy zostawianiem woreczka na magnezję na ziemi przed boulderingiem a wspinaczką bez koszulki (bo wspinaczka bez koszulki to na pewno jakiś etap prawie końcowy :)). Wydaje nam się, że musi jeszcze coś pośredniego istnieć. Może do tego dojdziemy a może ktoś nam powie :).

PS
Wspinanie bez koszulki dzieli się przynajmniej na dwie skrajne podkategorie:
  • wspinanie bez koszulki w upale
  • wspinanie bez koszulki w chłodzie
Ostatnim etapem jest raczej wspinanie się bez koszulki w chłodzie :).

poniedziałek, 4 listopada 2013

Patenciarz przegrywa :)

Ponowne przymiarki do osobistej masakry zakończone znowu niepowodzeniem. Co prawda już troszkę lepiej - przechwyt, który sprawiał problemy po kilku różnych testach ustawienia w końcu puścił (ale na jeszcze świeżych łapkach potem już nie chciał ponownie puścić). Puścił przechwyt i dwa kolejne. Potem jeszcze z bloku dwa kolejne ale wyżej jest kolejna zagadka, na którą trzeba mieć jeszcze zapas sił. Jeszcze za mało siły i techniki na tą drogę. Jako ciekawy wskaźnik jest jednak bardzo fajna - czuję, że nie tak wiele potrzeba aby ją zrobić ale jest to jednak jeszcze przynajmniej miesiąc na siłkę :). Na razie ją odpuszczam do następnego razu o ile jej w końcu nie zlikwidują :).

Dzisiaj także testy nowo podklejonych butów. Na razie fantastycznie i po wspinaczce nic się z nimi nie dzieje, nic się nie odkleja itd. Fajne uczucie bo dopasowanie pozostało a nowe podeszwy i ranty sprawiają, że jakby w nowych butach się człowiek wspinał. Jeżeli tylko wytrzymają bez odklejeń kilka miesięcy będzie dobrze i się opłaci (musi minimum 3 miesiące wytrzymać aby wyszło na zero w stosunku do kupowania takich samych nowych butów).

PS
Rodzi się niewielki plan powspinania się w nowym roku w Szkocji (okolice kwietnia) - ale na razie bardzo luźny. Najpierw muszę zbadać czy w okolicach Edinburgha są jakieś sensowne rejony wspinaczkowe. Jeżeli nawet nie to mają tam fantastyczną sztuczną ścianę (prawdziwy gigant).

PS2
W Szkocji ciągle pada więc prawdopodobieństwo wspinaczki w tamtejszych skałkach jest jednak dość znikome szczególnie, że wypad ma być kilkudniowy :).

niedziela, 3 listopada 2013

Częste lądowania na materac

Jednak dalej boli ścięgno od pachwiny krokowej aż do kolana. Wysnułem przypuszczenie, że mogłem się tego nabawić ostatnimi tygodniami wspinaczki na siłę. Robiliśmy bardzo dużo przystawek w przewieszeniach, które bardzo często (prawie zawsze) kończyły się zeskokiem na materac. Materace są co prawda bardzo grube i amortyzują nieźle upadek ale mimo wszystko w czasie zeskoku bardzo mocno hamuje się nogami (często prawie aż do przysiadu). Jest zatem całkiem prawdopodobne, że te setki zeskoków w ciągu miesiąca przyczyniły się do nadwyrężenia ścięgien i mięśni w nogach. Trzeba na to uważać i jednak tak wymyślać przystawki aby raczej schodzić w dół, lub aby odbywały się w poziomie jeżeli mają zakończyć się ostatecznym rozwarciem dłoni i odlotem.

czwartek, 31 października 2013

Rozciąganie - nie chce mi się :)

Jakoś tak mi się nie chce rozciągać w domu ale dzisiaj się zmusiłem i 0,5 godziny poświęciłem. Zaczyna i w tym temacie następować lekkie rozluźnienie. Ogólnie z ćwiczeniami w domowym zaciszu ostatnio krucho. To już wysycenie 10 miesiącami różnorakich zabiegów treningowych - wiem to. Co jak co ale rozciągania w domu nie można pominąć bo dziad szybko drętwieje jak się w tym opuści - od razu zaczyna to tu to tam strzelać w stawach. Wracam do nadrabiania zaległości w tym temacie (a taki kiedyś miałem piękny tydzień z codziennym rozciąganiem i ewidentnym progresem w tym temacie).

Samoprzylepna Miura dzisiaj powędrowała na półkę - wystarczy jej tego łażenia po sztucznej przez ostatnie tygodnie. Już nawet zdążyła się trochę dotrzeć i zetrzeć. Teraz poczeka tylko na skalne wypady. Ale oto są, stare buty podklejone i wracają do gry - ich los już na zawsze zostanie związany ze sztuczną ścianą. Ciekawe jak długo wytrzyma to podklejenie i jak się w nich będzie łazić. Podkleiłem gumką taką jak w Miurach - nie wiem czy dobrze zrobiłem ale zobaczę jak to zadziała na stare smrodki.

PS
Z paleniem na razie dobrze, dzień w dzień coraz później zaczynam :).

środa, 30 października 2013

Trzecie starcie

Wczoraj kolejne (trzecie starcie) z pewną VI.2+. Dokładnie z jednym miejscem na tej trasie. Jest bardzo magiczne, nie wykryłem jeszcze prawidłowego ustawienia się chociaż po wczorajszym przystawianiu jestem już na tropie :). Musi cholera puścić - aczkolwiek stwierdzam, że ta akurat droga jest wyjątkowo ciężka w przeciwieństwie do innej drogi o bliskiej trudności VI.2, która znowu jest za banalna. Jakiś patent musi istnieć i jest widocznie czymś całkowicie innym niż jakakolwiek przystawka, którą robiłem wcześniej - dlatego mam trudności z wykryciem ustawienia. Mam niby jeden sposób na przejście ale gigantycznie wytężający - pomija jeden chwyt więc raczej na sto procent nie jest to rozwiązaniem zagadki. Następnym razem spróbuję ponownie się do tego przystawić ze dwa razy. Problem jest taki, że jeszcze nigdy nie widziałem nikogo kto przechodziłby tą drogę i nie mogłem podpatrzeć patentu - raz widziałem dziewczynę, która wspinała się na tej trasie ale dokładnie w tym samym miejscu poległa :).

PS
Z instruktorem pewnie od razu bym wiedział jak przejść a tak to łamigłówka jest naprawdę ciekawa. Dodatkowo mam nadzieję, że to nie po prostu brak siły :) hehehehe.

PS2
Jeszcze apropo podciągania na jednej ręce ciekawy link LINK. I znowu wychodzi na to co jest oczywiste - palce i jeszcze raz palce (z przedramionami) - oraz core (czyli bańdzioch itd).

wtorek, 29 października 2013

Słowa kluczowe

W przeglądzie statystyk bloga widnieje spis słów kluczowych, po których blog został wyszukany (słów lub całych wpisów). Zaciekawił mnie szczególnie jeden wpis brzmiący tak "rozciąganie dupy mega przedmiotami". Teraz będzie łatwiej szukać po tym jakże zacnym zdaniu, bloga o zdobywaniu Chińskiego Maharadży :).
 

Licznik godziny startu palenia (przeniesiony zostanie od następnego posta na osobną stronę LGSP z prawej strony bloga)

10:34


poniedziałek, 28 października 2013

Zadziwiające zjawisko

Eksplorując internet natrafiłem na coś niesamowitego. Na stronie empiku znajduję gigantyczną ciekawostkę, która każe mi przetrzeć oczy i sprawdzić jeszcze raz czy dobrze czytam. Widnieje tam mianowicie książka napisana przez Wojciecha Kurtykę o jakże znajomym mi tytule "Chiński Maharadża". Oto link LINK. Książki tej nie można jeszcze nabyć bowiem data premiery przypada wg empiku na 2013-11-05. Ciekawe jak w oczach Wojciecha Kurtyki opowiedziana zostanie historia żywcowania Chińskiego. Nie mogę się doczekać zakupu i zagłębienia się w lekturę.


Licznik godziny startu palenia
10:33

niedziela, 27 października 2013

3 dni z rzędu

 3 dni z rzędu wspinanie - piątek sztuczna i obwody, wczoraj wypad ze znajomymi do doliny Półrzeczki, dzisiaj sztuczna z dzieciakami ale też trochę wspinania dla dorosłych.

W dolinie Półrzeczki bardzo malowniczo - byłem tam pierwszy raz w życiu. Cała dolinka zasypana liśćmi, słońce pięknie padało na skały, idealne warunki do wspinaczki. Poszliśmy na grupę Mnik i Dębowe Skałki i tam znaleźliśmy kilka prostych dróg - "W try miga" IV, "SaSanka" V i "Cichym ścigaj ją lotem" VI+. Faktycznie rozmieszczenie wpinek na drogach w tej dolince dość "optymistyczne". Przy drugiej wpince ewentualnie nieudanej raczej lądowanie na ziemi - trzeba uważać co się robi. My przedłużyliśmy sobie pętlą jedną z wpinek w przypadku drogi VI+. Bardzo udany wypad i przy okazji rekordowe prowadzenie VI+ :).

Co do bólu to boli prawie wszystko :). Trzy dni wspinania dają starym mięśniom i ścięgnom popalić. Teraz odpoczynek do wtorku.



Licznik godziny startu palenia
10:32

piątek, 25 października 2013

Oznaki zmęczenia materiału

Właśnie wróciłem ze sztucznej. Płynnie przeszliśmy na obwody tak po około 15 przechwytów każdy. Masakra :). Zrobiliśmy 12 razy każdy do otwarcia się dłoni i odpadnięcia. Na początku listeweczki jednak po odpowiednim rozgrzaniu. Dzisiaj na początek 4 powtórzenia zwisów po 15 sekund dla dostosowania palców do wysiłku a potem 4 powtórzenia wdrapywania się do góry. Dzisiaj 7 listewek w górę - jest progres pomimo zmęczenia środową rzezią na siłę :). Ręce już mnie chyba nie lubią ale cóż taki ich los :). Na końcu jak zwykle kule i 3 powtórzenia z przykurczami w czterech różnych stopniach zgięcia ręki w łokciu.


A tutaj poniżej lekkie refleksje po 10 miesiącach wspinaczki, które spisałem jeszcze wczoraj ale aby nie mnożyć postów (bo wiadomo, każdy post to minuta mniej palenia dziennie :)) wstawiam dzisiaj:


Mija 10-ty miesiąc wspinaczkowej zabawy. Kumulacja różnorakich przeciążeń i drobnych oraz większych kontuzji delikatnie zaczyna dawać się we znaki. Były minimalne problemy z palcem - minęły. Były ponowne problemy z palcem, które też minęły. Był ból w okolicach łopatek - zniknął. Były bolące odciski na dłoniach - dalej są ale już takie dotarte, wspinaczkowe. Było pieczenie straszliwe dłoni - już tak bardzo nie piecze nawet po ostrym dawaniu w przewieszeniach gdzie ścieranie naskórka jest znaczne. Był problem z barkiem - zniknął ale jeszcze czasami daje o sobie znać. Jest lekki problem ze ścięgnem od pachwiny krokowej aż po kolano - mam nadzieję, że minie. Trochę tego było. Nie było na razie żadnej większej komplikacji z kontuzjami ale jednak organizm zaczyna już odczuwać ogólne zmęczenie trenowaniem Brak tygodnia w którym nie czułbym zakwasów czy też jakichś bóli to tu, to tam świadczy, że organizm mimo wszystko pracuje. Różne mikro-urazy gdzieś tam narastają i czają się w ukryciu :). Była oczywiście przerwa wakacyjna, po której faktycznie jakby wszystkie drobne bolączki zniknęły na dobre - ale tylko na krótko - już po kilku tygodniach pojawiły się ponownie. Materiał doświadczalny zaczyna ewidentnie odczuwać potrzebę znaczącego odpoczynku od wspinania. Grudniowy plan odstawienia wspinaczki na około miesiąc jest dalej aktualny - muszę przyznać, że już chyba nie mogę się tego doczekać. Nie to, żeby napalenie na wspinanie zmalało. O nie! Jest na takim samym poziomie jak prawie rok temu a może nawet większym. Zżera mnie ciekawość czy po takiej przerwie po powrocie będzie przypływ POWERA? Przypuszczam, że tak - efekt taki miałem właśnie po 2 tygodniowych wakacjach - po powrocie zdawało mi się, że wyrwę chwyty ze ściany.

Patrząc na te 10 miesięcy do tyłu jest radocha, że dziad-pradziad robiący ledwo co 4 podciągnięcia na drążku potrafi już (z trudem bo z trudem ale jednak) wleźć na 5 listewek na campusie, podciągnąć się kilkanaście razy, i wykonać przechwyty o których w tamtym czasie mógł tylko pomarzyć. Na skali dziadostwa wskaźnik przesunął się znacząco w prawo (z lewej wskaźnik ma oznaczenie "Maksymalne dziadostwo" a z prawej "Absolutny brak dziadostwa"). Dziad chciałby szybciej robić pewne rzeczy ale widocznie się nie da :). Dziad ma problemy z czasem i wypadami na skały - ale takie są realia i tutaj można tylko pomyśleć o optymalizacji czasu.

Te dziesięć miesięcy pokazało też pewne rzeczy.
  • Chaos treningowy (tzn trening bez rozpiski i tzw. skakanie z kwiatka na kwiatek) jest całkiem dobrym rozwiązaniem na początek - zyskuje się dzięki temu więcej funu ze wspinania, zapewnia się (chaotyczną) zmienność treningową itp. Polecam wszystkim startującym ze wspinaczką nie przejmowanie się jakimś ściśle określonym harmonogramem. Niech będzie określony tylko w ogólnym zarysie - na przykład, że dwa razy w tygodniu się wspinamy - to wystarczy.
  • Brak czasu na bardziej intensywne wspinanie w tygodniu paradoksalnie mógł przyczynić się do ustrzeżenia mnie przed kontuzjami - człowiek z napałem łatwo może nabawić się kontuzji przesadzając z szybkością narastania obciążeń treningowych. Działając z przekonaniem, że wspinaczka nie zając robiłem chyba dobrze i rozsądnie z delikatnym intensyfikowaniem treningu. Polecam na początek przyjęcie takiej zasady - szczególnie jak ma się troszeczkę więcej latek niż 20 na karku :).
  • W co za mało włożyłem wysiłku i co powinienem bardziej przez ten okres rozwijać? Siła przedramion i palców. To pierwszej klasy arsenał wspinacza i tego nie można pomijać albo trenować w innej kolejności. To jest najważniejszy element z przygotowania fizycznego i trochę nie do końca nad nim pracowałem. Oczywiście barki, plecy, brzuch, nogi i cała reszta tego badziewia, które waży dużo kilogramów też jest ważna ale dopiero po przedramionach i palcach :).
  • Technika - w moim przypadku uczenie techniki odbywa się poprzez samoobserwację, drobne, nawet nieświadome poprawki przy wałkowaniu setek przystawek i przechwytów na drogach itp. Oczywiście z nauczycielem (dobrym) pewnie (na pewno) progres w tej dziedzinie byłby szybszy i technika byłaby lepsza. Tutaj jednak też jest pewien element, który można stracić idąc na lekcje do trenejro - element ten to odkrywanie samemu coraz lepszych ustawień, coraz efektywniejszych ruchów itd itd. Osobiście sprawia mi to odkrywanie dużą przyjemność i jest ważnym elementem ciągłego napalenia na wspinanie i tzw ogólnie rozumianego FUNU. Coś czuję, że gdyby tak od razu wszystko zostało mi wyłożone, wtłoczone i nauczone czułbym taką pustkę w wymiarze samodzielnego dochodzenia do prawdy (takie poczucie jakbym na kurs prawa jazdy się zapisał :)). Dochodzenie do tej prawdy samodzielnie i z interakcją ze znajomymi jest super, co z tego, że wolniejsze ale jednak bardziej osobiste. Osobiście polecam tą drogę i nie widzę w niej nic złego (instruktorzy by się na mnie obrazili pewnie :)). Dodam aby nie być źle zrozumianym, że chodzi mi tylko o aspekty stricte związane ze wspinaniem czyli ruszaniem się, i całą tą akrobacją skalną - nie mówię tutaj o technice asekuracji, operowania sprzętem, bezpieczeństwa itd itd - to jak najbardziej od razu walić do instruktorów. 

Takie mnie naszły jakieś refleksje - to chyba od tego ograniczania palenia papierosów. To w takim razie idę zajarać bo nigdy nie skończę tego posta :).

czwartek, 24 października 2013

3 tygodnie na siłę zrobione

Wczoraj dobiegł końca trzy tygodniowy cykl na siłę. Ostatecznie zmasakrowaliśmy się na boulderach krótkich a treściwych. Teraz przejście na dwa tygodnie obwodów takich około 20 przechwytowych na obie ręce aż do odpadnięcia. Nie rezygnujemy jednak z campusa i ćwiczeń na listewkach raz w tygodniu - będziemy to na świeżego po rozgrzewce kontynuować (bardzo ładnie rozwija siłę palców). Ogólnie wszystko zmierzać będzie w kierunku wzmocnienia palców i przedramion czyli tego co z fizycznych aspektów wspinaczki jest na pierwszym miejscu (trzymając się zasady, że prawdziwa siła techniki się nie boi :)).

PS
Dzisiejsze palenie po 10:29 zakończone sukcesem - jutro 10:30 :).

środa, 23 października 2013

10:29

Dzisiaj wszystko zgodnie z planem pierwszy pecik po godzinie 10:28 :). Jutro 10:29 i dopiero będę mógł zacząć się truć. Na razie idzie gładko.

Noga a dokładnie ścięgno w nodze dalej boli. Dzisiaj jednak ruszam na sztuczną ale mam zamiar oszczędzać nogi - jeszcze nie wiem jak to zrobię ale postaram się. Gdyby coś zaczęło bardziej nawalać to przestanę się wspinać.

Tak ostatnio pomyślałem, że dawno nie sprawdzałem ile podciągnięć jestem w stanie zrobić na drążku w ciągu. Trzy tygodnie na siłę mija dzisiaj i mam zamiar to sprawdzić w najbliższym czasie (coś musiało drgnąć do góry - obym się mocno nie rozczarował :) ). Ostatni rekord to 14 podciągnięć - wypocznę kilka dni i przystawię się do rurki. Albo nie! Może dzisiaj na sztucznej się przystawię w ramach ostatniego dnia z tego cyklu na siłę. Może się uda.




wtorek, 22 października 2013

Blog i papierosy

Jest nowa idea. Powiązanie postów blogowych z rzucaniem (ograniczaniem) palenia. Skoro nagle nie da się robić VI.5 tak z dnia na dzień to możliwe, że nie da się także tak z dnia na dzień rzucić palenia :). Stąd idea korelowania ilości postów z godziną, do której nie wolno zapalić peta. Zasada będzie taka:
  1. Liczymy ilość postów (aktualnie 267)
  2. Każdy post to minuta - czyli mamy 267 minut
  3. Obliczenia rozpoczynam do 6 rano dodając odpowiednią ilość minut do tej godziny - czyli aktualnie wychodzi 6 rano + 267 minut daje = 10:27
  4. Znając tą godzinę mogę zapalić po niej w danym dniu
Od jutra zaczynam zabawę - wliczając tego posta wychodzi, że do 10:28 nie palę.

Zasada wprowadzona ma ten minus, że znając podstępne szepty palacza-nałogowca już widzę jak stworek ten będzie starał się ograniczyć ilość pisanych postów. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie :).

Patrząc średnio na ilość pisanych postów (około 25 miesięcznie) tak co około 2 miesiące okres niepalenia od poranka będzie przesuwał się o godzinę do przodu. Zobaczę, może to jakoś na mnie zadziała.

PS
Wiem, wiem podstępny stwór-palacz nie może tak od razu rzucić tylko wymyśla chytre metody tylko po to aby jednak odsunąć myśl o niepaleniu na czas późniejszy. Ale niestety ciężko z tym wygrać w moim przypadku inaczej a na tą chwilę na to mnie stać.

niedziela, 20 października 2013

Kontuzja z zaskoczenia

Tego się nie spodziewałem ale nabawiłem się kontuzji w zaskakującym miejscu. Boli mnie mianowicie ścięgno w nodze od pachwiny aż po kolano. Boli znacznie na tyle, że kuleję chodząc a wsiadanie do samochodu sprawia niemałe problemy. Ewidentny stan zapalny. Ból pojawił się już ponad tydzień temu ale wtedy jakoś to przeszło i zapomniałem o tym. Od wczoraj jednak nastąpił ostry atak. Dziad pradziad tkwiący we mnie nie omieszkał przypomnieć o sobie w ten ciekawy i malowniczy sposób. Czyżby robienie ostatnimi czasy tych mocno przewieszonych boulderów tak bardzo obciążyło nogę, że nie wytrzymała? Kto wie może to z tego powodu. Jako urodzony hipochondryk oczywiście już sobie wkręcam inne możliwości - po jednym wypadzie w skały miałem dokładnie na tej nodze wbitego kleszcza :) - zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że lokalizacja wbicia kleszcza raczej nie powinna mieć wpływu na lokalizację ewentualnych komplikacji bólowych spowodowanych rozwijającą się boreliozą :). Mam nadzieję, że to nie to bo byłoby bardzo niefajnie. Zastanawia mnie też to, że po środowym wypadzie na trening nic mnie nie bolało a po piątkowym od soboty atak bólowy - nic takiego innego w piątek w porównaniu ze środą nie robiłem na sztucznej. Może jednak coś już nie wytrzymuje i ogólne ciągłe obciążenie w końcu kiedyś musi dać o sobie znać. Pożyjemy zobaczymy.

piątek, 18 października 2013

Campus - 5 listewek

Dzisiaj zgodnie z radami internetowych campusowych wymiataczy najpierw rozgrzewka ogólna, tak dla podniesienia tętna (czyli podskoki, pompeczki, rozciąganie ale nie w stylu joginów, itp), potem rozgrzanie rąk na trawersach i łatwych boulderach. Gdy poczułem, że krew ładnie krąży już w organizmie a w szczególności w dłoniach od razu na campus (takie zalecenia znalazłem aby jednak do listewek przystawiać się na świeżego ale dokładnie rozgrzanego).

Najpierw 4 powtórzenia zwisów na 3 palcach po 15 sekund na listewce z minutowymi odpoczynkami. Potem odpoczynek 4 minuty i próba wdrapywania się do góry. Za pierwszym razem 3 listewki do góry, przerwa minutowa i ponowne starcie. Znowu 3 listewki do góry ale już wyczaiłem technikę przechwytywania i niejako lepienia się do kolejnej listewki - była to mała eureka. Palce muszą od razu trafić odpowiednio w chwyt i musi nastąpić natychmiastowe maksymalne sprężenie mięśni do chwytu (jest o niebo lepiej niż początkowe przechwyty gdzie ostre hamowanie niedokładnie chwyconej listewki dawało się we znaki). Kolejna minuta przerwy i ponowna próba - tym razem 4 listewki do góry (znowu złota myśl Horsta o technice zadziałała - kolejne ćwiczenie, większe zmęczenie a mimo to dalej dochodzę - odpowiedź jest prosta - technika i potrzeba mniej siły). Kolejna minuta przerwy i 5 listewek puszcza :). Nie powiem ale obdarzyłem po dzisiejszym dniu dużym uczuciem to narzędzie tortur :). Mam nadzieję, że już niedługo uda się dotrzeć do samej góry, i że palce powoli zamienią się w stalowe haki do zaczepiania się na chwytach :).

Po tej sympatycznej przygodzie na campusie odpoczęliśmy i jazda na bouldery - oczywiście na siłkę czyli ostro przewieszone przystawki. Tak dawaliśmy dzisiaj, że osobiście czuję rekordowy poziom zmęczenia - z czymś takim jeszcze nie miałem do czynienia - ostatnie przystawki już naprawdę na skrajnym limesie.

Po około godzinie takich zmagań udaliśmy się jeszcze na małe co nieco. Kule i przykurcze na nich (3 powtórzenia). Podciąganie i przykurcze w czterech kątach zgięcia w łokciu.

Na koniec lekkie rozciąganie bolących mięśni i koniec. Można powiedzieć, że to się nazywa trenowanie. Mimo wszytko jest to dopiero początek tego do czego się przymierzam od nowego roku - będzie dużo bólu, dużo potu, dużo grymasów na twarzy i jęków. Jak to się mówi - jest pot jest progres.

czwartek, 17 października 2013

Miura nie śmierdzi

Spieszę donieść - LaSportiva Miura ma tą własność, że nie śmierdzi - potwierdzam to co wcześniej przeczytałem w internecie. Po pięciu wyjściach na wspinanie żadnych objawów smrodku - w syntetycznych bucikach już było nieznośnie po takim okresie użytkowania.

PS
Dodatkowo są niesamowicie wygodne mimo, że nie są jeszcze idealnie dotarte do stóp. O tym, że stoją na stopniach jak marzenie już wspominałem ale wspomnę raz jeszcze. Podkleję sobie moje stare RP Perl tym samym rodzajem gumy co w Miurach - ciekawe czy nabiorą podobnych właściwości.

Dachowe zabawy

Z braku miejsca na innych boulderowych ściankach dorwaliśmy się z kumplem (w ramach siłki :)) do łażenia po dachu. Oj trzeba mieć powera żeby po tym mykać i całkiem inną technikę. Zrobiliśmy sobie taką jedna przystawkę z haczeniem pięty itd. Bardzo ładnie daje w kość po kilku powtórzeniach :).

Oczywiście po kolejnym dniu na siłę maksymalną znowu cudowne bóle łapek. Na samej ścianie są już pierwsze (a może nawet drugie) objawy przypływu mocy i siły. Objawiło się to tym, że robiąc pewne trasy wcześniejsze w kilku miejscach nie dbając o to czy dobrze się ustawiam czy nie nagle pociągnąłem sobie wesoło i dało radę przejść byle jak :). Jest to bardzo niebezpieczne ze względu na olewanie techniki ale cóż poradzić, widocznie technikę na już ciut trudniejszych trasach trzeba będzie ćwiczyć. To ciekawy problem ogólny - jak zwiększając powera nie tracić starań o technikę na prostszych dla nas drogach? Tylko skupienie i koncentracja mogą coś tutaj pomóc bo innej rady nie widzę. Myślę, że problem ten doskwiera wszystkim. To takie proste iść na łatwą drogę tak z marszu, byle jak bo czego się człowiek nie chwyci i gdziekolwiek i jakkolwiek nie stanie to wszystko działa i samo prze do góry. Tak czy inaczej technikę muszę przyznać traktuję jednak mimo wszystko po macoszemu. Wiele razy zbierałem się do tego aby bardziej świadomie się wspinać itd ale nic z tego nie wychodzi (jest różnie raz lepiej raz gorzej w tym temacie).


środa, 16 października 2013

Jeden przechwyt na campusie :)

Trening siłowy idzie dalej do przodu (ale bardzo drobnymi kroczkami). Ostatnio sprawdziłem na campusie na tych szerszych listewkach czy da się już do góry z wiszącymi nóżkami wspiąć. Odpowiedz jest: da się - wykonałem jeden przechwyt do góry o jedną listewkę :) (trochę się jeszcze boję więcej aby się kontuzji nie nabawić). Przy kolejnej wizycie na sztucznej w piątek sprawdzę dwa przechwyty. Krok po kroczku i może uda się coś na tym powalczyć więcej.

środa, 9 października 2013

Dalsze siłowe zabawy

Wczoraj znowu masakrowanie na siłkę. Na początku trochę rozgrzewki, trochę dróg z liną a potem przewieszenie i drogi krótkie ale treściwe (kilka przechwytów). Na początku nawet za bardzo siłowa przystawka tylko raz ją zrobiłem przy pierwszym podejściu a już przy następnym siły było brak. Na koniec dojechanie się na takiej walcowej jakby drabinie (3 serie góra-dół). Czuć ręce dzisiaj znacząco. Strasznie słabi jesteśmy na tych ostro przewieszonych drogach co daje jeszcze większą motywację aby siłę zrobić i okiełznać te przewieszone ścianki i już na większym luzie po nich tańcować. Na razie dwa treningi siłowe - zrobimy jeszcze 4 sztuki w tym stylu.

wtorek, 8 października 2013

Raczej nici z planowanych dróg

Mistrz w nie realizowaniu planów oczywiście nie wykona celu na ten sezon w skałach - (np. Rysa Babińskiego VI.2+). Raczej nie można się już dłużej oszukiwać, że się uda zgrać wszystkie czynniki - siłę z mocą i pogodę :). Cały ten proces nierealizowania planów jest przynajmniej mocno naukowy - pokazuje mi gdzie nie przyspieszę i jak to jest gdy ma się obowiązki życiowe w porównaniu z okresem gdzie było się wyluzowanym człowiekiem, który na wszystko miał czas. Mimo wszystko tempo rozwoju po powrocie do wspinania na razie jest zadowalające. 20 lat temu po pierwszym sezonie zakończyłem na jakiejś jednej VI+ na wędkę a o chodzeniu z dołem jeszcze nawet nie myślałem a teraz udało mi się jedną VI.2 na wędkę, trochę prowadzeń do VI włącznie, kilka OS prostych ale jednak itd. Krzywa postępu jest mocno lepsza niż dawniej. Oczywiście istnieje obawa, że zetknięcie się z czymś trudniejszym spowoduje zrównanie się tych krzywych progresu chociażby ze względu na większe możliwości kontuzji w starszym wieku ale po prostu "wspinanie nie zając, nie ucieknie".

poniedziałek, 7 października 2013

Sadło na zimę

Jakoś ostatnio chce mi się bardziej jeść - lodówka mnie przyciąga jak magnes. To chyba zbieranie sadła na okres zimowy odziedziczony po futrzastych praprzodkach się odzywa :). Na razie nie jest źle, dalej oscyluję pomiędzy 73 - 75 tyle, że troszeczkę częściej pukam do 75kg. Pocieszające, że na drugi dzień po treningu widzę jednak nadal 73kg na wadze.

sobota, 5 października 2013

Teraz siła

Wczoraj przeszliśmy do treningu siłowego - ostro przewieszone bouldery, trasy tak do 5 przechwytów na rękę. Bardzo ładnie wszystko działa i boli. Jedyna trudność to znalezienie idealnej drogi tak aby na końcu jeszcze zawalczyć o ostatni przechwyt - jest albo tak, że ostatni przechwyt już jest nie osiągalny albo za łatwy :). Ma to jednak mniejsze znaczenie, ważne że faktycznie max 10 przechwytów i odpadnięcie. Na koniec jeszcze dojechaliśmy się na kulach podciągnięciami i przykurczami.

Jeszcze jedną rzecz spróbowałem wczoraj - podlazłem do listewek (tych szerszych) i spróbowałem się podciągnąć na końcach palców. Poszło. Kolejny objaw progresu. Mogłem wczoraj więcej razy dać w górę z palców ale jednak jeszcze się boję tego ćwiczenia na listewkach i tak tylko delikatnie sprawdzam czy się da. Coś czuję, że jak już na tym się zacznie trenować wchodzenie góra - dół to będzie kolejny przełom we wspinaniu.

Apropo nowych butów LaSportiva Miura to drugie wyjście i zaczynam delikatnie przechodzić do zachwytu :). Jeszcze nie są lepsze od moich starych RP Pearl ze względu na nie dotarcie się do stopy i ogólne czucie ale jeżeli chodzi o siadanie na stopniach to rewelacja - stawiasz i możesz zapomnieć o nodze samo stoi :).

czwartek, 3 października 2013

Alkohol - odwodnienie - atp

Tak poszperałem trochę na temat możliwych przyczyn osłabienia organizmu odczuwanego w trakcie treningu po imprezie :). Jednym z wielu negatywnych czynników związanych z alkoholem jest szybkie odwadnianie organizmu. To fakt znany, że po ostro zakropionej imprezie dobrze jest przed snem wypić duże ilości płynów (kac na drugi dzień będzie mniejszy). Skoro odwodnienie jest jedną z przypadłości poalkoholowej a odwodnienie bezpośrednio wpływa na produkcję ATP, które z kolei jest niezbędne do prawidłowej pracy mięśni tym samym powód mojego wtorkowego znaczącego osłabienia staje się oczywisty :). Odwodniłem się na tyle w ciągu dni poprzedzających trening, że mój poziom ATP był znacząco niski - wystarczył zaledwie na sam początek treningu (jak pisałem trawers na początku i potem dwie VI pod rząd i jedna VI.1 nie wskazywały, że już za moment nastąpi znaczny spadek formy). Atak osłabienia przyszedł nagle, wręcz skokowo po kolejnych dwóch trasach i tak już pozostało.

Ciekawe doświadczenie nieprawdaż?

wtorek, 1 października 2013

Osłabienie

Oj straszne osłabienie w dzisiejszym dniu. Na początku jakby dobrze trawersik, dwie takie VI-tki przewieszone na rozgrzewkę pod rząd, potem VI.1 w standardzie i od razu do takiego VI z marszu ale już natychmiast spadek siły i mocy. I tak już do samego końca. Jaka przyczyna? Trudno powiedzieć. Byłem przez weekend na czymś w rodzaju wesela :) - dwa dni nie wylewania za kołnierz. Może to to bo innych przyczyn nie widać. Może to po prostu normalne, że raz za jakiś czas takie osłabienie dopada człowieka.

Drugą możliwą przyczyną (aczkolwiek nie podejrzewam) są nowe buty - zakupiłem Miura LaSportiva. Na razie bez rewelacji w porównaniu z moimi dotartymi RP Pearl. Coś więcej będzie można powiedzieć jak się dotrą. Na razie dziwnie się stoi w tych bucikach. Zakupiłem wersję na rzepy i nawet spoko. Numer 40 przy moim normalnym rozmiarze butów 42. Mam nadzieje, że nie za bardzo się rozjadą :).

poniedziałek, 30 września 2013

Wyprawa po nowe buty

Nadszedł taki moment aby zakupić drugą parę butów wspinaczkowych - stare pojadą do naprawy. Celuję w klasyka ze stajni LaSportiva ale jak znam życie nie będzie w sklepach :). Buty te przeznaczę jednak już tylko na skałę, po sztucznej do zajechania moje stare RP Pearl będę ile się da podklejał (są bardzo dobre i z czystym sumieniem polecam ten model Pearl).

czwartek, 26 września 2013

Sprawdzian w podciągnięciach

Ostatnio zażyłem dużego wywczasu w podciąganiach na drążku ze względu na kontuzję w prawym barku. Wczoraj nastąpił powrót i sprawdziłem na standardowym moim ćwiczeniu piramidki do 8 i w dół co tam słychać w podciągnięciach. Wszystko ok - piramidkę na luzie zrobiłem. Możliwe, że przyszła pora na przygotowanie się do ataku na piramidkę do 9 (bo ta do 8  (64 podciągnięcia) już nie wyciska ze mnie wszystkiego). Jeszcze trochę na tej ósemkowej poćwiczę, zrobię resta i atak na dziewiątkę :).

środa, 25 września 2013

Dziura w lewym bucie

Dziura w lewym bucie jest już tak duża, że zaczynam akcję rozglądania się za nowymi butami oraz startuję z poszukiwaniem kogoś kto podkleja stare buty wspinaczkowe. Zacznę od netu może kogoś znajdę.

PS
Wiem dlaczego akurat w lewym bucie szybciej się ta dziura zrobiła (bo prawy wygląda całkiem dobrze w dalszym ciągu). Lewą nogą odbijam się od ściany gdy zjeżdżam w dół po zrobionej drodze - taki dziwny nawyk. Odbijanie to robię właśnie bardzo często czubkiem lewego buta (a tam dziura się pojawiła :)). Muszę oduczyć się jakiegokolwiek odbijania czubkami butów - szczególnie na sztucznej gdzie tarcie jest bardzo duże na płytach.

wtorek, 24 września 2013

Nowe objawy

Dzisiaj na sztucznej w końcu prowadzenie mojego VI.1 - ustawianie do wpinek plus przypak po obwodach w ostatnich tygodniach spowodował, że w żadnym miejscu nie było trudno i ani raz nie odczułem rączek. Potem na wędkę takie nowe VI.1 obok "nie VI.2" :). Puściło od razu - dość proste ale fajne - dorzucam do standardu ćwiczeniowego.

Pod koniec powrót do "niemożliwej VI.2+". Już w maju przystawiałem się do tego i tutaj LINK do posta gdzie opisywałem dotarcie do absolutnej bariery i niemożliwości. Jaka jest teraz różnica ? Nie za duża - doszedłem do tego samego miejsca i zonk. Różnica jest taka, że po próbach po bloku wymyśliłem sposób na przejście tego odcinka i wykonałem ruch do góry do następnych przechwytów ale było ciężko. Potem jeszcze raz od samego dołu wystartowałem ale nie dałem rady ustawić się już do odpowiedniej pozycji, z której dało się wspiąć do góry.

Całe to doświadczenie z tą VI.2+ pokazuje jedną rzecz - trening siły maksymalnej na przybloki, palce itd. Tego prawie nie robiliśmy w tym roku. Trochę z premedytacją a trochę z przypadku. Nasze treningi siłowe były raczej nastawione na plecy - duże przewieszenia i wielkie chwyty.

A co to za objawy, o których piszę w tytule posta? Nowy niepokojący mikro ból pojawił się w lewej ręce w ścięgnach zaraz za nadgarstkiem od strony łokcia. Zaczynam mocniejsze drogi treningowo robić i już coś tam daje znaki :). Dzisiaj przy tym VI.2+ poczułem raz te ścięgna. Możliwe, że to mikro uraz, którego nabawiłem się w Bolechowickiej - było zimno i tam pierwszy raz poczułem te ścięgna. Na razie pozostaje tylko być czujnym i nie przyspieszać za bardzo z trudnościami dróg.

poniedziałek, 23 września 2013

Regeneracja starszego człowieka

Po raz kolejny na własnym przykładzie widzę jak bardzo różni się organizm 40 latka od młodego człowieka. Do dzisiaj po piątkowych obwodach (i ogólnie po mocniejszym tygodniu ćwiczeń) czuję zmęczenie, ból i pewien dyskomfort w rękach. U osób skrajnie młodych (takich jak np moja córka) takie objawy nie występują zupełnie (moja córa wspinała się w niedzielę i całkowicie nic ją nie boli w rękach mimo, że przeszła ładnych kilka tras gdzie dawała z rączek aż miło, szczególnie, że technika jeszcze nie ta). Z moich doświadczeń jako 20-sto letniego wspinacza pamiętam, że mięśniowych bóli wcale nie miałem - wspinałem się dzień w dzień i jedyny ból jaki mnie dopadał to tylko w wyniku kontuzji ścięgien czy stawów. No cóż, trzeba będzie się pogodzić z tym, że wspinanie na poważnie w tym wieku będzie niosło ze sobą pobolewanie tego i owego przez cały czas (mówię o takim wspinaniu, w którym chcemy robić jakiś progres w skończonym czasie). Zastanawiałem się nad trenowaniem 3 dni w tygodniu ale widzę, że chyba nie będzie to rozsądne, że czas na regenerację może być za krótki przy takim obłożeniu treningiem. Raz za czas można taki trój-treningowy tydzień zrobić ale nie ciągle. I chyba na razie będę się tego trzymał.

piątek, 20 września 2013

Zakończenie tygodnia

Ostatni czas mocno przepracowany - ostatni piątek dużo obwodów, potem poniedziałek dużo dróg sumarycznie do odpadnięcia, środa skały a dzisiaj znowu obwody. Szybki w tym jest postęp, ostatnio w piątek robiłem 3 okrążenia po takiej lekko przewieszonej ściance przy jednej serii a dzisiaj już po 5 okrążeń na tym samym (co prawda dzisiaj zrobiliśmy tylko 4 serie ale za to dużo boulderingu było wcześniej). Następne kilka dni zasłużony odpoczynek - należy się szczególnie, że organizm jest z rodzaju 40+.

czwartek, 19 września 2013

Pierścienie w Bolechowickiej

Skoro jestem na świeżo po wizycie w dolince Bolechowickiej to jeszcze raz wrócę do sprawy pierścieni w stanowiskach zjazdowych. Na ścianie, na której biegnie droga "Przez Napis" na górze jest stanowisko zjazdowe a pierścionek, który tam jest zamontowany jest już dość ostro "zjechany" - w standardowy sposób tzn. posiada bardzo niefajne wyżłobienia z dwóch stron o średnicy liny. Teraz gdy człowiek chce z tego zjechać już atestowane parametry może włożyć między bajki i tylko domyślać się niepewnie jakie są nowe parametry takiego pierścionka :). Osobiście nie lubię pod koniec wspinania zjeżdżać na takim pierścionku gdy już muszę karabinek zakręcany zabierać. Tak, możliwe, że jestem przewrażliwiony. Gdyby jednak ktoś kto jest uprawniony / wykwalifikowany do wymian tych pierścieni się trafił to ja chętnie zasponsoruję powiedzmy wszystkie nowe pierścionki na stanowiskach zjazdowych Filara Pokutników :) (to nie żarty w końcu korzystam to mogę się dołożyć).

PS
Hm ...  Ale pewnie nie da się samych pierścionków wymienić tylko od razu całe stanowisko. To powiedzmy, że zamiast deklaracji o pierścionkach będzie do deklaracja na dwa całe stanowiska zjazdowe :).

środa, 18 września 2013

Zimno w Bolechowickiej

Dzisiaj mały wypad do doliny Bolechowickiej. Po zarzuceniu wędki na drogę "Przez Napis z trawersem" kilka prób. Nie przewidzieliśmy, że zacieniona ściana da nam się aż tak bardzo we znaki - cholernie zimno. Oczywiście gdy kiedyś byłem w Bolechowickiej to w 35-cio stopniowym upale wspinaliśmy się od strony Abazego w pełnym słońcu a dzisiaj ... - kolejna nauczka. Wracając do przystawek, droga prawie padła - jedna próba z blokiem w miejscu trawersu (taki wykrok w lewo). Kolejny przykład, że brakuje jeszcze siły na długim dystansie (ale i na krótkim też :) ). Droga "Przez Napis" jest pierwszą drogą, która otwiera wrota do innych dróg na ścianie Pokutników. Potem dwie ładne drogi "Brzytwa Ockhama" oraz "Rysa Babińskiego" - nie mogę się doczekać kiedy uda się je zrobić.

PS
Asekuracja na "Przez Napis" pozostawia wiele do życzenia. Przynajmniej jeden stary ring i pierwsze wpinki bardzo czujne w sensie odległości.

poniedziałek, 16 września 2013

Około 183 metry

Dzisiaj 183 metry do góry + cały trawers jakieś 35 metrów. Te 183 metry po VI.1+, VI.1, VI - tylko 3 drogi V+ z całości. Jest pocenie jest poczucie, że to trening. Zrobienie 500 metrów w jednym treningu jak zaleca Horst (w przypadku robienia czystej wytrzymałości) nie będzie łatwe - trzeba będzie pewnie z pięć godzin posiedzieć na sztucznej (ale jesteśmy z kumplem i na to gotowi :)). Tego typu zabawy już jednak nie teraz tylko od nowego roku. Na razie coś co zahacza o robienie wytrzymałości siłowej (piszę zahacza bowiem nie jest to do końca prawidłowo ustawione - trochę w tym zwykłej wytrzymałości). Znowu wspaniałe uczucie otwierających się dłoni na klamach. Jednej rzeczy jeszcze nie potrafię jakoś przewalczyć - w momencie gdy już dłoń się otwiera za szybko odpuszczam, trzeba jeszcze sekundę powalczyć na maxa.


niedziela, 15 września 2013

Po obwodach

Drugi dzień po obwodach na sztucznej a ręce dalej są odczuwalne. Szczególnie dłonie zaraz z rana są takie zesztywniałe i trzeba je rozruszać aby działały normalnie :).

Mieliśmy dzisiaj jechać na skały ale pogoda nie do końca pewna i jednak nie pojedziemy (na www.sat24.com widać niby dziurę w chmurach taką na dwie godziny nad Krakowem ale to stanowczo za mało). Będzie więc dzień restowy ale z ruchem w postaci basenu :).

piątek, 13 września 2013

Obwody

Dzisiaj na sztucznej rozgrzewka, przystawki (zagadki) i obwody. Kręciliśmy się do odpadnięcia na takiej lekko przewieszonej ściance. Zasada jest taka, że ścianka składa się z takich czterech dużych płyt - ma 2x2 takich płyt. Startujemy z prawej płyty tak aby w całości mieścić się w granicach tej płyty, przechodzimy po dowolnych chwytach o płytę do góry (znowu tak aby w całości mieścić się z chwytami na ręce i nogi na tej płycie), potem w lewo kolejna płyta i w dół ostatnia płyta z czterech - i znowu w prawo i tak do wyczerpania. Palenie przedramion jest wspaniałe a uczucie otwierających się dłoni na tych samych chwytach, które we wcześniejszych kołach wydawały się klamami jest jeszcze bardziej cudownym doświadczeniem. Po odpadnięciu kolega przystępuje do działań a ja czekam na swoją kolejkę i tak 6 razy na tej ściance. Potem 3 razy podobne zabawy na innej ściance bardziej przewieszonej. Po czymś takim naprawdę czuję, że została wykonana praca, która musi dać efekty w niedalekiej przyszłości. Teraz przez kolejne 2 tygodnie trzeba coś takiego robić - ogólna wytrzymałość siłowa powinna wzrosnąć znacząco.

PS
Zasada, że mamy zmieścić się w kolejnej płycie wymusza pewne kombinowanie i jakby symuluje pewną trudność - jest znacząco inaczej niż kręcenie się do odpadnięcia dowolnym szlakiem na ścianie.

czwartek, 12 września 2013

Żywiec na bosaka

W sprawie psychy taki filmik znalazłem (druga połowa tego filmiku) gdzie Patrick Edlinger na bosaka i bez liny wspina się po dość wysokiej skale :). LINK. Mają ludzie nerwy.

środa, 11 września 2013

Zadania domowe

Wprowadzone plany tygodniowe w tym miesiącu idą nawet całkiem nieźle. W zeszłym tygodniu z rozpiski domowej wykonane:

  • piramidki w zwisaniu
  • ćwiczenia na antagonistyczne
  • rozciąganie codzienne (tutaj tylko 5 dni ale to i tak postęp)
  • sesja brzuszkowa
  • podciągania na drążku 75 sztuk 
Nie udało się w stu procentach wykonać wszystkiego ale było tego trochę.

Gorzej rozpoczął się ten tydzień ale zwiększony brak czasu daje się we znaki - może nadrobię do niedzieli.

wtorek, 10 września 2013

VI.2 dla niskich

Dzisiaj na sztucznej wędkowe zrobienie VI.2 (takie obok zielonego niby VI.1+) ale takie łatwe, że subiektywnie nie jest to żadne VI.2 bo niektóre VI są trudniejsze :). Możliwe, że dla ludzi z mniejszym zasięgiem byłoby to trudne - u mnie ręce idealnie łapały kolejnych chwytów (ale na wyciągniętych łapkach).

Znowu na końcu lekko zabolał mnie bark przy robieniu przewieszonej drogi. Najgorzej, że ból pojawił się nie w trakcie drogi tylko już na dole - nie mam zatem pojęcia przy jakim rodzaju ciągnięcia się uaktywnia.

Z prowadzeń zrobiłem dość spokojnie takie VI+ na centralnym okapie (to takie gdzie drabina ma gorsze chwyty). Na świeżego bardzo lekko mi się wspinało - doskonała droga do trenowania sobie wpinek i takiej ogólnej zabawy z kręceniem, balastowaniem ciałem itd. Kolejne drogi na okapie to już VI.1. Moja pomarańczowa droga VI.1, z którą już dwa razy walczyłem dzisiaj poszła w odstawkę z prowadzeniem. Potrenowałem na niej wspinaczkę na wędkę z myśleniem i ustawianiem sie do wpinek. Wydaje się, że luźno to idzie ale zobaczymy jak pójdzie z prowadzeniem.

poniedziałek, 9 września 2013

Wiem, że dałem sobie w kość

To jest to. Po wczorajszych VI.2 i VI.1 organizm cudowne znaki wysłał - wszystko boli. Po sztucznej takich efektów nie uzyskuję. Boli dokładnie wszystko - od łydek, poprzez uda do przedramion i palców. Od razu czuć, że pracuje wszystko inaczej i że to wszystko stara się osiągnąć kolejny level aby w przyszłości przy takich samych działaniach nie bolało. Najbardziej bolą dłonie - ale to taki zdrowy ból zmęczeniowy nic z kontuzji. Skały to jednak najlepszy poligon i tego należałoby się trzymać.

niedziela, 8 września 2013

Pierwsza mała wtopka

Trzeba uważać co się robi. Mam za sobą mały błąd - na szczęście nie z kategorii groźnych. Na gorze po prowadzeniu wpiąłem się dwoma ekspresami w stanowisko, przewlekłem linę dodatkowo przez pierścień i wpiąłem w uprząż. Miałem więc z 2 ringów dwa ekspresy i blok na linie z prowadzenia. Potem odwiązałem linę od uprzęży (dalej miałem blok dodatkowo z liny z prowadzenia wiec sumarycznie 3 punkty), przewlekłem przez pierścionek i ponownie dowiązałem ósemeczką do uprzęży. Dostałem blok po czym odpiąłem dwa ekspresy z ringów. Wcześniej wyciągnąłem linę do wędki na górę i po jej założeniu miałem jeszcze dodatkowo poza pierścionkiem ekpresa "bezpiecznik" zamontować - ale wpiąłem go tylko do jednego z ringów i nie przepuściłem już przez linę. Zjechałem sobie na linie z prowadzenia (tutaj było wszystko w porządku i wszystko z nadmiarem w trakcie operacji) w dół nieświadom, że na górze nie mam dodatkowo ekspresa do wędki jako bezpiecznik. To jest właśnie to o czym kiedyś już pisałem, rozkojarzenie fajną atmosferą, nabieranie rutyny w pewnych działaniach itd. Trzeba jednak mózgowi wbijać młotkiem do głowy odliczanie procedur jak w przypadku pilotów samolotów przed startem. Takie procedury muszą być we krwi. Jak widać czasami nie są. Co prawda nie wszyscy są zdania, że nawet na wędkę trzeba mieć asekurację z 2 punktów ale ja mam taką swoją procedurę, że chce mieć dwa punkty a mimo to nie ustrzegłem się omyłki i miałem jeden punkt. Lekko się zdenerwowałem na siebie. Przygody tego typu mam nadzieję będą tym młotem wbijającym info o procedurach do głowy.

Pierwsze starcia Brzoskwiniowe

Dzisiaj pierwszy w życiu wypad do doliny Brzoskwinki z nowo poznanym maniakami wspinaczki (dzięki za wypad a w szczególności za wprowadzenie do Dolinki). Od razu gdy człowiek z kimś bardziej doświadczonym uderzy w skały wszystko jakby idzie do przodu. Byliśmy na Menhirze i tam poza poprowadzeniem kilku dróg w OS (V+ i VI-) przystawiłem się do takiej VI.2 na wędkę i o dziwo puściło (ale z podpowiadaniem patentów i chwytów). Co dziwne potem na drodze VI.1 było gorzej - taki trudny start z dziurkami. Ostatecznie po kilku próbach udało się wleźć raz na wędkę. Bardzo fajny kawał skały ten Menhir a przy okazji zaciszny.

Znajomi robili swoje cele jedno VI.2+ i prowadzenie VI.2. Oj wielkie wrażenie zrobiła na mnie obserwacja twardej walki przy prowadzeniu tej VI.2 (psycha z żelaza i waleczność 100%). Jeżeli przypadkiem byliście w Brzoskwince i słyszeliście takie donośne "kurwa ..." to właśnie wprost z Menhira szło :) - taka to była walka.

Przy okazji wspinania się na takich drogach jak dzisiaj czyli nie wysokich i z dziurkami, po raz kolejny potwierdziło się, że wspinaczka na sztucznych nie rozwija specyficznie pod kątem polskich wapieni podkrakowskich gdzie od dziurek aż się roi. Fakt jest taki, że mam palce bardzo słabe i szybko się męczą - po zaledwie kilku trasach i przystawkach dłonie odmawiają dalszej współpracy. Będzie trzeba nad tym jakoś popracować.

Fajna ta Brzoskwinka - wszystko co tam jest, jest mi całkowicie nieznane, idealna do trenowania OS.

sobota, 7 września 2013

Sielanka w skałach

Dzisiaj kolejny piknikowy wypad w skałki. Prawie zero wspinania - zarzucona wędka na trasę prostą ale długą w Bolechowickiej. Kilka wejść znajomych. Dość dużo ludzi - co nie dziwi :). Na końcu jak już się wyludniło zarzuciłem wędkę na drogę Filarek Wallischa i po lekkiej rozgrzewce do góry strzeliłem. Zadziwiająco łatwa droga, przelazłem od razu. Kiedyś wyceniana była na VI+, dzisiaj w przewodniku znajduję, że jest to niby VI.1. Jeżeli jest to VI.1 to sympatycznie :). Gdybym miał czas na wypady to chyba jest szansa na zrobienie czegoś tak do VI.2 pewnie (chociaż nie wiem jak by to było z dołem). W każdym razie nareszcie dotknąłem czegoś choć trochę powyżej VI :).

Chciałem sobie rzucić wędkę na drogę Przez Napis ale dojście od tyłu było strasznie obrośnięte krzakami - nie ośmieliłem się w to brnąć i to do góry na całkiem sporej wysokości. No cóż, dalej czekam aż moi koledzy zaczną asekurować z dołem :). Jedyny kumpel asekurujący z dołem oczywiście musiał pojechać na jakieś bieganie :) (ostatnio ten maniak biegów przebiegł 86 km w jakimś górskim super maratonie - szaleństwo hehehe).


czwartek, 5 września 2013

Jeszcze o żelazie w skale

Muszę przyznać, że poruszył mnie temat osadzania żelastwa w skałach (poprzedni post).

Wiadomo większość wspinających się chce mieć to żelastwo w skale aby było się gdzie fajnie powspinać (ja też chcę). Jednak zdjęcia, które zobaczyłem (z linku z poprzedniego posta) mogą martwić nie tyle z powodu pojedynczego przypadku dość niefortunnego / nieestetycznego  obijania dróg tylko z ewentualnego niepokoju o przyszłość skałek. Tak jak napisałem wcześniej, metoda jest wysoce niedoskonała skoro zostawia się metal w skale i obok osadza następny - kiedy taka możliwość się skończy trudno dokładniej powiedzieć ale na pewno się skończy (miejsce jest ograniczone). Metoda taka przypomina dokładnie coś takiego "a niech się potem następne pokolenia martwią jak to wydobyć/poprawić". Może się mylę ale przecież i te nowe ringi kiedyś staną się niebezpieczne i znowu trzeba będzie je wymieniać. A skała sama nie odrośnie. Oczywiście temat wydobywania staroci ze skały może być trudny ale to nie oznacza, że skoro jest trudny to należy iść na kompromis. Osobiście uważam, że musi istnieć rozsądna metoda - możliwe, że czasochłonna ale przecież chodzi tu o trwałość skały - na wydobycie starego pręta i osadzenie w to samo miejsce kolejnego. Choćby metoda była i bardzo czasochłonna to przecież nigdzie się nam nie spieszy, można mniej a lepiej obijać.

Można się przyczepić, że laik w tym temacie się wypowiada - tak ale laik tylko w sprawie fizycznego montowania ringów. W sprawie zasadniczej czyli w kwestii montowania nie za wszelką cenę, szybko i jak najwięcej nikt nie jest laikiem - to oczywiste i trudno być w tej sprawie laikiem (dokładniej - to powinno być oczywiste).

Kto o to dba?

Natrafiłem na taki artykuł LINK. Strasznie wygląda to co w nim napisane i sfotografowane. Zawsze wydawało mi się, że skał nie wolno tak sobie ruszać i wkręcać w nie co się komu podoba, że są od tego wyznaczeni masterzy itd. A tu proszę - niezła masakra. Faktycznie strach pomyśleć co z tych skał zostanie przy takim podejściu. Mam nadzieję, że mojej ulubionej Bolechowickiej nikt nie raczy tak potraktować.

Przy okazji ciekawe co można zrobić z usuniętym ringiem (widać, że po prostu się ucina i zostawia) ale ta metoda ma swój kres w przyszłości - w danym miejscu nie będzie już miejsca na nowego ringa bo okolica będzie zadźgana starymi odciętymi ringami. Czy istnieje metoda nawiercenia w tym samym miejscu i wstawienia nowego ringa? Chwilę szukałem po necie opisu tego tematu ale nie znalazłem.

środa, 4 września 2013

Barkowe bóle - dalszy ciąg

Jednak wczoraj na sztucznej po przejściu pewnej drogi, ponownie poczułem ukłucie w prawym barku. Przeszło po kolejnych wspinaczkach ale fakt jest jednak niepokojący w dalszym ciągu. Dzisiaj jakby nic - takie delikatne odczuwanie barku. Ciekawe, że wcześniej gdy mnie bolało ból nasilał się wraz z podnoszeniem ręki do pionu a wczoraj właśnie gdy miałem rękę uniesioną do góry bólu wcale nie było. Jest w tym jakaś zmienność - może jednak coś tam się przemieszcza jakoś raz tak a raz inaczej. Wstępnie dowiedziałem się już od kumpla o pewnym rehabilitancie sportowym - może się wybiorę.

wtorek, 3 września 2013

Dupa wołowa

Dzisiaj dokonałem przerażającego odkrycia. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię się wspinać z dołem. Na trasie VI.1, którą na wędkę trzaskam prawie z zamkniętymi oczami znowu jakieś nierealne zamotania z wpinkami sprawiły, że nagle bułki odmówiły posłuszeństwa :). Wspiąłem się do samej góry ale z blokami na górze (musiałem przemyśleć wpinki). Częste wspinanie na wędkę powoduje, że całkowicie nie potrafię się ustawiać do wpinek - ustawiam się przy danych pozycjach tak jakbym już miał dalej iść do góry a wpinka wymaga nieraz całkowitej zmiany pozycji na chwilkę aby się wpiąć wygodnie. Muszę zintensyfikować wspinanie z dołem nawet na sztucznej (a może szczególnie na sztucznej).

Potem doznałem jeszcze jednej załamki gdy wspiąłem się w OS na taką VI+ w okapie z dołem. Klamy były takie, że na drabinie jest mniej wygodnie ale oczywiście co zrobiłem? - zbułowałem się wpinkami i kretyńskimi pozycjami do nich. Nawet szybkość wpinek jest załamująca - czasami wejdzie od strzału a czasami jakoś tak rzeźbię i rzeźbię.

Czyli wiadomo co mam robić a wydaje się jakby nie było wiadomo. Gdyby nie forma blogowa nie nazwałbym tego w tak politycznie poprawny sposób jak "dupa wołowa" tylko bardziej dosadnie :).

poniedziałek, 2 września 2013

Nieśmiały powrót do podciągnięć

Dzisiaj z pewną dozą braku zaufania wykonałem 20 podciągnięć (od 2 na początku poprzez 5, 7 i 6 na końcu). Wszystko ok z barkiem. Potem piramidka w zwisaniach do 50 sekund ze skokiem 10 sekund. Jeszcze za chwilkę rozciąganie dolnych partii (takie tam szpagaty i inne kwiatki lotosu :) ).

Nie ufam jednak barkowi i będę w tym tygodniu niezmiernie delikatny w tych ćwiczeniach :).

niedziela, 1 września 2013

Plan wrześniowy - rewolucja

Z ostatniego planu na sierpień cieniutko - piramidka w zwisaniu wykonana kilka razy nawet, osiągnięte 72,8 kg czyli nowy rekord wagowy, piramidki w podciąganiach do 8 dwa razy (o jednym razie nie napisałem jakoś). Reszta niewykonana a przy próbach z przykurczami zepsułem się.

Nowy plan będzie inny niż dotychczas - będzie taki:

  • 140 podciągnięć na drążku tygodniowo (obojętnie w jakich wariacjach może być na przykład piramidka do 8 co da 64 podciągnięcia itp byle suma tygodniowa dawała 140)
  • 2x tygodniowo piramidka w zwisaniu do 50 sekund ze skokiem 10 sekundowym
  • 2 dni z ćwiczeniami na antagonistyczne mięśnie wprost z książki Horsta (plus dodatkowo piramidka w pompkach do 25 ze skokiem co 5 pompek)
  • raz w tygodniu zwisy na kombinacjach palców 3 serie dla każdej każdej kombinacji po 10 sekund na kombinację
  • codziennie rozciąganie ze szczególnym nastawieniem na dolne partie (celem jest kwiat lotosu - nauczycielką będzie moja córka, dla której jest to banał nad banałami :) )
  • raz w tygodniu poważna sesja na brzuch (3 serie po 40 powtórzeń około 4 różnych ćwiczeń)
  • 2 razy w tygodniu wspinanie na sztucznej (na razie w starym stylu bouldering i wspinanie po trasach na przemian w zależności od miejsca pobytu (forteca, avatar))

Wszystkie te ćwiczenia poza wspinaniem na sztucznej są domowe (to co dodatkowo robię w ramach rozgrzewki na sztucznej się nie liczy do planów).

I ostatni cel najważniejszy - zrobienie z dolną asekuracją czegoś w okolicach VI.1 do VI.2. (to już prawie ostatni gwizdek przez zepsuciem się na dobre pogody)


Czy to wygląda realnie? Hehehehe nie wiem. Przekonam się już w nadchodzącym tygodniu.

sobota, 31 sierpnia 2013

Lekka rozsypka

Ten miesiąc nie należy do udanych. Dziad się popsuł i ma za swoje. Bark co prawda już prawie nie boli ale strach jakiś taki jest aby go nie obciążać za bardzo. We wtorek na sztucznej sprawdzę czy się nadaje do wspinania czy potrzeba dać barkowi jeszcze trochę dni wytchnienia.

Ciekawe jest to, że powstanie bólu w barku odbyło się następująco (dość dziwnie): najpierw na drugi dzień po ćwiczeniach przykurczy na jednej ręce pojawił się dość duży ból ale na ścianie wszystko się rozeszło i ból prawie zszedł do zera, potem po kilku dniach jeszcze w trakcie rozgrzewki w czasie ćwiczeń rozciągających na rączki nagle pojawił się ból (jakby skurcz) ale i to się ładnie rozeszło po progresywnej wspinaczce na coraz trudniejszych trasach. Znowu na drugi dzień jakby nic nie boli ale wieczorem robię sobie ćwiczenia ogólne i rozgrzewam się i znowu przy rozciąganiach rąk nagle chwyta mnie ból w prawym barku (znowu jakby przykurcz). Teraz to nawet rozciągać ręce się trochę boję.

Od następnego miesiąca nastąpi zmiana w ćwiczeniach domowych - na sto procent likwiduję przykurcze na jednej ręce :). Dodatkowo przechodzę na system piramidkowy we wszystkich ćwiczeniach siłowych na drążku (zero robienia ćwiczeń na maksy w danych kategoriach).

Dalekosiężny plan jest taki, że grudzień robię miesiącem bez wspinaczki - zastąpię ją basenem. Z rozpoczęciem nowego roku wchodzę w ćwiczenia z książki Horsta - biorę na tapetę plan treningowy dla początkujących 4-3-2-1 czyli 4 tygodnie wytrzymałość i technika, 3 tygodnie siła maksymalna, 2 tygodnie wytrzymałość siłowa i jeden tydzień przerwy. Drugie kółko lekko zmodyfikuję do 2-2-1-1. Na czerwiec trzy takie koła się dokonają. Zobaczę jak to wyjdzie w praniu.




piątek, 30 sierpnia 2013

Potrafić powiedzieć sobie NIE

Trening mówienia sobie "nie" właśnie trwa. Tak mi się chce iść na ściankę powspinać, że nie jest to takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Ale tak się stanie i zrezygnuję ze wspinania w dniu dzisiejszym. Bark już trochę lepiej ale jeszcze boli przy ustawieniu ręki pionowo do góry. Dam mu odpocząć a przy okazji i inne części też odpoczną.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Palec zdrowy - bark chory

Jednak prawy bark został zepsuty moimi przykurczami na jednej ręce.Myślałem, że przeszło ale jednak nie. Wczoraj w domowych ćwiczeniach rozciągających nagle przy jakimś tam wygibasie na ręce wskoczył ból w barku i już pozostał (dzisiaj jest już mniejszy ale jednak coś tam jest nadwyrężone). Boli przy podnoszeniu ręki ponad staw barkowy. Patrząc na tego linka LINK objawy najbardziej pasują do "Konflikt podbarkowy". Mam jednak nadzieję, że to nie to (o jakichś operacjach tam pisują itp).

Jak nie palec to bark. Kolejne doświadczenie - ćwiczenia na maksy w przykurczach tylko pod koniec dnia wspinaczkowego na sztucznej, gdzie rozgrzanie organizmu jest doskonałe. Robiłem te przykurcze po treningach i nic się nie działo. W domowym zaciszu nigdy się tak nie rozgrzeję. To jedna z ważniejszych przestróg, która wynika wprost z eksperymentu na króliku doświadczalnym - szkoda, że samo czytanie o takich rzeczach nie uczy królika. Mądry królik po szkodzie.

środa, 28 sierpnia 2013

Słaby dzień

Wczoraj na sztucznej dopadł dziada taki ból głowy, że szkoda gadać. Zero przyjemności ze wspinania. Jakiś gradient spory ciśnienia lub coś w tym rodzaju. To "coś w tym rodzaju" to w moim przypadku efekt przejarania fajkami - w pracy duży kocioł z deadlajnami i jara się przy tym jak lokomotywa.

To nieprzyjemne samopoczucie przypomniało mi, że przecież trzeba rzucić to świństwo i wskoczyć na next level wspinania i trenowania :). Pomysł jest taki (celowo nie piszę plan), że wraz z nowym podejściem do trenowania (trochę zgodnym z pomysłami Horsta z książki "Trening wspinaczkowy") rzucam palenie. Tak, tak brzmi to zabawnie ale takie będą fakty. Jaranie strasznie zmniejsza możliwości i ogólnego powera a zatem rzucenie jest nieuniknione.

PS
Jeszcze jeden drobny szczegół związany z jaraniem jest taki, że paląc około paczki dziennie miesięcznie wydaję 30x12 zł. co daje wynik 360 zeta na miesiąc. Pomyśleć ile sprzętu wspinaczkowego można kupować za tą kwotę :).

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień antagonistycznych

Dzisiaj ćwiczenia z hantlami na mięśnie antagonistyczne za radą Erica Horsta. Nie powiem, odczuwam pewną słabość przy wykonywaniu tych kilku prostych ruchów z 4-kilogramowymi ciężarkami. Jeżeli tylko faktycznie te ćwiczenia mogą przyczynić się do zmniejszenia prawdopodobieństwa występowania kontuzji to będę je machał 2 razy w tygodniu cały zestaw.




piątek, 23 sierpnia 2013

Rozruszany bark

Dzisiejszy wypad na sztuczną rozruszał bark. Przed wyjściem miałem dość ostry ból przy sięganiu ręką z dołu na plecy w kierunku łopatki - teraz już bez problemów i tylko z niewielkim bólem. Przykurcze na jednej ręce spowodowały jakiś skurcz mięśni i trzymało to przez jakieś półtora dnia. Uff na szczęście problem mija.

Co do moich parametrów, które pozwalają mi mierzyć pewien rozwój kilka jest jednak do dupy. Myślę o tym maksie w podciągnięciach, przykurczach i tym wszystkim co wymaga w jednej serii osiągania czegoś tam. Zastanawiam się czy całkiem nie przejść na piramidki w wszystkich dziedzinach i w nich bić rekordy mierzące progres - element rozgrzewania w piramidkach jest nie do przecenienia. Takie na przykład bicie rekordu w podciągnięciach zmusza mnie do tego, że wcześniej rozgrzewam się ale nie za bardzo w samych podciągnięciach bo nie chce się zmachać przed biciem rekordu. Ten efekt potem powoduje, że tak naprawdę nie jestem odpowiednio rozgrzany i przystępuję do masakry w danej kategorii - wtedy o nadwyrężenie nie trudno. Piramidki przy okazji bicia rekordów są też niezłym ćwiczeniem, trwającym odpowiednio długo itd. Co prawda na pakowanie maksymalnej siły się nie nadają i tutaj właśnie niestety ostre rzeczy trzeba przeprowadzać (np zwis w przykurczach na jednej ręce). Mam dylematy jednak w powyższym temacie. Jak tutaj się rozgrzać na przykład do przykurczu na jednej ręce? Hm.. ciężko. Cokolwiek bym nie zrobił i tak skok wysiłkowy potem pomiędzy rozgrzewką a przykurczem jest duży. Jedno tylko jest pewne muszę wzmocnić jeszcze cały aparat barkowy i bardzo delikatnie sprawdzać przykurcze na jednej ręce.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Hantle - szybka reakcja

Nie myśląc za długo, widząc problem z barkiem pojechałem od razu po pracy zakupić hantelki. Kupiłem dwie sztuki po 4kg. Otworzyłem książkę Horsta z ćwiczeniami na antagonistyczne mięśnie i jazda do ćwiczeń. Kilka ćwiczonek na barki także wykonałem. Zobaczymy jak to wpłynie na minimalizowanie kontuzji.

Bark się trochę zepsuł

Cholera!!!

Po wczorajszych przykurczach na jednej ręce (prawej) strasznie boli mnie prawy bark. Tak to jest jak się zapomni o tym, że nie jest się już pierwszej młodości. Oj boli dość poważnie. Oczywiście nie robię jeszcze tych ćwiczeń przeciwdziałających problemom z barkami. Widać, że chyba jeszcze za wcześnie zabieram się za obciążenia około 73kg dla jednej ręki. Muszę jeszcze raz przegrzebać info na temat problemów z barkami dla wspinaczy i co z tym robić - tzn co ćwiczyć na wzmocnienie stopniowe tej części organizmu.

środa, 21 sierpnia 2013

Znowu nie

Domowe ćwiczenia, które miały zakończyć się udaną próbą zawiśnięcia na lewej ręce w przykurczu przez minimum 4 sekundy znowu zakończyły się niepowodzeniem. Na prawej na luzach ponad 5 sekund w przykurczu (mogłem więcej ale nie chciałem się jeszcze w tym względzie przemęczać). Na lewej takie ledwo co 2 sekundy - dokładniej to sekunda i potem już rozginanie ręki. Troszeczkę poszło do przodu ale niewiele. To skutek między innymi tego, że gdy ćwiczę podciągnięcia i robię już takie powtórzenie, przy którym nie daje rady to bardziej przechylam się ku prawej ręce i to ona ratuje jeszcze te kilka podciągnięć. Stąd prawa ręka częściej pakuje niż lewa. Musze w końcu te asymetryczne podciągnięcia potrenować (takie z ręcznikiem przez drążek) tak aby lewą bardziej zmusić do pracy. W każdym razie odbyłem przynajmniej 45 minutową sesję ćwiczeń ogólnorozwojowych a to, że lewa ręka dalej słabo w przykurczach to trudno - nie poddam się i w końcu osiągnę te 4 sekundy.

PS
Hm.. przyznam, że zasłużona klęska - nie za dużo ostatnio tych domowych ćwiczeń na przykurcze robię.


wtorek, 20 sierpnia 2013

Raczej nie VI.1+

Dzisiaj na sztucznej robota na ilość, czyli tak ze 150 metrów (chciałem więcej ale już czasu nie było). Na końcu przystawka do takiego nowego VI.1+. Puściło od pierwszej przystawki i jakoś tak mi się wydaje, że ponownie jakby za mocno to jest wycenione - ale możliwe, że mi po prostu siedzi i dlatego miałem odczucie, że za łatwe jest. W każdym razie to pierwszy raz gdy taki numerek puścił. Rączki pomimo w miarę intensywnej wspinaczki wcale nie bolą co pocieszające i dające nadzieję, że jednak jakiś tam rozwój jest.

Po przybyciu do domku jedzonko kolacyjne ale już nie takie byle jakie tylko węglowodanki i białko w odpowiedniej proporcji (tzn odpowiedniej wg Horsta :) hehehe). Oczywiście bardzo szybko po wysiłku zjedzone bowiem ponoć wtedy jest największa wchłanialność tych dobroci do organizmu co walnie przyczyniają się do regeneracji tego wszystkiego co się zdążyło przemęczyć :). Fajny jest Horst bo kolejna rada jest jakże wspaniała - na 0,5 godziny przed spaniem jeszcze wtrącić jakieś węglowodany. Hehehehe "no problem" coś tam zjem.

I jeszcze jedno - napał na wspinanie nie słabnie (przyznam szczerze, że najchętniej byłbym codziennie na ścianach). Następny wypad w piątek a zatem jutro odhaczanie jakiegoś punktu z planu.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Zabytek

Oto udało się - książka z dawnych lat powraca :). Przetrwała w całkiem niezłym stanie ponad 20 lat.


Właśnie dzisiaj rozpocząłem jej czytanie. Wyśmienicie się czyta po latach. Mimo, że jest już wiekowa zawiera bardzo dużo niezłego materiału.