niedziela, 5 maja 2013

Wapno kontratakuje

Każdy posiada plecy ale moje nie omieszkały mi o sobie przypomnieć. Dzień przed długim weekendem zmieniałem koła z zimowych na letnie i musiałem je przenieść z garażu do samochodu. Są dość ciężkie takie 17 cali. Rwałem je z niewygodnej pozycji bo leżały za jakimiś pudłami a nie chciało mi się ich sprzątnąć z drogi do kół. Niby spoko - wsadziłem je do samochodu i pojechałem do punktu zmiany kół. Tam z 15 minut poczekałem w koszulce na świeżym (dość chłodnym) powietrzu. Wróciłem i odstawiłem zimówki do garażu. Niby nic ale tak lekko coś poczułem na plecach. Kilka dni potem z rana nagle strzał i dość nieznośny ból pod łopatkami zaatakował. Ciężko było się schylić do ubierania butów. Ale nic 2 dni i przeszło - jakby się rozeszło. Ale to nie był koniec - wczoraj rano wstałem zmotywowany do biegania (drugiego po tej zimie), wskoczyłem w buty i jazda na zewnątrz. Trochę lało i było tak ze 12 stopni. Oczywiście zero rozgrzewki. Po dziesięciu metrach jak mnie trzaśnie znowu w tym samym miejscu. Ale pobiegłem dalej tyle, że tylko jakieś 3,5 km. Ból trwa do teraz. Ewidentne objawy dziada pradziada. Zawiało mi te plery po wysiłku związanym z dźwiganiem kół.

Te plecy są ostatnim miejscem, które pomimo 4 miesięcznego trenowania dalej mi dokuczają. Wiem - są zepsute przez siedzenie przed kompem. Aktualny ból zaatakował dokładnie w tym miejscu gdzie czasami pojawia się od zwykłego siedzenia. Coś czuje, że same się nie naprawią i możliwe, że trzeba będzie się z nimi udać do jakiegoś lekarza.

A już wydawało się, że jest tak dobrze - nie jest. Na każdym kroku jakieś syfy wychodzą na światło dzienne. Mam nadzieję, że błędy przeszłości i tym razem uda się naprawić.

Bardzo długi weekend dobiega końca i wapno wraca do treningów - z bólem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz