środa, 8 maja 2013

Obawy przed kontuzjami

Tak czasami się zastanawiam od jakiej trudności dróg zaczną się problemy z palcami i ścięgnami. Wydaje mi się, że już tak od VI.4 chwyty zaczynają zanikać i zaczyna się walka z ewentualnymi kontuzjami. Ta granica wynika z moich doświadczeń jako młodziana a co będzie teraz gdy ma się parę latek więcej? Jeszcze daleko do robienia takich trudności ale obawy są już teraz. To czasami chwila nieuwagi, jakieś nieodpowiednie pociągnięcie i mamy kontuzję. Jest kilka złotych zasad w tym temacie. Trzeba uważać na to, że szybciej nabiera się siły niż odporności stawowo ścięgnowej i dysponując odpowiednio dużą siłą można łatwiej sobie pociągnąć na przykład z palucha, który nie był na takie pociągnięcie przygotowany. Odpowiednia rozgrzewka zawsze i wszędzie - ja widzę, że mam czasami tendencję do robienia rozgrzewki byle jak lub wcale jej nie robienia (myślę, że wielu ludzi ma podobnie). Odpowiedni odpoczynek po dużych obciążeniach na treningu czy w skałach to też trzeba sobie jak mantrę powtarzać (tutaj nie jestem tak bardzo narażony bowiem życie nie pozwala mi na codzienne katowanie). Odpowiednia dieta (to już magia lekka i obawiam się, że nie wdrożę żadnej albo wdrożę połowicznie). Kontrolowanie postępów i nie rzucanie się na drogi, które potencjalnie po opatentowaniu zrobimy ale zmasakrujemy sobie na nich jeszcze nie przygotowane stawy i ścięgna. Itd pewnie znalazłoby się jeszcze sporo rad.

Wszystko to niby oczywiste czynności, które minimalizują szansę na kontuzję ale jak łatwo czasami o nich zapomnieć, zrobić coś byle jak aby odfajkować dany punkt. W aktualnych moich działaniach związanych z powrotem do wspinania na razie nie zarejestrowałem większych problemów z palcami i ścięgnami - miałem raz lekkie nadwyrężenie ścięgna w palcu zwanym fakerem przez kilka dni. Natomiast od powrotu do wspinania mam coś takiego jak permanentne odczuwanie (lekkie) stawów (tych największych stawów) palców. Czuję je po prostu. Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym co kiedyś już opisałem na blogu - obciążeniem przez ćwiczenia na rurce (tam dochodzi u mnie do największych obciążeń, większych niż w trakcie wspinaczki na razie na trasach typu VI.1 maksymalnie). Drążek może okazać się podstępnym przyrządem powodującym ukryte nawarstwianie się małych urazów. Zwisanie na palcach i podciąganie się do góry to w końcu dźwiganie ponad 70 kg a naprężenie przy szarpaniu w górę jest dodatkowym czynnikiem zwiększającym chwilowo to obciążenie. I tu pojawia się dylemat. Z jednej strony drążek jest łatwo dostępnym przyrządem do zwiększania przypaku a z drugiej strony rozwala mi palce. Rezygnacja z niego byłaby trudna o tyle, że nie miałbym go czym zastąpić (nie mogę codziennie łazić na ścianki wspinaczkowe itp). Coś w tym temacie trzeba wymyślić bo trapi mnie już od jakiegoś czasu (odkąd zaobserwowałem, że to odczuwanie stawów i pewne bóle w dłoniach są właśnie od rurki a nie od wspinu na ściankach). Pierwszym narzucającym się rozwiązaniem zmniejszającym obciążenie jest podciąganie się w pełnym chwycie (tzn nie na samych palcach gdzie rurka znajduje się na pierwszym i drugim paliczku licząc od końca palca). Wiszenie takie wprowadziłem sobie aby przy okazji podciągania wzmacniać palce ale jak widać może to być przesadą na dłuższy dystans. Widać tutaj też to, że zwisanie na samych dwóch ostatnich paliczkach właśnie zawiesza cały ciężar ciała na najgrubszym stawie palców obu rąk (a właśnie te stawy czuję). Hm ... innego rozwiązania nie widzę chcąc się dalej podciągać na drążku :).

Jest jeszcze jedna możliwość, że jest to etapem przejściowym i dłonie przyzwyczają się w końcu do takich rurkowych obciążeń - ale tutaj mam wątpliwości bowiem będę przecież robił coraz więcej podciągnięć a co za tym idzie marne są szanse, że stawy przestaną być odczuwalne. Wydaje się, że trzeba z tym jakoś żyć.


Na razie moje odczuwanie stawów nie nazwałbym kontuzją ale już pewnym sygnałem od organizmu, że coś się dzieje, coś się nawarstwia, coś się nie do końca zregenerowało. Aby temu już teraz jakoś zapobiegać wprowadzę sobie taką zasadę, że jeden dzień rurkowy robię w pełnym chwycie a jeden w chwycie na końcach palców. Zobaczę co z tego wyjdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz